Siri Pettersen i jej Żelazny wilk to moje pierwsze spotkanie z motywami nordyckimi w literaturze, a po przeczytaniu wiem, że z pewnością nie ostatnie. Wydarzenia z książki mają miejsce w uniwersum Kruczych pierścieni, choć fabularnie nijak nie są powiązane z tamtą trylogią. Bez problemu więc można poznawać przygody bohaterów tomu otwierającego cykl Vardari. A przynajmniej łudzę taką nadzieję, bo zakończenie wręcz prosi się o kontynuację. :)

Żelazny wilk opowiada historię Juvy, która mimo młodego wieku przeszła w życiu już wiele złego. Nie powstrzymuje to jednak nieprzeniknionego losu do rzucania dziewczynie kolejnych kłód pod nogi - najczęściej w postaci dręczących koszmarów i przerażających wspomnień z dzieciństwa. Juva na co dzień zajmuje się polowaniem na dzikie wilki w celu zdobycia zębów i pazurów jako waluty, oraz krwi, która niemal rytualnie spuszczana jest w wyznaczonych do tego terenach Naklavu. Pewnego dnia jednak Juva zostaje poinformowana o chorobie matki, przez co jej na pozór normalne życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Juva musi wkroczyć do swojego rodzinnego domu. Do miejsca znienawidzonego pełnego osób, jakimi pogardza. Do siedziby czytających z krwi. 

W międzyczasie w Naklavie dochodzi do rozprzestrzeniania się wilkowatości, czyli choroby przemieniającej ludzi dosłownie w dzikie zwierzęta, które na swej drodze zabiją każdego. Nawet ukochanego. Wilkowatość roznosi się przez spożywanie nielegalnych perełek krwi, czyli rybiej ikry naszprycowanej krwią wilków. 

To oraz inne tragedie sprawią, że Juva będzie zmuszona stanąć twarzą w twarz z najgorszymi koszmarami z dzieciństwa. Z obrazem, przez który nigdy nie mogła poczuć się tak naprawdę wolna i szczęśliwa... Jakby tego było mało, na drodze Juvy staną wieczni, czyli vardari, z którymi najlepiej nie wchodzić w żadne konszachty, a najlepiej to w ogóle unikać ich jak ognia. Bo można wtedy stracić coś więcej niż życie...

Żelazny wilk Siri Pettersen jest książką porywającą, zatrważającą i nietuzinkową. Historia prowadzona na kilku płaszczyznach pozostawiła w czytelniku ogromny niedosyt, a kumulujące się tajemnice wzbudzały ogromną ciekawość. Każdą stronę czytało się niemal na jednym wydechu, ponieważ autorka stworzyła niewyobrażalnie wręcz genialny klimat. Nordyckich bogów wyczuwało się w powietrzu, podobnie jak wierzenia oraz z pozoru naturalne zachowania zwykłych ludzi, co wprawiało w nieprawdopodobny nastrój. 

Motyw wilkowatości, jaki poniekąd można przyrównać do motywu narodzenia wilkołaków (choć osoby objęte chorobą zachowywały się zupełnie inaczej niż znane do tej pory przypadki wilkołaków w literaturze i nie miało to nic wspólnego z cyklami księżyca), przerażał i jednocześnie zachwycał w swojej prostocie. Każdy przypadek choroby miał w sobie coś wyjątkowego, coś, co sprawiało u czytelnika wzruszenie, gniew albo współczucie.

Siri Pettersen wykreowała niezaprzeczalnie realistycznych bohaterów, z których każdy posiadał indywidualny charakter i własną tajemnicę. Dodam, że tych tajemnic autorka nie zdradzała od razu. Każda była odkrywana w swoim własnym, często niespiesznym, tempie, przez co momentami powstawało napięcie nie do opisania. Zakończenie położyło mnie na łopatki. Dosłownie. Po przeczytaniu książki marzyłam wyłącznie o poznaniu dalszych losów bohaterów - właściwie do tej pory o tym marzę. 

Podsumowując, Żelazny wilk Siri Pettersen to nie była tandetna historia o wilkołakach, ale wciągająca opowieść o wpadaniu w nałóg powodujący budzenie się w organizmie człowieka cech charakteru przypisywanych z założenia dzikim, nieokrzesanym zwierzętom. Tutaj zachwyca klimat nordyckich wierzeń, a przygody, z jakimi zmagają się bohaterowie, przerosną oczekiwania nawet najbardziej wymagających czytelników. Żelazny wilk to książka, którą się po prostu poleca. Dlaczego? Bo jest po prostu wyśmienita. :)

9/10

Żelazny wilk
Siri Petterson
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2021
Stron: 524


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu

Zapraszam Was do czynnego udziału w Autorskich 10 minutach! 

