Dawno nie pojawiła się żadna osłona serii dyskusyjnej, za co przepraszam, ale szczerze mówiąc, kompletnie wyleciało mi to z głowy. Zajęłam się innymi inicjatywami, np. Autorskimi 10 minutami, stąd to chwilowe opóźnienie.
Ale, no more! Wracamy do dyskusji, kochani! :)
Od jakiegoś czasu na polskich bookstagramach pojawia się wiele postów, story i komentarzy dotyczących współpracy z wydawnictwami. Mowa o zaletach, wadach i ogólnych założeniach tej wymiany medialnej. Stwierdziłam, że chętnie podejmę temat i zobaczę, jak wy się zaopatrujecie na tę sprawę. Dlatego...
VIII ODSŁONĘ SERII DYSKUSYJNEJ, CZYLI
TROCHĘ O WSPÓŁPRACY Z WYDAWNICTWAMI
Zacznę od banałów, ponieważ - jak wiadomo - taka współpraca jest bardzo korzystna zarówno dla wydawców jak i dla blogerów/bookstagramerów/booktuberów/ogólnie osób "siedzących w książkach", których będę dla uproszczenia nazywać twórcami. Każdy coś zyskuje. Wydawca dostaje promocje tytułów oraz swego rodzaju szum medialny, ponosząc przy tym niewielkie koszty. Twórca z kolei może poznać nowości często przedpremierowo albo świeżo po premierze, czym zachęca wielu potencjalnych czytelników do dłuższego pozostania na prowadzonej stronie.
Problem w tym, że momentami wspomniana współpraca nie przebiega gładko i miło. Wydawcy mają zbyt dużo wymagań, których spełnienie często zabiera twórcom dużo czasu: napisanie recenzji, dodanie postów na social media lub też - w zależności od umowy - wrzucenie ich na portale książkowe czy strony księgarni internetowych. Dodatkowo porobienie zdjęć, nagranie story i inne pierdoły tego typu, na które poświęca się często wiele, wiele godzin. W zamian więc twórcy oczekują wynagrodzenia (czy to w postaci wymiany barterowej, czy odpowiedniej zapłaty w przypadku współpracy komercyjnej - wszystko zależy od pierwotnych ustaleń). I wtedy zaczynają się schody...
Ze swojego doświadczenia powiem, że jest różnie. Niektóre wydawnictwa są naprawdę cudowne. Nie mają żadnych problemów, chętnie odpowiadają na pytania i odpisują na maile, traktując twórcę jak równego sobie. Ale niektóre... cóż, powiedzmy, że powinny się jeszcze trochę nauczyć. :) Nie mówię tutaj tylko o głupim podziękowaniu za napisanie recenzji czy zwyczajnym odpisaniu na maila (parę razy zdarzyło się, że wysyłając zapytanie o egzemplarz albo listę linków z recenzjami otrzymanych książek, nie dostałam żadnej odpowiedzi. Nie wiem, jak Wy, ale dla mnie to nieprofesjonalne zachowanie). Największym policzkiem jest - w przypadku współpracy barterowej - otrzymywanie egzemplarzy bezpłatnych przed ostateczną korektą, czyli egzemplarzy niepełnych. Jako osobie, która poświęca sporo czasu na promowanie książki, miło by było dostać finalny produkt, czyli taki, jaki się teoretycznie reklamuje, czyż nie? I taki, na który się pierwotnie umawiało. Przecież reklamując sukienkę, nie dostaje się takiej nie do końca uszytej albo samego materiału, prawda?
Oczywiście, należy wówczas napisać z prośbą o wysłanie egzemplarza finalnego, ale otrzymana odpowiedź nie zawsze jest zadowalająca.
Na bookstagramie spotkałam się z opiniami, że niektóre wydawnictwa wręcz każą pisać same przychylne recenzje, inaczej nie dostanie się "w nagrodę" książki. Nigdy osobiście się z czymś takim nie spotkałam (chyba że miałam farta do wydawnictw, z którymi rozpoczęłam współpracę :P). Kompletnie też nie rozumiem twórców, którzy się na to godzą lub (już nawet pomijając fakt nacisku ze strony wydawcy) sami decydują się wychwalać kompletny chłam, bojąc się, że zła recenzja zakończy ich współpracę. Szczerze mówiąc, takie zachowanie urąga pozostałej grupie twórców, szczerych i skrupulatnych, i uważam, że taka praktyka powinna się zdecydowanie zakończyć. Może właśnie dlatego niektórzy wydawcy traktują twórców jak bezmózgie istoty, jakim można wcisnąć wszystko?
Na zakończenie pragnę zaznaczyć, że post nie powstał po to, by obrazić wydawców czy twórców, ale by pokazać, że nie zawsze jest ładnie i kolorowo. Każda współpraca zawsze ma dwa końce jak kij i wyłącznie od nas samych zależy, na jakie warunki się zgodzimy. Jeśli nie macie problemów z otrzymywaniem niefinalnych egzemplarzy, niech będzie, wasza sprawa. Jeśli uważacie inaczej, to również wasza opinia, do której macie prawo.
Czasami jednak trzeba usiąść i się zastanowić, czy to, co robię, ile poświęcam czasu i nerwów, rzeczywiście jest warte produktu próbnego i ani jednego "dziękuję". :)