Kliknijcie w obrazek, żeby dowiedzieć się więcej

Co by bardziej urozmaicić Pomistrzowsku, co jakiś czas postanowiłam dodawać zapowiedzi książek, których tematyka powinna przykuć Waszą uwagę. :) Dzisiaj proponuję Intruza Marka Stelara, czyli mroczny kryminał oparty na polskich, policyjnych realiach nieco wykraczających poza zwyczajne, ludzkie wyobrażenia. 

Dwaj bracia po dwóch stronach barykady.

Brat przeciw bratu. Zamknięty w sobie cichy urzędnik kontra funkcjonariusz ABW, który zdradził. Gdzieś wysoko w strukturach władzy jest „kret”, którego działania mogą pozbawić państwo polskie potencjalnej przewagi i światowego prymatu na jednym z niewielu pól, na którym jest to jeszcze możliwe – produkcji grafenu, materiału przyszłości.

Co wspólnego miała tajemnicza, choć z pozoru naturalna śmierć ojca braci ćwierć wieku wcześniej? Dokąd prowadzą pozostawione znaki? A w tle rozgrywka polskich służb specjalnych i Guoija Anquan Bu, wywiadu Chińskiej Republiki Ludowej.

PREMIERA 11.03.2020


Zainteresowani? Sięgnięcie? ;)

Bardzo spodobał mi się pomysł pojawiający się u paru z Was dotyczący krótkiego podsumowania miesiąca, dlatego postanowiłam go powielić. :) Na zdjęciu przeczytane książki w lutym, a koło stosiku dwa głodomory wiernie wspomagające i dopingujące w czytaniu. I jedzeniu. (Płatki kukurydziane to jedna z niewielu opcji, by te dwa małe potwory na chwilę zatrzymać - a wierzcie mi, próbowałam na duuużo sposobów). 

Udało mi się przeczytać 7 książek, co łącznie dało aż 2487 stron. Nawet nieźle, a porównaniu z poprzednim miesiącem wręcz świetnie! 

Recenzje do wszystkich pozycji pojawią się niebawem, a dwie z nich już możecie przeczytać: Rywalki Kiery Cass oraz Dobre ciastko Joanny Dubler (najsłabsza powieść miesiąca). Ponadto przeczytałam:
- Na wojnie nie ma niewinnych Anety Jadowskiej
- Wieża Jaskółki Andrzeja Sapkowskiego (zdecydowanie najlepsza książka lutego)
- Krew na śniegu oraz druga część Więcej Krwi Jo Nesbo
- Elita też Kiery Cass, kolejny tom serii. 

W lutym na Pomistrzowsku mogliście także wypowiedzieć się w I odsłonie serii dyskusyjnej, czyli Trochę o wattpadowskich "książkach". Bardzo dziękuję uczestnikom za wtrącenie paru groszy oraz za miłe przyjęcie akcji. W marcu z pewnością pojawią się kolejne odsłony! 

Ostatnio również zastanawiałam się, czym urozmaicić stronę i pomyślałam o stworzeniu Wydawnictwa na czynniki pierwsze - zamierzam opisać dokładnie wydawnictwa, co wydają najczęściej, z jakich książek są najbardziej znani, etc. Idea powstała podczas przeglądania książek, na których okładce widniało logo wydawców, o których nigdy nie słyszałam. Aktualnie jest ich dosłownie na pęczki, więc pomyślałam, że warto przyjrzeć się im bliżej, szczególnie tym mniej popularnym. Co sądzicie? :)

Chyba luty jako pierwszy miesiąc życia Pomistrzowsku można uznać za udany? Okej, strona powstała pod koniec stycznia, ale to się nie liczy. Poza tym koniec podsumowania z takimi słowami brzmi lepiej. :P 

Do następnego!

W dzisiejszym wydaniu recenzji pragnę zaprosić Was na kolejną odsłonę przygód wiedźmina Geralta. Zgodnie z obliczeniami (ale mogę się mylić) będzie to już czwarta recenzja serii Sapkowskiego. Lecę szybko z tematem, bo książki czytają się same. Dosłownie!