Tomasz Kaczmarek zgodził się wziąć udział w zabawie i w tym poście do właśnie do Niego kierujecie swoje pytania. 

Pamiętajcie, żeby pasowało do danej rundy; istnieją dwie, czyli...


Osoby, które nie pamiętają zasad, zapraszam tutaj ⇾ GŁÓWNE ZASADY. A jeśli coś tam Wam w głowie świta, to świetnie. :)

Przypomnę tylko, że runda 1 to typowa wyliczanka, czyli mamy tu pytania typu: "dwie ulubione książki, trzy najczęściej odwiedzane strony internetowe związane z książkami albo jeden gatunek literacki czytany najrzadziej". 

W rundzie 2 chodzi o wybór, np. "W książce byłabyś czarnym czy białym charakterem?" albo "Twoja przyjaciółka jest początkującą pisarką. Przeczytałaś jej książkę i uważasz, że jest okropna. Powiesz jej prawdę czy skłamiesz?". Wszystko, oczywiście, zależy od Waszej wyobraźni.

To co, gotowi? To do dzieła! Piszcie pytania w komentarzach!


 

Mam nadzieję, że wszyscy pamiętacie o jutrzejszym święcie naszych kochanych Mam? :) Jeśli nie zdążyliście jeszcze kupić prezentu, a Wasza Mama jest zagorzałą czytelniczką lub próbujecie ze wszystkich sił przekonać ją do czytania, to mam rozwiązanie idealne! 

Listę książek z przeróżnych gatunków, które z pewnością spodobają się Waszym mamom i będą prezentem idealnym!

Wasze mamy lubią czytać czy są z książkami na bakier? Co dajecie zazwyczaj na Dzień Matki? :)


Nie będę oszukiwać, że do sięgnięcia po debiut Angeli Santini skłoniła mnie głównie okładka. Dlaczego? Bo pierwszy raz od niepamiętnych czasów na okładce romansu, momentami także podchodzącego pod erotyk, nie widniał mężczyzna z gołą klatą i seksowna kobieta w pozie jednoznacznej. Tutaj widziałam klasę i minimalizm, co już samo w sobie zapunktowało oraz sprawiło, że zaczęłam myśleć: czyżby ten romans nie zalatywał mafią, bezpostaciowymi bohaterami, seksem co drugą stronę albo miałką fabułą bez polotu? 

Jeśli chcecie zobaczyć, czy rzeczywiście udało mi się trafić na dobry romans, to zapraszam do dalszej recenzji. :)

Główną bohaterką jest z pozoru zwyczajna, dorosła kobieta, Andrea Cherry, która mieszka z matką Rose, córką Lily oraz przyjaciółką Liz. Nie zarabia kokosów i teoretycznie wydaje się zadowolona z życia, choć całkowicie nie ufa mężczyznom, a każdą próbę podrywu lub normalnego zaproszenia na kawę kwituje środkowym palcem. Nie potrafi otworzyć się na miłość, a wokół siebie zbudowała ochronny mur. 

Szczęście jednak wydaje się wreszcie do Andrei uśmiechnąć, ponieważ zupełnym przypadkiem wygrywa tygodniowy pobyt w najbardziej luksusowym hotelu w mieście. Spa, baseny, wykwintne kolacje, plaże, czyli typowe żyć, nie umierać. W ramach wygranej zostaje zaproszona na kolację przez szefa hotelu w celu złożenia krótkich gratulacji. Sęk w tym, że szefem okazuje się przystojny, bogaty i niesamowicie pewny siebie Nick Blake, na którym podczas posiłku Andrea przypadkowo robi ogromne wrażenie. 

Losy tej dwójki niezaprzeczalnie się splotą, a między nimi zacznie tworzyć się nieopisane napięcie. Czy mur Andrei wreszcie ulegnie zniszczeniu i dopuści do swojego serca mężczyznę? Kim jest ojciec Lily, o którym stworzono większą tajemnicę niż te z Archiwum X? Czemu ktoś nagle zaczyna czyhać na życie Andrei i co zamierza tym zachowaniem udowodnić?

Obsesje Angeli Santini to książka dobra, którą czytało się płynnie i szybko. Fabuła została zaplanowana od a do zet. Po raz pierwszy również od niepamiętnych czasów główni bohaterowie nie denerwowali mnie co stronę, co uważam za nie lada wyczyn. Owszem momentami zachowywali się jak dzieci, choć oboje na karku mieli ponad trzydzieści lat, a ich niektóre decyzje były kompletnie nielogiczne, lecz nie zmienia to faktu, że wreszcie komuś udało się stworzyć romans nietragiczny.  

Scen seksu, oczywiście, nie brakowało, jednak nie raziły po oczach niemożliwą wręcz ilością. W Obsesjach każdy akt miał swego rodzaju racjonalny wstęp i nie było typowych: robię zupę/latam z miotłą/podają kawę w filiżance i wyglądam przy tym niesamowicie seksi, więc zostanę wzięta na stole, komodzie, podłodze, pod prysznicem, na ziemi w ogrodzie, na ławce w parku czy w kosmosie na Marsie. 

Podobało mi się wplecenie w fabułę wątków pełnych sekretów, kłamstw i niebezpiecznych sytuacji związanych z czymś, co miało miejsce w dalekiej przeszłości i zostało owiane ogromną tajemnicą. Sprawiło to, że romans okazał się zdecydowanie ciekawszy, a kolejne rozdziały czytało się z towarzyszącym uczuciem chęci odkrycia prawdy.

Jak wspomniałam wyżej, kreacja bohaterów wypadła nieźle, choć nie powiem, że idealnie. Niektóre rozmowy brzmiały jakby pisane na siłę, a zachowanie sześcioletniej Lily trochę mnie irytowało. Bo jeśli jestem w stanie zrozumieć, że dzieci zadają dziwne pytania, mówią często bez ładu i składu, a także udają głupiomądrych, to przecież nie robią tego non stop. Lily na każde zdanie matki, babki, ciotki lub poniekąd obcego faceta (Nicka) pyskowała, ani razu nie płakała (no, chyba żeby coś wyłudzić) i więcej czasu przebywała z babcią niż mamą, która wolała latać z nowym facetem, w ogóle się na to nie skarżąc. Zaznaczę, że mała miała sześć lat.

W kilku słowach podsumowania powiem, że Obsesje wypadły całkiem nieźle, a jak na romans - bardzo dobrze. Historia wciąga i mimo że czasami brakuje logiki w zachowaniu bohaterów, można ich polubić. Zakończenia się nie spodziewałam oraz mocno zaskoczył mnie fakt, że autorka napisze kontynuacje, a szkoda - gdyby skończyć książkę w takim momencie, zyskałaby ode mnie sporego plusa

mocne 6/10

Obsesje
Angela Santini
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2021
Stron: 592


⟶ część druga


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu

 

Wiła jest kontynuacją przygód Kamila, Akiry, Długiego i Niedźwiedzia, czyli dzieciaków zamieszkujących w małej miejscowości w Małopolsce - w Czarnym Stawie (recenzję pierwszej części możecie znaleźć tutaj ⇾ klik). Szczerze mówiąc, nie wahałam się ani chwili, by po książkę sięgnąć, ponieważ znów spodziewałam się zatopić we wciągającej, dynamicznej historii z motywem nadnaturalnych zjawisk wywołujących poczucie zagrożenia i gęsią skórkę. 

Czy i tym razem Robert Ziębiński podołał, tworząc powieść pokroju Stranger Things w polskich realiach

Po wydarzeniach z Czarnego Stawu zostały wyłączcie wspomnienia, a czwórka głównych bohaterów szykuje się do powrotu po wakacjach do szkoły. Sęk w tym, że już na samym początku lekcje zostają odwołane ze względu na wandalizm w szatni - ktoś poprzewracał wszystkie szafy, ławki i wieszaki, wywołując totalny chaos. Niedźwiedź nie byłby sobą, gdyby nie włamał się do szkolnych kamer, by odkryć chuligana. To, co jednak zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwanie. Nagranie pokazuje przyjaciołom, a po wielokrotnym obejrzeniu na jaw wychodzi dziwny szmer... Szmer nagle przemienia się w postać odrażająco wyglądającej kobiety, która wydaje się widzieć przez ekran komputera. 

Od tego czasu żadne z nich nie jest bezpieczne. Zwłaszcza w nocy, kiedy odwiedza ich duch kobiety z nagrania, na widok której kot, Pan Pullman, aż syczy i prycha. Metafizyczna zjawa zostawia na wszystkich, poza Kamilem, przerażające znamię, którego znaczenie trzeba szybko ustalić.

Szczególnie że kobieta zdaje się rosnąć w siłę, ponieważ dla rozrywki opętuje nauczycieli oraz uczniów, wywołując wokół nienaturalny zamęt i chaos...

Wiła to bardzo udana książka, od której nie mogłam się oderwać i której przeczytanie zajęło mi raptem parę godzin. Historia mocno wciąga, czasami przeraża, a przede wszystkim zachwyca realistycznie wykreowanymi przez Ziębińskiego bohaterami. Tak jak w poprzedniej części, tutaj również czuło się dreszczyk emocji, zwłaszcza jeśli - biorąc ze mnie przykład - będzie czytało się książkę przy zgaszonym świetle z latarką w ręku. Gwarantuję wtedy, że nocne odwiedziny zjawy objawią się wam nie tylko na stronach książki. :)

Kontynuacja Czarnego Stawu również skierowana jest raczej ku nieco starszej młodzieży, ponieważ nie brakuje tutaj momentów nieprzeznaczonych dla dzieci - poza zabójczym duchem spotkacie się tutaj również z pojęciem choroby zwierzaka, co nawet u dorosłych czytelników może wywoływać mocne wzruszenie. 

W Wile akcja została lepiej wyważona niż w pierwszej części, bo tam wręcz gnała i pędziła na łeb, na szyję. Niesamowicie podobało mi się również wplecenie w fabułę motywów rodem ze słowiańskich legend, np. pojawi się tu nazwisko Twardowskiego. Jak, dlaczego i kiedy - tego zdradzić nie zamierzam, ale dodam, że rozwiązywanie tejże zagadki będzie bardzo przyjemną zabawą.

Wiłę, oczywiście, polecam, ponieważ jest to bardzo dobrze napisana książka, która idealnie spełnia swoje funkcje: bawi, porywa i pozwala uciec od szaroburej rzeczywistości. Przygody bohaterów zostały opisane niezwykle interesująco, a poruszane wątki zdecydowanie pobudzają wyobraźnię. Zaznaczę jeszcze, że Wiłę można spokojnie przeczytać bez znajomości poprzedniego tomu, bo nijak nie wpływa to na odbiór fabuły.

8,5/10

Wiła. Czarny Staw
Robert Ziębiński
Wydawnictwo Słowne
Warszawa 2021
Stron: 272


Czarny Staw ↔️ część trzecia


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu




Zaczęło się od bloga. Potem powstał bookstagram, następnie założyłam facebooka. A teraz? A teraz przyszła kolej na Youtube! 

Skąd pomysł? Ano z pewnością nie dlatego, że mam dużo czasu wolnego. :) Chciałam po prostu bardziej urozmaicić Pomistrzowsku i poza typowymi recenzjami wprowadzić nieco rozrywki w ten czarno-biały świat (wierzcie mi, czasami gadam takie głupoty, że nic tylko płakać ze śmiechu :P).

Cały film możecie obejrzeć tutaj ↓ 


A klikając tutaj ⇾ http://bityl.pl/noanA zaobserwujecie kanał!

Zapraszam Was, moi drodzy, do oglądania, subskrybowania i dawania łapek w górę, o ile - oczywiście - filmik się spodoba. :) 
 

 

Fantastyka ma to do siebie, że się ją albo kocha, albo nienawidzi. Do akurat tego gatunku nie posiada się ambiwalentnego podejścia i zawsze każdy staje po konkretnej stronie, przez co fantastyka zrzesza naprawdę małe i wybiórcze grono ludzi. Na szczęście coraz więcej osób po nią sięga, a przynajmniej próbuje wyłowić z ton książek tą naprawdę najlepszą i to właśnie dzięki niej zanurzyć się w magicznej opowieści i - że tak napiszę - dać się przekonać. Po co ten wywód na początku recenzji? Ano po to, by nakierować osoby niemające wcześniej kontaktu z gatunkiem, nieprzepadające z nim albo szybko się poddające, ponieważ trafiały na same chłamy.

Sięgając po Cień utraconego świata Jamesa Islingtona, macie stuprocentową pewność, że znajdziecie w książce wszystko, co w fantasy najlepsze. I że z pewnością nie będzie to wasz ostatni kontakt z gatunkiem. Ale po kolei. :)

Davian to młody chłopak, który wraz z przyjaciółmi, Wirrem i Ashą, uczy się w szkole w Caladel jak korzystać z Daru i panować nad Esencją. Sęk w tym, że Davianowi średnio wychodzi ta sztuczka, a jedyne, co świadczy o jego przynależności do Obdarzonych (osób posługujących się magią), to widoczne znamię na przedramieniu. W ciągu kilku miesięcy zaczynają się Próby, czyli swego rodzaju egzamin, od którego zależy, czy chłopakowi zostanie odebrana magia, a tym samym czy stanie się nieszanowanym przez ludzi, traktowanym gorzej niż śmieć Cieniem. Ale jak ma ujarzmić Esencję, skoro nawet ani nauczyciele, ani tony przeczytanych ksiąg mu nie pomogły? 

Davian skrywa jeszcze jedną, wielką tajemnicę i niespotykaną wręcz zdolność. Potrafi bez problemu poznać, czy ktoś kłamie, czy mówi prawdę. A taką umiejętność mogą posiadać wyłącznie augurzy (osoby, które poza magią potrafią np. przewidywać przyszłość, czytać w myślach, etc.). Problem w tym, że są to postaci z legend, a aktualna władza bez mrugnięcia zabija nawet osoby podejrzane o bycie augurem.

W międzyczasie z północy dochodzą plotki o pękaniu Bariery, czyli magicznej osłony strzegącej świat przed złem. Davian dostaje od starszego z Tol Athian dziwną kostkę, która poprowadzi go do rzekomego stanięcia twarzą w twarz z przeznaczeniem. Wirr wyrusza w podróż z przyjacielem, uciekając od obowiązków. Asha z kolei pewnego ranka budzi się w wymordowanej przez zło całej szkole...

Debiut Islingtona jest tomem otwierającym Trylogię Licaniusa, lecz z pewnością historii nie można traktować jako typowy wstęp, bowiem już od samego początku wiele się dzieje. Fabuła bez granic wciąga, ponieważ jest bogata w interesujące, zaskakujące oraz tajemnicze wydarzenia, a bohaterowie to osoby z krwi i kości. W Cieniu utraconego świata nic ani nikt nie jest pewny, a czytelnik płynie przez treści dosłownie na oślep, bo aż do samego końca nie wiadomo, czego się spodziewać i komu zaufać. Chociaż zakończenie budzi jeszcze więcej kontrowersji niż środek, przez co wręcz nie można doczekać się kolejnego tomu. 

Zdjęcie mapy znajdującej się na okładce; świat Trylogii Licaniusa

Ogromnie podobało mi się przedstawienie bohaterów, ponieważ każdy dostał swój uniwersalny charakter i konkretną rolę w powieści. Davian próbuje odnaleźć własne przeznaczenie, a także rozwinąć umiejętności, przez co pakuje się w niebezpieczne przygody. Asha jest pierwszym Cieniem w historii istnienia świata, który został dopuszczony do pałacu, a Wirr ze wszystkich sił stara się zmniejszyć wyraźny podział między Obdarzonymi a zwykłymi ludźmi. Dodatkowo czytelnicy poznają takie postacie jak: Caeden - chłopak wplątany w wybicie do cna całej wioski i starający się odzyskać pamięć; Taeris Sarr - oszpecony Obdarzony owiany złą sławą, posiadający więcej tajemnic niż można zliczyć; w historii przewiną się również: sha'teth - zabójcy, Elocien Andras - książę, Devaed - największe zło istniejące na świecie, i wiele, wiele innych. A wszyscy oni sprawią, że książka stanie się jedyną w swoim rodzaju.

Książka została dodatkowo przepięknie wydana oraz urozmaicona klimatycznymi ilustracjami Dominika Brońka. 

Cień utraconego świata to oryginalna, pełna twistów fabularnych powieść, którą polecam wszystkim bez wyjątku. Nawet, a może zwłaszcza, osobom stroniącym od gatunku, bo coś czuję w kościach, że debiut Islingtona sprawi, że pokochają fantastykę. To wciągająca, momentami zabawna lub smutna, a czasami przerażająca historia o walce dobra ze złem, o wpływie tajemnic na losy świata, a przede wszystkim o zaufaniu, przyjaźni i gorących próbach dotyczących niewykluczania osób innych/nadzwyczajnych ze społeczeństwa. 

9/10

Cień utraconego świata
James Islington
Wydawnictwo Fabryka Słów
Lublin-Warszawa 2021
Stron: 880


⟶ Echo przyszłych wypadków


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu


Zapraszam Was do czynnego udziału w Autorskich 10 minutach! 

Magdalena Kucenty zgodziła się wziąć udział w zabawie i w tym poście do właśnie do Niej kierujecie swoje pytania. 

Pamiętajcie, żeby pasowało do danej rundy; istnieją dwie, czyli...


Osoby, które nie pamiętają zasad, zapraszam tutaj ⇾ GŁÓWNE ZASADY. A jeśli coś tam Wam w głowie świta, to świetnie. 

Przypomnę tylko, że runda 1 to typowa wyliczanka, czyli mamy tu pytania typu: "dwie ulubione książki, trzy najczęściej odwiedzane strony internetowe związane z książkami albo jeden gatunek literacki czytany najrzadziej". 

W rundzie 2 chodzi o wybór, np. "W książce byłabyś czarnym czy białym charakterem?" albo "Twoja przyjaciółka jest początkującą pisarką. Przeczytałaś jej książkę i uważasz, że jest okropna. Powiesz jej prawdę czy skłamiesz?". Wszystko, oczywiście, zależy od Waszej wyobraźni.

To co, gotowi? To do dzieła! Piszcie pytania w komentarzach!



Czwarty miesiąc roku 2021 za nami - ale ten czas leci! Co się u mnie działo w kwietniu? Szczerze mówiąc, niewiele, ale może to i dobrze? Pochłonęły mnie nieco obowiązki związane z codziennością, co przełożyło się na końcowy efekt czytania. Jak tak dalej pójdzie, w życiu nie dam rady przeczytać założonych 100 książek w rok. :)

Jak kwiecień wyglądał w liczbach? Przeczytałam 6 książek (o jedną więcej niż w marcu, wow), które łącznie dały 2146 stron, czyli o 252 stron więcej.

Co czytałam?

Szczerze, to wszystkiego po trochu. :)

⟶ Miesiąc zaczęłam od mocnego fantasy, a dokładnie od alternatywnej historii Ameryki, czyli debiutu Tomasza Kaczmarka Przedsionek piekła (recenzja tutaj);

⟶ następne były Rozmowy z psychopatami. W otchłani zła Christophera Berry'ego-Dee, czyli literatura faktu (recenzja tutaj);

⟶ w okolicach połowy kwietnia sięgnęłam po młodzieżową fantasy o szkole magii: Mroczna wiedza. Scholomance. Lekcja pierwsza autorstwa Noami Novik (recenzja tutaj);

⟶ potem znalazłam chwilę, by poznać debiut Katarzyny Obodzińskiej Esy floresy (recenzja tutaj);

⟶ przeniosłam się w czasie do początków XX wieku w Ameryce za sprawą Jessa Waltera i jego Straconych milionów (recenzja tutaj)

aż wreszcie

⟶ wróciłam do Tynczyna i typowo wiejskiego stylu życia dzięki kontynuacji serii Kasi Bulicz-Kasprzak Gościniec (recenzja tutaj)


Oprócz tego w kwietniu na Pomistrzowsku pojawił się post z rozdaniem kompletu Sagi Wiejskiej Kasi Bulicz-Kasprzak. Wasza aktywność przerosła moje najśmielsze oczekiwania, za co serdeczne dzięki. Niebawem pojawią się kolejne konkursy książkowe, więc śledźcie bloga, facebooka i instagrama. 

Jeśli chcecie zobaczyć zwycięzcę, kliknijcie w banner poniżej:

Klik, klik

A poza tym cisza. W kwietniu królowały recenzje, ale w maju zamierzam wprowadzić więcej postów okołoksiążkowych. Z pewnością pojawi się kolejna odsłona Autorskich 10 minut (na dniach zacznę zbierać pytania), a także najprawdopodobniej zapomniana już przez Was następna część serii dyskusyjnej Trochę o... I chyba post z zapowiedziami, jeśli zdążę go napisać w weekend. :P


A jak Wasz kwiecień? Dużo przeczytaliście? Co robiliście? Śmiało opowiadajcie. :)


 

Zapraszam Was do czynnego udziału w Autorskich 10 minutach! 

Kasia Bulicz-Kasprzak zgodziła się wziąć udział w zabawie i w tym poście do właśnie do Niej kierujecie swoje pytania. 

Pamiętajcie, żeby pasowało do danej rundy; istnieją dwie, czyli...


Osoby, które nie pamiętają zasad, zapraszam tutaj ⇾ GŁÓWNE ZASADY. A jeśli coś tam Wam w głowie świta, to świetnie. 

Przypomnę tylko, że runda 1 to typowa wyliczanka, czyli mamy tu pytania typu: "dwie ulubione książki, trzy najczęściej odwiedzane strony internetowe związane z książkami albo jeden gatunek literacki czytany najrzadziej". 

W rundzie 2 chodzi o wybór, np. "W książce byłabyś czarnym czy białym charakterem?" albo "Twoja przyjaciółka jest początkującą pisarką. Przeczytałaś jej książkę i uważasz, że jest okropna. Powiesz jej prawdę czy skłamiesz?". Wszystko, oczywiście, zależy od Waszej wyobraźni.

To co, gotowi? To do dzieła! Piszcie pytania w komentarzach!


 

Kronika Hellstroma (reż. Walon Green) to film z 1971 roku, jaki portal Filmweb przypisuje do gatunku: dokumentalny, horror i sci-fi, co już samo w sobie wydaje się połączeniem niezwykłym. W filmie główny bohater, fikcyjny dr Nils Hellstrom, wprowadza widza w świat owadów, jednocześnie pozwalając sobie na stawianie nieoczywistych hipotez, w których owady stają się jedynymi organizmami mogącymi przetrwać zagładę Ziemi.

Frank Herbert - pisarz, autor znanej na cały świat serii Diuna, a także zdobywca wielu prestiżowych nagród - zainspirowany nietuzinkowością głównego motywu postanowił stworzyć rozwinięcie filmu w postaci powieści Rój Hellstroma

Książka to historia dziejąca się w dwóch różnych perspektywach. Pierwsza należy do Nilsa Hellstroma, który pod przykrywką entomologa, ekologa oraz twórcy filmów dokumentalnych o owadach, w rzeczywistości jest kimś o stokroć ważniejszym. Hellstrom pełni rolę kierującego Rojem - tworem, o istnieniu jakiego ludzie z Zewnątrz nie mają bladego pojęcia. A przynajmniej do czasu, kiedy Obserwatorzy zauważają dziwne poruszenie wokół pilnie strzeżonego wejścia do Ula (siedziby Roju). Wtedy pozwalając sobie na porwanie, przesłuchanie oraz wrzucenie intruza do kadzi, nie spodziewają się, że wyniknie z tego aż taki problem...

Druga perspektywa należy do pracowników tajnej Agencji rządowej (choć sami agenci nie są pewni, dla kogo w rzeczywistości pracują - bardzo możliwe, że jednak nie dla rządu). Zupełnym przypadkiem stają się oni posiadaczami niezrozumiałych treści dotyczących nieznanej technologii, na podstawie której Hellstrom zamierza stworzyć nową broń o sile rażenia większej niż parę atomówek. Agencja wysyła ludzi na zwiady w okolice studia filmowego Hellstroma. Sęk w tym, że słuch po tych agentach nagle ginie. 

Między Ulem Hellstroma a ludźmi z Zewnątrz zaczyna się niema walka o prawdę, od której zależy przetrwanie Roju i zniwelowanie najgorszego zagrożenia, jakie widziała Ziemia. Wszak to owady są najsilniejszymi organizmami na świecie ze względu na ogromną wytrzymałość, szybkie zdolności adaptacyjne i reprodukcyjne. A w Ulu dzieją się rzeczy, o którym nikomu poza Frankiem Herbertem się nie śniło...

Mądrość Ula: Najlepszy specjalista, wyhodowany w celu zaspokojenia naszych najbardziej podstawowych potrzeb, zapewni nam w końcu zwycięstwo.*
 

Rój Hellstroma to przemyślana, wciągająca historia zaskakująca na każdym kroku, pełna oczywistych wniosków dotyczących ewolucji i celu życia człowieka, które przedstawiono w sposób więcej niż nieoczywisty. Autor świetnie rozwinął główny motyw Kronik Hellstroma, sprawnie przekształcając film dokumentalny w opowieść pełną grozy, tajemnicy oraz wartkiej akcji.

W książce nie brak fragmentów przepełnionych ohydą i brutalnością, co z pewnością nie spodoba się wielu zanadto wrażliwym czytelnikom. Opisy są bardzo realistyczne, przez co sposób działania Ula i prowadzenia Roju widzi się dosłownie przed oczami - dodam, że obraz ten nie należy do lekkich i przyjemnych oraz zdecydowanie nie łapie się w szeroko pojęte normy społeczeństwa. 

Bardzo podobało mi się, że mimo dynamicznej narracji i mnogości poruszanych wątków samo pojęcie Roju nie zostało całkowicie wyjaśnione aż do zakończenia. Pozwalało to czytelnikowi snuć multum wyobrażeń, a tym samym mocniej wciągnąć się w fabułę. Świetnym dodatkiem były krótkie przypisy przed każdym rozdziałem w postaci słów bohaterów, notatek Nilsa Hellstroma czy kartek z podręcznika Ula, które z kolei dawały do myślenia.

Rój Hellstroma polecam bez wahania, ponieważ ma szansę spodobać się nawet najbardziej wymagającym czytelnikom, choć nie jest to lekka książka, z którą spędzi się miły wieczór. Nie. To mocna, zwiła i ohydna opowieść pełna obrazowych opisów przepełnionych brutalnością, z których obrzydliwość wręcz wylewa się ze stron. A przy tym mądra i bogata w przerażająco realistyczne hipotezy dotyczące człowieka, życia oraz ekologii. 

8/10

Rój Hellstroma
Frank Herbert
Wydawnictwo Rebis
Poznań 2021
Stron: 402


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu


Zainteresowanych zapraszam poniżej, czyli do obejrzenia czegoś pokroju trailera filmu wspomnianego we wstępie recenzji, czyli Kronik Hellstroma (1971). Swoją drogą, cały film dostępny jest na Youtube. :)


*cytat pochodzi z Roju Hellstroma F. Herberta, str. 230

 

Życie na wsi to nie tylko przepiękna przyroda, świeże powietrze czy naturalna, zdrowa żywność. To przede wszystkim ciężka praca od rana do wieczora; harówka, przez którą ręce są pełne odcisków, a ciało dosłownie wyczerpane ze wszelkich możliwych sił. Praca na roli w dzisiejszych czasach bywa pieruńsko ciężka, a co dopiero na początku XX wieku, kiedy siłę motoryczną zastępowały zwykłe, ludzkie dłonie? 

Kasia Bulicz-Kasprzak w swoim Gościńcu, bezpośredniej kontynuacji Skrawka pola, zabiera czytelników na powrót to niewielkiej wioski, Tynczyna, by poznać dalsze losy jej mieszkańców. (Książkę recenzowałam około dwa miesiące temu, a wszystkich chętnych do zapoznania się z opinią o pierwszym tomie zapraszam do klikania tutaj.) Główna akcja rozpoczyna się  w 1922 roku, kiedy to znani już bohaterowie nadal mierzą się z typowo wiejskim życiem. Praca w polu uzależniona od pory roku, domowe gotowanie czy codzienny obrządek w oborze i kurniku towarzyszy ludziom na każdym kroku, podobnie jak miliony plotek, kłótnie między sąsiadami oraz afery spowodowane przykładowo nietrafionym zamążpójściem.

Autorka w drugiej części głos oddaje głównie młodszemu pokoleniu poznanemu w Skrawku polu. Natala Hubówna, córka Weroniki, wnuczka Ksawerego Huby, powoli wkracza w wiek, w którym zaczynają zjeżdżać się kawalerowie z wódką. Problem w tym, że bardziej do roli żony skłania się jej matka. Najprzystojniejszy z całej wioski, Jaśko Lipczewski, trafiony strzałą Amora z kolei nie może spać po nocach, a jedyne, o kim marzy, to Bronka. 

Oprócz głównej akcji książkę urozmaicono o wątek Katarzyny Malickiej - kobiety, która w życiu przeszła dosłownie piekło. Najpierw tyranizowana przez matkę, która w jednej chwili wesoło świergocze, a w następnej smaga pasami, a później bita przez męża. Historia Katarzyny jest jedyna w swoim rodzaju, ponieważ mimo mających miejsce tragedii kobieta przepełniona jest nadzieją na lepsze jutro i przeogromną miłością do córeczki. A wszystko to w otoczeniu zbliżającej się wielkimi krokami I wojny światowej...

Kasia Bulicz-Kasprzak po raz kolejny porywa czytelnika i wprowadza go wir interesujących przygód oraz wielobarwnych bohaterów. Gościniec zachwyca nie tylko wartką fabułą, ale również leniwymi, urodziwymi opisami przepięknej, wiejskiej przyrody, przez co momentami marzy się wyłącznie o ucieczce z miasta, tych szaroburych bloków i brukowanych ulic. 

Miło było poznać dalsze losy mieszkańców Tynczyna, które - mogłoby się wydawać - są zupełnie zwyczajne, a jednak zaskakują. Pełnoprawne romanse, zaloty, pierwsze miłostki, plotki oraz kłótnie, kłamstwa, popadanie w alkoholizm czy nagła śmierć to zaledwie kilka z poruszanych w Gościńcu tematów. Doskonałym pomysłem było również wplecenie do historii opowieści o Katarzynie Malickiej, która choć tragiczna, mocno poruszała i oddawała multum emocji. Najbardziej zaskakujące jest jednak to, że opisywane w Gościńcu wydarzenia są inspiracją z prawdziwych wspomnień rodzinnych autorki, przez co przytaczane opowieści zyskują na wartości.

Przed każdym rozdziałem ponownie zamieszczano starodawne przepisy na różnego rodzaju ciasta, a także opisy używanych niegdyś do pracy w polu czy w gospodarstwie sprzętów, co urozmaiciło lekturę. Wielkim plusem jest także używanie przez autorkę wiejskiej gwary, przez co wypowiedzi/zachowania bohaterów stają się mocno autentyczne.

Gościniec Kasi Bulicz-Kasprzak to zajmująca, wciągająca lektura idealna na leniwe poranki, od której ciężko się oderwać. Z książki dosłownie wylewają się tony uczuć, bohaterowie zachwycają realizmem, a opisy przyrody ujmą nawet najbardziej wymagającego czytelnika. Drugi tom Sagi Wiejskiej polecam bez wahania, choć radzę najpierw zapoznać się ze Skrawkiem pola

8/10

Gościniec
Kasia Bulicz-Kasprzak
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2021
Stron: 512


Skrawek pola ↔️ Zielone pastwiska


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu