PREMIERA 28.09.2020

Wiele ludzi uważa technologię za zło - ogłupiające działanie Internetu, strony o treści brutalnej, przemoc słowna, wpływanie na psychikę, uzależnienie. Mortka w kolejnej części cyklu o Miasteczku Nonstead, czyli Hellware, udowadnia, że wszelkie nowinki technologiczne to rzeczywiście sprawka samego diabła. Czy raczej demona.

Niedawno miałam okazję poznać pierwszy tom, czyli Miasteczko Nonstead (recenzja tutaj), po którym bez myślenia sięgnęłam po kontynuację.

Już sam początek Hellware wprowadza czytelnika w specyficzny klimat pełen niedopowiedzeń oraz niejasności, gdzie wydarzenia zostały ściśle owiane tajemnicą. Nathaniel McCarnish po ponad dwóch latach nagle wybudza się z transu. Już nie jest znanym pisarzem, piorunującym debiutantem czy literackim odkryciem roku - teraz myje kufle w pubie. Nie pamięta, co się działo, a jedynie chwilowe przebłyski świadomości pozwalają wejrzeć w przeszłość. To właśnie wspomniane przebłyski sprawiają, że kształt ukochanej nabiera wyrazistości - okazuje się, że Fiona znowu przepadła niczym kamień w wodę. 

A co się stanie, gdy niespodziewanie okaże się, że Fiona pojechała do Nonstead, gdzie mało brakowało, a zastrzeliłaby człowieka? Nathaniel wraca więc na stare śmieci: do miasteczka o złej sławie... Co robisz, kiedy starzy przyjaciele próbują cię zabić, ty kompletnie nie masz pojęcia dlaczego, a twoim śladem podąża potężny, przerażający demon?

Nie zamierzam więcej zdradzać, bo poznanie choćby najmniejszego szczegółu może zepsuć zabawę podczas czytania. Hellware, tak jak poprzednią część, po prostu pochłonęłam. W historię pełną grozy wkręciłam się od pierwszych stron, czemu towarzyszył przygnębiający, ponury klimat amerykańskiego miasteczka (wydaje mi się, że w Hellware atmosfera wypadła jeszcze lepiej niż w Miasteczku Nonstead).

Drugo- i trzecioplanowi bohaterowie tym razem zostali nieco pominięci, ponieważ cała akcja mocniej skupiała się na losach Nathaniela. Nie twierdzę, że to źle, ale zabrakło mi momentami wejścia w głębszą psychikę postaci. Bardzo z kolei spodobała mi się niewiedza odnosząca się do strony, jaką wybrał dany bohater: czy rzeczywiście pomagał McCarnishowi, czy był sługą demona Maggora.

Pomieszanie realistycznych wydarzeń z typowym bajkopisarstwem było strzałem w dziesiątkę. Mortka doskonale operował językiem, mieszając nieco style (raz odnosił się w ekspresyjnie wulgarny sposób, innym razem pisał niemal patetycznie). Tych momentów nie znalazłam w książce wiele, występowały sporadycznie. Chociaż kontrast między stereotypowymi mieszkańcami mieściny a całą resztą został doskonale wychwycony i ukazany. 

Hellware poza właściwą historią rodem z horroru niosło ze sobą niesamowicie ciekawe przesłanie dotyczące technologii i życia ludzi w XXI w. 

Czy polecam? Zdecydowanie! Pierwsza jak i druga część cyklu o Miasteczku Nonstead wręcz kipi od piekielnie doskonałego ponurego, przytłaczającego klimatu. Wgłębiając się w kolejne wydarzenia, tajemnice potęgują się, tworząc nietuzinkową historię pełną zwrotów akcji. Trzymające w napięciu momenty opanowały Hellware niemal tak mocno jak Maggor mieszkańców Nonstead. Pamiętajcie, że wyłącznie przeczytanie książek Mortki może uchronić przez opętaniem. :)

8/10

Hellware
Marcin Mortka
Wydawnictwo Videograf
Chorzów 2020
Stron: 352


Miasteczko Nonstead


 Za możliwość przeczytania dziękuję

Wskutek nudów postanowiłam przejrzeć całą moją biblioteczkę, wyłapać pojedyncze książki z serii i je pouzupełniać. W ten sposób nie tylko skompletowałam trylogię Dziewięć żyć Chloe King, ale również narobiłam sobie na nią smaczku. Zaczęłam od, oczywiście, części pierwszej, od Upadłej.

Zapewne większość z Was serię kojarzy (książki są dość stare, powstał również serial), jednak pokrótce przytoczę główną fabułę. 