Czas pogardy oferuje nam wydarzenia bezpośrednio dziejące się po Krwi elfów. Na samym początku wraz z Geraltem udajemy się do Codringhera i Fenna, sławnych konsultantów znających się na prawie. Albo raczej na unikaniu prawa. Zlecamy im ważne zadanie: musimy odnaleźć Rience'a, dowiedzieć się, dla kogo pracuje i gdzie przebywa. Ponadto staramy się poznać lepiej przeznaczenie Ciri oraz to, czym dokładnie jest Dziecko Starszej Krwi. 

Choć sama Ciri przejmuje się bardziej pobieraniem nauk zdolności magicznych przy boku Yennefer. Obie wędrują od miasta do miasta, by udać się na słynne spotkanie Rady Czarodziejów w Thanedd, od którego zależą zarówno losy czarodziejów, jak i całego świata. Dosłownie, bo właśnie tam poznamy prawdziwych sprzymierzeńców i ustalimy tożsamości wrogów. Tam w istocie wydarzą się rzeczy mające bezpośredni wpływ na dalszy przebieg wojny, pokonanie Nilfgaardu albo - wręcz przeciwnie - obalenie państw Północy i przejęcie władzy przez Emhyra var Emreisa. 

Co mogę powiedzieć? Sapkowski i tym razem mnie nie zawiódł. Fabuła pochłania bez reszty, przez co momentami czyta się z wypiekami na policzkach. Uwielbiam akcję, a w tej książce akcja akcję goni i akcją popędza. I to wcale nie jest złe. Nie wyobrażam sobie Czasu pogardy bez scen walk, knucia, knowań i dobrych min do złej gry. 

W książce dostałam wszystko, co dostać chciałam. Opanowanego Geralta, próbującego wmówić sobie, że nie opowie się za żadną ze stron; Ciri - nieposłuszną, rozbrykaną nastolatkę, która (jak się okazuje) dość sporo wyniosła z przebytych nauk; Yennefer próbującą być zawsze dumną i dostojną, choć przy córeczce traciła opanowanie. Ponadto udało mi się otrzymać jeszcze więcej: nowi bohaterowie, ujmujący, zabawni, a czasami przerażający i irytujący. Miejsca, których wcześniej nie odwiedziłam, a i spełnienie wielu pogańskich baśni i, mogłoby się wydawać, bujd.

Jak najlepiej przekonać Was do zabrania się za czytanie Sapkowskiego? Ano tak. Po Czasie pogardy bez sekundy zwlekania zaczęłam czytać kolejną część. :)

9/10

Czas pogardy
Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo Supernowa
Warszawa, 2014
Stron: 368

Krew elfów ↔ Chrzest ognia


Dobre ciastko to debiut polskiej autorki, Joanny Dubler. Pokusiłam się na książkę, ponieważ miałam ochotę przeczytać o słodkim pożądaniu, pikantnych fantazjach i - jak napisano na odwrocie - seksualnej odysei Zuzi, czyli głównej bohaterki. Niestety, koszmarnie się zawiodłam, bo żadna obietnica nie została spełniona.

Historia opowiada o dwudziestodziewięcioletniej Zuzi, mogłoby się wydawać, że kobiecie spełnionej. Dobra praca, porządek w życiu, ukochana suczka Chanel, przystojny chłopak Konrad - nic, tylko planować wesele! Pewnego dnia jednak Konrad po rozmowie ze swoim przyjacielem stwierdza, że w ich życiu erotycznym brakuje mu seksu oralnego. Próbuje więc namawiać Zuzię do nieco rozszerzonych igraszek łóżkowych, które kończą się rozwiązaniem długoletniego związku. Zuzia wraca do rodziców i powoli, nawet bardzo powoli według mnie, zaczyna odkrywać własną osobę i kobiecość. Przypadkowo na imprezie, na którą została wyrwana przez przyjaciółkę Ankę, poznaje Borysa - przyjaciela Konrada, a jednocześnie bezpośrednią przyczynę konfliktu i rozpadu związku. To pomysł Borysa namieszał w relacjach pary, dla którego brak seksu oralnego w związku może skończyć się katastrofą.

