PREMIERA 24.11.2023

Święta to niezwykły, magiczny i przede wszystkim rodzinny czas, podczas którego najbliżsi celebrują wspólnie spędzone chwile. Dzielą się jedzeniem, radością oraz prezentami - to ostatnie upodobnili sobie szczególnie młodsi członkowie. J. R. R. Tolkien, autor, jakiego nikomu nie trzeba przedstawiać, postanowił stworzyć jeszcze jeden, nietuzinkowy i jakże cudowny, zwyczaj świąteczny. Wcielił się w postać starego, grubego i czerwonego Świętego Mikołaja, by co roku pisać listy do swoich dzieci wprost z Bieguna Północnego.

Listy Świętego Mikołaja to zbiór właśnie takich listów oraz rysunków (wszystkie wyszły spod ręki Tolkiena), pisanych w latach 1920-1943. Najpierw są krótkie, kierowane do najstarszego Johna, potem coraz dłuższe i uwzględniające kolejne dzieci: Michaela, Christophera oraz najmłodszą, Priscillę. W listach Tolkien opowiada o śnieżnych przygodach Mikołaja oraz jego najwierniejszego i najbardziej upartego przyjaciela, Niedźwiedzia Polarnego. Opisywane wydarzenia często są bez granic zabawne, zawsze zwariowane, a momentami również smutne i zaskakujące, zawsze mające wpływ na jakość (i ilość) prezentów znajdowanych w skarpetach. 

Z każdym kolejnym rokiem w listach pojawiają się nowe postacie, takie jak elfy, gnomy czy gobliny, a akcja zdaje się nabierać tempa. 


Listy Świętego Mikołaja to naprawdę niezwykła, po części wzruszająca książka, ponieważ z jej stron aż wylewa się miłość ojca do swych dzieci. Co roku oprócz niesamowitej przygody z Bieguna Północnego pojawiał się też albo rysunek dotyczący minionych wydarzeń, albo intrygującą zagadkę w postaci rozszyfrowania pisma wymyślonego przez Niedźwiedzia Polarnego. 

Na każdy z wysłanych listów Tolkien dostawał odpowiedzi, w których dzieci naprawdopodobniej dziękowały za prezenty albo życzyły powodzenia w kolejnych, szalonych przeprawach. Niestety, nie zostały one dołączone do zbioru, co uważam za minus, ponieważ chętnie poznałabym reakcję najmłodszych na opisywane przygody Mikołaja.


Najbardziej w całej tej historii urzekło mnie to, jak mocno Tolkien starał się odgrywać rolę bohaterów z Bieguna. Najpierw rzadko, później częściej w listach wcielał się w np. Niedźwiedzia Polarnego albo Ilberetha (elfiego sekretarza Świętego Mikołaja) i uwierzcie, że za każdym razem zmieniał charakter pisma, by jeszcze bardziej urzeczywistnić opowieść. Było to ekscytująco urocze.

Listy Świętego Mikołaja to prześlicznie wydana książka, dopracowana pod każdym calem, którą polecę dwóm kategoriom osób. Przede wszystkim dzieciom, ponieważ w listach pojawia się tyle intrygujących, zabawnych i magicznych przygód, że z pewnościom najmłodsi czytelnicy będą zachwyceni. A po drugie fanom twórczości Tolkiena - ten niezwykły dodatek będzie ukoronowaniem całej serii dzieł autora, trzymanych na regałach, a dodatkowo po raz kolejny pozwoli na posłuchanie fantastycznej gawędy. P.S. Książka idealnie sprawdzi się na prezent pod choinką. :)

Listy Świętego Mikołaja
J.R.R. Tolkien
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Warszawa 2023
Stron: 192

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu


Czas na nową serię postów na Pomistrzowsku! Co by nie było zbyt nudno i leniwie, zwłaszcza w to przepiękne, zimowe popołudnie. :) Cały myk polega na polecaniu wam książek (żadna nowość :D) z tematyką/bohaterami/motywami podobnymi do znanym wam już na pewno powieściom. Zacznę od czegoś popularnego, przygodowego i... magicznego!

Lubisz Harry'ego Pottera?
Jeśli tak, to sięgnij po:

       

Każda z w/w książek posiada motyw magicznej (bądź niezwykłej) szkoły, a główni bohaterowie ze wszystkich sił próbują uratować świat, pokonać czarny charakter lub poznać prawdę o sobie albo o najbliższych osobach. W niektóre książki wplątany jest czarodziejski pociąg, w inne akademia tworząca potwory pożerające uczniów. Nieraz przeważa klimat baśni, zaś kiedy indziej mroczna tajemnica morderstwa sprzed lat. 

W każdej z tych sześciu książek znajdziecie coś, co z pewnością przypadnie do gustu fanom Harry'ego Pottera. Gwarantuję, że się w tych powieściach zakochacie - tak, jak ja. :) 

Macie jakąś w planach? Słyszeliście o którymś tytule? 
 
PREMIERA 23.02.2023

W Świecie Zorzy, jak sama nazwa wskazuje, najważniejszą rzeczą jest właśnie Zorza. Zielona łuna, która co roku wywołuje i sprowadza każdego mieszkańca Tlate Hiin na polanę, by właśnie tam o konkretnej godzinie podziwiać to niezwykłe, napawające nadzieją na lepsze życie zjawisko. Sęk w tym, że tegoroczna przemknęła przez świat zbyt szybko i mało wyraźnie, co według Sii - mężczyzny potrafiącego wróżyć z Zorzy - jest efektem jej zaniku...

Zanim jednak zniknęła, zdążyła wyszeptać imię Ariego, nastoletniego chłopca i zarazem głównego bohatera Silli autorstwa Karoliny Lewestam. "On znajdzie drogę po drugiej stronie nieskończoności" - mówiła Zorza - lecz musi wyruszyć sam. Tylko w ten sposób da radę uratować świat przed większym zimnem i coraz bardziej dokuczliwym brakiem pożywienia. 

Ari więc wyrusza w świat, sam nie do końca wiedząc, dokąd powinien zmierzać. Kolejno odwiedza przeróżne miejsca oraz miasta, poznaje nowych wrogów, ale również przyjaciół, a wszystko po to, by ocalić ludzi oraz zwierzęta przed śmiercią. Czy Ariemu uda się przywrócić dawną świetlistość Zorzy? Kogo spotka na swojej drodze? 


Silla to przepiękna, słodko-gorzka historia, którą pokochałam niemal od pierwszej strony. Opowieść napawa nadzieją, ale też w pewnych momentach przeraźliwie wzrusza oraz bawi - wielokrotnie nawet nie zorientowałam się, że uśmiechałam się sama do siebie. 

Autorka wykreowała kompletnie nowy świat, gdzie ludzie koegzystują z gadającymi zwierzętami, których traktują na równi. Tu każdy narodził się po to, by sobie nawzajem pomagać, co w pewnej chwili zostało nagle zatracone. Niedźwiedzie, wilki, foki, Czarne Ptaki, lisy czy pantery śnieżne to zaledwie garstka wyjątkowych osobowości, których Ari napotyka podczas swojej prywatnej wędrówki. Sprawia to, że książka zyskuje na wartości, ponieważ uczy najmłodszych czytelników o równości i szacunku do drugiej osoby, bez względu na to, czy ma futro, pazury czy płetwy.

Doskonałym urozmaiceniem książki były niezwykle klimatyczne, przepiękne ilustracje autorstwa Mariusza Andryszczyka. Wielokrotnie zamiast czytać dalej po prostu wpatrywałam się w rysunki, tak barwne i magiczne.


Największym plusem powieści, poza oczywiście tonem emocji, jakie wzbudza, byli nietuzinkowi, przesympatyczni bohaterowie, narysowani w odcieniach szarości. Tutaj nikt nie był ani biały, ani czarny, dzięki czemu Silla automatycznie wypadła realistyczniej. 
 
W kilku słowach podsumowania: Karolina Lewestam napisała przesympatyczną, wciągającą oraz niezwykłą historię. Silla to książka idealna dla młodszych czytelników, ponieważ poza wartką fabułą i wieloma zwrotami akcji przekazuje też szereg rozmaitych emocji oraz posiada różnobarwnych bohaterów. Już dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie aż tylu uczuć, dlatego z niecierpliwością będę czekała na kontynuację, w międzyczasie starając się przekonać was do sięgnięcia po Sillę i do otwarcia się na ten magiczny, zachwycający świat. Bardzo polecam!

9,5/10


Silla
Karolina Lewestam, Mariusz Andryszczyk
Wydawnictwo Agora
Warszawa 2023
Stron: 334

→ tom 2

Za możliwość przeczytania dziękuję
 
PREMIERA 27.09.2023

Kiedy w 2020 roku sięgnęłam po Enolę Holmes i Sprawę zaginionego markiza (recenzję znajdziecie pod tym linkiem), w życiu nie spodziewałam się, że po trzech latach ta rezolutna, brawurowa i ekstrawagancka bohaterka nadal będzie mi wiernie towarzyszyć. We wrześniu tego roku wydawnictwo Poradnia K wypuściło na polski rynek już ósmy tom serii pt. Sprawa brawurowej ucieczki.

W tej części Nancy Springer dostarcza czytelnikowi wiele najrozmaitszych wrażeń. Do Enoli docierają niepokojące informacje o uwięzieniu przyjaciółki, lady Cecily, we własnych komnatach przez wyjątkowo szemranego ojca. Oczywiście, po obmyśleniu odpowiedniego planu (lub raczej jego zalążku) Enola decyduje się na odbicie przyjaciółki. Nie spodziewa się jednak, że każdemu jej krokowi będzie bacznie przyglądał się jej brat, wybitny i sławny, brytyjski detektyw, Sherlock Holmes.

Czy ostatecznie Enoli uda się uwolnić lady Cecily z rąk bezwzględnego ojca? Co się stanie, jeśli jej niewinna przyjaciółka niespodziewanie sama będzie musiała zmierzyć się z niebezpiecznymi, mrocznymi zaułkami, dwudziestowiecznego Londynu? A co z Sherlockiem - warto mu ufać?

Sprawa brawurowej ucieczki to krótka (licząca zaledwie 240 stron), ale jakże intrygująca książka. Napisana w sposób dynamiczny fabuła ani przez moment nie pozwala czytelnikowi oderwać wzroku od tekstu. Spotkanie z doskonale znanymi bohaterami wywołuje ogromną radość oraz momentami wzruszenie - ma się wrażenie, jakby odwiedzało się najlepszych znajomych pod słońcem.

Weźmy przykład takiej Cecily, którą po raz pierwszy pod kryptonimem leworęcznej lady poznaliśmy w drugim tomie. Dziewczyna nie tylko wprowadza do historii motyw przyjaciela w opresji, ale jest przede wszystkim wybitnie nieschematycznym charakterem. Mówię tutaj o pojęciu rozdwojenia jaźni, które w tamtych czasach dopiero zaczęło wkraczać na salony psychologicznych i filozoficznych rozważań. Lady Cecily z jednej strony przedstawiana jest jako bystra i rezolutna, leworęczna lady, a z drugiej łagodna i nieśmiała praworęczna, na jaką wychowali ją rodzice. Cały ten wątek zmiany osobowości Nancy Springer rozegrała naprawdę rewelacyjnie.

Odnoszę wrażenie, że z tomu na tom w kartki powieści wkracza coraz więcej Sherlocka Holmesa. Jak z początku nie miałam z tym w ogóle problemu, ba! cieszyłam się, że jedna z moich ukochanych postaci literackich przewija się w książce, tak teraz powoli zaczęło mnie to męczyć. Autorka dobrze oddaje ducha Holmesa, jednak nieidealnie. Brakuje mu pazura, wiedzy i zrozumienia, a także sposobu dedukcji, za co notabene został pokochany przez rzeszę fanów. Momentami Nancy Springer robi z niego nierozumnego brata niepotrafiącego pojąć myślenia siostry i dającego się wykiwać prawie na każdym kroku. 

Podsumowując, Sprawa brawurowej ucieczki to opowieść pełna przygód, zwrotów akcji oraz cudownych bohaterów, których nie da się nie pokochać. W książce Nancy Springer porusza tematy związane z walką o emancypację kobiet spod rządu mężczyzn, dzięki czemu czytelnik dostaje naprawdę wyjątkową historię. Ósmy tom posiada wady, lecz szybko one znikają pod czujnym, świeżym i zadziwiająco otwartym spojrzeniem Enoli Holmes. Polecam!

8/10

Enola Holmes i sprawa brawurowej ucieczki
Nancy Springer
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 240


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


 
PREMIERA 25.10.2023

Ostatni rok nauki w Akademii Ellinghama nie może nudny! Chociaż początek nie zapowiada się obiecująco, zwłaszcza dla Stevie Bell, która nie ma zielonego pojęcia, co robić dalej. Rozwiązana, letnia zagadka (przeczytacie o niej w recenzji Skrzyni w lesie - kliknijcie tutaj, by przejść do postu) już dawno przeszła w zapomnienie, a teraz Stevie pogrąża się w bezczynnej obserwacji przyjaciół piszących i składających eseje na studia. Aha, i wzdychającej z tęsknoty do swojego nieobecnego chłopaka, Davida. 

Na szczęście bierność nie trwa długo, ponieważ David wychodzi z propozycją i zaprasza Stevie oraz jej przyjaciół do Londynu! To właśnie będąc w Wielkiej Brytanii, dziewczyna usłyszy o pewnej tajemniczej zbrodni sprzed lat...

Wiejska posiadłość. Dziewięcioro przyjaciół, studentów Cambridge, spędzających razem weekend. I podwójne morderstwo?

Dziewięcioro kłamców to już piąta książka Maureen Johnson, którą miałam przyjemność poznać. Jest ona bezpośrednią kontynuacją głównej trylogii Nieodgadniony oraz Skrzyni w lesie, a zarazem kolejną nietuzinkową, tajemniczą i niesamowicie wciągającą opowieścią ze świata Stevie Bell! Fabuła toczy się równocześnie w dwóch liniach czasowych, dzięki czemu w pewnym momencie czytelnik mimowolnie związuje się z bohaterami i całość przeżywa podwójnie.

W tej części do głosu dochodzą też dojrzalsze uczucia między Stevie a Davidem. Ich związek poważnieje, a co za tym idzie - podejmowane decyzje stają się bardziej racjonalne. A przynajmniej w założeniu, ponieważ czasami zdarzają się sytuacje (nie raz, nie dwa), że obydwoje zachowują się jak przedszkolaki. Dzięki takiemu zabiegowi bohaterowie wydają się realniejsi, stworzeni z krwi i kości. I nie da rady ich nie lubić. :)

Zagadka morderstwa z 1995 roku jest ogromnie intrygująca. Aż do samego końca nie ma się pojęcia, kto zabił i dlaczego. Maureen Johnson odkrywa kolejne karty w doskonałych momentach, przez co całość automatycznie nabiera większej głębi. I nie marzy się o niczym więcej, tylko o poznaniu prawdy. Szczególnie że w międzyczasie dochodzi do wielu zwrotów akcji, a kilka wydarzeń wywołuje ból głowy. Oczywiście, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Zakończenie to jedno wielkie zaskoczenie, które sprawia, że ma ochotę pobiec się do księgarni po następny tom.

Dziewięcioro kłamców Maureen Johnson to niezwykła historia okraszona tajemnicą sprzed lat, mnóstwem emocji, całą kakofonią uczuć oraz niegłupimi, utalentowanymi bohaterami. Tę oraz wszystkie poprzednie części będę polecała z ręką na sercu, obiecując cudowną jazdę bez trzymanki, całą dozę zagadek, wiele zabawnych momentów oraz szereg zwrotów akcji. Czytajcie, bo naprawdę warto! 

9/10

Dziewięcioro kłamców
Maureen Johnson
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 432

Skrzynia w lesie ↔ tom 6?

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


 
PREMIERA 13.09.2023

W styczniu tego roku premierę miał pierwszy tom trylogii Mroczne sąsiedztwo, autorstwa Holly Black i Teda Naifeha. Historia wkręciła mnie na tyle mocno, że przeczytałam tom drugi, a teraz sięgam po finałową część trylogii. (Jeśli jesteście ciekawi wrażeń z Zewu i Znaku, to zapraszam do recenzji tutaj oraz tutaj).

We Krwi czytelnik poznaje dalsze koleje losu Rue, która krąży między światem ludzkim a nowoodkrytym elfickim. Plącze się i kręci wokół, ponieważ nie potrafi podjąć ostatecznej decyzji, po czyjej stronie stanąć. Po śmierci dziadka władzę nad elfami przejęła jej groźna matka zamierzająca, wskutek doświadczonego bólu i zdrady, wyeliminować ludzi. Rue nie zamierza do tego dopuścić przez wzgląd na wychowanie, przyjaciół oraz ojca, który aktualnie popadł w swego rodzaju marazm. O chłopaku, który woli zostać pożartym żywcem, niż zbliżyć się do Rue lepiej nie wspominać.

W pewnym momencie Rue zaczyna pomagać pewien tajemniczy młodzieniec, co wiąże się z powstaniem dziwnego, niepokojącego przyciągania.

Ludzie nie zamierzają być bierni. Zbierają siły, by w ostatecznym rozrachunku zaatakować... Czy Rue uda się ocalić miasto? Po czyjej stronie stanie: przyjaciół i wychowania czy rodziny i płynącej w jej żyłach krwi?


Krew to zdecydowanie najlepsza część trylogii, ponieważ już od samego początku akcja goni akcję i akcją popędza. Pojawia się pełno zwrotów i niespodziewanych wydarzeń, a bohaterowie wplątują się w mroczniejsze oraz bardziej zagmatwane sytuacje. 

Moim ulubionym wątkiem jest zdecydowanie Dale i jego uzależnienie od bycia pożeranym. Dosłownie. Zauroczył się w pewnym elfkach, które pożywiają się mięsem ludzkim. Podczas posiłku wydzielają w ślinie pewne toksyny wprawiające ofiarę w stan niemalże euforyczny. Dale nie potrafi się powstrzymać, nie wspominając już o przeciwstawieniu się potworom. Na szczęście Rue się nie poddaje i ze wszystkich sił próbuje uratować swojego chłopaka od pewnej śmierci. Nawet jeśli on, po dowiedzeniu się prawdy o pochodzeniu Rue, nie chce jej widzieć. Doskonały, brutalny, nieoczywisty i ekstremalnie oryginalny motyw, w jakim zadurzyłam się od początku.


Tak, jak w pozostałych częściach, tak i w tej olbrzymią rolę odgrywa ciemny, podstępny klimat. Dzięki niemu komiks staje się wyjątkowy, a emocje podczas czytania tylko rosną. 

Holly Black po raz kolejny udowadnia, że potrafi budować bohaterów. Każdy, nawet ten drugoplanowy, otrzymał unikalny zestaw cech charakteru, które dodają albo pikanterii, albo smutku, albo najzwyklej w świecie irytują. Autorka dodatkowo poruszyła mnóstwo różnorodnych wątków, takich jak: bunt, walka o wolność, zdrada czy przyjaźń ponad więzi rodzinne, przez co nie ma ani chwili na nudę. 

Podsumowując, trylogia Mroczne sąsiedztwo to historia zdecydowanie warta poznania. Czytelnik poza naprawdę wciągającą i dobrą fabułą doświadczy też magii, mroku oraz całej palety emocji. A wszystko to w nadnaturalnym elfio-ludzkim świecie. Polecam!

8/10

Krew
Holly Black, Ted Naifeh
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2023
Stron: 128

← Znak

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

 Cześć!

Dzisiaj (12.11.) są moje 29-te urodziny, gdzie wreszcie postanowiłam dać coś od siebie, a nie brać. Z tej okazji zapraszam wszystkich chętnych do wzięcia udziału w rozdaniu! Będzie ono dość nietypowe, bo książki, które możecie wygrać są... niespodzianką! :)

Jak wygrać?
→ rozdanie jest wyłącznie dla moich obserwujących, dlatego pamiętaj o zaobserwowaniu bloga
→ napisz w komentarzu, jaki pakiet wybierasz
→ odpowiedz na pytanie:
CO CHCIAŁ(A)BYŚ DOSTAĆ NA URODZINY
→ będzie mi bardzo miło, jeśli się trochę udzielisz, tj. napiszesz komentarz pod ostatnim postem, etc. :)

Rozdanie trwa od 12.11. do 22.11.2023 do północy. Zwycięzców ogłoszę w ciągu kilku dni od zakończenia na podstawie udzielonych odpowiedzi. Wysyłka jedynie paczkomatem i na terenie Polski. W razie pytań zapraszam do ich zadawania. :)

Aha! Jeżeli jesteście bardzo ciekawi, czym się różnią poszczególne pakiety albo czego mniej-więcej można się spodziewać, to zerknijcie na zdjęcia poniżej! 


 


Chciałabym was jeszcze zaprosić na Instagram (link w menu obok), gdzie odbędą się różne zabawy. I gdzie można wygrać BON DO EMPIKU! :)

Miłego dnia!

 
PREMIERA 05.09.2023

Kiedy na świecie szerzy się COVID, Holly robi wszystko, by strzec się tych przeklętych zarazków. I po raz kolejny daje dowód, że jest zupełnym przeciwieństwem własnej matki, która w ów "dziwną chorobę" nie wierzy - a potem ginie, ponieważ płuca odmówiły posłuszeństwa. Tym gorzkim akcentem Stephen King rozpoczyna historię w Holly. Bez pardonu wprowadza czytelnika w mroczny, ale i niezwykle realistyczny nastrój Amerykanów spowodowany koronawirusem.

Jest to zaledwie tło akcji, gdyż główna fabuła toczy się wokół tajemniczego zniknięcia młodej Bonnie Dahl. Do Holly i jej agencji Uczciwi znalazcy zgłasza się zrozpaczona matka, Penny, która poszukuje zaginionej prawie miesiąc temu córki. Policjanci zaniechali poszukiwań z braku wystarczających dowodów, więc Penny Dahl nie pozostało nic innego jak zaanagażowanie prywatnego detektywa. Zwłaszcza że samo zaginięcie wydaje się dość poplątane: po Bonnie pozostał wyłącznie rower, na siodełku którego znaleziono karteczkę z napisem "Mam już dość". Ale co się stało z kaskiem? Co z plecakiem? I najważniejsze: dlaczego, by "odejść" Bonnie miałaby wybrać zaciemnione, niebezpieczne miejsce bez monitoringu? Gdyby chciała uciec zrobiłaby to przecież gdziekolwiek.

Holly zmaga się z niezwykle trudną sprawą, a także z żałobą po stracie matki. Rozgoryczenie, strach przed przyszłością czekającą na jej przyjaciela Petera, aktualnie boksującego się z dość ciężkim stanem covidowym, a także pojawiające się ciągle nowe (i bardzo dziwne) poszlaki nie raz nie dwa spędzą Holly sen z powiek. Zwłaszcza w chwili, kiedy wyjdzie na jaw, że zniknięcie Bonnie wiąże się z zaginięciem innych osób sprzed lat...

Stephen King po raz kolejny dowiódł, że budowanie napięcia, wprowadzanie zaskakujących zwrotów akcji oraz wgłębienie się w psychologię postaci wyssał z mlekiem matki. W Holly czytelnik już od samego początku wie, kim są czarne charaktery, a jednak każdy kolejny rozdział odkrywa nowe karty, przez które oderwanie się od lektury staje się niemożliwe. Pięciusetsześćdziesięciostronnicową książkę przeczytałam w lekko ponad dwa dni, tak mocno historia mnie wciągnęła.

W książce King porusza wątek dotyczący choroby cielesnej i tego, w jaki sposób potrafi ona wpłynąć na dalsze postępowania człowieka. Żyjąc w strachu przed bólem nie do zniesienia, ludzie są w stanie popchnąć się nawet do najgorszych zbrodni, by choć trochę ulżyć sobie w cierpieniu. Najciekawsze jest to, że owymi chorobami niekoniecznie są te śmiertelne. Nawet zwykły ischias czy reumatyzm potrafią doprowadzić człowieka na skraj społecznie przyjętych wartości społecznych.

W Holly zdecydowanie nie zabrakło brutalnych momentów. Czasami robiło się wręcz niedobrze, zwłaszcza pod koniec książki, kiedy to mroczna prawda ostatecznie została ujawniona. 

Co się tyczy wad, to trochę irytowało mnie zbyt nonszalanckie podejście do Holly. Od lat wiadomo, że jest to ulubiona bohaterka Stephena Kinga, co widać niemal na każdym kroku. Widać, jak kobiecie z łatwością przychodzą niektóre rzeczy i jak autor ją w pewnym sensie hołubi. Nie zrozumcie mnie źle, ja też bardzo lubię Gibney, ale wg mnie dostała zbyt mało kłód pod nogi.

W kilku słowach podsumowania: Holly to zaskakująca, intrygująca, tajemnicza i mocna historia, która od pierwszej strony wciągnie w was w swój niebezpieczny wir. Motyw zaginięć śledzi się z ogromnym zaangażowaniem, lecz na największy plus zasługuje wgłębienie się w mroczną psychologię czarnych charakterów. Naprawdę mam hollynadzieję, że najnowsza powieść Stephena Kinga przypadnie wam do gustu jak mi. :)

8/10

Holly
Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2023
Stron: 560

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu


 
PREMIERA 25.07.2023

Czy jak widzicie na okładce książki napis "fenomen TikToka", czujecie się zachęceni do przeczytania czy wręcz przeciwnie? Ja, szczerze mówiąc, mam do tego ambiwalentny stosunek, a po sięgnięcie po Icebreakera autorstwa Hannah Grace przekonał mnie intrygujący opis. I ochota na zabawny romans między łyżwiarką a hokesitą. :)

Anastasia Allen to dziewczyna realistycznie stąpająca po ziemi. Od dziecka wie, czego chce, i co zrobić, by to osiągnąć. A najmocniej na świecie pragnie zostać najlepszą łyżwiarką figurową. Uczęszczając na studia, łączy naukę z pasją - prawie codzienne treningi, dieta, wczesne wstawanie czy użeranie się ze swoim partnerem z lodowiska to zaledwie lekkie przeszkody na drodze do spełnienia marzeń. Mimo dość napiętego harmonogramu Anastasia znajduje także czas na przyjaciół, imprezy i... seks. Niezobowiązujący, oczywiście, ponieważ wchodzenie w poważne związki nie jest w jej stylu.

Nathan Hawkins z kolei wydaje się kompletnym przeciwieństwem Anastasii. Owszem, kocha hokei ponad wszystko, ale wie, że poza nim w życiu liczą się też inne wartości. Lubi się zabawić, jednak zawsze odpowiedzialnie i z głową, zwłaszcza że na co dzień jako kapitan drużyny sprawuje opiekę nad całą bandą energicznych, nieokiełznanych hokeistów.

Wskutek incydentu hokeiści lądują na tym samym lodowisku co łyżwiarze... Czy te dwie z pozoru różne osobowości nie zniszczą się wzajemnie, gdy staną na swej drodze? 

Sięgając po Icebreakera, spodziewałam się dostać lekko pikantny romans z zabawnymi momentami okraszonymi ciętymi dialogami. Ku zdziwieniu dostałam o niebo więcej! Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to charakterni, realistyczni bohaterowie podążający za marzeniami. Zarówno Anastasia jak i Nathan niejednokrotnie udowadniali, że są w stanie pokonać nawet najcięższą przeszkodę, by nie zdejmować łyżew. 

Po drugie ogromnie spodobało mi się, że Hannah Grace w swojej książce poruszyła też trudniejsze problemy, takie jak: konflikt na tle rodzice i dziecko, które nie spełnia wymaganych oczekiwań, zaburzenia odżywiania, problemy z brakiem zaufania czy przemoc psychiczna podszyta chęcią niesienia pomocy. Sprawiły one, że fabuła nie wypadła płytko i bezosobowo. 

Po trzecie czytelnik otrzymał zaawansowany motyw enemies to lovers, który z biegiem czasu przekształcił się w lovers to friends, dzięki czemu cała relacja między Aną a Nate'em nabrała głębokości. Oczywiście, w Icebreakerze pojawiało się mnóstwo naprawdę gorących scen oraz pikantnych rozmów, co jednak zupełnie nie odejmowało prawdziwości uczuć między głównymi bohaterami.

A po czwarte książka z pewnością trafi do osób studiujących lub dosłownie biorących od życia garściami, ponieważ na jej stronach przewija się mnóstwo imprez, alkoholu czy przygodnego seksu, jak to czasami na uczelniach bywa. 

Co się tyczy zastrzeżeń, to najbardziej irytowała mnie zbyt wydłużona, przegadana fabuła. Wiele scen można było skrócić, a kompletnie nic nie wnoszące wydarzenia spokojnie usunąć. Często zapychały miejsce, co wynudzało podczas czytania. Trochę naciągane było również to, jak Anastasia idealnie odnalazła się w środowisku hokeistów, mimo początkowej, wewnętrznej niechęci. To zbyt dziwne, że zgraja energicznych sportowców polubiła, ba! nawet pokochała dziewczynę niemal z dnia na dzień. 

Ostatecznie Icebreakera polecę, ponieważ mimo kilku mankamentów dobrze spędziłam przy nim czas. Romans należał do pikantnych (mimo zupełnie niewskazującej na to okładki), a bohaterów (przynajmniej tych głównych) wykreowano naprawdę realistycznie. Hannah Grace napisała zabawną, wciągającą i intrygującą książkę poruszającą trudne tematy, o których naprawdę warto rozmawiać.

6,5/10


Icebreaker
Hannah Grace
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Poznań 2023
Stron: 506

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

 
PREMIERA 26.07.2023

Kiedy ktoś mnie pyta, czy polecę mu jakąś książkę z silną bohaterką, od razu na myśl przychodzi mi jedno: Alanna. Dziewczyna zrobiła wszystko, by spełnić z pozoru niemożliwe do realizacji marzenie. Pragnęła zostać rycerzem, czyli osobą, którą w jej świecie mogą pozostać wyłącznie mężczyźni. Alanna. Pod słońcem pustyni to już trzeci tom przygód odważnej bohaterki, autorstwa Tamory Pierce. Poprzednie dwie (recenzje znajdziecie tutaj oraz tutaj) zaintrygowały mnie na tyle mocno, że bez wahania sięgnęłam po kontynuację.

Po pasowaniu na rycerza Alanna postanawia wyruszyć w świat, by dowieść swoich wartości. Towarzyszy jej przyjaciel, Coram, z którym trafiają na pustynię, gdzie niespodziewanie zostają zaatakowani przez rozbójników. Na pomoc przychodzi im lud Bazhirów. Chociaż czy pomocą można nazwać pokonanie wspólnego wroga, a następnie zażądanie od nowoprzybyłych stanięcia do wali na śmierć i życie? Alanna, by udowodnić, że jest pełnoprawnym rycerzem, a nie słabą kobietą, zgadza się na pojedynek, który wygrywa.

Od tego czasu ona i Coram automatycznie stają się członkami Krwawych Jastrzębi, pustynnego plemienia. Co nie do końca podoba się lokalnemu szamanowi... Zwłaszcza że wkrótce Alanna przejmie jego pozycję, co będzie wiązało się z nabyciem nowego, silnego wroga.

Alanna wprowadza zamęt w tamtejsze zamknięte środowisko, szczególnie że jako jedyna kobieta nie ukrywa twarzy pod skrawkiem materiału. Czy dziewczynie uda się dowieść swoich wartości jako rycerka? A co z miłością? Czy rozkwitnie w tym pełnym piasku i suszy miejsca?

W Alanna. Pod słońcem pustyni tempo akcji zdecydowanie zwalnia. Pozostałe dwie części wydarzyły się na przestrzeni wielu lat, a tutaj czytelnik ma do czynienia z niewielką różnicą czasową. Czy ta zmiana w jakikolwiek sposób wpływa na jakość książki? Zdecydowanie nie. Wydaje mi się, że dzięki temu spowolnieniu można było lepiej wsiąknąć w fabułę i dosadniej zgrać się z bohaterami.

Zwłaszcza że przybyło wielu nowych. Krwawi Jastrzębie to plemię zgoła interesujące i często zaskakujące. Wspaniale było poznawać postacie wnoszące wiele świeżego powietrza do historii. Oczywiście, pojawili się także "starzy" znajomi, np. Jonathan czy George, z którymi to Alanna wplątała się w iście burzliwy trójkąt miłosny. W czasach, kiedy Tamora Pierce pisała tę opowieść po raz pierwszy, z pewnością był to swego rodzaju przełom.

Jedyne, czego mi w historii trochę zabrakło, to więcej grozy (wszak Alanna była rycerką). Owszem znalazło się kilka walk, parę zamachów i naprawdę sporo skrzyżowanych mieczy, ale miałam ochotę również na coś bardziej niebezpiecznego. Wymagającego większego przemyślenia sytuacji albo dosłownego stanięcia oko w oko ze śmiercią.

Gdybym miała córkę, a ona zapytałaby mnie o polecenie książki z superbohaterką, od razu powiedziałabym jej o Alannie. O dziewczynie, z której warto brać przykład. O młodej kobiecie, która wbrew całemu zamkniętemu środowisku zdominowanemu przez mężczyzn, wzięła własne życie za rogi. O rycerce, co krok udowadniającej, że walka o własne marzenia to zarazem najcięższa i najpiękniejsza ze wszystkich walk. "Proszę, córeczko" - powiedziałabym wówczas, wręczając jej książkę Tamory Pierce - "to historia o największej superbohaterce, jaką znał świat". "A dlaczego mamusiu?" "Bo wygrała siebie".

8/10

Pod słońcem pustyni
Tamora Pierce
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 272


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


PREMIERA 10.08.2023

Jednym z punktów mojego życiowego planu jest przeczytanie wszystkich książek niekwestionowanego Mistrza Grozy, Stephena Kinga. Niektóre z nich to ogromne tomiszcza liczące prawie tysiąc stron (albo ponad), jednak znajdą się również krótkie opowiadania napisane pod wpływem chwili lub - jak w przypadku Roku Wilkołaka - jako urozmaicenie kalendarza. Przy każdym miesiącu miało się pojawić kilka zdań, lecz ostatecznie powieść nieco się rozrosła (prawie do 130 stron) i wydano ją jako pełnoprawne opowiadanie.

Sama historia kręci się wokół mieszkańców miasteczka Tarker's Mills, których pewnej styczniowej, zimowej nocy nawiedza niebezpieczna, krwiożercza bestia. Tak rozpoczyna się Rok Wilkołaka, który podczas każdej, comiesięcznej pełni atakuje niczego niespodziewających się mieszkańców, powoli zbierając żniwo.

Czy w Tarker's Mills wreszcie zapanuje upragniony spokój? Skąd się wzięła bestia? Dlaczego zabija ludzi? I co najważniejsze: czym albo kim jest?

Nie zamierzam zdradzić nic więcej, ponieważ książka jest krótka, a im więcej napiszę, tym mniejsze zaskoczenie was czeka. :)

Rok Wilkołaka to intrygujące, momentami przerażające i dość brutalne opowiadanie, które spokojnie można przeczytać w jeden wieczór. Stephen King wprowadza czytelnika w specyficzny klimat zamkniętego miasteczka, obrazowo ukazując niebezpieczeństwo czyhające na każdym kroku. Z początku rozdziały są dość krótkie, mające raczej pobudzić wyobraźnię i urozmaicić czas. Dopiero gdzieś od środka pojawia się szczególny zwrot, a opowieść nieco zmienia kierunek. I dobrze, ponieważ od tamtej chwili czytelnikowi nagminnie towarzyszy wyjątkowy dreszczyk pojawiający się zawsze podczas czytania historii napisanych piórem Kinga.

Sam pomył opowiadania był dość ciekawy. Rozumiem, że w czasach, kiedy powstało to opowiadanie (1983 rok), skala straszności z pewnością mogła wyskoczyć poza maksymalny punkt, jednak w 2023 roku, gdy ludzie są bardziej odporni, Rok Wilkołaka traktowałabym raczej jako gratkę dla fanów autora niż horror spędzający sen z powiek. Historia nie jest nadzwyczajna i niepowtarzalna, ale przyjemna.

Co do bohaterów, to zostali wykreowani po mistrzowsku. W ogóle uwielbiam sposób, w jaki Stephen King wymyśla własne postacie i wpuszcza w nich życie. Są realistyczne ponad miarę, a przy tym idealnie dopasowane do swoich ról. 

Zanim zakończę, chciałabym jeszcze wspomnieć o przepięknym wydaniu przez wydawnictwo Prószyński i S-ka. Dawno nie widziałam tak dopieszczonej, tak przepięknej książki, w którą włożono naprawdę sporo pracy. Każdy rozdział urozmaicały czarno-białe oraz kolorowe ilustracje Berniego Wrighstona, które zdecydowanie wpływały na wyobraźnię. 

Czy polecam? Tak. Historia jest ciekawa, posiada wspaniały klimat amerykańskiego miasteczka, które dopadło zło w krwiożerczej postaci, oraz zaskakuje bardzo dynamicznym zakończeniem. Należy jednak pamiętać, że Rok Wilkołaka to tylko opowiadanie, tzn. nie ma rozbudowanych wątków pobocznych, nie wgłębia się również w psychologię postaci. Książka ma umilać czas, wywoływać niepokój i intrygować do tego stopnia, że odłoży się ją dopiero po przeczytaniu ostatniego zdania. 

7/10

Rok Wilkołaka
Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2023
Stron: 128

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu

 
PREMIERA 27.06.2023

Akademia wampirów to seria ogromnie bliska mojemu sercu, ponieważ po raz pierwszy zetknęłam się z nią ponad dziesięć lat temu, a więc za czasów ówczesnych gimnazjów. Świat dampirów, morojów i strzyg zauroczył mnie do tego stopnia, że całą serię (sześć tomów) czytałam po kilka razy. A potem o wampirach zrobiło się cicho, a ja dorosłam (a przynajmniej postarzałam się :P). Kiedy w tym roku Poradnia K postanowiła wznowić Akademię wampirów w kompletnie nowej odsłonie (okładki), oczywiście, nie mogłam przejść obojętnie. A po ponad dekadzie powrót do ukochanych bohaterów brzmi jak marzenie.

W styczniu premierę miał pierwszy tom (kliknijcie tutaj, żeby przejść do recenzji), a w czerwcu drugi, czyli W szponach mrozu, o którym chciałabym teraz co nieco opowiedzieć. 

Fabularnie czytelnik śledzi wydarzenia z perspektywy Rose Hathaway, czyli dampirzycy uwielbiającej potyczki słowne i niedającej sobie w kaszę dmuchać. Dziewczyna pod okiem wyjątkowo przystojnego Dymitra szkoli się na strażniczkę Lissy Dragomir, księżniczki oraz najlepszej przyjaciółki. Treningi przebiegają płynnie, choć w głowie Rose panuje istna zawierucha - zauroczenie w nauczycielu nie należy do rzeczy zalecanych uczennicy.

W W szponach mrozu Rose na własnej skórze doświadcza brutalności świata realnego. Zaczyna rozumieć powagę sytuacji oraz niebezpieczeństwo, w jakim znalazł się wampirzy świat. Strzygi bezczelnie atakują kolejnych morojów, zabijając ich bez mrugnięcia okiem. Strażnicy (dampiry) nie wyrabiają z ilością zadań. A co w tym czasie robią moroje? Debatują i się kłócą...

Czy Rose udowodni sobie i innym, że dojrzała na tyle, by otrzymać własny srebrny sztylet? Kim jest tajemniczy moroj z królewskiej rodziny - Adrian Iwaszkow? A Dymitr zaakceptuje zaloty dawnej przyjaciółki? 

W drugim tomie Akademii wampirów Richelle Mead stawia na wartką akcję oraz na emocjonalne, miłosne uniesienia u swoich bohaterów. Podczas czytania miałam wrażenie, jakbym siedziała w pierwszym wagoniku rollercoastera - nagminnie czułam niepokój, niezdrową satysfakcję oraz przeogromne szczęście, że znów wkroczyłam do tego niebezpiecznego, zachwycającego i odurzającego świata.

W szponach mrozu czytelnik lepiej poznaje antagonistów, czyli strzygi, dzięki czemu te krwiożerce bestie stają się bardziej realne. Dość obrazowo przedstawiono ich zachowania, przemianę czy główną motywację. Oraz sposób ich zabijania, czego nieprzerwanie uczy się Rose. 

Richelle Mead w tej części otwiera wiele nowych wątków, co skutecznie wzbudza zainteresowanie, i tylko kilka z nich kończy, dzięki czemu aktualnie marzę wyłącznie o kolejnej części. Zwłaszcza po tak angażującym, dynamicznym i przepełnionym akcją zakończeniu. Ogromnie podobało mi się też wprowadzenie do książki świeżego, tajemniczego bohatera - Adriana Iwaszkowa. Autorka rzuca o chłopaku zaledwie strzępek informacji, których odkrywanie wzbudza wręcz chorą rozkosz, szczególnie podczas jego rozmów z Rose.

Oprócz niebezpiecznej, chwytającej fabuły czytelnik doświadcza również całej palety uczuć, śledząc relację między Rose a Dymitrem. Ta zakazana relacja uczeń-trener przyprawia czasami o zawał. Powiem szczerze, że jeszcze nigdy chyba nie kibicowałam żadnej książkowej parze tak bardzo jak właśnie im. Ich rozmowy, treningi czy zachowania względem siebie to coś, czego nawet do końca nie potrafię opisać, bo aż brakuje słów. 

Mam nadzieję, że udało mi się przekonać was do sięgnięcia po cykl Akademię wampirów. Zupełnie nie rozumiem, czemu tak świetna, wciągająca i chwytająca za serce książka posiada aż tak mało adoratorów. Liczę, że to zmienię. :) A tak naprawdę to co zabrania wam sięgnąć po W szponach mrozu? Wartka akcja? Cudownie poprowadzona relacja między głównymi bohaterami? Zakazana miłość? Przyjaźń, za którą można się pokroić? Multum zabawnych sytuacji? A może intrygujące postacie z krwi i kości? Nie dajcie się bardziej przekonywać, tylko przeczytajcie! 

10/10*

W szponach mrozu
Richelle Mead
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 300
 
Akademia wampirów ↔ Pocałunek cienia

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu



*nota może i zawyżona, trudno, ale ta seria dla mnie zawsze będzie 10/10 :)

Cześć!

Ostatnie miesiące są ciężkie. Wręcz wyniszczające psychicznie, dlatego czytanie zeszło na dalszy plan, co pewnie zauważyliście po małej częstotliwości dodawania postów okołoksiążkowych i recenzji. Cóż, niestety, takie bywa życie, a jednak książki to moje drugoplanowe zajęcie, któremu oddaję się w wolnej chwili, a nie z konieczności. :) 

Po tym lekko depresyjnym wstępie  może przejdę do meritum. A mianowicie: w lipcu przeczytałam tylko 5 książek, z czego większość raczej przesłuchałam (w niektórych przypadkach weszły w grę nawet syntezatory, co było ciężkie). :) Dało to łącznie 2206 stron. 

Co przeczytałam?

La Bestia Przemysław Piotrowski (recenzja wkrótce)
Let me know Zuzanna Wólczyńska (recenzja tutaj)
Akademia Dobra i Zła. Upadek Soman Chainani (recenzja tutaj)
Jaśminowy tron Tasha Suri (recenzja wkrótce)
Gwiazdy i cienie Marie Lu (recenzja tutaj)

Ponadto w lipcu na Pomistrzowsku pojawił się post na Dzień Czekolady o Słodkich książkach. Jeśli chcecie zerknąć, jakie uroczo-słodkie książki wam polecam, to klikajcie w grafikę poniżej.


A jak minął Wasz lipiec? Macie wakacje/urlop? :)

 
PREMIERA 20.06.2023

Rzeki Londynu autorstwa Bena Aaranovitcha to pierwszy tom cyklu o policjancie Peterze Grantcie. Książka swoją premierę na świcie miała zgoła dawno, ponieważ w 2011 roku, a w Polsce w 2014 roku, lecz po dwóch tomach, niestety, zaniechano publikacji kolejnych części. Na szczęście prawie dziesięć lat później wydawnictwo Zysk i S-ka wzięło sprawy w swoje ręce, dzięki czemu Polacy aktualnie mogą cieszyć się wznowieniem całej historii. :)

Zacznijmy jednak od początku. Peter Grant wkracza do opowieści w momencie kończenia swego rodzaju stażu policyjnego, gdzie z typowego "funkcjonariusza ulicznego" ma szansę dostać posadę w bardziej interesujących, dających wiele możliwości wydziałach, takich jak na przykład wydział zabójstw. Zanim jednak do tego dojdzie razem z zawodową partnerką (choć Peter wielokrotnie wspomina, że ma nadzieję na coś więcej) muszą patrolować nocą ulicę, gdzie wcześniej popełniono brutalne morderstwo dekapitacji. Niespodziewanie Peter dostrzega ducha. I to nie byle jakiego, ponieważ ten okazuje się świadkiem zbrodni!

W ten zabawny i nieco przerażający sposób Peter odkrywa u siebie zdolności magiczne. Razem z inspektorem Nightgallem - przełożonym, gdy mowa o statusie policyjnym, oraz mistrzem w związku z udziałem magii - próbuje rozwiązać kryminalną, podpartą nadnaturalnymi zjawiskami tajemniczą zbrodnię. 

Chwila! Powiedziałam zbrodnię? Miałam na myśli cały wysyp kolejnych morderstw!

Rzeki Londynu to błyskotliwa urban fantasy łącząca genialny brytyjski humor, mnóstwo elementów magicznych, dynamiczną akcję oraz ultraciekawą sprawę kryminalną. Ben Aaronovitch wprowadza czytelnika w samo serce wydarzeń, od których ciężko uciec - są tak wciągające. Każdy rozdział śledziłam z głębokim zaangażowaniem emocjonalnym, ponieważ już od samego początku zżyłam się z bohaterami.

Zwłaszcza z Peterem, który w zupełności nie przypominał bohatera idealnego. Powiedziałabym, że chłopak miał więcej szczęścia niż rozumu, przez co wielokrotnie wplątywał się w zabawne sytuacje. Kilka razy dosłownie parsknęłam śmiechem. Uwielbiałam go za jego niezdarność, milion myśli na minutę albo niski poziom umiejętności kontaktowania się z innymi ludźmi. 

Bardzo podobało mi się to, że cały magiczny świat czytelnik poznawał na równi z Peterem: powoli, od podstaw, każdorazowo przeżywając szok na wieść o istnieniu wampirów, bóstw czy innych nadnaturalnych "potworów". Peter nie był też orłem magii, więc nauka szła mu dość mozolnie, dzięki czemu zyskiwał na realności, co ogromnie cenię w dobrej fantastyce.

Jedyną wadą, za którą odjęłam punkt w ostatecznej ocenie, było samo zakończenie. Zrobiło mi się przykro, kiedy okazało się, że domyśliłam się zawiązania jednego wątku (kryminalnego), jednak autor i tak rozpisał je niezwykle umiejętnie, dlatego nie czułam aż tak dużego zawodu. Poza tym postać Petera kompletnie mi to wynagrodziła. 

Podsumowując, Rzeki Londynu Bena Aaronovitcha to lektura, którą polecę każdemu bez wyjątku. Historia jest porywająca, ma wspaniałych, nieco wadliwych bohaterów oraz cudowny humor - wszystko to sprawi, że oderwanie się od książki graniczy z cudem. Rzeki Londynu to wspaniały wstęp do dalszych przygód Petera, na jakie czekam z niecierpliwością. 

9/10

Rzeki Londynu
Ben Aaronovitch
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Warszawa 2023
Stron: 424

→ Księżyc nad Soho


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

 
PREMIERA 14.06.2023

Rafal i Rhian, bliźniacy oraz aktualni dyrektorzy Akademii Dobra i Zła, zrobią wszystko, by pozostać na stanowiskach i by szkoła z powrotem szczyciła się świetnością i prestiżem. Tonący jednak brzytwy się chwyta, dlatego postanawiają zakraść się do miasteczka niemagicznego w celu porwania dwóch nowych, ludzkich uczniów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby kilka sytuacji nie wymknęło się spod kontroli. Ostatecznie do Akademii przybywa wyłącznie jeden uczeń, Midas, który pragnie jedynie wrócić do domu.

W międzyczasie Jakub Hak razem z Aladynem, księżniczką Kymą oraz paroma innymi ziomkami podróżuje do Nibylandii, by obalić tamtejszego władcę - Piotrusia Pana. Powiedzieć, że on i jego załoga wpadną w wiele zasadzek, stoczą niebezpieczne bitwy, popadną w niewolę czy zwiedzą mnóstwo miejsc, to jak nie powiedzieć niczego. 

Czy braciom uda się ocalić szkołę i jej uczniów? Komu będzie należała się rola dobrego, a komu złego dyrektora? Kim okażą się prawdziwi przyjaciele, skorzy do pomocy? I jakim cudem Midas nagle zaczął zamieniać wszystko w złoto?

Jeśli chcesz pozna odpowiedzi na powyższe pytania, koniecznie przeczytaj Akademię Dobra i Zła. Upadek autorstwa Somana Chainaniego. Drugi tom prequelu ponadto zaoferuje ci mega zakręconą fabułę, pełną akcji i jej zwrotów. Tak jak ja, zakochasz się w genialnym baśniowym klimacie, a zakończenie, którego nie spodziewasz się aż do samego końca, sprawi, że od razu zapragniesz poznać główny cykl (oczywiście, o ile wcześniej go nie czytałeś). Zaznaczę jednak, że najpierw warto byłoby sięgnąć po pierwszy tom prequelu, czyli Początek; recenzję znajdziesz, klikając tutaj. 

Największym atutem powieści jest według mnie intrygująca umiejętność autora do kreowania realistycznych, charakternych i potrafiących niejednokrotnie zaszokować własnymi wyborami bohaterów. Nie mam na myśli wyłącznie Rhiana czy Rafala. Soman Chainani tchnął życie nawet w te poboczne, niemalże trzecioplanowe postacie. Odniosłam wrażenie, że tutaj każdy miał coś do powiedzenia, coś do zagrania, udowodnienia czy zaprzeczenia, nawet jeśli pojawił się na zaledwie trzech stronach książki. 

Jak wspomniałam wcześniej, w Akademii Dobra i Zła czytelnik zderzy się z niezwykłą, baśniową atmosferą, która będzie towarzyszyć od początku do samiutkiego końca. Pojawi się wiele smaczków, w tym bohaterowie, jakich zna się z dziecięcych bajek, choć w różnym i często bardziej dojrzałym wydaniu. 

Jedynym minusem historii była jej przesadna dynamiczność. Wszyscy ciągle coś kombinowali, nagminnie się gdzieś spieszyli, coś robili. W pewnym momencie zauważyłam, że zasuwam wzrokiem po tekście, jakbym biegła na maratonie. Czułam się zmęczona i otępiała. Brakowało mi kilku momentów na oddech, jakiejś rozmowy czy - nie wierzę, że to napiszę - powolnego opisu. 

Magia, nadnaturalne stworzenia, wróżki, przewidywania przyszłości, piraci, syreny, mitologie czy nawet olbrzymy i nałożone na nich uroki - to i jeszcze więcej już czeka. Wystarczy, że otworzycie książkę, a cały baśniowy świat Akademii Dobra i Zła stanie przed wami otworem. Polecam z całego serca! :)

8/10

Akademia Dobra i Zła. Upadek
Soman Chainani
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2023
Stron: 352

← Akademia Dobra i Zła. Początek


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu
 
PREMIERA 14.06.2023

Kiedy z dnia na dzień twój najlepszy przyjaciel wyjeżdża, a ty zostajesz sama, ciężko ci się pozbierać i na nowo odnaleźć w ponurej rzeczywistości. Zwłaszcza kiedy każdą, choćby najmniejszą rzecz, robiliście razem. W tak smutny sposób los postanawia zadrwić z Bee, głównej bohaterki Let me know, debiutanckiej powieści Zuzanny Wólczyńskiej. 

Bee od dziecka przyjaźni się z sąsiadem Noah. Są nierozłączni, o czym wie chyba każdy mieszkaniec Santa Monica. Wspólne nocowanie w ogrodzie pod namiotem, objadanie się kwaśnymi żelkami i picie Dr Peppera, pizza z ananasem czy coroczne świętowanie festiwalu na plaży związane z puszczaniem lampionów w nocne niebo to ich chleb powszedni. 

Do czasu, aż rodzice Noah nie postanowią wyprowadzić się do Chicago. Mało prawdopodobne, że tak nierozerwalną przyjaźń podzieli odległość. A jednak. Kilka tragicznych wydarzeń sprawia, że Bee jak i Noah tracą wiarę we własne oddanie. Kontakt się urywa. 

Dopiero po kilku latach Bee jest w stanie normalnie funkcjonować. Zawiera nowe znajomości, zaczyna spotykać się z chłopakiem... Aż pewnego dnia niespodziewanie Noah wraca. Czy świat Bee na nowo wywróci się do góry nogami? Czy przyjaźń zakwitnie na nowo? A co jeśli już nie są tymi samymi, beztroskimi małolatami i aktualnie dogadanie się będzie niemożliwe?

Let me know to sympatyczna, przyjemna młodzieżówka, która fabularnie skupia się na relacji między Bee a Noah. W historii występuje kilka dodatkowych wątków, lecz w rzeczywistości niczego one nie wnoszą. Styl Zuzanny Wólczyńskiej jest lekki i przyjemny, dzięki czemu książkę czyta się zawrotnie szybko. 

Podobało mi się, że autorka nie zrobiła z bohaterów osób idealnych. Zarówno Bee, jak i Noah mają wady (i to sporo), dzięki czemu ich zachowania, charaktery czy wybory wypadały bardziej realistycznie. W Let me know pojawiły się również przeskoki między latami, co z jednej strony było intrygujące (bohaterowie jako małe dzieci wydawały się niezwykle urocze), ale z drugiej wprowadzało odrobinę chaosu. Na szczęście każdy taki przeskok czasowy obarczony był dokładną datą, więc summa summarum dało radę się nie pogubić.

Mimo tylu zalet Let me know jednak nie do końca przypadło mi do gustu. Nie potrafiłam kompletnie zżyć się z bohaterami, nie polubiłam ich. Irytowały mnie również nagminne rozważania Bee o zachowaniu Noah, a co się z tym wiązało - jej wahania nastrojów: wściekłość, bo ją porzucił, współczucie, bo przecież umarł mu ojciec, zazdrość, udawanie niedostępnej, aż ostatecznie ogromny smutek, bo przecież! Noah ją porzucił, a jak śmiał?! Co z tego, że to rodzice chłopaka o tym zdecydowali, a on nie miał nic do gadania...

Tak będąc zupełnie szczerą, to gdyby wyrzucić połowę treści z książki, i tak w fabule niczego by to nie zmieniło. Sprawiło to, że podczas czytania się po prostu nudziłam. 

Czy polecam? Może. Jeśli lubicie historie kręcące się wokół relacji między głównymi bohaterami, obfitującej w całą kakofonię emocji, to polecam. Nie gwarantuję jednak, że z tego wyjdzie wielka, bezwarunkowa miłość. Let me know to interesujący pokaz umiejętności debiutującej autorki, a także lekka i sympatyczna opowieść dla młodszych, ale nic więcej. Przykro mi.

5,5/10*

Let me know
Zuzanna Wólczyńska
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2023
Stron: 400


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu
*dam 5,5/10, bo to właściwie debiut, a naprawdę nie było aż tak źle. Autorka ma potencjał