Chloe King poznajemy w dzień jej szesnastych urodzin, kiedy to pierwszy raz postanawia pójść z najlepszymi przyjaciółmi, Amy i Paulem, na wagary. I to nie byle gdzie, a na Coit Tower - prawie 70 m wieżę, symbol San Francisco. Traf chce, że niespodziewanie Chloe z tej wieży spada i wiecie co? Przeżywa. Nie zostaje ani sparaliżowana, ani nie jest warzywem, posiada raptem kilka zadrapań i jest nieco obolała. W ten przedziwny oraz nieco tragiczny sposób Chloe dowiaduje się o własnej wyjątkowości. A z każdym kolejnym dniem uczy się czegoś nowego - biegać z prędkością światła, wdrapywać za pomocą pazurów po ścianach, skakać między dachami budynków. Innymi słowy, Chloe staje się posiadaczką nadnaturalnych, kocich mocy.

Problem powstaje, gdy Bractwo Dziesiątego Ostrza daje o sobie znać. Wysyła Łowcę, by zabił Chloe.

Więcej nie zdradzę, bo sama niewiele wiem, co jest świetne i zarazem bardzo irytujące. W Upadłej spotkacie się z wieloma niewyjaśnionymi tajemnicami, a zakończenie zrodzi więcej pytań niż odpowiedzi. Po drugą część sięgnęłam więc od razu. Muszę wiedzieć, co dalej! 

Książka przyjemna, styl autorki jest prosty, a fabuła wciąga. Bohaterów bardzo polubiłam, choć momentami musiałam sobie przypominać, że to przecież nastolatki z burzą hormonów, a nie dorośli ludzie. Podobało mi się też błądzenie po omacku i kluczenie w celu zdobycia jakichkolwiek informacji - ciągle czuję niedosyt! 

Część pierwszą polecam nastolatkom i dorosłym, którzy od czasu do czasu pragną znów wejść w młodzieżowe perypetie otoczone supermocami. A szczególnie kotomaniakom - bo kto z was nie chciałby choć na jeden dzień zamienić się w kota i leżeć przez cały dzień, mruczeć, miauczeć czy drapać właściciela, bo was zirytował zbyt głośnym oddychaniem? :)

7/10

Upadła
Liz Braswell
Wydawnictwo Filia
Poznań 2013
Stron: 286

→ Uprowadzona

Niedawno miałam przyjemność czytać i recenzować (klikajcie tutaj) pierwszą część, czyli Miasteczko Nonstead. Z racji tego, że książka niesamowicie mi się spodobała, czułabym się ze sobą źle, nie skusiwszy się na kontynuację. Hellware niedługo ma swoją premierę, dlatego zachęcam do sięgnięcia! Łapcie za opis:

Kontynuacja Miasteczka Nonstead. 
Wydawać by się mogło, że ci, którzy do Nonstead trafią, nigdy stamtąd naprawdę nie wyjadą. 
Nathaniel McCarnish odzyskuje świadomość i uzmysławia sobie, że jest barmanem w pubie. Nie pamięta, co sprawiło, że podjął tę pracę, a co więcej – nie przypomina sobie minionych dwóch lat. Wkrótce dochodzi do wniosku, że klucz do zagadki znajduje się w Nonstead. 
Tam przyjdzie mu stanąć nad zapomnianym grobem. Tam też odnajdzie jedynego prawdziwego przyjaciela i tam, w samym środku mroźnej zimy, zaczyna rozgryzać mroczną intrygę, której stał się ofiarą. Wnet uświadamia sobie, że Nonstead, które zawsze miał za miejsce ponure i niedostępne, naraz stało się czyimś przedpolem piekła. Pojawia się bowiem ktoś, kto pociąga za sznurki – Maggor, człowiek bez oczu, który syci się ludzkim cierpieniem. 
Nathan oraz Skinner naraz znajdą się w samym środku morderczej obławy. Nie wolno im ani na moment zaniechać ostrożności, bo ktoś śledzi każdy ich krok, a ktoś inny zawsze jest gotów, by stanąć im na drodze. Nie wolno im zwalniać. Nie wolno im się wahać. Przede wszystkim zaś nie wolno im odbierać żadnych telefonów.

A dla tych bardziej dociekliwych Wydawnictwo Videograf przygotowało coś więcej:

KLIKNIJ TUTAJ, ŻEBY PRZECZYTAĆ FRAGMENT


PREMIERA 28.09.2020

To jak? Zawitacie w Nonstead - amerykańskim, klimatycznym miasteczku pełnym tajemnic? :)


O autorze zapewne pisać nie trzeba, bo każdy Stephena Kinga zna. Warto jednak wspomnieć parę słów o jego najnowszej antologii opowiadań, które ukazały się w kwietniu nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka. Jest krew składa się z czterech opowiadań (trzech krótszych, około stustronicowych, i jednego długiego). Każde z nich tyczy się innego tematu, a jedno bezpośrednio nawiązuje do wydanej  niegdyś powieści Outsider.