Chociaż katastrofą nazwałabym raczej całe Dobre ciastko.

W książce nie przekonało mnie nic, a cała historia wydawała się nudna jak flaki z olejem. Zachowanie Zuzi mnie irytowało, najpierw bardziej, potem lżej, kiedy wreszcie niby odkryła własną seksualność. Niby. Bo ja tam żadnego odkrywania nie zauważyłam, jedynie parę otwartych kwestii dotyczących minetki. Bohaterowie nie reprezentowali sobą nic, byli nijacy i pospolici. Dialogi słabe, często jakby wyrwane z kontekstu. Opisów nie znalazłam (chyba że opisem można nazwać dwa, trzy zdania dotyczące ubioru), co utrudniało wczucie się w fabułę. No dobrze, może trochę przesadziłam: opisy sfery psychologicznej i emocjonalnej były, choć nazwałabym je raczej próbami opisów. Fabuła przewidywalna, momentami nielogiczna, a z książki dowiedziałam się tyle, że jeżeli masz problem, to wyjdź z psem na spacer

Spodobało mi się za to miejsce akcji, czyli Trójmiasto. Sama tu mieszkam i czytanie o znanych uliczkach, miejscach czy kawiarniach przynosiło mi swego rodzaju zabawę. Ostatnie wątki powieści też jako-tako przypadły mi do gustu - to były chyba jedyne momenty pozwalające wczuć się w świat Zuzi.

Podsumowując, debiut słaby. Historia nie porwała, a każde jej zdanie coraz mocniej dołowało. Nie potrafię napisać, jak bardzo źle czytało mi się tę książkę i jak często można było usłyszeć plaśnięcie w głowę z okrzykiem: co ja czytam? 

Aha, nie dowiedziałam się też, czym jest tytułowe Dobre ciastko, więc jeżeli ktoś czytał książkę i odkrył tę tajemnicę, proszę o wyjaśnienie. SPOJLER! Swego czasu obstawiałam Borysa, wyglądem raczej nietrafiającego w gusta bohaterki, co jednak nie przeszkadzało w zakochaniu się. Dlatego ciastko, a nie ciacho. Dobrze myślę?

2/10

Dobre ciastko
Joanna Dubler
Wydawnictwo Lipstick Books
Warszawa 2020
Stron: 352
Przeczytane za pośrednictwem portalu
Czytam i recenzuję na CzytamPierwszy.pl

Serię Selekcja poznałam zdawkowo niedawno, przy przeszukiwaniu księgarni internetowych i Allegro w celu zdobycia fajnych okazyjnie książek. Rywalki, pierwsza część, kosztowały niecałe 5 zł, a okładka dosłownie mnie powaliła. Po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że to może być nawet niezła lektura na odprężenie się. 

Nie pomyliłam się.

Rywalki czyta się szybko. Język autorki/tłumaczki nie pochlania zbyt wiele uwagi, a kolejne litery po prostu przechodzą dalej, tworząc się we wcale nie głupią opowieść. Główną bohaterką jest America Singer, dziewczyna z niezbyt bogatej rodziny, która pewnego dnia dostaje list z formularzem zgłoszeniowym do Eliminacji - zawodów mających miejsce w pałacu, w których 35 dziewczyn z całego kraju będzie rywalizować o serce księcia Maxona. Niezbyt zadowolona America, która nie zamierza brać udziału, ponieważ serce oddała innemu mężczyźnie, wreszcie ulega namowom. Trafia do pałacu, a tam, moi drodzy, dzieją się rzeczy, o których zwykli mieszkańcy Illei (kraju powstałego na ziemi Ameryki Północnej po czwartej wojnie światowej) nawet nie śnili.

Jeśli do tej pory nie przekonałam Was do sięgnięcia po lekturę, teraz zamierzam. Kiera Cass miała świetny pomysł nadania klas nowej, powojennej populacji. Tutaj każdy otrzymał swój numer (od Jedynki, czyli rodziny królewskiej, po Ósemki - bezdomnych i żebraków) odpowiadający statusowi społecznemu. I co najciekawsze - każdy numer trudni się w specjalnym fachu. Będąc Czwórką, nie możesz pracować jako malarz lub śpiewak, bo to zadanie należy do Piątek. I odwrotnie: jako Piątka nawet nie myśl o zawodzie nauczyciela lub pisarza. Oczywiście, im większy numer posiadasz, tym mniej pieniędzy otrzymujesz za wykonaną pracę. 

Co jeszcze spodobało mi się w Rywalkach? Połączenie rywalizacji z talk-show, ponieważ te 35 szczęśliwych kandydatek na żonę muszą się także dobrze prezentować przed widzami całego kraju. Eliminacje są na tyle popularne i uwielbiane przez społeczeństwo, że ludzie często biorą w nich czynny udział - poprzez typowanie zwyciężczyni i kibicowanie. 

Ekscytujący też wydawał się motyw rebeliancki. Nie wszyscy członkowie nowego państwa Illei są nim zachwyceni i chcą współpracować. W tle rozgrywa się naprawdę brutalna wojna, której przyczyn nikt nie zna, a rebelianci nie są skłonni do wyjaśnienia podłoża swoich ataków przeprowadzanych na rodzinę królewską oraz powiązanych z atakami zabójstw. 

Rywalki polecam, ale bardziej dla nastolatek chcących poczytać o miłości między dwoma mężczyznami i o niezdecydowanej kobiecie, z koronami w tle i przystojnymi gwardzistami. Dorośli raczej nie znajdą w książce ukojenia. :)

6/10

Rywalki
Kiera Cass
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2014
Stron: 333

Elita →

https://www.familyandmedia.eu
Wattpad, jak sam o sobie mówi, łączy ponad milionową społeczność czytelników i autorów poprzez siłę opowieści. Dla osób nieznających portalu wytłumaczę, że umożliwia on wrzucanie opowiadań potocznie zwanych przez użytkowników książkami, komentowanie ich, przyznawanie gwiazdek, dodawanie poszczególnych historii na specjalnie utworzone listy lektur oraz naprawdę wiele, wiele innych czynności bardziej przypominających facebooka niż stronę związaną z literaturą (mówię o konwersacji z obserwatorami, uzupełnianiem profilu, dodawaniem informacji odnośnie publikacji, etc.)

W Internecie zaczęły pojawiać się naprawdę przeróżne opinie na temat Wattpada i książek tam powstałych, dlatego chciałam pociągnąć za języki Was, moi drodzy, i zobaczyć, jak zapatrujecie się w temacie.

Z tego względu...

I ODSŁONĘ SERII DYSKUSYJNEJ, CZYLI
TROCHĘ O WATTPADOWSKICH "KSIĄŻKACH"


Z racji tego, że sama posiadam profil na Wattpadzie (tak, mea culpa) wypowiem się zarówno jako użytkownik i osoba postronna. Zapytacie: czy tak się da? Owszem, da się i już tłumaczę jak.

Jako użytkownik, który dodaje historie na Wattpada, powiem: to naprawdę dobry portal, który pomaga zdobyć czytelników. Osoby, które chętnie wchodzą na Twoje opowiadanie, zżywają się z nim, czytają, komentują i narzekając, że nie mogą doczekać się kolejnych części (w przypadku opowiadania wielorozdziałowego), motywują do pisania. Nie ma też co się oszukiwać, ale Wattpad bezprecedensowo zdominował blogosferę. Aktualnie blogi prowadzone są raczej z sentymentu, a ich autorzy i tak posiadają profil na Wattpadzie. Chcesz zdobyć czytelników? Załóż Wattpada. Naturalnie nie mówię tu o każdym, ale o zdecydowanej większości. 

