PREMIERA 17.11.2023

Oleandrowy miecz to drugi tom cyklu Płonące królestwa, autorstwa Tashy Suri - brytyjskiej, wielokrotnie nagradzanej (m.in. zdobyła nagrodę imienia Sydneya J. Boundsa dla najlepszej debiutantki przyznawaną przez British Fantasy Society) pisarki, aktualnie zajmującej się nauką pisarstwa, bywającej czasami bibliotekarką i posiadającej kota. 

Po epickim zakończeniu pierwszej części, tj. Jaśminowego tronu, Malini razem z własnym wojskiem idzie po swoje. Idzie do stolicy, by raz na zawsze rozliczyć się z najstarszym bratem, Ćandrą, i przejąć władzę nad Paridźatdwipą. Po drodze doświadcza wielu niebezpieczeństw i przykrości, zwłaszcza kiedy jej ludzie wydają się być oddani bardziej jej bratu Aditji niż samej Malini. Brud, śmierć, nieposłuszeństwo, głód i przede wszystkim strach przed nadchodzącą bitwą, poniekąd z góry skazaną na przegraną, towarzyszą Malini niemal co krok.

Postanawia więc wezwać posiłki w postaci oddanej Priji - świątynnej starszej oraz władczyni Ahiranji - z którą kiedyś połączył ją niezobowiązujący romans. Sęk w tym, że ów romans z biegiem czasu zaczyna przeradzać się w szczere i silne uczucie... 

Światu nadal grozi butwienie (ludzie dosłownie stają się roślinami), a do Ahiranji przybywają jakszowie, czczeni od lat bogowie, który okazują się zupełnie nie takimi osobistościami, jakich się spodziewano. Są niebezpieczni, niezwykle potężni i nie powstrzymają się przed naporem żadnego miecza. 

Czy Malini uda się pokonać brata i zdobyć upragnioną władzę nad krajem? Czy Prija okiełzna swoje nowo nabyte moce? Kim w rzeczywistości okażą się bezwzględni jakszowie? I kto tak naprawdę stanie się prawdziwym zagrożeniem dla świata?

Oleandrowy miecz to epicka fantasy, w której walka o władzę splata się z wierzeniami bohaterów. Tasha Suri w drugim tomie Płonących królestw skupia się bardziej na pokazaniu stworzonego świata oraz rządzących nim prawami niż na rzeczywistym pchaniu akcji do przodu. Nie twierdzę jednak, że fabuła stoi w miejscu. Cały czas wolno maszeruje do celu, identycznie jak Malini wraz ze swoim wojskiem. 

W Oleandrowym mieczu pojawia się naprawdę, naprawdę wiele przeróżnych motywów, dzięki którym oderwanie od książki graniczy z cudem. Choć nie od razu, ponieważ z początku ciężko było mi się wkręcić w fabułę oraz przypomnieć sobie, co się w ogóle działo w poprzednim tomie, kto jest kim i czego chce. Na szczęście autorka pomału przytaczała poprzednie wydarzenia, dzięki czemu po kilku rozdziałach udało mi się połapać i wszystko zrozumieć.

Na największą uwagę wg mnie zasługuje motyw religii, w której wyznawczynie muszą dobrowolnie spłonąć na stosie, by zadowolić Matki Płomienia. Jest to brutalne, mocne, ale i świetne ukazanie tego, ile ludzie są w stanie poświęcić we własnej wierze. Dodatkowo ów religia mocno przeplata się z mitologicznymi bytami. Na świecie pojawiają się bóstwa, do jakich od lat się modlono i jakim oddawano cześć. Sęk w tym, że pojawiają się oni pod dość zaskakującą postacią i zupełnie, ale to zupełnie nie są tacy, jak się pierwotnie spodziewano. 

Tasha Suri dosadnie porusza wątek kobiet stojących niżej w społecznej hierarchii z mężczyznami. Malini musi się podwójnie starać, by zyskać władzę, w porównaniu do jej starszych braci. I robi to. Za każdym razem udowadnia, że kobiety wcale nie istnieją po to, by płodzić mężom dzieci, by stać gdzieś w kącie i w odpowiednim momencie, gdy zażyczy sobie tego władca, spłonąć na stosie w imię pseudowiary. 

W Oleandrowym mieczu czytelnicy spotkają się również z miłosną historią dwóch kobiet żyjących po dwóch stronach barykady. Pojawi się wiele wątków politycznych i strategicznych, przeplatanych gdzieniegdzie krwawymi, brutalnymi walkami. Magia ziemi rozkwitnie w palcach jakszów oraz ich świątynnych wyznawczyń, a przeklęta choroba zwana butwieniem nadal w pędzie będzie opanowywać świat. Innymi słowy: z pewnością nie ma czasu na nudę.

Podsumowując, Tasha Suri napisała naprawdę dobrą kontynuację przepełnioną niecodziennymi wydarzeniami, magią, wiarą oraz zakazaną miłością. Oleandrowy miecz miejscami porywa, wzrusza, czasem bawi, a przede wszystkim wciąga do granic możliwości. Choć nie jest idealny, ponieważ miejscami Malini bywała mocno irytująca, często wykorzystując bezwarunkowe oddanie Priji. Odniosłam również wrażenie, że wątek miłosny czasami stawał się zbyt wyciągnięty przed szereg. Mimo tych kilku mankamentów książkę zdecydowanie polecę, zwłaszcza miłośnikom epic fantasy, a sama będę z niecierpliwością wyczekiwać tomu trzeciego.

8/10

Oleandrowy miecz
Tasha Suri
Wydawnictwo Fabryka Słów
Lublin-Warszawa 2023
Stron: 616

Jaśminowy tron ↔ tom 3

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu


PRMIERA 28.06.2023

Kiedy Varren znika bez śladu, Isobel nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Zwłaszcza po poznaniu prawdy o sekretnym, innym wymiarze, w którym sny Egdara Allana Poe przekształcają się w rzeczywistość. Tam właśnie przepadł jej ukochany i tam właśnie planuje wyruszyć, by odzyskać go z łap demonicznej kobiety i pazurów innych krwiożerczych potworów. 

Aby przenieść się do drugiego wymiaru, potrzebuje odnaleźć przejście, w czym pomóc jej może wyłącznie Reynolds. Ten tajemniczy mężczyzna co roku odwiedza grób Edgara Allana Poe w rocznicę śmierci pisarza, więc Isobel nie ma wyjścia. Razem z przyjaciółką układają przewrotny plan, by w w ten szczególny dzień znaleźć się na cmentarzu w Baltimore.

Czy Isobel uda się przejść "na drugą stronę" i odnaleźć Varrena? Kim w rzeczywistości okaże się tajemniczy Reynolds? A co z samym Varrenem: czy chłopak nie zatracił się aż za bardzo w koszmarach sennych gnanych własną nienawiścią?

Cienie to drugi tom trylogii Nevermore autorstwa Kelly Creagh. Podobnie, jak pierwsza część (Kruk - odsyłam do recenzji) teraz też zanurzycie się w mrocznej opowieści okraszonej gotycko-cmentarnym klimatem. Motyw połączenia snów (a raczej koszmarów) z realnym światem to strzał w dziesiątkę, ponieważ nagminnie będziecie czuli towarzyszący czytaniu niepokój, myśl, że nigdy i nigdzie tak naprawdę nie jesteście bezpieczni. 

Tajemniczość i sekrety nadal się pojawiają, lecz im dalej w las, tym ogólny zarys fabuły staje się bardziej przejrzysty. Autorka powoli zaczyna objaśniać zasady działania wykreowanego przez nią świata, a także rzuca kilka ochłapów dotyczących przeszłości Edgara Allana Poe - przyznam, że po te ochłapy rzuciłam się, jakby były największym skarbem. 

Zakończenie Cieni to jeden wielki zwrot akcji. Kelly Creagh napisała je w sposób niezwykle dynamiczny, przez co momentami miałam wrażenie, jakbym dostawała zadyszki. Tak szybko mój wzrok wędrował po tekście. 

Ogromnie podobały mi się również poruszane emocje pomiędzy dwójką głównych bohaterów. W Nevermore czytelnicy nie dostają romantycznej miłości rodem z harlequinów. Nie. Miłość Isobel i Varrena, mimo że młodzieńcza, jest ciężka i trudna. Czasem przeradza się w nienawiść, czasem w strach i zupełnie nie jest piękna. Chociaż wydaje się wspaniała i bardzo prawdziwa.

Nevermore. Cienie to doskonała kontynuacja, która ani trochę nie odstaje poziomem od pierwszego tomu. Sięgając po książkę, spodziewajcie się mrocznego, gęstego klimatu rodem z najstraszniejszych powieści Poe. Wyczekujcie potworów, demonów oraz ciągłego, towarzyszącego wam uczucia zagrożenia. Wędrujcie po cmentarzach, odwiedzajcie groby i nigdy, ale to nigdy nie pozwólcie sobie na sen, bo wtedy możecie się już nie obudzić żywi. Polecam. :)

8/10

Nevermore. Cienie
Kelly Creagh
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2023
Stron: 432

Kruk ↔ Otchłań

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

PREMIERA 22.11.2023

Po wydarzeniach z poprzedniej części (W szponach mrozu - recenzję znajdziecie tutaj) Rose powoli wraca do rzeczywistości, choć niezwykle ciężko jej się pozbierać po śmierci kumpla, Masona. Doskonale zdaje sobie jednak sprawę, że musi być silna dla Lissy, którą ma się opiekować po zakończeniu szkoły, wszak zawsze i niezmiennie Oni są ważniejsi. Kłopoty zaczynają się zaogniać w momencie, kiedy przed Rose staje duch Masona...

Rose nadal zmaga się z trudną i zakazaną miłością do swego mentora, Dymitra, będącego jednocześnie jednym z najlepszych dampirów-ochroniarzy. Coraz ciężej jej wytrzymać bez jego obecności, o pocałunkach nawet nie wspominając. Na szczęście Rose ma czym zająć głowę, ponieważ w Akademii zaczynają się właśnie ćwiczenia polowe, podczas których młode dampiry dostają w przydziale moroja, jakiego przez następne tygodnie mają chronić przed zaaranżowanymi napadami. 

Czy Rose naprawdę wariuje? Czy widzenie duchów oraz noszenie piętna, jakim jest pocałunek cienia, nie sprzyjają przypadkiem pogłębieniu psychozy? Co z Dymitrem: uda im się czy ich związek spłonie nim jeszcze zdąży zapłonąć?

Odkąd pierwszy raz przeczytałam serię Akademię wampirów, Pocałunek cienia od zawsze był moim faworytem. Po wieloletniej przerwie nadal utwierdzam się w tym przekonaniu. Trzecia część zaczarowała, a emocje niemal wylewały się ze stron. Kolejne wydarzenia spijałam łapczywiej niż moroj krew... Gdybym trafiła na karty powieści, w oka mgnieniu stałabym się strzygą. :)

W Pocałunku cienia dokładniej widać, jakie zmiany zaszły w Rose Hathaway pod wpływem tragicznych wydarzeń. Najpierw z pierwszego tomu, gdzie musiała ratować Lissę przed torturami ze strony jej wuja, a następnie z drugiego tomu, gdzie z zimną krwią zamordowała dwie strzygi i jednocześnie była świadkiem śmierci jej kumpla. Rose (na szczęście) nadal nie straciła umiejętności posługiwania się ciętym językiem, jednak teraz stała się o bardziej rozważna. Rozsądna. Mniej skora do głupich, nastoletnich przepychanek czy zachowań. A tym samym jej problemy koegzystencjalne wskoczyły na wyższy poziom. Wszak wybór między powinnością a miłością nigdy nie należał do najprostszych.

W książce ponownie dochodzi do głosu poznany W szponach mrozu Adrian Iwaszkow - skomplikowany moroj z duszą imprezowicza, nałogowiec i jednocześnie bratanek królowej. Razem z Lissą praktykuje on działanie mocy ducha, którą oboje władają, więc jeżeli kogoś bardziej interesuje wątek nieznanej, tajemniczej siły, z pewnością nie będzie zawiedziony.

Ostatnie rozdziały to jedna wielka akcja, od której nie da rady oderwać się nawet na sekundkę. To, co swoim czytelnikom zaoferowała Richelle Mead, zasługuje na Nobla. Zasadzka, atak, walka... porwanie i śmierć? 

Podsumowując, Pocałunek cienia Richelle Mead to niezwykła i wyjątkowa historia, którą będę polecała zawsze i każdemu bez względu na wiek, płeć czy zainteresowania. Gwarantuję, że jeśli nie jesteś zwolennikiem powieści o wampirach, to właśnie ta seria sprawi, że się w nich zakochasz. Jeżeli jesteś młody, perypetie Rose, Lissy i wątek zakazanej miłości przyprawią cię o zawrót głowy. A jeśli jesteś nieco starszy to zwroty akcji, wydarzenia pełne walk i mrocznych myśli kołatających się w głowie Rose będą tym, co nie pozwoli ci przestać czytać. Gorąco polecam!

10/10*

Pocałunek cienia
Richelle Mead
 Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 400

W szponach mrozu ↔ Przysięga krwi

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


*niezmiennie "Akademia wampirów" to moje 10/10 :)
 
PREMIERA 08.09.2023

Kiedy po raz pierwszy usłyszałam, że główną bohaterką najnowszej powieści Julie Kagawy pt. Cień Kitsune, jest pół-człowiek, pół-lisicia, od razu wiedziałam, że nie przejdę obok tej historii obojętnie. Yumeko, bo to o niej mowa, od dziecka wychowuje się w świątyni, ucząc się, jak być dobrym człowiekiem i jak dosadnie usunąć w cień swoją drugą, zwierzęcą połowę. Czasami posuwa się do niewinnych kłamstewek, czasami zrobi komuś bzdurny kawał... Z pewnością nie jest złym, krwiożerczym demonem, za którego większość mnichów ją uważa.

Niespodziewanie świątynia zostaje napadnięta. W ostatniej chwili do Yumeko trafia niezwykle ważny i potężny zwój magiczny, który dziewczyna ma za wszelką cenę chronić. A najlepiej zanieść ją do innej, położonej niewiadomo gdzie świątyni, gdzie znajduje się również druga część zwoju.

Yumeko nie dałaby rady sama przeprawić się przez kraj pełen złodziei, morderców czy demonów. Na szczęście spotyka Tatsumiego - niebezpiecznego shinobiego władającego mieczem, na samo wspomnienie którego połowa świata drży ze strachu. Ma on za zadanie odnaleźć zwój. Yumeko skłamała, że znajduje się on w ów świątyni, do której podąża. Tak rodzi się koalicja.

Po drodze bohaterowie spotykają wiele przeszkód, a także nowych towarzyszy. Czy Yumeko uda się aż do końca ukrywać prawdę? A co jeśli w pewnej chwili towarzysze poznają jej prawdziwą twarz? Co jeśli nagle to Kitsune dojdzie do głosu?

Nie zamierzam ukrywać, że podczas czytania podziałała na mnie magia Cienia Kitsune. Z początku ciężko mi było się wkręcić w fabułę, ale po kilku rozdziałach nastąpił zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, efektem czego nie mogłam się już oderwać od książki. Pożerałam każdą stronę niczym wygłodniały demon i nic (ani nikt) nie mógł mi stanąć na drodze. Inaczej zagryzłabym do kości.

W książce pojawia się motyw drogi, który osobiście w fantasy uwielbiam. Zwłaszcza jeśli ma się do czynienia z tak różnorodnymi bohaterami z zupełnie innych światów. Chłopka pół-lisica, przerażający shinobi, którego ludzie boją się na samo wspomnienie, ronin - dawny samuraj bez honoru, oraz szermierz-mistrz - arystokrata i kuzyn w bliskiej linii od cesarza. I cała ta brygada przemierza szlaki kraju, by odnaleźć mnicha i wypytać go o drogę do ukrytej, tajemnej świątyni.

Skoro już przy ukrywaniu jesteśmy, to świetnym wątkiem było zatajanie prawdy przez Yumeko o swojej prawdziwej tożsamości. Ukrywała, że w jej żyłach płynie krew Kitsune oraz, że zwój trzyma ciągle u pasa. Było to najbardziej pomysłowe, ironiczne i zabawne rozwiązanie, o jakim słyszałam. Tym bardziej że oszukała Tatsumiego, sławnego shinobiego, który podążał z nią wyłącznie po to, by ów zwój odnaleźć. Dużo humoru oraz radości do powieści dodał też niehonorowy ronin, Okame. 

W Cieniu Kitsune pojawia się również kilka pobocznych tematów. Jednym z moich ulubionych był wątek przeklętej wioski. Zauroczył mnie pomysł, klimat oraz ultraciekawy przebieg. 

Podsumowując, pewnie nikogo nie zdziwi, że z całego serca polecę wam Cień Kitsune. To wspaniała, niebanalna i przede wszystkim ekscytująca opowieść, którą autorka dopełniła charakternymi bohaterami oraz wyjątkową, czasami ciężką, a czasami lekką jak piórko, atmosferą. Historia bawiła i wzruszała, a fabuła zaskakiwała niemal na każdym kroku. O końcówce będącej jedną wielką walką (co swoją drogą uwielbiam), nawet nie zamierzam wspominać. :) Po prostu powiem, że już wypatruję kontynuacji!

9,5/10

Cień Kitsune
Julie Kagawa
Wydawnictwo Fabryka Słów
Warszawa-Lublin 2023
Stron: 497

→ tom 2

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

 
PREMIERA 24.11.2023

Święta to niezwykły, magiczny i przede wszystkim rodzinny czas, podczas którego najbliżsi celebrują wspólnie spędzone chwile. Dzielą się jedzeniem, radością oraz prezentami - to ostatnie upodobnili sobie szczególnie młodsi członkowie. J. R. R. Tolkien, autor, jakiego nikomu nie trzeba przedstawiać, postanowił stworzyć jeszcze jeden, nietuzinkowy i jakże cudowny, zwyczaj świąteczny. Wcielił się w postać starego, grubego i czerwonego Świętego Mikołaja, by co roku pisać listy do swoich dzieci wprost z Bieguna Północnego.

Listy Świętego Mikołaja to zbiór właśnie takich listów oraz rysunków (wszystkie wyszły spod ręki Tolkiena), pisanych w latach 1920-1943. Najpierw są krótkie, kierowane do najstarszego Johna, potem coraz dłuższe i uwzględniające kolejne dzieci: Michaela, Christophera oraz najmłodszą, Priscillę. W listach Tolkien opowiada o śnieżnych przygodach Mikołaja oraz jego najwierniejszego i najbardziej upartego przyjaciela, Niedźwiedzia Polarnego. Opisywane wydarzenia często są bez granic zabawne, zawsze zwariowane, a momentami również smutne i zaskakujące, zawsze mające wpływ na jakość (i ilość) prezentów znajdowanych w skarpetach. 

Z każdym kolejnym rokiem w listach pojawiają się nowe postacie, takie jak elfy, gnomy czy gobliny, a akcja zdaje się nabierać tempa. 


Listy Świętego Mikołaja to naprawdę niezwykła, po części wzruszająca książka, ponieważ z jej stron aż wylewa się miłość ojca do swych dzieci. Co roku oprócz niesamowitej przygody z Bieguna Północnego pojawiał się też albo rysunek dotyczący minionych wydarzeń, albo intrygującą zagadkę w postaci rozszyfrowania pisma wymyślonego przez Niedźwiedzia Polarnego. 

Na każdy z wysłanych listów Tolkien dostawał odpowiedzi, w których dzieci naprawdopodobniej dziękowały za prezenty albo życzyły powodzenia w kolejnych, szalonych przeprawach. Niestety, nie zostały one dołączone do zbioru, co uważam za minus, ponieważ chętnie poznałabym reakcję najmłodszych na opisywane przygody Mikołaja.


Najbardziej w całej tej historii urzekło mnie to, jak mocno Tolkien starał się odgrywać rolę bohaterów z Bieguna. Najpierw rzadko, później częściej w listach wcielał się w np. Niedźwiedzia Polarnego albo Ilberetha (elfiego sekretarza Świętego Mikołaja) i uwierzcie, że za każdym razem zmieniał charakter pisma, by jeszcze bardziej urzeczywistnić opowieść. Było to ekscytująco urocze.

Listy Świętego Mikołaja to prześlicznie wydana książka, dopracowana pod każdym calem, którą polecę dwóm kategoriom osób. Przede wszystkim dzieciom, ponieważ w listach pojawia się tyle intrygujących, zabawnych i magicznych przygód, że z pewnościom najmłodsi czytelnicy będą zachwyceni. A po drugie fanom twórczości Tolkiena - ten niezwykły dodatek będzie ukoronowaniem całej serii dzieł autora, trzymanych na regałach, a dodatkowo po raz kolejny pozwoli na posłuchanie fantastycznej gawędy. P.S. Książka idealnie sprawdzi się na prezent pod choinką. :)

Listy Świętego Mikołaja
J.R.R. Tolkien
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Warszawa 2023
Stron: 192

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu


Czas na nową serię postów na Pomistrzowsku! Co by nie było zbyt nudno i leniwie, zwłaszcza w to przepiękne, zimowe popołudnie. :) Cały myk polega na polecaniu wam książek (żadna nowość :D) z tematyką/bohaterami/motywami podobnymi do znanym wam już na pewno powieściom. Zacznę od czegoś popularnego, przygodowego i... magicznego!

Lubisz Harry'ego Pottera?
Jeśli tak, to sięgnij po:

       

Każda z w/w książek posiada motyw magicznej (bądź niezwykłej) szkoły, a główni bohaterowie ze wszystkich sił próbują uratować świat, pokonać czarny charakter lub poznać prawdę o sobie albo o najbliższych osobach. W niektóre książki wplątany jest czarodziejski pociąg, w inne akademia tworząca potwory pożerające uczniów. Nieraz przeważa klimat baśni, zaś kiedy indziej mroczna tajemnica morderstwa sprzed lat. 

W każdej z tych sześciu książek znajdziecie coś, co z pewnością przypadnie do gustu fanom Harry'ego Pottera. Gwarantuję, że się w tych powieściach zakochacie - tak, jak ja. :) 

Macie jakąś w planach? Słyszeliście o którymś tytule? 
 
PREMIERA 23.02.2023

W Świecie Zorzy, jak sama nazwa wskazuje, najważniejszą rzeczą jest właśnie Zorza. Zielona łuna, która co roku wywołuje i sprowadza każdego mieszkańca Tlate Hiin na polanę, by właśnie tam o konkretnej godzinie podziwiać to niezwykłe, napawające nadzieją na lepsze życie zjawisko. Sęk w tym, że tegoroczna przemknęła przez świat zbyt szybko i mało wyraźnie, co według Sii - mężczyzny potrafiącego wróżyć z Zorzy - jest efektem jej zaniku...

Zanim jednak zniknęła, zdążyła wyszeptać imię Ariego, nastoletniego chłopca i zarazem głównego bohatera Silli autorstwa Karoliny Lewestam. "On znajdzie drogę po drugiej stronie nieskończoności" - mówiła Zorza - lecz musi wyruszyć sam. Tylko w ten sposób da radę uratować świat przed większym zimnem i coraz bardziej dokuczliwym brakiem pożywienia. 

Ari więc wyrusza w świat, sam nie do końca wiedząc, dokąd powinien zmierzać. Kolejno odwiedza przeróżne miejsca oraz miasta, poznaje nowych wrogów, ale również przyjaciół, a wszystko po to, by ocalić ludzi oraz zwierzęta przed śmiercią. Czy Ariemu uda się przywrócić dawną świetlistość Zorzy? Kogo spotka na swojej drodze? 


Silla to przepiękna, słodko-gorzka historia, którą pokochałam niemal od pierwszej strony. Opowieść napawa nadzieją, ale też w pewnych momentach przeraźliwie wzrusza oraz bawi - wielokrotnie nawet nie zorientowałam się, że uśmiechałam się sama do siebie. 

Autorka wykreowała kompletnie nowy świat, gdzie ludzie koegzystują z gadającymi zwierzętami, których traktują na równi. Tu każdy narodził się po to, by sobie nawzajem pomagać, co w pewnej chwili zostało nagle zatracone. Niedźwiedzie, wilki, foki, Czarne Ptaki, lisy czy pantery śnieżne to zaledwie garstka wyjątkowych osobowości, których Ari napotyka podczas swojej prywatnej wędrówki. Sprawia to, że książka zyskuje na wartości, ponieważ uczy najmłodszych czytelników o równości i szacunku do drugiej osoby, bez względu na to, czy ma futro, pazury czy płetwy.

Doskonałym urozmaiceniem książki były niezwykle klimatyczne, przepiękne ilustracje autorstwa Mariusza Andryszczyka. Wielokrotnie zamiast czytać dalej po prostu wpatrywałam się w rysunki, tak barwne i magiczne.


Największym plusem powieści, poza oczywiście tonem emocji, jakie wzbudza, byli nietuzinkowi, przesympatyczni bohaterowie, narysowani w odcieniach szarości. Tutaj nikt nie był ani biały, ani czarny, dzięki czemu Silla automatycznie wypadła realistyczniej. 
 
W kilku słowach podsumowania: Karolina Lewestam napisała przesympatyczną, wciągającą oraz niezwykłą historię. Silla to książka idealna dla młodszych czytelników, ponieważ poza wartką fabułą i wieloma zwrotami akcji przekazuje też szereg rozmaitych emocji oraz posiada różnobarwnych bohaterów. Już dawno żadna książka nie wzbudziła we mnie aż tylu uczuć, dlatego z niecierpliwością będę czekała na kontynuację, w międzyczasie starając się przekonać was do sięgnięcia po Sillę i do otwarcia się na ten magiczny, zachwycający świat. Bardzo polecam!

9,5/10


Silla
Karolina Lewestam, Mariusz Andryszczyk
Wydawnictwo Agora
Warszawa 2023
Stron: 334

→ tom 2

Za możliwość przeczytania dziękuję
 
PREMIERA 27.09.2023

Kiedy w 2020 roku sięgnęłam po Enolę Holmes i Sprawę zaginionego markiza (recenzję znajdziecie pod tym linkiem), w życiu nie spodziewałam się, że po trzech latach ta rezolutna, brawurowa i ekstrawagancka bohaterka nadal będzie mi wiernie towarzyszyć. We wrześniu tego roku wydawnictwo Poradnia K wypuściło na polski rynek już ósmy tom serii pt. Sprawa brawurowej ucieczki.

W tej części Nancy Springer dostarcza czytelnikowi wiele najrozmaitszych wrażeń. Do Enoli docierają niepokojące informacje o uwięzieniu przyjaciółki, lady Cecily, we własnych komnatach przez wyjątkowo szemranego ojca. Oczywiście, po obmyśleniu odpowiedniego planu (lub raczej jego zalążku) Enola decyduje się na odbicie przyjaciółki. Nie spodziewa się jednak, że każdemu jej krokowi będzie bacznie przyglądał się jej brat, wybitny i sławny, brytyjski detektyw, Sherlock Holmes.

Czy ostatecznie Enoli uda się uwolnić lady Cecily z rąk bezwzględnego ojca? Co się stanie, jeśli jej niewinna przyjaciółka niespodziewanie sama będzie musiała zmierzyć się z niebezpiecznymi, mrocznymi zaułkami, dwudziestowiecznego Londynu? A co z Sherlockiem - warto mu ufać?

Sprawa brawurowej ucieczki to krótka (licząca zaledwie 240 stron), ale jakże intrygująca książka. Napisana w sposób dynamiczny fabuła ani przez moment nie pozwala czytelnikowi oderwać wzroku od tekstu. Spotkanie z doskonale znanymi bohaterami wywołuje ogromną radość oraz momentami wzruszenie - ma się wrażenie, jakby odwiedzało się najlepszych znajomych pod słońcem.

Weźmy przykład takiej Cecily, którą po raz pierwszy pod kryptonimem leworęcznej lady poznaliśmy w drugim tomie. Dziewczyna nie tylko wprowadza do historii motyw przyjaciela w opresji, ale jest przede wszystkim wybitnie nieschematycznym charakterem. Mówię tutaj o pojęciu rozdwojenia jaźni, które w tamtych czasach dopiero zaczęło wkraczać na salony psychologicznych i filozoficznych rozważań. Lady Cecily z jednej strony przedstawiana jest jako bystra i rezolutna, leworęczna lady, a z drugiej łagodna i nieśmiała praworęczna, na jaką wychowali ją rodzice. Cały ten wątek zmiany osobowości Nancy Springer rozegrała naprawdę rewelacyjnie.

Odnoszę wrażenie, że z tomu na tom w kartki powieści wkracza coraz więcej Sherlocka Holmesa. Jak z początku nie miałam z tym w ogóle problemu, ba! cieszyłam się, że jedna z moich ukochanych postaci literackich przewija się w książce, tak teraz powoli zaczęło mnie to męczyć. Autorka dobrze oddaje ducha Holmesa, jednak nieidealnie. Brakuje mu pazura, wiedzy i zrozumienia, a także sposobu dedukcji, za co notabene został pokochany przez rzeszę fanów. Momentami Nancy Springer robi z niego nierozumnego brata niepotrafiącego pojąć myślenia siostry i dającego się wykiwać prawie na każdym kroku. 

Podsumowując, Sprawa brawurowej ucieczki to opowieść pełna przygód, zwrotów akcji oraz cudownych bohaterów, których nie da się nie pokochać. W książce Nancy Springer porusza tematy związane z walką o emancypację kobiet spod rządu mężczyzn, dzięki czemu czytelnik dostaje naprawdę wyjątkową historię. Ósmy tom posiada wady, lecz szybko one znikają pod czujnym, świeżym i zadziwiająco otwartym spojrzeniem Enoli Holmes. Polecam!

8/10

Enola Holmes i sprawa brawurowej ucieczki
Nancy Springer
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 240


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


 
PREMIERA 25.10.2023

Ostatni rok nauki w Akademii Ellinghama nie może nudny! Chociaż początek nie zapowiada się obiecująco, zwłaszcza dla Stevie Bell, która nie ma zielonego pojęcia, co robić dalej. Rozwiązana, letnia zagadka (przeczytacie o niej w recenzji Skrzyni w lesie - kliknijcie tutaj, by przejść do postu) już dawno przeszła w zapomnienie, a teraz Stevie pogrąża się w bezczynnej obserwacji przyjaciół piszących i składających eseje na studia. Aha, i wzdychającej z tęsknoty do swojego nieobecnego chłopaka, Davida. 

Na szczęście bierność nie trwa długo, ponieważ David wychodzi z propozycją i zaprasza Stevie oraz jej przyjaciół do Londynu! To właśnie będąc w Wielkiej Brytanii, dziewczyna usłyszy o pewnej tajemniczej zbrodni sprzed lat...

Wiejska posiadłość. Dziewięcioro przyjaciół, studentów Cambridge, spędzających razem weekend. I podwójne morderstwo?

Dziewięcioro kłamców to już piąta książka Maureen Johnson, którą miałam przyjemność poznać. Jest ona bezpośrednią kontynuacją głównej trylogii Nieodgadniony oraz Skrzyni w lesie, a zarazem kolejną nietuzinkową, tajemniczą i niesamowicie wciągającą opowieścią ze świata Stevie Bell! Fabuła toczy się równocześnie w dwóch liniach czasowych, dzięki czemu w pewnym momencie czytelnik mimowolnie związuje się z bohaterami i całość przeżywa podwójnie.

W tej części do głosu dochodzą też dojrzalsze uczucia między Stevie a Davidem. Ich związek poważnieje, a co za tym idzie - podejmowane decyzje stają się bardziej racjonalne. A przynajmniej w założeniu, ponieważ czasami zdarzają się sytuacje (nie raz, nie dwa), że obydwoje zachowują się jak przedszkolaki. Dzięki takiemu zabiegowi bohaterowie wydają się realniejsi, stworzeni z krwi i kości. I nie da rady ich nie lubić. :)

Zagadka morderstwa z 1995 roku jest ogromnie intrygująca. Aż do samego końca nie ma się pojęcia, kto zabił i dlaczego. Maureen Johnson odkrywa kolejne karty w doskonałych momentach, przez co całość automatycznie nabiera większej głębi. I nie marzy się o niczym więcej, tylko o poznaniu prawdy. Szczególnie że w międzyczasie dochodzi do wielu zwrotów akcji, a kilka wydarzeń wywołuje ból głowy. Oczywiście, w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Zakończenie to jedno wielkie zaskoczenie, które sprawia, że ma ochotę pobiec się do księgarni po następny tom.

Dziewięcioro kłamców Maureen Johnson to niezwykła historia okraszona tajemnicą sprzed lat, mnóstwem emocji, całą kakofonią uczuć oraz niegłupimi, utalentowanymi bohaterami. Tę oraz wszystkie poprzednie części będę polecała z ręką na sercu, obiecując cudowną jazdę bez trzymanki, całą dozę zagadek, wiele zabawnych momentów oraz szereg zwrotów akcji. Czytajcie, bo naprawdę warto! 

9/10

Dziewięcioro kłamców
Maureen Johnson
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 432

Skrzynia w lesie ↔ tom 6?

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


 
PREMIERA 13.09.2023

W styczniu tego roku premierę miał pierwszy tom trylogii Mroczne sąsiedztwo, autorstwa Holly Black i Teda Naifeha. Historia wkręciła mnie na tyle mocno, że przeczytałam tom drugi, a teraz sięgam po finałową część trylogii. (Jeśli jesteście ciekawi wrażeń z Zewu i Znaku, to zapraszam do recenzji tutaj oraz tutaj).

We Krwi czytelnik poznaje dalsze koleje losu Rue, która krąży między światem ludzkim a nowoodkrytym elfickim. Plącze się i kręci wokół, ponieważ nie potrafi podjąć ostatecznej decyzji, po czyjej stronie stanąć. Po śmierci dziadka władzę nad elfami przejęła jej groźna matka zamierzająca, wskutek doświadczonego bólu i zdrady, wyeliminować ludzi. Rue nie zamierza do tego dopuścić przez wzgląd na wychowanie, przyjaciół oraz ojca, który aktualnie popadł w swego rodzaju marazm. O chłopaku, który woli zostać pożartym żywcem, niż zbliżyć się do Rue lepiej nie wspominać.

W pewnym momencie Rue zaczyna pomagać pewien tajemniczy młodzieniec, co wiąże się z powstaniem dziwnego, niepokojącego przyciągania.

Ludzie nie zamierzają być bierni. Zbierają siły, by w ostatecznym rozrachunku zaatakować... Czy Rue uda się ocalić miasto? Po czyjej stronie stanie: przyjaciół i wychowania czy rodziny i płynącej w jej żyłach krwi?


Krew to zdecydowanie najlepsza część trylogii, ponieważ już od samego początku akcja goni akcję i akcją popędza. Pojawia się pełno zwrotów i niespodziewanych wydarzeń, a bohaterowie wplątują się w mroczniejsze oraz bardziej zagmatwane sytuacje. 

Moim ulubionym wątkiem jest zdecydowanie Dale i jego uzależnienie od bycia pożeranym. Dosłownie. Zauroczył się w pewnym elfkach, które pożywiają się mięsem ludzkim. Podczas posiłku wydzielają w ślinie pewne toksyny wprawiające ofiarę w stan niemalże euforyczny. Dale nie potrafi się powstrzymać, nie wspominając już o przeciwstawieniu się potworom. Na szczęście Rue się nie poddaje i ze wszystkich sił próbuje uratować swojego chłopaka od pewnej śmierci. Nawet jeśli on, po dowiedzeniu się prawdy o pochodzeniu Rue, nie chce jej widzieć. Doskonały, brutalny, nieoczywisty i ekstremalnie oryginalny motyw, w jakim zadurzyłam się od początku.


Tak, jak w pozostałych częściach, tak i w tej olbrzymią rolę odgrywa ciemny, podstępny klimat. Dzięki niemu komiks staje się wyjątkowy, a emocje podczas czytania tylko rosną. 

Holly Black po raz kolejny udowadnia, że potrafi budować bohaterów. Każdy, nawet ten drugoplanowy, otrzymał unikalny zestaw cech charakteru, które dodają albo pikanterii, albo smutku, albo najzwyklej w świecie irytują. Autorka dodatkowo poruszyła mnóstwo różnorodnych wątków, takich jak: bunt, walka o wolność, zdrada czy przyjaźń ponad więzi rodzinne, przez co nie ma ani chwili na nudę. 

Podsumowując, trylogia Mroczne sąsiedztwo to historia zdecydowanie warta poznania. Czytelnik poza naprawdę wciągającą i dobrą fabułą doświadczy też magii, mroku oraz całej palety emocji. A wszystko to w nadnaturalnym elfio-ludzkim świecie. Polecam!

8/10

Krew
Holly Black, Ted Naifeh
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2023
Stron: 128

← Znak

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

 Cześć!

Dzisiaj (12.11.) są moje 29-te urodziny, gdzie wreszcie postanowiłam dać coś od siebie, a nie brać. Z tej okazji zapraszam wszystkich chętnych do wzięcia udziału w rozdaniu! Będzie ono dość nietypowe, bo książki, które możecie wygrać są... niespodzianką! :)

Jak wygrać?
→ rozdanie jest wyłącznie dla moich obserwujących, dlatego pamiętaj o zaobserwowaniu bloga
→ napisz w komentarzu, jaki pakiet wybierasz
→ odpowiedz na pytanie:
CO CHCIAŁ(A)BYŚ DOSTAĆ NA URODZINY
→ będzie mi bardzo miło, jeśli się trochę udzielisz, tj. napiszesz komentarz pod ostatnim postem, etc. :)

Rozdanie trwa od 12.11. do 22.11.2023 do północy. Zwycięzców ogłoszę w ciągu kilku dni od zakończenia na podstawie udzielonych odpowiedzi. Wysyłka jedynie paczkomatem i na terenie Polski. W razie pytań zapraszam do ich zadawania. :)

Aha! Jeżeli jesteście bardzo ciekawi, czym się różnią poszczególne pakiety albo czego mniej-więcej można się spodziewać, to zerknijcie na zdjęcia poniżej! 


 


Chciałabym was jeszcze zaprosić na Instagram (link w menu obok), gdzie odbędą się różne zabawy. I gdzie można wygrać BON DO EMPIKU! :)

Miłego dnia!

 
PREMIERA 05.09.2023

Kiedy na świecie szerzy się COVID, Holly robi wszystko, by strzec się tych przeklętych zarazków. I po raz kolejny daje dowód, że jest zupełnym przeciwieństwem własnej matki, która w ów "dziwną chorobę" nie wierzy - a potem ginie, ponieważ płuca odmówiły posłuszeństwa. Tym gorzkim akcentem Stephen King rozpoczyna historię w Holly. Bez pardonu wprowadza czytelnika w mroczny, ale i niezwykle realistyczny nastrój Amerykanów spowodowany koronawirusem.

Jest to zaledwie tło akcji, gdyż główna fabuła toczy się wokół tajemniczego zniknięcia młodej Bonnie Dahl. Do Holly i jej agencji Uczciwi znalazcy zgłasza się zrozpaczona matka, Penny, która poszukuje zaginionej prawie miesiąc temu córki. Policjanci zaniechali poszukiwań z braku wystarczających dowodów, więc Penny Dahl nie pozostało nic innego jak zaanagażowanie prywatnego detektywa. Zwłaszcza że samo zaginięcie wydaje się dość poplątane: po Bonnie pozostał wyłącznie rower, na siodełku którego znaleziono karteczkę z napisem "Mam już dość". Ale co się stało z kaskiem? Co z plecakiem? I najważniejsze: dlaczego, by "odejść" Bonnie miałaby wybrać zaciemnione, niebezpieczne miejsce bez monitoringu? Gdyby chciała uciec zrobiłaby to przecież gdziekolwiek.

Holly zmaga się z niezwykle trudną sprawą, a także z żałobą po stracie matki. Rozgoryczenie, strach przed przyszłością czekającą na jej przyjaciela Petera, aktualnie boksującego się z dość ciężkim stanem covidowym, a także pojawiające się ciągle nowe (i bardzo dziwne) poszlaki nie raz nie dwa spędzą Holly sen z powiek. Zwłaszcza w chwili, kiedy wyjdzie na jaw, że zniknięcie Bonnie wiąże się z zaginięciem innych osób sprzed lat...

Stephen King po raz kolejny dowiódł, że budowanie napięcia, wprowadzanie zaskakujących zwrotów akcji oraz wgłębienie się w psychologię postaci wyssał z mlekiem matki. W Holly czytelnik już od samego początku wie, kim są czarne charaktery, a jednak każdy kolejny rozdział odkrywa nowe karty, przez które oderwanie się od lektury staje się niemożliwe. Pięciusetsześćdziesięciostronnicową książkę przeczytałam w lekko ponad dwa dni, tak mocno historia mnie wciągnęła.

W książce King porusza wątek dotyczący choroby cielesnej i tego, w jaki sposób potrafi ona wpłynąć na dalsze postępowania człowieka. Żyjąc w strachu przed bólem nie do zniesienia, ludzie są w stanie popchnąć się nawet do najgorszych zbrodni, by choć trochę ulżyć sobie w cierpieniu. Najciekawsze jest to, że owymi chorobami niekoniecznie są te śmiertelne. Nawet zwykły ischias czy reumatyzm potrafią doprowadzić człowieka na skraj społecznie przyjętych wartości społecznych.

W Holly zdecydowanie nie zabrakło brutalnych momentów. Czasami robiło się wręcz niedobrze, zwłaszcza pod koniec książki, kiedy to mroczna prawda ostatecznie została ujawniona. 

Co się tyczy wad, to trochę irytowało mnie zbyt nonszalanckie podejście do Holly. Od lat wiadomo, że jest to ulubiona bohaterka Stephena Kinga, co widać niemal na każdym kroku. Widać, jak kobiecie z łatwością przychodzą niektóre rzeczy i jak autor ją w pewnym sensie hołubi. Nie zrozumcie mnie źle, ja też bardzo lubię Gibney, ale wg mnie dostała zbyt mało kłód pod nogi.

W kilku słowach podsumowania: Holly to zaskakująca, intrygująca, tajemnicza i mocna historia, która od pierwszej strony wciągnie w was w swój niebezpieczny wir. Motyw zaginięć śledzi się z ogromnym zaangażowaniem, lecz na największy plus zasługuje wgłębienie się w mroczną psychologię czarnych charakterów. Naprawdę mam hollynadzieję, że najnowsza powieść Stephena Kinga przypadnie wam do gustu jak mi. :)

8/10

Holly
Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2023
Stron: 560

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu


 
PREMIERA 25.07.2023

Czy jak widzicie na okładce książki napis "fenomen TikToka", czujecie się zachęceni do przeczytania czy wręcz przeciwnie? Ja, szczerze mówiąc, mam do tego ambiwalentny stosunek, a po sięgnięcie po Icebreakera autorstwa Hannah Grace przekonał mnie intrygujący opis. I ochota na zabawny romans między łyżwiarką a hokesitą. :)

Anastasia Allen to dziewczyna realistycznie stąpająca po ziemi. Od dziecka wie, czego chce, i co zrobić, by to osiągnąć. A najmocniej na świecie pragnie zostać najlepszą łyżwiarką figurową. Uczęszczając na studia, łączy naukę z pasją - prawie codzienne treningi, dieta, wczesne wstawanie czy użeranie się ze swoim partnerem z lodowiska to zaledwie lekkie przeszkody na drodze do spełnienia marzeń. Mimo dość napiętego harmonogramu Anastasia znajduje także czas na przyjaciół, imprezy i... seks. Niezobowiązujący, oczywiście, ponieważ wchodzenie w poważne związki nie jest w jej stylu.

Nathan Hawkins z kolei wydaje się kompletnym przeciwieństwem Anastasii. Owszem, kocha hokei ponad wszystko, ale wie, że poza nim w życiu liczą się też inne wartości. Lubi się zabawić, jednak zawsze odpowiedzialnie i z głową, zwłaszcza że na co dzień jako kapitan drużyny sprawuje opiekę nad całą bandą energicznych, nieokiełznanych hokeistów.

Wskutek incydentu hokeiści lądują na tym samym lodowisku co łyżwiarze... Czy te dwie z pozoru różne osobowości nie zniszczą się wzajemnie, gdy staną na swej drodze? 

Sięgając po Icebreakera, spodziewałam się dostać lekko pikantny romans z zabawnymi momentami okraszonymi ciętymi dialogami. Ku zdziwieniu dostałam o niebo więcej! Pierwsze, co rzuciło się w oczy, to charakterni, realistyczni bohaterowie podążający za marzeniami. Zarówno Anastasia jak i Nathan niejednokrotnie udowadniali, że są w stanie pokonać nawet najcięższą przeszkodę, by nie zdejmować łyżew. 

Po drugie ogromnie spodobało mi się, że Hannah Grace w swojej książce poruszyła też trudniejsze problemy, takie jak: konflikt na tle rodzice i dziecko, które nie spełnia wymaganych oczekiwań, zaburzenia odżywiania, problemy z brakiem zaufania czy przemoc psychiczna podszyta chęcią niesienia pomocy. Sprawiły one, że fabuła nie wypadła płytko i bezosobowo. 

Po trzecie czytelnik otrzymał zaawansowany motyw enemies to lovers, który z biegiem czasu przekształcił się w lovers to friends, dzięki czemu cała relacja między Aną a Nate'em nabrała głębokości. Oczywiście, w Icebreakerze pojawiało się mnóstwo naprawdę gorących scen oraz pikantnych rozmów, co jednak zupełnie nie odejmowało prawdziwości uczuć między głównymi bohaterami.

A po czwarte książka z pewnością trafi do osób studiujących lub dosłownie biorących od życia garściami, ponieważ na jej stronach przewija się mnóstwo imprez, alkoholu czy przygodnego seksu, jak to czasami na uczelniach bywa. 

Co się tyczy zastrzeżeń, to najbardziej irytowała mnie zbyt wydłużona, przegadana fabuła. Wiele scen można było skrócić, a kompletnie nic nie wnoszące wydarzenia spokojnie usunąć. Często zapychały miejsce, co wynudzało podczas czytania. Trochę naciągane było również to, jak Anastasia idealnie odnalazła się w środowisku hokeistów, mimo początkowej, wewnętrznej niechęci. To zbyt dziwne, że zgraja energicznych sportowców polubiła, ba! nawet pokochała dziewczynę niemal z dnia na dzień. 

Ostatecznie Icebreakera polecę, ponieważ mimo kilku mankamentów dobrze spędziłam przy nim czas. Romans należał do pikantnych (mimo zupełnie niewskazującej na to okładki), a bohaterów (przynajmniej tych głównych) wykreowano naprawdę realistycznie. Hannah Grace napisała zabawną, wciągającą i intrygującą książkę poruszającą trudne tematy, o których naprawdę warto rozmawiać.

6,5/10


Icebreaker
Hannah Grace
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Poznań 2023
Stron: 506

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

 
PREMIERA 26.07.2023

Kiedy ktoś mnie pyta, czy polecę mu jakąś książkę z silną bohaterką, od razu na myśl przychodzi mi jedno: Alanna. Dziewczyna zrobiła wszystko, by spełnić z pozoru niemożliwe do realizacji marzenie. Pragnęła zostać rycerzem, czyli osobą, którą w jej świecie mogą pozostać wyłącznie mężczyźni. Alanna. Pod słońcem pustyni to już trzeci tom przygód odważnej bohaterki, autorstwa Tamory Pierce. Poprzednie dwie (recenzje znajdziecie tutaj oraz tutaj) zaintrygowały mnie na tyle mocno, że bez wahania sięgnęłam po kontynuację.

Po pasowaniu na rycerza Alanna postanawia wyruszyć w świat, by dowieść swoich wartości. Towarzyszy jej przyjaciel, Coram, z którym trafiają na pustynię, gdzie niespodziewanie zostają zaatakowani przez rozbójników. Na pomoc przychodzi im lud Bazhirów. Chociaż czy pomocą można nazwać pokonanie wspólnego wroga, a następnie zażądanie od nowoprzybyłych stanięcia do wali na śmierć i życie? Alanna, by udowodnić, że jest pełnoprawnym rycerzem, a nie słabą kobietą, zgadza się na pojedynek, który wygrywa.

Od tego czasu ona i Coram automatycznie stają się członkami Krwawych Jastrzębi, pustynnego plemienia. Co nie do końca podoba się lokalnemu szamanowi... Zwłaszcza że wkrótce Alanna przejmie jego pozycję, co będzie wiązało się z nabyciem nowego, silnego wroga.

Alanna wprowadza zamęt w tamtejsze zamknięte środowisko, szczególnie że jako jedyna kobieta nie ukrywa twarzy pod skrawkiem materiału. Czy dziewczynie uda się dowieść swoich wartości jako rycerka? A co z miłością? Czy rozkwitnie w tym pełnym piasku i suszy miejsca?

W Alanna. Pod słońcem pustyni tempo akcji zdecydowanie zwalnia. Pozostałe dwie części wydarzyły się na przestrzeni wielu lat, a tutaj czytelnik ma do czynienia z niewielką różnicą czasową. Czy ta zmiana w jakikolwiek sposób wpływa na jakość książki? Zdecydowanie nie. Wydaje mi się, że dzięki temu spowolnieniu można było lepiej wsiąknąć w fabułę i dosadniej zgrać się z bohaterami.

Zwłaszcza że przybyło wielu nowych. Krwawi Jastrzębie to plemię zgoła interesujące i często zaskakujące. Wspaniale było poznawać postacie wnoszące wiele świeżego powietrza do historii. Oczywiście, pojawili się także "starzy" znajomi, np. Jonathan czy George, z którymi to Alanna wplątała się w iście burzliwy trójkąt miłosny. W czasach, kiedy Tamora Pierce pisała tę opowieść po raz pierwszy, z pewnością był to swego rodzaju przełom.

Jedyne, czego mi w historii trochę zabrakło, to więcej grozy (wszak Alanna była rycerką). Owszem znalazło się kilka walk, parę zamachów i naprawdę sporo skrzyżowanych mieczy, ale miałam ochotę również na coś bardziej niebezpiecznego. Wymagającego większego przemyślenia sytuacji albo dosłownego stanięcia oko w oko ze śmiercią.

Gdybym miała córkę, a ona zapytałaby mnie o polecenie książki z superbohaterką, od razu powiedziałabym jej o Alannie. O dziewczynie, z której warto brać przykład. O młodej kobiecie, która wbrew całemu zamkniętemu środowisku zdominowanemu przez mężczyzn, wzięła własne życie za rogi. O rycerce, co krok udowadniającej, że walka o własne marzenia to zarazem najcięższa i najpiękniejsza ze wszystkich walk. "Proszę, córeczko" - powiedziałabym wówczas, wręczając jej książkę Tamory Pierce - "to historia o największej superbohaterce, jaką znał świat". "A dlaczego mamusiu?" "Bo wygrała siebie".

8/10

Pod słońcem pustyni
Tamora Pierce
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 272


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


PREMIERA 10.08.2023

Jednym z punktów mojego życiowego planu jest przeczytanie wszystkich książek niekwestionowanego Mistrza Grozy, Stephena Kinga. Niektóre z nich to ogromne tomiszcza liczące prawie tysiąc stron (albo ponad), jednak znajdą się również krótkie opowiadania napisane pod wpływem chwili lub - jak w przypadku Roku Wilkołaka - jako urozmaicenie kalendarza. Przy każdym miesiącu miało się pojawić kilka zdań, lecz ostatecznie powieść nieco się rozrosła (prawie do 130 stron) i wydano ją jako pełnoprawne opowiadanie.

Sama historia kręci się wokół mieszkańców miasteczka Tarker's Mills, których pewnej styczniowej, zimowej nocy nawiedza niebezpieczna, krwiożercza bestia. Tak rozpoczyna się Rok Wilkołaka, który podczas każdej, comiesięcznej pełni atakuje niczego niespodziewających się mieszkańców, powoli zbierając żniwo.

Czy w Tarker's Mills wreszcie zapanuje upragniony spokój? Skąd się wzięła bestia? Dlaczego zabija ludzi? I co najważniejsze: czym albo kim jest?

Nie zamierzam zdradzić nic więcej, ponieważ książka jest krótka, a im więcej napiszę, tym mniejsze zaskoczenie was czeka. :)

Rok Wilkołaka to intrygujące, momentami przerażające i dość brutalne opowiadanie, które spokojnie można przeczytać w jeden wieczór. Stephen King wprowadza czytelnika w specyficzny klimat zamkniętego miasteczka, obrazowo ukazując niebezpieczeństwo czyhające na każdym kroku. Z początku rozdziały są dość krótkie, mające raczej pobudzić wyobraźnię i urozmaicić czas. Dopiero gdzieś od środka pojawia się szczególny zwrot, a opowieść nieco zmienia kierunek. I dobrze, ponieważ od tamtej chwili czytelnikowi nagminnie towarzyszy wyjątkowy dreszczyk pojawiający się zawsze podczas czytania historii napisanych piórem Kinga.

Sam pomył opowiadania był dość ciekawy. Rozumiem, że w czasach, kiedy powstało to opowiadanie (1983 rok), skala straszności z pewnością mogła wyskoczyć poza maksymalny punkt, jednak w 2023 roku, gdy ludzie są bardziej odporni, Rok Wilkołaka traktowałabym raczej jako gratkę dla fanów autora niż horror spędzający sen z powiek. Historia nie jest nadzwyczajna i niepowtarzalna, ale przyjemna.

Co do bohaterów, to zostali wykreowani po mistrzowsku. W ogóle uwielbiam sposób, w jaki Stephen King wymyśla własne postacie i wpuszcza w nich życie. Są realistyczne ponad miarę, a przy tym idealnie dopasowane do swoich ról. 

Zanim zakończę, chciałabym jeszcze wspomnieć o przepięknym wydaniu przez wydawnictwo Prószyński i S-ka. Dawno nie widziałam tak dopieszczonej, tak przepięknej książki, w którą włożono naprawdę sporo pracy. Każdy rozdział urozmaicały czarno-białe oraz kolorowe ilustracje Berniego Wrighstona, które zdecydowanie wpływały na wyobraźnię. 

Czy polecam? Tak. Historia jest ciekawa, posiada wspaniały klimat amerykańskiego miasteczka, które dopadło zło w krwiożerczej postaci, oraz zaskakuje bardzo dynamicznym zakończeniem. Należy jednak pamiętać, że Rok Wilkołaka to tylko opowiadanie, tzn. nie ma rozbudowanych wątków pobocznych, nie wgłębia się również w psychologię postaci. Książka ma umilać czas, wywoływać niepokój i intrygować do tego stopnia, że odłoży się ją dopiero po przeczytaniu ostatniego zdania. 

7/10

Rok Wilkołaka
Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2023
Stron: 128

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu

 
PREMIERA 27.06.2023

Akademia wampirów to seria ogromnie bliska mojemu sercu, ponieważ po raz pierwszy zetknęłam się z nią ponad dziesięć lat temu, a więc za czasów ówczesnych gimnazjów. Świat dampirów, morojów i strzyg zauroczył mnie do tego stopnia, że całą serię (sześć tomów) czytałam po kilka razy. A potem o wampirach zrobiło się cicho, a ja dorosłam (a przynajmniej postarzałam się :P). Kiedy w tym roku Poradnia K postanowiła wznowić Akademię wampirów w kompletnie nowej odsłonie (okładki), oczywiście, nie mogłam przejść obojętnie. A po ponad dekadzie powrót do ukochanych bohaterów brzmi jak marzenie.

W styczniu premierę miał pierwszy tom (kliknijcie tutaj, żeby przejść do recenzji), a w czerwcu drugi, czyli W szponach mrozu, o którym chciałabym teraz co nieco opowiedzieć. 

Fabularnie czytelnik śledzi wydarzenia z perspektywy Rose Hathaway, czyli dampirzycy uwielbiającej potyczki słowne i niedającej sobie w kaszę dmuchać. Dziewczyna pod okiem wyjątkowo przystojnego Dymitra szkoli się na strażniczkę Lissy Dragomir, księżniczki oraz najlepszej przyjaciółki. Treningi przebiegają płynnie, choć w głowie Rose panuje istna zawierucha - zauroczenie w nauczycielu nie należy do rzeczy zalecanych uczennicy.

W W szponach mrozu Rose na własnej skórze doświadcza brutalności świata realnego. Zaczyna rozumieć powagę sytuacji oraz niebezpieczeństwo, w jakim znalazł się wampirzy świat. Strzygi bezczelnie atakują kolejnych morojów, zabijając ich bez mrugnięcia okiem. Strażnicy (dampiry) nie wyrabiają z ilością zadań. A co w tym czasie robią moroje? Debatują i się kłócą...

Czy Rose udowodni sobie i innym, że dojrzała na tyle, by otrzymać własny srebrny sztylet? Kim jest tajemniczy moroj z królewskiej rodziny - Adrian Iwaszkow? A Dymitr zaakceptuje zaloty dawnej przyjaciółki? 

W drugim tomie Akademii wampirów Richelle Mead stawia na wartką akcję oraz na emocjonalne, miłosne uniesienia u swoich bohaterów. Podczas czytania miałam wrażenie, jakbym siedziała w pierwszym wagoniku rollercoastera - nagminnie czułam niepokój, niezdrową satysfakcję oraz przeogromne szczęście, że znów wkroczyłam do tego niebezpiecznego, zachwycającego i odurzającego świata.

W szponach mrozu czytelnik lepiej poznaje antagonistów, czyli strzygi, dzięki czemu te krwiożerce bestie stają się bardziej realne. Dość obrazowo przedstawiono ich zachowania, przemianę czy główną motywację. Oraz sposób ich zabijania, czego nieprzerwanie uczy się Rose. 

Richelle Mead w tej części otwiera wiele nowych wątków, co skutecznie wzbudza zainteresowanie, i tylko kilka z nich kończy, dzięki czemu aktualnie marzę wyłącznie o kolejnej części. Zwłaszcza po tak angażującym, dynamicznym i przepełnionym akcją zakończeniu. Ogromnie podobało mi się też wprowadzenie do książki świeżego, tajemniczego bohatera - Adriana Iwaszkowa. Autorka rzuca o chłopaku zaledwie strzępek informacji, których odkrywanie wzbudza wręcz chorą rozkosz, szczególnie podczas jego rozmów z Rose.

Oprócz niebezpiecznej, chwytającej fabuły czytelnik doświadcza również całej palety uczuć, śledząc relację między Rose a Dymitrem. Ta zakazana relacja uczeń-trener przyprawia czasami o zawał. Powiem szczerze, że jeszcze nigdy chyba nie kibicowałam żadnej książkowej parze tak bardzo jak właśnie im. Ich rozmowy, treningi czy zachowania względem siebie to coś, czego nawet do końca nie potrafię opisać, bo aż brakuje słów. 

Mam nadzieję, że udało mi się przekonać was do sięgnięcia po cykl Akademię wampirów. Zupełnie nie rozumiem, czemu tak świetna, wciągająca i chwytająca za serce książka posiada aż tak mało adoratorów. Liczę, że to zmienię. :) A tak naprawdę to co zabrania wam sięgnąć po W szponach mrozu? Wartka akcja? Cudownie poprowadzona relacja między głównymi bohaterami? Zakazana miłość? Przyjaźń, za którą można się pokroić? Multum zabawnych sytuacji? A może intrygujące postacie z krwi i kości? Nie dajcie się bardziej przekonywać, tylko przeczytajcie! 

10/10*

W szponach mrozu
Richelle Mead
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2023
Stron: 300
 
Akademia wampirów ↔ Pocałunek cienia

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu



*nota może i zawyżona, trudno, ale ta seria dla mnie zawsze będzie 10/10 :)