Ale po kolei.

Telefon Pana Harrigana (pierwsze) opowiada o losach Craiga, nastolatka mieszkającego w niewielkim miasteczku, którego postanawia zatrudnić emerytowany pan Harrigan w roli osobistego lektora (oczy już nie te, a starzec lubuje się w czytaniu powieści). Motywem przewodnim historii okazuje się stary iPhone, czyli w tamtych czasach nowinka technologiczna, oraz jego magiczne właściwości. 

Życie Chucka (drugie) jest historią niesamowicie wymowną, nieco surrealistyczną, ale skłaniającą do refleksji. Wszystko kręci się wokół billboardu, na którym widać zdjęcie księgowego oraz napis: Charles Krantz. 39 wspaniałych lat. Dzięki, Chuck!

Trzecie, czyli Jest krew, są czołówki, podobało mi się najmocniej. Przewijała się tutaj Holly, znana z innych powieści Kinga, czyli np. Pan Mercedes albo właśnie wspomniany wcześniej Outsider (znajomość wymienionych powieści nie jest niezbędna, by zrozumieć treści). W opowiadaniu dochodzi do zamachu bombowego na szkołę, przez co ginie masa osób, młodych i starych. Holly jako detektyw przypadkiem trafia na ślad, z jakim ostatnio miała do czynienia w Teksasie. Bojąc się odkryć prawdę, kobieta brnie głębiej w śledztwo, a wysnute wnioski nie pozwolą jej spać po nocach. 

Szczur jest opowiadaniem zwieńczającym książkę. Autor mierzący się z lękami spowodowanymi wydarzeniami z przeszłości próbuje ponownie napisać powieść. Zaszywa się więc w starym domu świętej pamięci ojca pośrodku lasu i tam poza chorobą i wichurą ma do czynienia z jeszcze jednym, niemal nierealistycznym, zjawiskiem.

Jeśli po przeczytaniu powyższych, skróconych opisów historii, nadal wahacie się nad sięgnięciem po Jest krew, nie róbcie tego. Nie wahajcie się. Wpadłam w książkę po uszy, a każda historia nie dość, że skłaniała do głębszych refleksji (pierwszy raz od dłuższego czasu musiałam odczekać dłuższą chwilę, nim zdecydowałam się czytać dalej - należało przemyśleć to i owo), to jeszcze wręcz porywała oryginalnością i świeżym spojrzeniem na konkretne zagadnienie. 

Jest krew po raz kolejny udowadnia, z jaką wprawą pisze Stephen King, i jak ogromne umiejętności operowania słowem posiada. Sposób wprowadzenia czytelnika w świat fabularny można skwitować jako doskonały, ponieważ zanim dojdzie do konkretnych wydarzeń, trzeba dokładnie poznać wartości oraz indywidualne charaktery bohaterów. Zabieg pozwala na kompletne wsiąknięcie w czytane treści, a także sprawia, że niecierpliwość przed dalszymi losami sięga zenitu.

Zdradzę wam, że strasznie odwlekałam zakończenie książki. Starałam się ją dawkować, czytać mniejszymi fragmentami, ponieważ nie chciałam się z nią zbyt szybko rozstawać. 

Niesamowite wrażenie wywołały na mnie również niespodziewane zwroty akcji oraz nieprzewidywalne zakończenia (czasami otwarte, co jeszcze mocniej motywowało szare komórki do ruchu). Ponadto natknąć się można na wiele emocjonalnych momentów, co wzbogaca doznania podczas lektury.

Jest krew to książka, którą polecę z czystym sercem, szczególnie jeśli zamierzacie sięgnąć po coś nieoczywistego. Antologia czyta się tak naprawdę sama, a każde pochłaniane słowo urzeka swoim idealnym doborem. Jest krew jest doskonałym wyborem na jesienne, długie i deszczowe noce, co z kolei pozwoli wpaść w nieco mocniejszy (chwilami mroczniejszy) klimat. Niedługo zamierzam do książki wrócić, co niech będzie dla was największym poleceniem.

