PREMIERA 10.01.2024

Bogobójczyni to debiut autorstwa nortumbryjskiej pisarki, Hannah Kaner. Książka otwiera trylogię Upadli bogowie i na ten moment została przetłumaczona przynajmniej na dwanaście języków. Poleca się ją fanom naszego rodzimego Wiedźmina oraz Amerykańskich bogów. Osobiście raczej nigdy nie zwracam uwagi na porównania do innych powieści, podobnie i w tym przypadku - do sięgnięcia po Bogobójczynię przekonał mnie przede wszystkim fascynujący opis. 

Zacznijmy jednak od początku.

Kissen, główną bohaterkę, poznajemy w trudnych okolicznościach. Dziewczyna budzi się otumaniona narkotykiem. Jest sparaliżowana, nie potrafi się ruszyć, jedynie z przerażeniem śledzi kolejne wydarzenia, kiedy to zostaje przywiązana do beli na stosie, gdzie razem z rodziną ma niedługo spłonąć. Na cześć bogini ognia. Ma zginąć jako ofiara wśród wrzasków jej umierających braci oraz matki. Kissen niespodziewanie ratuje ojciec, który odcina córce nogę i powierza swojemu dawnemu kochankowi, bogowi, Osidisenowi. 

Bycie świadkiem tragicznej śmierci rodziny, poczucie zdrady i rosnąca nienawiść do bogów - całokształt sprawia, że wybrana przez Kissen profesja nie wydaje się niczym zaskakującym. Jest veigą, osobą, która na chleb zarabia mordowaniem bogów. W trakcie jednej z takich podróży przypadkowo poznaje Inarę. Dziewczynkę, która w niewytłumaczalny sposób związana jest z bogiem niewinnych kłamstewek...

W historii do głosu dochodzi również Elogast. Piekarz, przyjaciel króla Middrenu oraz były żołnierz. Wskutek niecodziennej prośby porzuca on dotychczasowe życie i wyrusza w świat, by ocalić Arrena.

W jaki sposób los połączy tę trójkę z pozoru kompletnie różnych osobowości? Czy nie skoczą sobie do gardeł przy pierwszym spotkaniu? Bogobójczyni, piekarz i dziewczynka - tylko bogowie raczą wiedzieć, jak zakończy się ta opowieść...

Hannah Kaner stworzyła magiczną, fascynującą oraz intrygującą opowieść. Wykreowany świat od początku wydał się niesamowicie realistyczny, a rządzące nim prawa przemyślane i logiczne. Pomysł na główną fabułę był strzałem w dziesiątkę - nie dało rady przestać podążać za bohaterami. Gdybym miała i czas, i możliwości nie oderwałabym się od książki nawet na sekundę. 

Największą zaletą książki był zdecydowanie wątek bogów. Istot, które potrzebowały wiernych i świątyni, by w ogóle istnieć. Żądali darów oraz ofiar. Niektórym wystarczyły skromne podarki, jednak niektórzy wymagali krwi, śmierci oraz dużego poświęcenia. Każdy bóg był inny, zarówno z wyglądu jak i z charakteru, dzięki czemu nigdy tak naprawdę nie miało się pojęcia, na kogo się trafi. 

Kreacja Kissen wypadła dobrze. Główna bohaterka posiadała cechy wykraczające poza schemat podobnych historii: kaleka niosąca śmierć. Widać, że autorka pokusiła się o oryginalność. Największy problem miałam z Inarą - nie wiem czemu, ale dziewczynka przez połowę książki okropnie mnie irytowała swoim infantylnym zachowaniem. Wiadomo, była młoda, wiele przeżyła, jednak nie potrafiłam zdzierżyć jej często występującego, bezgranicznego zaufania do obcych. Elogast to zdecydowanie mój faworyt, mimo że nierzadko bywał przewidywalny i aż do granic możliwości stawiał siebie na drugim piedestale.

Ogromnym atutem Bogobójczyni było również zaskakujące zakończenie. Ostatnie pięćdziesiąt stron to istna jazda bez trzymanki, sprawiająca, że serce albo zamiera zaszokowane, albo wyskakuje z piersi od nadmiaru emocji. 

W kilku słowach podsumowania: Hannah Kaner wkroczyła w literacki świat ze świetnym debiutem. Historia miejscami powala na łopatki, przygniata, by za parę stron zasiać ziarno nadziei. Wywołuje wiele, często sprzecznych, uczuć, oraz zachwyca intrygująco wykreowanym światem. Bogobójczyni to książka zdecydowanie zasługująca na waszą uwagę, zwłaszcza jeśli lubicie motyw złych bogów oraz walki z niesprawiedliwością. Polecam i czekam na drugi tom!

9/10

Bogobójczyni
Hannah Kaner
Wydawnictwo Jaguar
 Warszawa 2024
Stron: 367

→ tom 2


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

PREMIERA 17.05.2023

Uwielbiam thrillery, w których głównym motywem jest poszukiwanie zaginionych osób. Dlaczego? Bo to, czy ostatecznie osoba okaże się martwa czy żywa za każdym razem jest dla mnie niemałym zaskoczeniem. Lubię czuć dreszczyk emocji i tę niepewność towarzyszącą głównemu bohaterowi, który potyka się o poszlaki, lawiruje w dowodach i przeszukuje miejsca pobytu zaginionego. 

Po przeczytaniu więc opisu książki Francka Thillieza, francuskiego pisarza, nie mogłam przejść obok obojętnie. Zdarzyło się dwa razy jest kontynuacją Manuskryptu niedokończonego - od razu zdradzę, że nie czytałam pierwszej części. I na szczęście nijak nie przeszkodziło mi to w odbiorze lektury. W ogóle mam wrażenie, że brak znajomości poprzedniego tomu sprawił, że Zdarzyło się dwa razy odebrałam mocniej, wyraźniej i kompletnie przepadłam w historii.

Ale po kolei.

Kiedy w 2008 roku znika siedemnastoletnia Julie, porucznik żandarmerii, Gabriel Moscato gotów jest nawet wskoczyć w ogień, by odnaleźć córkę. Wpada w wir obsesyjnych poszukiwań, które momentami zderzają się z szaleństwem. Pewnego dnia melduje się w hotelu Falaise, a po dość dziwnej nocy budzi się w nieswoim pokoju na innym piętrze. Gdy idzie do recepcji wyjaśnić sytuację okazuje się, że jest rok 2020. Od zaginięcia jego córki nie minęły miesiące, lecz lata...

W międzyczasie w Sagas, górskim miasteczku, znalezione zostają zwłoki młodej dziewczyny. Stawia to na nogi całą żandarmerię, w tym kapitana Paula Lacroixa. Czy znaleziona dziewczyna to zaginiona przed laty Julie? Skąd ten nagły zanik pamięci u Gabriela? Dokąd zaprowadzą bohaterów kolejne poszlaki? Może nad porzucony domek gdzieś w górach?

Zdarzyło się dwa razy to niesamowita, porywająca i trzymająca w napięciu historia. Rozdziały są dość krótkie, co przyspiesza akcję i nadaje całości specjalnego charakteru. Jest dynamicznie, mrocznie oraz zdecydowanie emocjonująco. Każdy wątek śledzi się z równie dużym zaangażowaniem, chociaż ten związany z zanikiem pamięci u Gabriela jakoś najmocniej przypadł mi do gustu. Dzięki temu zupełnie nie miałam pojęcia, co się wydarzy ani co się wydarzyło. Śledziłam więc tę opowieść na dwóch płaszczyznach czasowych, w obu czując się jak zagubiona, smarkata nastolatka.

Franck Thilliez cudownie poradził sobie z kreacją bohaterów. Byli realistyczni. Wady zderzały się z kilkoma zaletami, a brudne, ciężkie życie niemal przygniatało ich do ziemi. Po wydarzeniach, jakie autor im zaserwował, ja z pewnością bym się już nie podniosła. 

Podobało mi się, że w Zdarzyło się dwa razy każdy wątek został doskonale przemyślany. Nie znalazłam ani jednego braku, ani jednego niedopowiedzenia. Wszystko ostatecznie ułożyło się w jasną całość, po której nie mogłam się przez kilka godzin pozbierać. Zakończenie mną wstrząsnęło. Zupełnie nie spodziewałam się, że historia potoczy się w takim kierunku.

W książce zaledwie jeden moment nie do końca mnie urzekł. Mowa o Louise (córce Paula) i jej chłopaku - przeczuwałam taki rozwój wydarzeń. Poza tym Louise momentami przypominała Julie, jakby autor na siłę próbował stworzyć analogię: ojciec, który nie zna własnej córki.

Podsumowując, Zdarzyło się dwa razy to majstersztyk. Książka pochłania od pierwszej do ostatniej strony. Wzbudza emocje na potęgę, wciąga w wir zaskakujących i mocnych wydarzeń, a dodatkowo pobudza wyobraźnię do maksimum. Nie trzeba czytać pierwszej części, by nadążyć, co jest moim zdaniem dużym plusem. Franck Thilliez stworzył wspaniałą historię, o której szybko nie zapomnę. Polecam. 

9/10

Zdarzyło się dwa razy
Franck Thilliez
Wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa 2023
Stron: 488

← Manuskrypt niedokończony

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję


 
PREMIERA 17.05.2023

Nie wiem, jak wygląda to u was, ale żeby sięgnąć po historię o seryjnych mordercach, muszę mieć specjalny nastrój. Zwykle są to ciężkie, wyniszczające psychicznie książki, dlatego idealnym tłem zwykle jest nocna, deszczowa pora. Mam wrażenie, że wtedy całą treść odbiera się z podwójną mocą, a ostateczne wrażenia stają się pełniejsze.

I tak też stało się tym razem.

La Bestia to reportaż napisany przez znanego i cenionego autora powieści kryminalnych, Przemysława Piotrowskiego. Akcja ma miejsce w Kolumbii, kraju położonym w północno-zachodniej części Ameryki Północnej, znanym przede wszystkim z produkcji kawy i bananów. Kolumbia jest miejscem barwnym, bogatym kulturowo oraz pełnym najróżniejszych zabytków rozpoznawanych na całym świecie. Niestety, zdecydowanie nie należy do krajów bezpiecznych. Porwania, kradzieże czy napady z bronią w ręku stoją tam na porządku dziennym, zwłaszcza w wielkich miastach takich jak Bogota czy Medellin. 

I to właśnie z Kolumbii pochodzi Luis Alberto Garavito Cubillos. Bestia, bo tak nazwało go społeczeństwo, to jeden z najokrutniejszych, najbrutalniejszych seryjnych morderców chodzących po tym świecie. Został skazany za zabójstwo 138 dzieci, chociaż ostateczną ilość ofiar szacuje się na ok. 600 (szczątki nadal są znajdowane na terenie Kolumbii, Ekwadoru i Wenezueli). 

La Bestia to reportaż całkowicie poświęcony postaci Cubillosa. Przemysław Piotrowski specjalnie wyruszył na niebezpieczną wyprawę do Kolumbii, by dokładnie zbadać temat, by podążyć śladem seryjnego mordercy. Książka kolejno przedstawia życie Bestii, lecz robi to w sposób fabularny. Nie skupia się na samych suchych faktach. Do każdego rozdziału dołączono również posłowie w postaci migawek z podróży, w których autor dokładnie opisał wydarzenia mające miejsce po przekroczeniu kolumbijskiej granicy. 

Przemysław Piotrowski wykonał kawał dobrej roboty, tworząc tę książkę. Historia jest rzetelna i rzeczowa. W żadnym momencie nie poczułam znudzenia, ba! z wielkim rozemocjonowaniem śledziłam kolejne losy seryjnego mordercy, jego życie i wybory, których dokonywał. Jedyny zarzut mam do wspomnianych wcześniej migawek z podróży - często wydawały się bardziej przegadane niż rozdział, a przecież czytelnik sięga po książkę, by poznać najmroczniejsze otchłanie duszy Bestii, a nie z nadzieją przeczytania dziennika wyprawy.

La Bestia to książka warta polecenia. Z racji poruszanej tematyki odradzałabym ją jednak młodszym czytelnikom. Treści są brutalnie dosadne, co nie każdemu może przypaść do gustu. Jeżeli jednak pragnie się poznać życie Luisa Alberto Garavito Cubillosa, to bez wahania warto sięgnąć.

8/10

La Bestia
Przemysław Piotrowski
Wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa 2023
Stron: 408 

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję

 
PREMIERA 31.05.2023

Mallaroy to historia, o której po raz pierwszy usłyszałam gdzieś w roku 2016/2017. Namiętnie poczytywałam wówczas Wattpada, gdzie natrafiłam właśnie na tę opowieść. Opis i okładka bardzo mi się spodobały, ale nie zdążyłam jej przeczytać, ponieważ pochłonęły mnie najpierw inne "książki", a potem przeniosłam się w stu procentach na te wydane.

Jakie było moje zdziwienie, kiedy w maju 2023 śmignęła mi wieść o nadchodzącej premierze Mallaroy w wersji papierowej za pośrednictwem wydawnictwa seeYA (imprint Czarnej Owcy). Bez wahania sięgnęłam i oto jestem. Zwarta i gotowa, by opowiedzieć wam co nieco o tej historii. A gwarantuję, że będzie co opowiadać. :)

Zacznijmy od tego, że Mallaroy to pierwszy tom trylogii o tejże nazwie, autorstwa A. M. Juny. Jest to fantastyka młodzieżowa, która opowiada o losach dwóch sióstr bliźniaczek: Alei i Erin Lanford. Pewnego dnia Alea niespodziewanie poznaje swoją ukrytą moc; staje się zmiennokształtną. Wskutek zrządzenia losu oraz kilku dziwnych akcji do magicznej szkoły udaje się jednak jej zwyczajna, człowiecza siostra, Erin.

Dziewczyny po raz pierwszy od lat zostają rozdzielone. Alea mierzy się ze sprawami wagi światowej (a przynajmniej bezpośrednio związanych ze światem magicznym). A jedyne, co pozostało Erin, to udawanie siostry oraz niedanie się zabić uczniom takim jak: wampiry, wilkołaki, zmiennokształtni, magowie czy łowcy. 

Jedno jest pewne: obie mają pełne ręce roboty.

Mallaroy to jedna z tych książek, które bardzo łatwo wciąga w swoje przygody. Tu z początku miałam lekki problem, lecz kiedy siostry zajęły już przykazane im miejsca, od razu poleciałam z fabułą do przodu. Historia jest kolorowa, pełna zabawnych momentów oraz bogata w magiczne motywy - upodobałam sobie zwłaszcza ten związany ze szkołą, do której uczęszczają nadnaturalni nastolatkowie. 

Pomysł podmiany sióstr zdecydowanie wyszedł, a ja ani przez chwilę nie czułam rażącego naciągania faktów, byleby popchnąć akcję. Wszystkie wątki poprowadzono bardzo dobrze, choć nie zamierzam ukrywać, że te dotyczące Erin mocniej chwyciły mnie za serce. Momentami odnosiłam wrażenie, że Alea znikała gdzieś na drugi plan, ale rozumiem, że w pierwszym tomie chodziło raczej o przedstawienie świata i rządzących nim prawami. 

Podobało mi się stworzenie różnych rodzajów nadnaturalnych oraz podzielenie ich na klasy. Każda rasa miała również indywidualny system rządzenia społeczeństwem, co mi się spodobało. Monarchia u wampirów, demokracja u reszty - ciekawy zabieg, który ostatecznie sprawił wiele kłopotów bohaterom. Moment zderzenia Erin ze światem magicznym wydawał mi się najlepszy, najbardziej zabawny i najmniej oczywisty. Nie zliczę, ile razy podczas czytania wykwitł mi na twarzy szeroki uśmiech. A i może jakieś parsknięcie śmiechem się wyrwało z krtani.

Mallaroy A. M. Juny to zdecydowanie książka warta polecenia. Jest to debiut autorki, który uznałam za najlepszy w 2023 roku. Historia porywa, bawi i niesamowicie wciąga, a do tego jest spójna, a wydarzenia logiczne i dynamiczne. Nie zraźcie się dość miałkim początkiem, bo im dalej w las tym lepiej. Obiecuję. Dobrze, że drugi tom już czeka na mojej półce, nie będę musiała wyć jak wilkołak z niecierpliwości. :)

8/10

Mallaroy
A. M. Juna
Wydawnictwo seeYA
Warszawa 2023
Stron: 475
 
→ tom 2

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu
 
PREMIERA 24.11.2021

Najczęściej po książki świąteczne sięgam w okresie przedświątecznym, jednak dla twórczości Christiny Lauren byłam skłonna zrobić wyjątek. Choinka co prawda jeszcze stoi, a śnieg za oknem zakrył całą ziemię, jednak nie czuć już w powietrzu tego specyficznego klimatu oczekiwania. A mimo to zupełnie przepadłam w Miłości na święta

Maelyn Jones to młoda, dwudziestosześcioletnia kobieta, która aktualnie dotarła do najgorszego punktu w swoim życiu. Znowu mieszka z matką, mężczyzna, z jakim się spotykała, okazał się żonaty, a na samą myśl o swojej pracy dostaje dreszczy. Gdy nadchodzi ten moment w roku, gdzie razem z rodziną i przyjaciółmi udaje się na święta do chatki w Utah, może wreszcie odetchnąć. Albo nie, ponieważ podczas pobytu dokonuje kilku nieprzemyślanych, błędnych wyborów, skutkiem czego powrót do domu odbywa się w gorzkiej atmosferze. 

Mae nie jest gotowa, by opuścić ukochaną chatkę, którą właściciele zamierzają sprzedać. Wypowiada życzenie do wszechświata, po czym... w samochód uderza ciężarówka. Kobieta niespodziewanie budzi się i ze zgrozą uświadamia sobie, że znajduje się na pokładzie samolotu zmierzającego do Utah. Cofnęła się w czasie o sześć dni, znów jedzie na święta do chatki...

Czy Mae tym razem podejmie właściwe decyzje? A jeśli nie, to co w odpowiedzi otrzyma od wszechświata?

Po przeczytaniu jestem w stanie z ręką na sercu stwierdzić, że Miłość na święta to moja ulubiona książka Christiny Lauren. Odnalazłam w niej wszystko to, co uwielbiam w romansach świątecznych: magiczną atmosferę, dużą dozę humoru, tonę emocji oraz dużo empatii w stosunku do głównej bohaterki. Już po dwóch rozdziałach byłam w stanie stwierdzić: to książka, do której będę wracać i która zostanie w mojej pamięci na dłużej.

Mae Jones to wyjątkowa bohaterka. Ma cięty dowcip, który potrafi rozbawić. Na zewnątrz wydaje się być poukładana od a do zet, jednak w jej wnętrzu panuje istny harmider. Lawiruje między dwoma braćmi, do jednego wzdychając w ukryciu od trzynastego roku życia, ale to z drugim najczęściej spędza czas. Boi się odrzucenia i podjęcia ostatecznej decyzji, co sprawia, że ogólnie jest nieszczęśliwa. I zdecydowanie nie da się jej nie polubić. Ja do Mae przywiązałam się niemal od razu - była jak żywa. Jakbym śledziła losy przyjaciółki. a nie wymyślonej postaci.

Bardzo podobała mi się relacja między Mae a Andrew. Obydwoje znali się od dziecka, więc wiedzieli o sobie dosłownie wszystko. Moment, w którym Andrew poznaje prawdę, że jest jej crushem od wielu, wielu lat, staje się momentem przełomowym. To, co między nimi kiełkuje, jest szczere, ani trochę nie zalatuje fałszem. I jest bardzo romantyczne, co czuć od pierwszej do ostatniej strony książki. 

Na wspomnienie zasługuje jeszcze motyw magicznego życzenia. W Miłości na święta do głosu dochodzi ktoś (albo coś) z wyższej, nienamacalnej sfery, który postanawia umieścić Mae w zamkniętej pętli czasu. Dziewczyna co chwilę przeżywa ten sam dzień, rodem z filmu Dzień Świstaka, czego śledzenie jest niezwykle zabawne i urocze. Nie wiem, jak wy, ale ja uwielbiam w świątecznych książkach takie nadprzyrodzone dodatki, dzięki czemu magia świąt staje się bardziej odczuwalna. Niemal namacalna.

Miłość na święta to niezwykle ciepła, zabawna i romantyczna opowieść o zagubionej dziewczynie, która utknęła w czasie. O złych wyborach i nieprzemyślanych decyzjach, o życiu w nieszczęściu i w strachu przed podjęciem ostatecznego kroku, o okłamywaniu własnego serca, mimo że krzyczy głośniej niż rockman na koncercie. Christina Lauren stworzyła przepiękną historię, którą będę polecać na każdym kroku i nie tylko w okresie okołoświątecznym. To książka, którą naprawdę warto poznać. Jest wyjątkowa. Polecam wszystkim i każdemu z osobna. :)

10/10

Miłość na święta
Christina Lauren
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2021
Stron: 325


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu

 
PREMIERA 11.10.2023

Jeżeli chodzi o komedie romantyczne, to mam kilku autorów, po których książki sięgam w ciemno i wiem, że mnie nigdy nie zawiodą. Jedną z takich osób jest Christina Lauren (a właściwie duet dwóch osób, ponieważ pod tym pseudonimem literackim kryją się dwie przyjaciółki) - w swoich powieściach potrafi mnie rozbawić, a czasami wzruszyć... z rozbawienia. :) Doskonale lawiruje emocjami własnych bohaterów, buduje dynamiczną opowieść i przede wszystkim kreuje wciągającą, niebanalną fabułę.

Sięgając po Idealnie sparowanych, właśnie takich wrażeń oczekiwałam. Czy je otrzymałam? Zaraz zobaczycie. Czy raczej przeczytacie. :)

Zacznę od tego, że Idealnie sparowani opowiadają o zabieganym, szalonym życiu Felicity "Fizzy" Chen, znamienitej autorki powieści romantycznych, z jaką po raz pierwszy można się spotkać we Wzorze na miłość (recenzję znajdziecie, klikając tutaj). Osoby, które jej nie przeczytały, niech się nie martwią, ponieważ obie te książki przedstawiają zupełnie odrębne historie, a jedyne, co je łączy, to dwie przyjaciółki. W każdym razie Fizzy aktualnie trafia wyjątkowo wredna blokada pisarska, nie potrafi też ponownie otworzyć się na szybkie, niezobowiązujące spotkania z mężczyznami. Pragnie miłości, lecz nie potrafi jej znaleźć.

Do czasu aż do gry wkracza Connor Prince, twórca filmów dokumentalnych. Mężczyzna przyparty do muru przez swojego szefa musi zmierzyć się z wyprodukowaniem telewizyjnego show, w którym głównym celem są... randki. Connor proponuję główną rolę właśnie Felicity Chen, na co ta zgadza się pod pewnymi, prawie niemożliwymi do spełnienia warunkami. Ale Fizzy nie zna Connora i nie wie, że zrobi on wszystko, by nagrać ten przeklęty program i móc wrócić do spokojnego kręcenia dokumentów.

Co się stanie, jeśli ta dwójka wyląduje razem na planie? Czy Fizzy odnajdzie miłość wśród licznego grona kandydatów? Jakim człowiekiem naprawdę okaże się Connor?

W Idealnie sparowanych Christina Lauren ponownie dowodzi, że umiejętność pisania komedii romantycznych wyssała z mlekiem matki. Historia jest niesamowicie zabawna - głównie za sprawą charakternych, niedających w kaszę dmuchać bohaterów z dwóch kompletnie różnych światów. Wciąga do granic możliwości i wywołuje emocje niemal co każde zdanie. 

I jest zdecydowanie lepsza od Wzoru na miłość. Przykro mi to mówić, ale opowieść miłosna Jess zupełnie nie umywa się do opowieści Fizzy. Felicity już od pierwszej strony zawładnęła czytelnikiem, sprawiając, że oderwanie od lektury graniczyło z cudem. W oka mgnieniu przywiązałam się do tej krnąbrnej, sarkastycznej, ale i niezwykle otwartej, szczerej i sympatycznej kobiety. Kibicowałam jej na każdym kroku, zwłaszcza podczas interesujących "rozmów" z Connorem. :) Zresztą, autorki bardzo zręcznie poprowadziły główną relację między głównymi bohaterami; ani razu nie wyczułam w ich zachowaniu fałszu czy przegięcia. Znajomość Fizzy i Connora rozwijała się we własnym, niezakłamanym tempie, dzięki czemu zyskiwała na wartości.

Swoją drogą, ogromnie podobało mi się wspomniane wcześniej zderzenie światów bohaterów. Życie Fizzy pędziło na łeb na szyję, miała co chwila nowe pomysły, nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Z kolei Connor, jako pełnoetatowy tata, musiał zachowywać się odpowiedzialnie i rozważnie. Choć zdradzę wam, że w towarzystwie Fizzy nie da się przez cały czas trzymać poziomu. W końcu człowiek się podda i razem z nią wpadnie w wir szaleństw i dziwnych atrakcji.

Podsumowując, bo trochę się rozpisałam, Idealnie sparowani to zdecydowanie idealny przepis na ciekawe, leniwe popołudnie. Sięgając po książkę, spodziewajcie się dużej tony emocji oraz ust bolących od ciągłego, nieschodzącego uśmiechu. Historia porwie was od pierwszej strony, wywinie koziołka, troszkę sponiewiera, a ostatecznie bardzo usatysfakcjonuje. Spędzicie przy niej naprawdę dobry czas. Polecam!

9/10

Idealnie sparowani
Christina Lauren
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 424


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


Cześć!

Nadszedł ten czas w roku, kiedy ludzie skrupulatnie robią plany, kalkulują i ogólnie rozliczają się z minionego czasu. Kimże bym była, gdybym sama nie prowadziła podobnych notatek czy wyliczeń. I oto przybywam, aby podzielić się z wami osobistym wynikiem czytelniczym, przeróżnymi topkami oraz kilkoma prywatnymi sprawami. :)

Zacznijmy oficjalnie.

PODSUMOWANIE ROKU 2023

1) Liczby

Ci, co mnie znają, wiedzą, że niekoniecznie chętnie (i często) biorę udział w różnych wyzwaniach czytelniczych. Zwłaszcza takich, których głównym celem jest rzucanie się na ilość. Jednak co roku systematycznie ustawiam sobie status książek na LubimyCzytać, jaki mniej-więcej chciałabym przeczytać. Ot tak, z ciekawości. 

W 2023 roku zaszalałam i ustawiłam sobie 100 książek. I wiecie co? Nie udało się. Przeczytałam 73 książki, które dały wynik 26472 stron. I jestem z tego wyniku dumna, bo, hej, to ponad 70 książek! Poza tym najlepsza jest ich jakość, a nie ilość. :) A jakość, swoją drogą, w tym roku przeszła moje najśmielsze oczekiwanie. Trafiło mi się dużo, naprawdę dużo wspaniałych pozycji i tylko raptem kilka słabych. 

Pewnie was to nie zaskoczy, ale królującym gatunkiem była fantastyka oraz literatura młodzieżowa. :)

NAJLEPSZE KSIĄŻKI 2023
 
W zestawieniu najlepszych tytułów znalazło się ich aż sześć, z czego "Ciężar korony" A. C. Cobble to mój dumny patronat i równocześnie zakończenie serii. Na największą uwagę (poza Beniusiem, oczywiście) zasługuje "Cień Kitsune" oraz "Lot nad kukułczym gniazdem". Zachwyt nad Akademią wampirów znacie i wiecie, że to moje guilty pleasure i seria przeszłych lat. :) 


NAJGORSZE KSIĄŻKI 2023
 
W ciągu roku trafiłam na dwie naprawdę straszne książki, z czego jednej nie dałam rady nawet doczytać. Do tej pory nie wiem, co mnie podkusiło, by po nie sięgnąć. Poza tym trafiło się też kilka naprawdę słabych pozycji oraz takich, które mocno mnie zawiodły. Zwłaszcza Piekara - spodziewałam się wow, a dostałam meh.


ODKRYCIE ROKU 2023
 
Na miano odkrycia roku zasługuje zdecydowanie stara seria, aktualnie wznowiona przez wydawnictwo Zysk i S-ka. Mowa o pierwszym tomie, czyli Rzekach Londynu. Ja już z niecierpliwością przebieram nogami na kontynuację. 


DEBIUT ROKU 2023
 
O Mallaroy po raz pierwszy usłyszałam kilka lat temu, jak jeszcze przeglądałam i jako tako udzielałam się na Wattpadzie. Za każdym razem mówiłam, że do historii wrócę, ale jakoś zawsze coś mnie odciągało. Kiedy imprint wydawnictwa Czarna Owca ogłosił, że wyda Mallaroy oficjalnie, wiedziałam, że to mój must read. I wiecie co? Tak, jak się spodziewałam, otrzymałam magię, wampiry, wilkołaki, cudowną, magiczną szkołę oraz nieprzegadaną opowieść z dobrymi bohaterami. :) Zdradzę tylko, że tom drugi już czeka na regale.



2) Słowa, czyli odrobina prywaty

Prywatnie rok 2023 minął słodko-gorzko. Początek był trudny, bo zmieniłam pracę i musiałam się w niej odnaleźć. Co poszło ogólnie łatwo, ale potem przydarzyło się kilka incydentów, które mocno nadwyrężyły moją psychikę. Dopiero gdzieś w połowie roku udało mi się zregenerować psychicznie na tyle, by nie wpadać w panikę za każdym razem, gdy się przestraszyłam. 

Ale los postanowił wynagrodzić ten słaby początek, ponieważ pod koniec sierpnia dowiedzieliśmy się z mężem, że nasza rodzinka się powiększy. I od tamtego czasu jakoś tak idzie się przez życie radośniej. Plany, ogarnianie pokoju, kupowanie tych małych pierdółek, które tak cieszą oczy i tak bolą portfel. :) Tak było od października, bo wrzesień (dosłownie) cały przeleżałam w łóżku, oglądając głupie seriale i drzemiąc.

Wiadomo, że w ciągu 2023 przytrafiało nam się też wiele innych, wspaniałych momentów, takich jak nasz wypad do Paryża, do którego - obiecaliśmy sobie - jeszcze wrócimy. Albo też kilka słabych, jak zabieg Huntera i patrzenie, jak ten maluch się męczy i rzuca po całym domu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca i nie wyrabiając z bólu.

W paru (naprawdę) ostatnich słowach powiem po prostu: dziękuję 2023, że skończyłeś się tak dobrze. Że dałeś mi i mężowi tę maluteńką istotkę, która jeszcze w brzuchu już sprawia nam ogrom radości. Byle do kwietnia. :) 

P.S. W 2023 dostałam też wspaniałą informację, którą podzielę się z wami na dniach!

A jak minął wasz rok? Dużo się działo? Jakie książki przeczytaliście? Trafiliście na perełki?