Wattpad jest wygodnym portalem. Jeśli masz ochotę przeczytać obyczajówkę, fanfiction (te zdecydowanie dominują), opowiadanie dla młodzieży, coś o wiedźmach czy wilkołach - wszystko masz pod ręką. Wystarczy wpisać interesujące nas słowo lub wybrać gatunek literacki. W przypadku blogów trzeba znać adres, co bardzo utrudnia sprawę...

Jako osoba postronna, czyli czytelnik, jestem Wattpadem zdegustowana. Większość opowiadań tam wrzucanych, to - nie mydlmy oczu - szmiry najgorszej jakości. Żeby znaleźć tam coś ciekawego, trzeba przekopać się przez tysiące słabych, miernych i tych naprawdę okropnych historii. Dlaczego? Bo książki może dodawać tam każdy, czy to dwunastolatek bez wyrobionego... cóż, wszystkiego, czy trzydziestoparolatek mający na koncie tuziny naprawdę dobrych historii. I zwykle bywa na Wattpadzie tak, że te dobre historie toną w morzu złych oraz nieoryginalnych powielaczy

Przeczytałam tam może ze dwie, trzy opowieści mające ręce i nogi, z realnymi bohaterami oraz bogatym tłem, które też posiadają wielu czytelników. Zwykle jednak najwięcej użytkowników gwiazdkuje i komentuje sztuczne historie o gwiazdeczkach pokroju One Direction, albo o badboyach, którzy po poznaniu głównej bohaterki zmieniają się nie do poznania. W związku z tym nazwałabym Wattpad portalem dla niewyżytych nastolatek.

Najbardziej jednak w Wattpadzie mierzi mnie fakt, że ponad połowa opowiadań posiadających milion lub paręset tysięcy wyświetleń naprawdę przeistacza się w książki. Takie papierowe (bądź elektroniczne) pojawiające się w ogólnodostępnych księgarniach i zabierające miejsce autorom, którzy naprawdę potrafią pisać. Bo milion wyświetleń to okej, dużo, ale wydawnictwa powinni dostrzec, kto nabija wyświetlenia - czy dzieciaki, którzy dostali dostęp do komputera i żyją wyłącznie technologią, czy dorośli i dojrzali czytelnicy w większości sięgający po książki z prawdziwego zdarzenia. Rozumiem, że w takich sytuacjach wydawnictwa lecą na łatwe pieniądze (któż w tych czasach tego nie robi?), bo aby przekonać do zakupu książki, wystarczy, że na Wattpadzie autorka napisze post: kupujcie! Osobiście wyznam, że nie czytałam jeszcze żadnej książki, na okładce której widniało to magiczne ponad milion wyświetleń na Wattpadzie, bo boję się utraty czasu, który mogłabym poświęcić na inną powieść, innej autorki czy autora, takiej promowanej przez Wydawnictwa rzetelnie wybierające i przebierające w publikowanych dziełach. 

Bo co jest według Was bardziej prawdopodobne? To, że sięgnięcie po nieznanego autora szanowanego Wydawnictwa, które na swoim koncie ma masę dobrych powieści, czy po książkę Wydawnictwa promującego wattpadowskie książki i liczące na szybki zysk? W ogóle czytaliście jakieś książki z Wattpada? Posiadacie tam konta? Co uważacie?

Szybkie podsumowanie Wattpada wg mnie: Wattpad to dobry portal pozwalający zyskać stałych czytelników oraz poćwiczyć umiejętności pisarskie. I tyle. Nie powinien wychodzić dalej niż za Internet, a jego twórcy powinni od czasu do czasu przeczyścić serwery.

Zapraszam do dyskusji!

P.S. Postarajcie się napisać przynajmniej trzy sensowne zdania, żeby owa dyskusja miała sens. :)

Martwy aż do zmroku to pierwsza część serii, na której oparty został znany na cały świat serial, Czysta krew

Kto zna i oglądał niedawno, radzę poczekać z przeczytaniem książek. Kto zaś oglądał dawno, zapraszam, bo z pewnością miło będzie odświeżyć początki historii o Sookie Stockhouse i jej wampirach. Czemu? Bo producenci nagrali serial w sposób zatrważająco dokładny, nie pominęli żadnej strony książki. Nie wiem, jak sytuacja wygląda z resztą książek z cyklu, tutaj jednak akcja, jak i zachowania (czasem dialogi!) bohaterów w ogóle się nie różnią.

Martwy aż do zmroku rozpoczyna się nocną zmianą "U Merlotte'a", gdzie Sookie pracuje na co dzień jako kelnerka. Nic niezwykłego by się nie działo, gdyby do baru nie wszedł wampir. Dla osób nieznających serialu, wyjaśniam: w fabule istnieje coś takiego jak krew syntetyczna, której wynalezienie pozwoliło wampirom wyjść ze swych... nor, że się tak wyrażę. Oczywiście, ludzie dzielą się na tych lubujących się w wampirach i na tych niekoniecznie zadowolonych z faktu, że potwory chodzą swobodnie po świecie. Ale o tym kiedy indziej.

O czym to ja? Ach, tak, wchodzi wampir Bill do baru, Sookie go obsługuje, a potem ratuje z opresji. Uwaga: spoiler! (chociaż i tak z pewnością domyślacie się dalszej historii) - wdają się  w wyjątkowo gorący romans. Fabuła, powiecie, niezbyt ciekawa, co więc takiego fajnego jest w tej książce? Ano to, że ktoś niespodziewanie zaczyna brutalnie okaleczać i zabijać dziewczyny, dające wampirom. I nie mówię tutaj wyłącznie o dawaniu krwi.

Dowiadujemy się też wielu interesujących rzeczy (poza wampirami istnieją inne postacie i zjawiska paranormalne), dostajemy zwroty akcji, zabawne momenty oraz dodatkowe wątki umilające czytanie. Z pewnością sięgnę po kolejną część, a Wy? Zdecydujecie się?

7/10

Martwy aż do zmroku
Charlaine Harris
Wydawnictwo MAG
Warszawa, 2009
Stron: 386

Jak zapewne większość z Was zdołała zauważyć (tzn. przeczytać ramkę po prawej o tytule: uszanowanie!), od początku istnienia Pomistrzowsku skłaniałam się ku utworzeniu specjalnej SERII DYSKUSYJNEJ. Jeśli nie zwróciliście uwagi, to z pewnością tego postu już nie zdołacie przeoczyć - wielki czerwony napis powinien bić po oczach. I słusznie. :)

O co chodzi?


A o co innego może chodzić w dyskusji, jeżeli nie o rozmowę? Tak, moi drodzy, zamierzam ciągnąć Was za języki jak najmocniej się da i poznawać Wasze zdanie na temat... Cóż, wszystkiego dotyczącego literatury. 
Seria "Trochę o..." będzie kręcić się wokół książek, portali internetowych związanych z pisaniem/czytaniem/komentowaniem/recenzowaniem, forów internetowych, a czasami grup facebookowych, instagramów i miliona innych spraw mających związek z szeroko rozumianym pojęciem twórczości. 
Sami też proponujcie interesujące Was tematy, o których chcielibyście dowiedzieć się więcej oraz na które zamierzacie poznać opinię innych bloggerów. 

Dla kogo?


I to jest najlepsze, bo wziąć udział w dyskusji może KAŻDY. Wystarczy, że napisze komentarz pod postem - pamiętajcie, żeby dyskusja miała sens i cokolwiek wnosiła postarajcie się napisać przynajmniej cztery konstruktywne zdania. Liczy się każda opinia, czy to negatywna, czy pozytywna - macie prawo pisać, co naprawdę myślicie. Oczywiście, można (a wręcz należy!) wtrącać swoje trzy grosze pod odpowiedziami innych, można się kłócić, można przeklinać (jeśli kogoś poniesie, ale bez wyzwisk. :P), a przede wszystkim trzeba się dobrze bawić. :)


Kiedy?


Na tę chwilę kolejne odsłony będą pojawiały się dość nieregularnie, a co potem? Potem zobaczymy, jak się owa dyskusja przyjmie. Im więcej znajdzie się chętnych i czynnych uczestników, tym częściej będę podsyłać następne tematy.


Pierwszą odsłonę przewiduję już w następnym tygodniu, więc serdecznie zapraszam! W razie jakichkolwiek pytań, zapraszam do kontaktu pod spodem albo drogą mailową (e-mail znajdziecie w zakładce Kontakt). Chętnie posłucham też, czy macie ochotę na podobną zabawę, ogólnie jak się zapatrujecie i czy - przede wszystkim! - weźmiecie udział. :)

Dzisiaj pragnę zaprosić Was na wizytę do Piekła, na dwór Saetana, przez jednego zwanego Wielkim Lordem, a przez innego - tatą. Czemu akurat tam? Ano dlatego, że drugi tom sagi Czarnych Kamieni dzieje się głównie w odległych, czarcich czeluściach. 

Akcja Dziedziczki cieni toczy się parę lat po wydarzeniach z pierwszej części, Córki krwawych. Po zapadnięciu w śpiączkę po brutalnym gwałcie Jaenelle ląduje w domu Saetana, gdzie ten opiekuje się nią i adoptuje. Wymaga to wiele czasu oraz poświęcenia, aż wreszcie Jaenelle udaje się stanąć na nogi, a przeznaczenie zdaje się dążyć do spełnienia. Młodziutka dziewczyna przeistacza się w krnąbrną, ale też ciekawą świata dorosłego nastolatkę, z czym zarówno Wielki Lord, jego synowie, Książęta Wojowników, czy przyjaciel, największy eyrieński wojownik, muszą się zmierzyć. A ciężko utrzymać w jednym miejscu przyszłą Królową Krwawych, o której śnią Krwawi z dalekiego świata i którzy co noc przywołują ją w myślach.

A co u reszty bohaterów, zapytacie? Lucivarowi fartem udaje się zbiec, choć Daemonowi daleko do szczęścia: jego umysł rozbija się, przez co trafia do Wykrzywionego Królestwa, skąd nie da się wrócić w całości. Innymi słowy, jakby ktoś nie zrozumiał, Daemon oszalał.

Książka bogata jest w wiele humorystycznych momentów, w których autorka naśmiewa się z biednych rodziców dorastających dzieci, z ich dociekliwych pytań oraz zbyt prostego podejścia do życia. Oczywiście, dostajemy też masę brutalności, pożądanie rozlewa się między stronami, ponadto uczymy się także dobrego zachowania na dworach królewskich. Uwierzcie mi, jest w czym wybierać. 

Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Dlaczego? Bo mogę, bo warto. :)

10/10

Dziedziczka cieni
Anne Bishop
Wydawnictwo Initium
2009
Stron: 432

Córka krwawych


Trzecia część spektakularnej, wiedźmińskiej serii. A właściwie to pierwsza, jeżeli patrzymy przez pryzmat głównej fabuły, w której Geralt, Yennefer, królowie Północnych Królestw, Trybunał Czarodziei i, dodatkowo, nieznany uczestnik walczą o zdobycie Ciri - dziewczynki, sieroty, Dziecka Starszej Krwi czy Lwiątka z Cintry. 

Co mogę powiedzieć o Krwi elfów? Przede wszystkim: wiele się tu dzieje. Sapkowski prezentuje nam wielowątkową historię trzymającą w napięciu, czasami dorzuca fragmenty pełne tajemnic i nierozwiązanych zagadek (liczę na rozwinięcie w kolejnych tomach cyklu), a całość opiewa polami bitew, walkami czy przekleństwami. Najbardziej jednak urzekło mnie bogactwo oraz wielobarwność bohaterów. Tutaj każdy ma swoją rolę, własny, prawdziwy charakter. I odzywki - tych znajdziecie naprawdę dużo!

Już sam początek fascynuje. Mamy wizje przeszłości, Jaskra śpiewającego balladę o miłości, kłótnie pospólstwa... a także Geralta w funkcji ojca-opiekuna, pomagającego przy szkoleniu Ciri na wiedźminkę. Spokojną sielankę (mogłoby się tak wydawać, ale nauka wiedźmińskiego cechu jest wręcz odwrotnością sielanki i spokoju, tutaj obolałe ciało i zmęczenie znajdują się na porządku dziennym) przerywa nagły przyjazd Triss, czarodziejki. Owocuje to nowymi problemami. Nie tylko związanymi z aktualną sytuacją polityczną czy też z otwartym konfliktem Północy z Nilfgaardem, czyli najpotężniejszym cesarstwem na Południu, lecz również z samym dojrzewaniem dziewczynki. Dziewczynki z przepowiedni, z ogromną mocą i brakiem wykształcenia, równie dobrą, co groźną, jeśli znajdzie się w niepowołanych rękach.

Nie ma, co więcej mówić, Krew elfów trzeba przeczytać. Przyznam, że ze wszystkich przeczytanych do tej pory części, tą czytało mi się nad wyraz ciężko. Nie potrafiłam zespolić wątków, a niektóre w ogóle gdzieś uciekły - szczególnie we fragmentach pełnych spotkań i narad, gdzie nowe imiona popędzały nowymi imionami, których (nie oszukujmy się) nie dało się zapamiętać. Pocieszę Was jednak, bo im dalej się szło, tym całość stawała się jaśniejsza. I o wiele bardziej wyjątkowa.

8/10

Krew elfów
Andrzej Sapkowski
Wydawnictwo: Supernowa
Warszawa, 2014
Stron: 340

Miecz przeznaczenia ↔ Czas pogardy


J. K. Rowling uwielbiam od dziecka, od chwili, kiedy mama zabrała mnie do kina na Harry'ego Pottera i Kamień Filozoficzny. Potem nadeszły kolejne filmy, wreszcie książki, aż utonęłam w potterowskim świecie fanfiction. Po efekty zapraszam tu XXX ("auto"reklama dźwignią handlu).

Po pojawieniu się informacji o nowej powieści Rowling, tym razem skierowanej ku grupie dorosłych czytelników, niemal pobiegłam do księgarni. Niemal, bo tak naprawdę kupiłam ją z lewej ręki, po taniości. ;) Nieważne, liczy się treść. 

Co więc przedstawia Trafny wybór?

Historię niewielkiego miasteczka Pagford, gdzie każdy mieszkaniec otrzymał konkretną rolę: sklepikarz, żona, dyrektor, mąż, matka, uczeń czy radny. Radny, który niespodziewanie umiera, co skutkuje powstaniem tymczasowego wakatu. I tu zaczynają się schody, bo kandydatów jest wielu, a miejsce jedno. Oprócz czysto politycznych rywalizacji dostrzegamy też inne, typowe dla zwykłych ludzi, problemy. Szkolne niepowodzenia, pierwsze miłostki, matka-ćpunka, samookaleczanie... początki pedofilii

Rowling ładnie snuje opowieść. Im dalej w las, tym więcej dostrzegamy i robi się ciekawiej. Nie zraźcie się, ale przez pierwsze 200 stron historia jest nudna jak flaki z olejem. Akcja zaczyna się powoli, jednak kiedy wybuchnie, to na całego. Będziecie chłonąć każdą kartkę i każde słowo, obiecuję. 

Czy Rowling dobrze spisała się jako pisarka dla dorosłych? Nie wiem. Wiem za to, że nie był to "drugi" Potter. Sięgnę później po jej inną serię, napisaną pod pseudonimem Roberta Galbraitha, Wołanie kukułki. Ciekawe, czy mnie przekona?

6/10

Trafny wybór
J. K. Rowling
Wydawnictwo Znak
Kraków, 2012
Stron: 512
P.S. Po dyskusji na temat wyzwań czytelniczych ("Trochę o wyzwaniach czytelniczych") zrobiłam się hipokrytką i wbrew własnej opinii, dołączyłam do wyzwania na Granicach. Proszę, nie zlinczujcie mnie, ale pomyślałam, że można to traktować jako konkurs, więc... :P