9/10

Jest krew...
Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2020
Stron: 512


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu



Co powiecie na połączenie demonów i upiorów rodem z mitologii słowiańskiej z postapokaliptycznym światem? Bo taką oto mieszkankę znajdziecie u Pauliny Hendel w pierwszym tomie Zaginionej księgi, czyli w Strażniku

Głównym bohaterem jest siedemnastoletni chłopak w - uwaga! - ciele dwudziestoczterolatka. Hubert wyjeżdża na wycieczkę klasową do Paryża i w momencie, gdy wraz z najlepszym przyjacielem Ernestem, wybiera się pod Luwr, muzeum nagle wybucha. Następnie budzi się w małym pokoju w chacie pośrodku lasu u kompletnie nieznajomego mężczyzny. Okazuje się wówczas, że Hubertowi zniknęło z pamięci aż siedem lat życia. Nie pamięta ani jak wrócił do Polski, ani tego, co się stało z rodziną czy przyjacielem, ani że na świecie nie istnieje połowa nowinek technologicznych, ludzkość nie ma już prądu, a z lasów, jezior i gór powychodziły demony, niegdyś przypisywane jedynie legendom. 

Hubert wyrusza więc w podróż w celu odkrycia własnej tożsamości. Zamierza poznać wydarzenia z utraconych lat. Przypadek chce, że trafia do Święcina - niewielkiej osady położonej na terenie dawnej wsi, gdzie ludzie po wielu klęskach i katastrofach próbują przetrwać kolejne zimy. Hubert poznaje tam wielu nowych towarzyszy, dzięki którym dni przestają wydawać się szarobure. Jako że wygląda na dobrze zbudowanego, umiejącego się bić czy strzelać z pistoletów mężczyznę, jako zapłatę za przyjęcie go do grona mieszkańców, nakarmienie oraz znalezienie czterech kątów, Hubert staje się strażnikiem wsi.

Gdy wszystko zaczyna się powoli układać, demony dają o sobie znać. Strzygi, topielce, biesy, wije to zaledwie garstka upiorów wychodzących nocami z własnych nor. Ataki potęgują się, podobnie jak siła kreatur. A jedyne, co może pomóc przetrwać mieszkańcom Święcina, to zapomniana księga - Demonologia - oraz Hubert mający co jakiś czas dziwne przebłyski wiedzy...

Paulina Hendel miała wyśmienity pomysł połączenia świata postapokaliptycznego ze stworzeniami znanymi ze słowiańskiej fantastyki. Nigdy nie czytałam książki z podobnym motywem, co uważam za ogromny plus. Historia jest niesamowicie twórcza i bardzo oryginalna, a przy tym humorystyczna oraz dosadnie emocjonalna. Narracja prowadzona w sposób prostolinijny często zaskakuje zwrotami akcji pełnymi dynamicznych fragmentów. Czytelnik wczuwa się w Strażnika od pierwszych stron.

Wątek utraty pamięci przez Huberta mimo bycia jednym z głównych, nie zabiera całej przestrzeni fabularnej. Wspominany od czasu do czasu, zwłaszcza w momentach, w których się tego kompletnie nie spodziewamy, podsyca ciekawość i rodzi wiele pytań. Zdradzę, że otrzymane odpowiedzi nie są zbyt klarowne.

Bohaterowie z typowymi dla mieszkańców wsi zachowaniami oraz przedstawienie sielskich, malowniczych krajobrazów brzmią jak ucieczka od miejskiej, burej rzeczywistości. Powieść nie trąci schematami, a stworzone przez Paulinę Hendel niemal idylliczne miejsce akcji (mimo ciągłych ataków upiorów) sprawia, że czytelnicy od razu przywiązują się do Święcina, traktując osadę jako dom.

Strażnik to wspaniała historia przepełniona interesującymi wątkami, niecodziennymi wydarzeniami oraz bardzo emocjonalnymi momentami. Pierwszą część Zapomnianej księgi jak najbardziej polecam, ponieważ znajdziecie tu ciekawą przygodę, a wartka fabuła nie pozwoli oderwać się od treści nawet na sekundę. 

8/10

Strażnik
Paulina Hendel
Wydawnictwo WeNeedYa
Poznań 2019
Stron: 368

→ Tropiciel


Znalazłam wydawnictwo o najbardziej szczęśliwej nazwie wśród wydawców. Jeśli chcecie zerknąć, co oferuje czytelnikom wydawnictwo Lucky, to zapraszam. :)

Parę słów o + co wydają

Wydawnictwo Lucky zajmuje się wydawaniem książek od 1999 roku, choć z początku parali się samą dystrybucją. Dopiero od 2005 roku zaczęli zabawę z publikacją tytułów pod własnym szyldem. Z tego, co piszą o sobie, najbardziej zależy im na wydawaniu propozycji od debiutantów, chcąc wyłowić prawdziwe talenty.

Na stronie widnieją cztery kategorie wydawanych przez Wydawnictwo Lucky książek. Dla dzieci, dla młodzieży, romans oraz powieści - każdy znajdzie więc coś dla siebie. Osobiście trochę dziwi mnie kategoria powieść, wszak czy inne książki nie są powieściami? 


Zapowiedzi

W zakładce Zapowiedzi znalazłam trzy książki. Jeśli klikniecie na zdjęcia okładek, przeniesiecie się na odpowiednią stronę z opisami.

   


Co więcej?

Oficjalnie wspierają Fundację OSKAR, co moim zdaniem jest świetną inicjatywą z ich strony. Ponadto z tego, co widziałam na ich facebooku często organizują przeróżne konkursy, w których do wygrania są, oczywiście, książki.


Strona internetowa: http://www.wydawnictwolucky.pl/

I jak? Znacie wydawnictwo Lucky? Czytaliście książki ukazane ich nakładem?



Małe, amerykańskie miasteczka mają to do siebie, że albo odstraszają i przytłaczają klimatem, albo silnie przyciągają. Wszystko, oczywiście, zależy od mieszkańców i od tego, w jaki sposób przyjmują nieznajomych. Jeśli traktują nowego jak członka rodziny, można odetchnąć z ulgą. A co jeśli nad miasteczkiem zbierają się czarne chmury, klątwa prześladuje każdego, nawet przejezdnego, a ludzie są niezbyt skorzy do zwierzeń? 

Marcin Mortka zaprasza czytelników do Miasteczka Nonstead, gdzie żyje się z maską na twarzy, ukrywa prawdę nie tylko przed światem, ale również przed samymi sobą. Gdybyście zechcieli wraz ze mną rozgryźć sekrety schowane głębiej niż najciemniejsza, podpodłogowa piwnica, to zapraszam do dalszej recenzji. :)

Nathaniel McCarnish to świeży debiutant, autor antologii strasznych opowiadań, którego książka wzbiła się na wyżyny bestsellerów. Skrywana od lat tajemnica oraz tragiczne wydarzenie mające miejsce tuż po publikacji powieści sprawia, że Nathaniel ucieka z Nowego Jorku i pod nowym nazwiskiem postanawia zamieszkać w Nonstead - miasteczku, z którym wiążą się same przyjemne wspomnienia. Kiedy dociera na miejsce, poznaje nowych mieszkańców: Skinnera, Anne, jej córkę, Vanessę, czy nieco zbyt entuzjastycznego handlarza nieruchomościami, Thomasa McIntyre.

Przypadek chce, że Anne zaprasza Nathaniela do swojego domu i odkrywa przed dopiero co poznanym mężczyzną karty. McCarnish staje się świadkiem niecodziennej rozmowy, którą podczas snu prowadzi Vanessa. Z mężczyzną o wyjątkowo grubym, niesympatycznym głosie. Kiedy Nathaniel próbuje rozwikłać niezrozumiałe słowa, w Nonstead dochodzi do następnym, dziwnych wydarzeń. To ktoś się gubi w lesie, to ktoś nagle całkowicie zmienia swoje dotychczasowe zachowanie.

A wszystko to w akompaniamencie Samotni - chaty położonej w głębi lasu, do której pędzi każdy szaleniec i która mimo że podpalona, nadal stoi dumnie nienaruszona - oraz przedziwnego forum internetowego, zakodowanego i głęboko ukrytego przed oczami nieodpowiednich osób, a przy tym zawrotnie inspirującego. 

Kiedy prawda wychodzi na jaw, Nathaniel będzie musiał zajrzeć nie tylko w swoją przeszłość. Sęk w tym, że niektórzy mieszkańcy wolą zabić niż wyjawić niektóre grzeszki... 

Profesjonalnie stworzony klimat ponurego miasteczka, to pierwsza rzecz, jaka przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o książce Mortki. Autor zatrważająco dobrze przedstawił zarówno mieszkańców, jak i panujące zwyczaje w małych mieścinach na ziemiach amerykańskich. Podczas czytania, gdy wraz z bohaterami przemierzałam kolejne uliczki (czy raczej ścieżki), dało się odczuć wręcz zbitą, przytłaczającą atmosferę, co idealnie pozwalało wsiąknąć w historię. Mocnym plusem są odnośniki do książek Stephena Kinga i wyraźna inspiracja jego stylem, która najmocniej rzucała się w oczy w momentach poprzedzających kluczowe wydarzenia. 

Warci wspomnienia są mieszkańcy Nonstead. Mortka zadbał o pokazanie indywidualnych koszmarów, z jakimi musieli zmagać się poszczególni bohaterowie. Każdy otrzymał własną historię, jeden dłuższą, inny krótszą, co zdecydowanie wzbogaciło istotę wątków pobocznych. Zabrakło mi jedynie odrobiny rozbudowania sfery emocjonalnej, która z kolei wzmocniłaby tło psychologiczne. 

Zakończenia kompletnie się nie spodziewałam, ale pojawiły się też typowe dla gatunku schematy. Najmocniej irytowało mnie ciągłe dzwonienie telefonów. Jakby nie można było inaczej sprowadzić danego bohatera na miejsce, w którym miało dojść do kolejnej akcji. Nie rozumiałam również, po co Nathaniel przybrał z początku inne nazwisko, skoro po dwóch rozdziałach wszyscy wiedzieli, kim był w rzeczywistości. 

Konkludując, Miasteczko Nonstead jest pierwszej klasy powieścią grozy, przesiąkniętą rozbrajającą atmosferą. To książka pełna zwrotów akcji i niejasnych, nadprzyrodzonych pomysłów wartych poznania. Mortka to autor, którego śmiało można nazwać początkującym, polskim Stephanem Kingiem ze względu na styl oraz jakość lektury. Ja czekam na kontynuację, a wy nie wahajcie się sięgnąć. :)

7,5/10

Miasteczko Nonstead
Marcin Mortka
Wydawnictwo Videograf
Warszawa 2020
Stron: 336

→ Hellware


 Za możliwość przeczytania dziękuję


Sarah J. Maas to amerykańska pisarka, która na swoim koncie posiada wiele bestsellerowych serii. Cykl Księżycowe miasto to mój pierwszy kontakt z autorką. Do sięgnięcia przekonały mnie dwie rzeczy: pierwszą były niemal same pozytywne recenzje, a drugą przepiękna okładka - rzuciłam się na Dom Ziemi i Krwi niczym sroka na błyskotki. :) 

I wiecie co? Wpadłam po uszy! Ale po kolei:

Opowieść zabiera nas do Lunathionu, czyli tytułowego Księżycowego miasta, gdzie spotykamy główną bohaterkę Bryce Quinlan - pół człowieka, pół Fae. Dziewczyna wraz z najlepszą przyjaciółką Daniką Fendyr, alfą Watahy Diabłów, czerpie z życia garściami. Bryce jest szaloną imprezowiczką, której tylko zabawa i głupoty w głowie. Do czasu.

Pewnej nocy zamroczona alkoholem i narkotykami Bryce wraca do domu, a tam zamiast śmiechów przyjaciół słyszy wręcz ogłuszającą ciszę. Widok, jaki zastaje, przyprawi dziewczynie wiele koszmarów w przyszłości: Danika, Connor i reszta Watahy Diabłów zostali brutalnie zamordowani, czego świadomość uderza w Bryce mocno, prawie zwalając z nóg.

Dwa lata później historia zdaje się zataczać koło. Bryce nadal uważana przez społeczeństwo za imprezowiczkę, w rzeczywistości zmieniła się niemal o sto osiemdziesiąt stopni. Dalej pracuje w galerii, ciągle pozyskuje dzianych klientów, a jej cięty język nie stracił rezonu ani na sekundę. Bez Daniki jednak życie to nagminne uczucie pustki w sercu. Nagle dochodzi do kolejnego morderstwa, identycznego jak tego sprzed lat. Hunt, Cień Śmierci, anioł 33. Legionu wkracza ciężkimi buciorami w życie Bryce, skierowany przez samego Gubernatora, Archanioła Micaha. Bryce, jako jedyna osoba, która widziała demona odpowiedzialnego za tę karygodną zbrodnię, zostaje powołana do wszczęcia dochodzenia na własną rękę, a Hunt to jej nowy ochroniarz.

Oboje wplączą się w wydarzenia groźniejsze niż im się pierwotnie wydaje. Niechciana przeszłość da o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie. Hunt dowie się, że nie należy oceniać przysłowiowej książki przez okładce, a Bryce powoli zacznie otwierać się na ludzi. Co więc może łączyć mordercę, domniemanego demona z szóstego poziomu Helu, a także najprawdopodobniej bezużyteczny artefakt, Róg Luny, który ktoś postanowił wykraść ze świątyni? Tylko sama bogini może wiedzieć...

Autorka stworzyła niezwykle realistyczny świat, który wciągnął mnie od pierwszej strony. Choć cała fabuła dzieje się w Lunathionie, poznajemy również dalsze rejony czy miasta we wspomnieniach lub rozmowach między bohaterami, co daje czytelnikom lepszy wgląd w tę niezwykłą, magiczną krainę. Od razu widać, że Maas podczas tworzenia cały świat miała w głowie, przemyślany i dopracowany w najdrobniejszych szczegółach. Nowe nazwy, nowe miejsca, nowe legendy czy wierzenia w nowych bogów do tego stopnia urozmaiciły książkę, że czytelnik marzy jedynie o wejściu do Księżycowego Miasta i zostania tam na zawsze.

Kreacja bohaterów wypadła wyśmienicie. Każdy posiadł swój indywidualny charakter, dzięki czemu żadna z postaci nie wydawała się płaska, nijaka czy oderwana od rzeczywistości. Zawziętość Bryce, jej dumna postawa i wartości, jakie sobą reprezentuje, są warte wspomnienia. Podobnie jak owiany złą tajemnicą Hunt, zagubiony brat Bryce - Ruhn, czy Jesiba - czarodziejka szefowa. Czytelnik spotyka się również z wampirami, Fae, żywiołakami, sfinksami, pumołakami, wilkołakami i innymi łakami, a to zaledwie garstka cudaków krążących po uliczkach Lunathionu. 

Dynamiczne prowadzenie narracji pełne zwrotów akcji sprawia, że książka czyta się tak naprawdę sama. Autorka oferuje czytelnikom pełno humorystycznych momentów, zarówno sytuacyjnych jak i czarny humor wprost z najciemniejszych czeluści Helu, co znakomicie urozmaica opowieść.

Część pierwsza Domu Ziemi i Krwi to opowieść przepełniona tajemnicami oraz morderstwami. Bohaterowie kręcą się wkoło jak normalni ludzie, próbując rozwiązać mroczne zagadki i odsłonić twarz mordercy. Tom pierwszy Księżycowego Miasta funduje czytelnikom ogrom emocji, obok których nie sposób przejść obojętnie. Doświadczymy wzruszenia, współczucia, radości, gniewu, zauroczenia, a może też poczujemy nutkę pożądania? 

Dom Ziemi i Krwi jest pozycją obowiązkową, zwłaszcza dla fanów urban fantasy. Zachwycicie się bogactwem przedstawionego świata czy specyfiką postaci, a po zakończeniu będziecie marzyć jedynie o poznaniu wydarzeń z kolejnego tomu. Zdecydowanie polecam! Czytajcie, bo nie pożałujecie. :)

9/10

Dom Ziemi i krwi, część I
Sarah J. Maas
Wydawnictwo Uroboros
Warszawa 2020
Stron: 560

→ Dom Ziemi i Krwi, część II


Wydawnictwo Poradnia K szykuje niedługo premierę świetnej książki, której wydarzenia przeniosą nas w czasy historycznego Gdańska. Jako mieszkanka Trójmiasta jestem niezwykle zaintrygowana pierwszym tomem Jaśminowej Sagi autorstwa Anny Sakowicz, czyli Czasem grzechu.

Rodzinne tajemnice, miłość, śmierć i walka o marzenia w akompaniamencie niezwykłego miasta. Skusicie się? Jeśli nie jesteście do końca przekonani, łapcie opis:
Jaśminowa Saga to epicka opowieść o kilku pokoleniach rodziny Jaśmińskich, rozgrywająca się na tle epokowych wydarzeń, w jednym miejscu, choć w trzech różnych rzeczywistościach: w Danzig, w Wolnym Mieście Gdańsku i w Gdańsku.
Jest 1916 rok. Paweł, syn introligatora Antoniego i jego żony Elżbiety, ginie w wypadku pod kołami powozu. Katarzyna, Stasia, Julia i Piotr, rodzeństwo Pawła, sami muszą poradzić sobie z żałobą, bo rodzice coraz bardziej się od nich oddalają – ojciec poświęca się pracy, a matka zatraca się w smutku…
Antoni Jaśmiński pragnie dobrze wydać za mąż dorastające córki. Dla najstarszej znajduje syna niemieckiego antykwariusza. Czy nowoczesna i marząca o pracy w „Gazecie Gdańskiej” Katarzyna podda się woli ojca? I jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić? Co pocznie potulna Stasia, kiedy Antoni wskaże kandydata do jej ręki? Julia, której los poskąpił urody, boi się, że nigdy nie znajdzie męża. Piotr marzy o seminarium.
Burzliwe losy Jaśmińskich rozgrywają się w mieście o skomplikowanej historii, w którym początek ma druga wojna światowa i w którym nie zawsze dobrze jest być Polakiem; w czasach, gdy kobiety walczą o prawa wyborcze i kiedy Europą próbuje zawładnąć ideologia faszystowska. Dzieje Jaśmińskich to porywająca opowieść o marzeniach, rodzinnych tajemnicach, o miłości i śmierci, a także o niezwykłym mieście.

PREMIERA 30.09.2020





Obsesja posiada wiele synonimów: fiksacja, fioł, kręciek, maniactwo, nałóg, obłęd, natręctwo... psychoza, niezrównoważenie, pomieszanie zmysłów, choroba psychiczna. I mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że całą tę paletę oferuje nam Adrian Bednarek w drugiej części trylogii o Oskarze Blajerze. Niedawno miałam możliwość poznać losy Oskara w Inspiracji (recenzja), której zakończenie dosłownie wywołało u mnie obsesję na punkcie dalszej historię. Obsesję na punkcie Obsesji. :)

Rzec, że tom drugi zaczyna się niewinne, to ogromne niedopowiedzenie. Oskar po pobycie w klinice, gdzie specjaliści leczyli go na schizofrenię powstałą jako skutek tragicznych wydarzeń (bycie świadkiem gwałtu na ukochanej, a później morderstwo z premedytacją), dostaje wreszcie kwitek do swojej wolności. Zostaje wypisany, ale zanim wyjdzie do ludzi, musi podpisać zgodę na przeprowadzanie co jakiś czas sesji terapeutycznych z psychiatrą prowadzącą jego przypadek, Martą Makuch.

Problem polega na tym, że terapeutka wypisała Oskara ze świadomością, że nadal jest chory. Psychozy atakujące głównego bohatera sprawiają, że za wszelką cenę próbuje przywrócić do żywych ukochaną Luizę. Najpierw staje się więc stalkerem i przegląda konta na Instagramie dziewczyn, które w zadziwiający sposób przypominają Luizę, a potem choroba osiąga apogeum. Buduje specjalne, ukryte pomieszczenie i bez skrupułów porywa bezbronną dziewczynę prosto z rodzinnego domu, skuwa, więzi i nakazuje jej być Luizą.

W międzyczasie Oskar prowadzi przykładne życie pisarza wzbijającego się na wyżyny bestsellerów, choć tak naprawdę staje się znienawidzonym niegdyś przez siebie... seryjnym mordercą? Porwanie, zbrodnie, tuszowanie morderstw, walka z napadami psychozy to zaledwie parę niewinnych kwestii, które gwarantuje Obsesja.

Pierwsze słowa, jakie przychodzą mi na myśl po przeczytaniu Obsesji, to wybornie siada na banię. Dawno nie zostałam tak mocno pochłonięta przez fabułę, której towarzyszyła ciągła niepewność i strach przed coraz mocniejszym wariactwem obezwładniającym głównego bohatera. Momentami nawet musiałam na chwilę odłożyć książkę i odetchnąć, przytłoczona zbyt brutalnymi doznaniami.

Kreacja bohaterów w moim odczuciu wypadła fenomenalnie. Psychoza Oskara została opisana w bardzo realistyczny sposób, a jego tok rozumowania i czyny, jakich się dopuszczał, wywoływały ciarki. Świetnie wypadli też bohaterowie drugoplanowi - Melania próbująca ciągle dorównać nieżyjącej siostrze; Marta Makuch jako niereformowalna psychoanalityczka; Skawiński, dla którego liczy się wyłącznie pieniądz. No, i wiadomo, laleczki Barbie Oskara...

Znów nieco przeszkadzała mi narracja. Przeskakiwanie między pierwszo- a trzecioplanową to niekoniecznie zabieg, który lubię w literaturze. Nie przeszkadzał mi on jednak tak mocno jak w Inspiracji.

Po Obsesji czytelnik nie może się niczego spodziewać. Kiedy brałam książkę do ręki, nie miałam pojęcia, co mnie czeka. Nawet po ponad dwustu pięćdziesięciu stronach nie posunęłam się w swoich dywagacjach czy przypuszczeniach nawet o milimetr, a zakończenie podsunęło jedynie kolejny trop, prawie niczego dokładnie nie wyjaśniając. Dodam, że było mniej brutalne oraz mniej dynamiczne od tego z Inspiracji, co wcale nie oznacza, że gorsze.

Czy polecam? Oczywiście. Obsesja to przerażający, brutalny thriller sięgający niemal do czeluści umysłu, wydobywając z niego najgorsze obrazy czy myśli, skutkujące okropnymi czynami. Powieść o tym, że każdy człowiek zdolny jest do morderstwa z premedytacją, a w życiu chodzi jedynie o dawanie upustu żądzom. Obsesja jest historią o efekcie tragicznie nieszczęśliwej miłości, o koszmarach sennych stających się rzeczywistością, ale przede wszystkim o wpływie ciężkiej, nieleczonej choroby psychicznej na działanie człowieka.

8/10

Obsesja
Adrian Bednarek
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2020
Stron: 544

Inspiracja ↔ Fascynacja


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu