PREMIERA 01.06.2022

Cesarstwo piasku to pierwszy tom dylogii Księgi Ambhy, napisany przez brytyjską pisarkę Tashę Suri. Książka to fantasy young adult pełną gębą, ponieważ opowiada o losach Mehr - ambhańskiej szlachcianki, której wskutek niezapanowania nad własnym dziedzictwem życie niespodziewanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Mehr nie potrafiła powstrzymać się przed zatańczeniem podczas burzy, co było swego rodzaju rytuałem, podziękowaniem dla bóstw, oraz jednocześnie przysłowiowym gwoździem do trumny.

Dlaczego? Bo nagle wychodzi na jaw, że Mehr jako pół Amrithi odziedziczyła po matce specjalny gen pozwalający jej kontaktować się z bogami, uprawiać magię oraz brać czynny udział w różnych rytuałach. A cesarstwo przecież tępi wszystkich Amrithi... 

Mehr szantażem zostaje zmuszona do małżeństwa z przerażającym Amunem, mężczyzną, do którego bałby się zbliżyć nawet najbardziej odważny wojownik. Kiedy wraz z mężem opuszcza rodzinne miasto, zostaje rzucona na głęboką wodę, a wokół jej szyi coraz mocniej zaciskają się pętle przyrzeczeń wobec cesarza. 

Czy dziewczynie uda się powstrzymać kolejną, może już ostatnią burzę? Czy uspokoi bogów przed zniszczeniem świata? Kim naprawdę okaże się jej mąż?

Cesarstwo piasku Tashy Suri to intrygująca opowieść z ciekawie poprowadzonymi wątkami, dobrze wykreowanymi bohaterami oraz ze świetnym pustynnym klimatem. Nie będę oszukiwać, ale ciężko mi było przebrnąć przez początek (najzwyczajniej w świecie się nudziłam). Na szczęście po około stu pięćdziesięciu stronach historia ewidentnie wskoczyła na lepszy poziom, a ja się totalnie wciągnęłam.

W książce pojawiło się wiele interesujących motywów, takich jak na przykład zaaranżowane małżeństwo bez miłości, magia przymusu, cesarz-tyran oraz próby obalenia władzy. Dodatkowo w Cesarstwie piasku pojawiły się bóstwa i duchy (dewa), które utrzymywały równowagę w świecie, co było naprawdę ciekawym pomysłem. Każde fragmenty dotyczące sigili (magicznych znaków) czy przeprowadzanych rytuałów śledziłam z ogromnym zaangażowaniem. 

Tasha Suri stworzyła naprawdę dobrych bohaterów. Z główną bohaterką polubiłam się niemalże od razu, chociaż czasami odnosiłam wrażenie, że wszystko jej za łatwo przychodziło. Pojawiał się wtedy pewien niedosyt oraz myśl, żeby autorka dała Mehr bardziej w kość (nie chcemy przecież czytać książki z marysuowską postacią). Naciągane też wydało mi się poprowadzenie relacji między Mehr a Amunem. Poszło za prosto, za szybko się zakochali, a to z kolei uważam za mocno naciągane. 

Cesarstwo piasku oferuje czytelnikom całą gamę emocji czy uczuć: począwszy od strachu, bólu czy porzucenia, przez braterstwo, przyjaźń, na miłości i nadziei kończąc. Kilka momentów wywołało uśmiech, co oceniam na duży plus. 

Pierwszy tom dylogii Księgi Ambhy polecę, ale z lekkim zastrzeżeniem, że nie będzie to idealna, wspaniała i jedyna w swoim rodzaju lektura. Nie. Cesarstwo piasku to sympatyczna, elektryzująca podróż po pustynnych krajobrazach, która pozwoli czytelnikom obcować wśród bogów, poznawać szczegóły zaaranżowanego małżeństwa oraz wypełni serca toną emocji. Niemniej, czasami może okazać się też lekko naciągana. 

Co zupełnie nie zmienia faktu, że czekam na kontynuację, ponieważ z całego serca pragnę poznać dalsze losy bohaterów. I mam nadzieję, że Kraina popiołu również będzie lekkim i przyjemnym fantasy. :)

6,5/10

Cesarstwo piasku
Tasha Suri
Wydawnictwo Fabryka Słów
Warszawa-Lublin 2022
Stron: 476


→ Kraina popiołu


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu


 

PREMIERA 16.06.2022

W wakacje około dwa lata temu miałam przyjemność po raz pierwszy poznać historię, która wyszła spod palców duetu pisarek, podpisujących się pseudonimem Christina Lauren. Była to Podróż przedślubna (kliknij, żeby przejść do recenzji) - komedia romantyczna, która totalnie mnie zauroczyła. Kiedy Poradnia K przyszła do czytelników z kolejnym tytułem autorek, wręcz nie mogłam się oprzeć. Tym razem w moje ręce trafił romans z nietuzinkowym pomysłem na główny wątek, bardziej poważny, ale zdecydowanie niemniej uroczy - Wzór na miłość.

Fabuła kręci się wokół Jess Davis, freelancercki związanej z zestawieniami statystycznymi i analizą danych, oraz samotnej matce wychowującej siedmioletnią Juno. W wolnych chwilach Jess spotyka się z szaloną przyjaciółką, Felicity, autorką wyjątkowo pikantnych romansów, oraz chadza na randki w celu znalezienia tego jedynego. Sęk w tym, że umawianie się z nietrafionymi mężczyznami powoli zaczyna ją męczyć.

Oczywiście, do czasu aż za namową Fizzy wysyła próbkę krwi i tym samym automatycznie staje się klientką nowoczesnego programu DuetDNA. Program ten na podstawie dopasowania genów znajduje ludziom ich drugie połówki. Brzmi świetnie, prawda? Sęk w tym, że twoją drugą połówką okazać się może ktoś... kompletnie niespodziewany!

Czy Jess odnajdzie prawdziwą miłość? Czy DupetDNA naprawdę działa, a drugą połówkę mamy w rzeczywistości zapisaną w genach?

Wzór na miłość Christiny Lauren to przeurocza, lekko zwariowana historia z niesamowicie wciągającym wątkiem romantycznym. Totalnie urzekła mnie prawdziwość relacji między głównymi bohaterami, a naukowe wstawki były idealną wisienką na torcie. Lubię. kiedy fabuła ma sens i nie należy do naciąganych i nielogicznych. Tutaj, owszem, znalazło się kilka delikatnie nagiętych sytuacji, ale utrzymano umiar, dzięki czemu wyszło nad wyraz realistycznie!

Autorki po raz kolejny odwaliły kawał dobrej roboty, ponieważ przekazały to, co w każdym romansie powinno wręcz kipieć: multum emocji. Podczas czytania czuło się wszystko: od zauroczenia, złości, przez smutek, rozdrażnienie, wesołość czy nadzieję. Uwielbiam, gdy śledząc losy bohaterów, współdzielę z nimi ich emocję, bo sprawia to, że książka automatycznie zyskuje na wartości. 

Myślę, że stworzenie programu, a w tym specjalnego, miłosnego algorytmu, było doprawy interesującym pomysłem, choć w rzeczywistym świecie raczej by się on nie sprawdził. Jeśli przyjąć, że człowiek na świecie posiada wyłącznie jedną drugą połówkę, to do takiej bazy danych trzeba byłoby zebrać DNA wszystkich osób na świecie. Znalezienie miłości wśród raptem kilku procent populacji wynosi mniejsze prawdopodobieństwo niż wygranie w Lotto. I to największy minus historii.

Na dużą uwagę zasługują również bohaterowie drugoplanowi, a przede wszystkim Fizzy - szalona, ale sympatyczna pisarka. Z kolei okropnie irytowała mnie Juno, córka Jess, zgrywająca najmądrzejsze dziecko świata. Poza tym zakończenie należało do tych okropnie schematycznych i kompletnie niezaskakujących.

Wzór na miłość Christiny Lauren, mimo kilku niedociągnięć, to zdecydowanie warta polecenia książka, idealnie sprawdzająca się na leniwe, letnie popołudnie. Autorki stworzyły pełną emocji historię z ciekawymi bohaterami oraz intrygującym, choć lekko naciąganym pomysłem na główną fabułę. Podczas czytania bawiłam się cudownie, po zakończeniu będąc totalnie zrelaksowaną i zauroczoną, więc jeśli planujecie odpocząć, to wyłącznie ze Wzorem na miłość. :)

6,5/10

Wzór na miłość
Christina Lauren
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2022
Stron: 400


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu



PREMIERA 01.06.2022

Kiedy wchodzisz do dżungli, żeby zapolować na potwora, lepiej, żebyś był przygotowany. Inaczej czeka cię marny koniec. Szczególnie jeśli dzieją się tam naprawdę dziwne rzeczy, magię zawartą w nienaturalnej mgle czuć aż na kilometr, a sama dżungla traktuje cię jako niechcianego gościa. 

Z takim oto niebezpiecznym zadaniem musi zmierzyć się Koffi, główna bohaterka powieści Ayany Gray pt. Drapieżne bestie. Dziewczyna, chcąc spłacić dług walutowany w latach niewolnictwa jej i jej matki, wybiera się w sam środek dżungli. Pragnie odnaleźć i przyprowadzić Shetani, czyli morderczą bestie od lat siejącą popłoch wśród mieszkańców miasteczka.

Wskutek totalnego przypadku towarzyszem Koffi stanie się Ekon, aplikujący w szeregi Synów Sześciu chłopak, młodszy brat kapitana. Ekon również pragnie odnaleźć Shetani, lecz w celu zabicia potwora, co z kolei poniesie za sobą wiele zalet: wykazanie się odwagą oraz męstwem sprawi, że automatycznie wejdzie w szeregi najbardziej prestiżowego i oddanego chwałą szeregu wojowników. 

Czy Koffi i Ekon odnajdą bestię? Z czym (albo kim) będą musieli zmierzyć się w dziczy? Co się stanie, kiedy nagle wszystko okaże się totalną bujdą wyssaną z palca, a prawda okaże się zgoła inna? Pytanie brzmi: co będzie tą prawdą?

Ayana Gray stworzyła bardzo dobre panafrykańskie fantasy z niesamowicie oryginalnym klimatem. W ogóle w Drapieżnych bestiach na największy plus zasługuje właśnie ten nietuzinkowy, zachwycający i dziki klimat rodem z afrykańskich wierzeń czy mitologii. W książce dodatkowo znalazły się zapożyczenia z języka suahili, a nawet niektóre imiona lub nazwiska należały do afrykańskich liderów politycznych, naturalistów, etc. 

Drapieżne bestie to lekka, pełna przygód historia, którą czyta się bardzo szybko i przyjemnie. W żadnym miejscu nie ma chwili na nudę, ponieważ autorka co rusz zachwyca czytelników zwrotem akcji, jej przyspieszeniem albo wydarzeniami, od jakich wręcz nie da się oderwać. Choć czasami te wydarzenia łączą w sobie znane schematy z innych książek young adult, a bohaterowie nie są aż tak doskonale wykreowani - zabrakło mi w nich ducha, czegoś, co sprawi, że wydadzą się żywymi osobami, a nie postaciami literackimi. 

W książce czytelnik spotka się z motywem zabronionej magii oraz bóstw wtrącających się w życie ludzi, więc jeśli ktoś lubi podobne klimaty, będzie zachwycony. Podobał mi się też wątek dżungli jako ogromnego, niebezpiecznego miejsca pełnego nadprzyrodzonych zjawisk - chętnie poeksplorowałabym to obszar dłużej. 

Drapieżne bestie Ayany Gray to bardzo przyjemna młodzieżówka fantasy, którą polecam zwolennikom gatunku. I choć nie należy ona do wybitnych, to podczas czytania gwarantuję doskonałą zabawę. W książce można bowiem zetkąć się z zakazaną magią, bóstwami, młodzieńczym zauroczeniem, dzikością dżungli i potworami rodem z koszmarów. A wszystko to w akompaniamencie niesamowitej, afrykańskiej atmosfery!

7/10

Drapieżne bestie
Ayana Gray
Wydawnictwo You&YA
Warszawa 2022
Stron: 384


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu




PREMIERA 06.05.2022

Zawsze chętnie sięgam po debiuty naszych rodzimych pisarzy, stąd w moich rękach znalazła się przepięknie wydawana książka Eweliny Stefańskiej pt. Więcej niż zło. Powieść rozpoczyna cykl Kroniki Traw, ale to czy sięgnę po kontynuację zdecydowanie zależy od wrażeń i emocji, zafundowanych przez autorkę.

Historia zaczyna się w chwili, kiedy do małej wioski przywędrował starzec. Eustachy wchodzi do karczmy, gdzie występ ma przeurocza dziewczyna. Sęk w tym, że w pewnej chwili staruch wyczuwa prądy magii; robi wszystko, by nie pozwolić rzucić uroku na kuternogę, którego z nieznanych przyczyn obrała sobie na cel czarownica. Kiedy okazuje się, że kulas jest kapitanem straży, Eustachy postanawia zostać na noc w wiosce. Następnego ranka jednak wszystkich mieszkańców na nogi podrywa nagła, niewytłumaczalna śmierć. A może raczej morderstwo?

W międzyczasie w graniczącym z wioską mrocznym lesie, w jego ciemnej głębi, żyje plemię Skrzydlarzy, a w nim syn dawnego wodza, Ravi. Ravi to młody chłopak, którego marzeniem jest zostać najlepszym wojownikiem, lecz ciągle żyje w cieniu ojca, przez co często podejmuje porywcze decyzje i zachowuje się nad wyraz niedojrzale. Ale czy to ważne, skoro potrafi władać nożami jak mało kto?

Co połączy tą czwórkę z pozoru kompletnie różnych ludzi? Kim w rzeczywistości okaże się staruch Eustachy? Jakim cudem kulawy został kapitanem? Czy Raviemu uda się wyzwolić? A co z czarownicą rzucającą czary po całej wiosce?

Więcej niż zło to naprawdę udany debiut, choć nie bez wad. Książkę czytało się szybko i przyjemnie, w czym zdecydowanie pomagał lekki, naprawdę dojrzały styl autorki, co było ogromnym zaskoczeniem. W końcu to debiut! Ewelina Stefańska wplotła w historię nietuzinkową magię, mnóstwo plot twistów, a jej wyjątkowi, wystrzeleni z kapci bohaterowie to istna wisienka na torcie. 

Totalnie urzekła mnie atmosfera: momentami duszna, czasami delikatna, ale na kolana powalała przede wszystkim za swoją nieokiełznaną dzikość. Ponadto w wiosce panował iście średniowieczny klimat. Chwilami czułam się, jakbym wkroczyła do wiedźmińskiego świata, a Eustachy w rzeczywistości był przebranym, starym Geraltem. Nie wiem, czy to tylko moje skojarzenia, czy autorka zaczerpnęła odrobinę inspiracji z powieści Sapkowskiego, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Ba, określiłabym to zdecydowanym plusem Więcej niż zło.

Sam pomysł wprowadzenia klanu dzikusów był bardzo ciekawy, jednak momentami (zwłaszcza podczas skołowanych rozterek Raviego albo podczas palenia czarnej trawy) wiało nudą. Nie mogłam się skupić na lekturze, a moje myśli wędrowały gdzieś po niezbadanych ścieżkach. A może nawet po samej Ścieżce! (Żart sytuacyjny, zrozumie ten, kto przeczyta książkę. I nie, to wcale nie jest zachęta, by sięgnąć i dowiedzieć się, co miałam na myśli. :P)

Jak wspomniałam wcześniej, autorka wykreowała świetnych bohaterów, których zarówno dało się polubić, jak i znienawidzić. Eustachy zdobył moje serce w pierwszej kolejności, za to Słowik (kapitan) wywoływał jedynie wewnętrzną irytację. Ravi również mnie denerwował, ale zwalałam to wszystko na jego niedojrzałość. Swoją drogą liczę, że w drugim tomie ten chłopak się bardziej ogarnie. 

W ostatecznym rozrachunku Więcej niż zło zasługuje na polecenie. Ewelina Stefańska zasługuje na to, by poznać jej debiut, ponieważ - czuję to w kościach - jeszcze nie raz, nie dwa nas zaskoczy. Książka to pełna przygód wyprawa w nieznane, gdzie czytelnicy zmierzą się z dzikusami, wieśniakami, czarownicami, a wszystko to podczas totalnego odlotu po zażyciu czarnej trawy. 

6,5/10

Więcej niż zło
Ewelina Stefańska
Wydawnictwo Fabryka Słów
Lublin-Warszawa 2022
Stron: 450


→ Zimne ognie


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu


 

W życiu każdego człowieka bywa, że choćby najmocniej na świecie kochał konkretną czynność, choćby była ziszczeniem marzeń, dawała spełnienie albo najzwyczajniej cieszyła podczas jej wykonywania, i tak przyjdzie ten okrutny moment, w którym zapragnie się odpocząć. 

Myślę, że niejeden/na z Was kiedyś spotkał/a się z podobnym problemem (i nie mam tu na myśli wyłącznie czytania lub czynności bezpośrednio powiązanej), dlatego stwierdziłam, że oto narodziła się doskonały chwila do podyskutowania! Dlatego...

zaprasza na

IX ODSŁONĘ SERII DYSKUSYJNEJ, CZYLI
TROCHĘ O ZASTOJU CZYTELNICZYM

Dla uproszczenia załóżmy, że jesteś zapalczywym czytelnikiem, od lat nałogowo pochłaniasz książki, a randomowi ludzie korzystają z twoich poleceń... A tutaj nagle uderza w ciebie swego rodzaju wypalenie, nie potrafisz się wciągnąć w fabułę kolejnej powieści albo cierpisz na nałogowy brak czasu, kompletnie pochłonięty innymi zobowiązaniami związanymi z szarą rzeczywistością. 

Co robisz? :)

Zmuszasz się, mając nadzieję, że wena i chęci wrócą niczym synowie marnotrawni? Dajesz na przeczekanie? A może znajdujesz sobie zupełnie nowe zajęcie?

A tak zupełnie na serio: zastój (nie tylko czytelniczy, ale również zawodowy/hobbystyczny, etc.) to nieprzyjemna rzecz, która niestety zdarza się nad wyraz często. Ludzie to stworzenia ciągle pragnący się rozwijać, robić coś nowego (a przynajmniej większość), dlatego uważam, że zbyt długie obcowanie z jedną rzeczą może się w końcu znudzić. Pytanie brzmi: co zrobić, jeśli tą rzeczą jest zajęcie dające ogromy radości i bezwarunkowego szczęścia? Czy warto z niego rezygnować, bo dopadła nas nuda? Albo - jak w moim przypadku - stuprocentowe zaangażowanie w drugi projekt?

Jestem tutaj z Wami od ponad dwóch lat, ale dopiero niecały miesiąc temu musiałam stanąć twarzą w twarz z zastojem czytelniczym. Ciężko było mi sięgnąć po książkę, już o napisaniu jakiejkolwiek recenzji nie wspominając. Parę razu musiałam się wręcz zmuszać, by cokolwiek zrobić. Wydaje mi się, że miałam po prostu za dużo na głowie - od połowy kwietnia moje myśli prawie całkowicie pochłaniały przygotowania do ślubu. Nie mogłam więc skupić się na żadnej innej czynności; odpadało nawet moje ukochane wieczorne czytanie, ponieważ czasami najzwyczajniej w świecie zasypiałam wyczerpana. 

Liczę, że w ciągu kilku dni (maksymalnie tygodnia) wszystko wróci do normy, ale może znacie jakieś sposoby na zwalczenie zastoju? Czy Was też kiedyś dopadł syndrom wyczerpania? Koniecznie o tym opowiedzcie!

Zapraszam do dyskusji na temat zastoju czytelniczego w komentarzach. I pamiętajcie o "regulaminowych" minimalnych trzech zdaniach! :)



PREMIERA 01.04.2022

Jakież to przeżyłam zdumienie, kiedy okazało się, że Ilona Andrews to w rzeczywistości pseudonim pisarski małżeństwa, Ilony i Andrew Gordonów! Postanowiłam dłużej nie zwlekać przed sięgnięciem po ich książki, bo kiedy mąż i żona decydują się, by wspólnie coś napisać, to nie może być złe. Wszak wymaga przecież ogromu odwagi. :) Płoń dla mnie jest więc moim pierwszym kontaktem z Iloną Andrews i zdradzę, że z pewnością nie ostanim.

Główna fabuła kręci się wokół Nevady Baylor - dwudziestokilkulatki, która za wszelką cenę stara się pociągnąć domowy biznes. Jako prywatna detektywka przyjmuje różnorodne zlecenia od klientów, ale z racji braku kasy, w rzeczywistości Nevada chwyta się każdego zadania. W końcu jakoś musi utrzymać szaloną babcię lubującą się w majsterkowaniu (o ile majsterkowaniem można nazwać budowanie broni palnej czy mocarnych pojazdów), mamę-strzelca wyborowego z lekką niepełnosprawnością, dwie młodsze, nastoletnie siostry, brata oraz bratanka-kujona. Dobrze, że firma jest typowo rodzinna i Nevada może skorzystać z pomocy rodziny, inaczej już dawno wszyscy wylądowaliby na bruku.

Istnieje jednak jeszcze jedna tajemnica: Nevada bowiem posiada pilnie strzeżony dar rozpoznawania kłamstwa. Kiedy ktoś kłamie, w głowie dziewczyny zapala się czerwona lampka. A taka lampka zdecydowanie się przyda, gdy zostanie zmuszona do znalezienia Adama - jednego z najbardziej wpływowych rodów magicznych na świecie. A kiedy w poszukiwaniach będzie jej towarzyszył Szalony Rogan, ultrazaawansowany mag z niemal nieskończoną mocą, owa lampka może okazać się jedyną rzeczą trzymającą Nevadę przy życiu!

Czy Nevadzie uda się odnaleźć Adama, a tym samym nie ogłosić upadłości firmy? Kim w rzeczywistości okaże się Szalony Rogan - władczy i uparty dupek, który jako rozmowę traktuje porwanie i przywiązanie do krzesła? 

Nie zamierzam ukrywać, że Płoń dla mnie Ilony Andrews wysuwa się na prowadzenie w wyścigu na najlepsze książki przeczytane w 2022 roku. I o ile do końca grudnia nie trafię na równie wciągającą fantasy pełną gębą, z silną postacią kobiecą, niedającą sobie w kaszę dmuchać, to z ręką na sercu mogę ją ustawić szczycie podestu. 

W Płoń dla mnie czytelnicy zderzą się ze świetnie wykreowanym światem oraz różnorodnymi bohaterami. Każdy fragment z rodziną Nevady należy do magicznych i totalnie zabawnych - urzekła mnie przede wszystkim babcia, czyli największa fanka majsterkowania wszech czasów oraz pseudopaparazzi robiący zdjęcia smartfonem z ukrycia (lub zdecydowanie nie z ukrycia i szczególnie w sytuacjach krytycznych). 

Główny wątek detektywistyczny poprowadzono bardzo dobrze. Przez większość czasu nic nie było wiadomo, a czytelnik szedł małymi kroczkami po śladach do celu. I często, tak jak Nevada, trafiał na dołki albo mylne poszlaki. W ogóle całe śledztwo okazało się ultraogromną dawką adrenaliny, humoru i emocji. Zaczarował mnie także wątek Magnusów - magów władających różnymi rodzajami umiejętności nadnaturalnych.

Oczywiście, w Płoń dla mnie pojawiło się kilka scen znanych z innych książek fantasy... ale co z tego! :) Tak doskonale bawiłam się podczas czytania, że totalnie nie zwracałam uwagi na utarte schematy. 

Płoń dla mnie Ilony Andrews to na szczęście dopiero początek cyklu, którego od dzisiaj jestem wielką fanką. Polecam wszystkim i każdemu z osobna, nawet jeśli nie jesteście fanami fantasy. Gwarantuję, że po lekturze pierwszego tomu cyklu Ukryte dziedzictwo z pewnością odkryjecie gatunek na nowo. 

Niech największym poleceniem będzie dla Was to zdanie: od dawna nie mogłam wkręcić się w żadną książkę, aż Nevada wciągnęła mnie w wir niebezpiecznych, zabawnych i totalnie magicznych przygód. 

10/10*

Płoń dla mnie
Ilona Andrews
Wydawnictwo Fabryka Słów
Lublin-Warszawa 2022
Stron: 480

→ tom 2


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu


*zwykle stronię od takich wysokich ocen (bo to oznacza, że coś jest idealne), ale w tym przypadku nie mogę wystawić innej oceny. Naprawdę nie mogę. To byłoby uwłaczanie, czepianie na siłę i... I bałabym się, że Nevada mnie znajdzie i skopie mi dupę, jeśli nie dostanie dziesiątki. :)


W maju kompletnie nie miałam głowy na zrobienie podsumowania kwietnia oraz na czytanie, więc stwierdziłam, że połączę dwa miesiące w jeden. A co! :)

KWIECIEŃ

W czwartym miesiącu tego roku przeczytałam 6 książek, które łącznie dały 2645 stron. Lekki spadek w porównaniu z marcem. Teoretycznie powiedziałabym, że nadrobię w maju, ale z racji tego, że już czerwiec, to bym skłamała. :P

Co przeczytałam?

→ Mój cudowny, wspaniały i doskonały patronat: 4 tom cyklu o Beniaminie Ashwoodzie, czyli Pusty horyzont (recenzja tutaj)

→ Drugi świetny patronat, debiut Patrycji Prusak pt. Głód potępionych (recenzja tutaj)

Pustynną włócznię Petera V. Bretta (recenzja tutaj)

Dom Nieba i Oddechu, tom 1 Sarah J. Maas (recenzja tutaj)

Rok 1984 George'a Orwella (recenzja tutaj)

→ Drugi tom Alanny. Pod opieką bogini Tamory Pierce (recenzja tutaj)



MAJ

W maju z kolei przeczytałam tylko 3 książki - nie pamiętam, kiedy zjechałam poniżej pięciu. W każdym razie wyszło 1215 stron. 

Co przeczytałam?

Ludzi cienia Grahama Mastertona (recenzja tutaj)

Extasię Claire Legrand (recenzję wkrótce)

Czerwoną tygrysicę Ameli Wen Zhao (recenzja tutaj)

Ponadto w maju pojawiła się kolejna odsłona Autorskich 10 minut, w których udział wzięła Patrycja Prusak. Jeśli chcecie zobaczyć, jak sobie poradziła z 6 trudnymi pytaniami, to zapraszam! Wystarczy kliknąć na grafikę poniżej. :)


Trochę prywaty: 

Jeśli chodzi o maj, to był przecudowny miesiąc, mimo że czytelniczo wypadł słabo. Dlaczego? Bo 21-ego maja wyszłam za mąż za cudownego i najlepszego mężczyznę na świecie. :) Ślub odbył się w niewielkim, kameralnym kościółku, zaś wesele w... uwaga... stodole! Poszliśmy w rustykalne klimaty, bo oboje uwielbiamy naturę i chcieliśmy zrobić nieelegancką potupaję z classic rockiem w tle. :) 

Na bank wstawię kilka foci, co by wam pokazać, co wymyśliliśmy - muszę! Mimo ze minęło już pół miesiąca, cały czas wracam myślami do tego dnia. :) 

A teraz wy dajcie znać, jak wam minął kwiecień i maj? Czytaliście coś ciekawego? Dajcie koniecznie znać w komentarzach!



PREMIERA 27.04.2022

Powieści postapokaliptyczne to zdecydowanie trudny temat, ponieważ istnieje ich multum, jednak ciężko znaleźć takie naprawdę dobre, oryginalne. Zwykle są bardzo schematyczne, przez co czasami odnosi się wrażenie, jakby mimo innego tytułu, autora i imion bohaterów, czytało się znowu identyczną książkę jak kiedyś. Z tego względu po postapo sięgam wyłącznie albo z polecenia, albo jeśli opis (tematyka) mocno mnie zainteresuje. I właśnie w ten sposób dorwałam Extasię Claire Legrand, zapowiadaną jako krwawą, mroczną, inteligentną, poruszającą ważne tematy związków queerowych, feminizmu oraz problemów dorastania.

Fabularnie czytelnicy przenoszą się do miasteczka zwanego Przystanią, leżącego niedaleko czarnej góry. Według mieszkańców jest to ostatnie miejsce zaoszczędzone przez Boga, który przez nieetyczne, wręcz diabelskie zachowanie kobiet skazał Ziemię na potępienie; nastąpił swego rodzaju koniec świata. Z takim przekonaniem wychowuje się Amity Barrow, nastolatka pragnąca wyrosnąć na dobrą, posłuszną i bogobojną kobietę. Sęk w tym, że przez grzeszny uczynek matki (romans), cała rodzina została potępiona. By zmyć grzech, trzeba było pokutować i Amity mimo ogromnego bólu, pokutowała...

Kiedy w wiosce dochodzi do niewyjaśnionych, tragicznych śmierci kolejnych mieszkańców, Amity nie potrafi biernie stać obok. Zamierza znaleźć mordercę, lecz by sprawiedliwości stało się zadość, dziewczyna najpierw musi zejść na złą ścieżkę, na ścieżkę Diabła. Szukając zaginionych artefaktów, poznaje extasię - pierwotną, upajającą moc.

Czy Amity uda się odnaleźć zabójcę? Czy stanie oko w oko z Diabłem? Czym w rzeczywistości jest extasia i dlaczego to akurat kobiety muszą odpowiadać za całe zło świata?

Extasia Claire Legrand to rzeczywiście mroczna, krwawa i przedstawiająca naprawdę oryginalny pomysł historia postapokaliptyczna. Motyw sekty religijnej, w której wierzący stosują przemoc, odprawiają dziwne rytuały i mają nienormalne tradycje, był strzałem w dziesiątkę. Podobnie jak połączenie tego z brudną, wstrętną magią, kręgami czarownic oraz jednoczesną wiarą w Boga i Diabła. W książce czytelnik doświadcza wielu różnorodnych emocji, płacząc i poddając się strachowi, wściekłości, ale też znajdując nadzieję i miłość/przyjaźń.

Autorka oddaje głos kobietom pragnącym odkryć prawdę, i to nie tylko o sobie samych. W Extasii pojawia się też wątek związków queerowych, początki powstania feminizmu (wszak ciężko wyzwolić się z władzy silniejszych mężczyzn, dodatkowo przywódców miasteczka), a także na jaw wychodzą problemy związane z dorastaniem.

Gówna bohaterka przez to, że sama nie wiedziała, kim dokładnie jest, ani tego, co się wokół niej naprawdę dzieje, kluczyła myślami. Miałam przez to czasami problem ze zrozumieniem podejścia do sytuacji, w jakiej się aktualnie znalazła. Nie do końca orientowałam się też w jej zachowaniu, ponieważ w ciągu kilku strona Amity wykonywała trzy czynności, myślała o pięciu, a potem robiła zupełnie co innego. Nie wiem, czy ten zabieg był celowy, czy wyszedł przypadkiem, ale mi kompletnie taka plątanina myśli nie podpasowała. 

Początek książki odrobinę się dłużył - nie mogłam się skupić, a przez to dostatecznie mocno wkręcić w fabułę. Końcówce z kolei brakowało rozwinięcia. Odniosłam wrażenie, że nim wszystko zdążyło się rozwinąć, nadszedł koniec. Pytanie brzmi, czy będzie kontynuacja? Jeśli tak - cofam moje słowa i nie mam żadnego zażalenia. ;) Jeśli nie, to autorka mogła jednak postawić przysłowiową kropkę nad i.

Podsumowując, Extasia to niesamowicie oryginalna powieść postapokaliptyczna, którą polecę ze względu na poruszane wątki: sekta religijna, czarownice, dorastanie, feminizm oraz związki queerowe to zdecydowane atuty powieści. Podobnie jak magiczny, krwawy klimat małego miasteczka odwiedzanego przez mordercę. Zaznaczę jednak, że jest to dość specyficzna tematyka, więc z pewnością nie spodoba się każdemu i jeśli już, to nie radzę czytać jej dzieciom i młodszym nastolatkom - brutalność, przemoc i krew aż wylewają się ze stron. 

7/10

Extasia
Claire Legrand
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2022
Stron: 448


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu


 
PREMIERA 17.05.2022

Przeszło rok temu poznałam krwiście fantastyczną opowieść Amelie Wen Zhao i zarazem początek cyklu - Dziedzictwo krwi (żeby przejść do recenzji kliknijcie tutaj - klik). Książka zauroczyła mnie rosyjskim klimatem, oryginalnym pomysłem stworzenia powinowactw i do bólu realistycznymi bohaterami. Bez wahania więc sięgnęłam po kontynuację, czyli po Czerwoną tygrysicę. Zanim jednak dam znać, czy drugi tom całkowicie mnie kupił czy rozczarował, pokrótce opowiem o fabule. Wyjątkowo dynamicznej i pełnej zwrotów akcji fabule. :)

Historia rozpoczyna się w miejscu, w którym w pierwszej części się urwała. Ana, jako ostatnia dziedziczka cyrylijskiej rodziny cesarskiej, pragnie za wszelką cenę znaleźć sposób na odzyskanie władzy. Musi przy tym z całych sił unikać niebezpiecznej i okrutnej cesarzowej. Stara się odnaleźć przyjaciela z dzieciństwa, Jurija, lecz chłopak zajęty jest zgoła innym przedsięwzięciem: jako przywódca rebeliantów zbiera ludzi w celu obalenia monarchii. Czy uda im się połączyć, mimo jawnego konfliktu interesów? Wszak Ana jest ostatnią prawowitą spadkobierczynią i pretendentką do tronu.

W międzyczasie Ramson podąża tropem Alaricem Kerlanem, swojego dawnego mistrza, ponieważ zamierza go zabić. Złotousty jeszcze nie wie, że po drodze spotka wiele groźnych ludzi oraz znajdzie się w wielu niebezpiecznych sytuacjach, a także stanie oko w oko z nią... z Aną.

Czy bohaterom uda się uratować cesarstwo przed nieobliczalną monarchinią? Co odkryją, podróżując na ziemie Królestwa Dregońskiego? 

Czerwona tygrysica Amelie Wen Zhao to wciągająca opowieść bogata w liczne zwroty akcji oraz w naprawdę niegłupich bohaterów. Książkę czyta się szybko ze względu na dynamiczną fabułę i nieskomplikowany styl autorki. 

Mimo to Dziedzictwo krwi podobało mi się znacznie bardziej. W drugim tomie miejscami panował chaos, a Ana często irytowała mnie swoim nielogicznym zachowaniem czy brakiem zdecydowania. U Anastazji pojawił się ewidentny konflikt wewnętrzny, bo dziewczyna z jednej strony chciała zostać wielką cesarzową, by pomóc swojej ludności, lecz z drugiej marzyła o spokoju i byciu "normalną" obywatelką kraju. I jeśli sam pomysł był naprawdę interesujący i w wielu innych książkach taki konflikt głównego bohatera oceniłabym na plus, tak tutaj mocno mi przeszkadzał. Czasami odnosiłam wrażenie, jakby sama autorka plątała się w zeznaniach: Ana w ciągu jednej strony była najpierw stuprocentowo za rzuceniem wszystkiego w cholerę, żeby zaraz lamentować nad swoją niedolą dziedziczki.

Pomimo nieco nieudanego konfliktu emocjonalnego, Ana jednak dawała do wiwatu. Stała się dojrzalsza, śmielsza i zaczynała coraz bardziej wierzyć w siebie i swoje umiejętności, co ogromnie cieszyło. W końcu zawsze można osiągnąć cel, jeśli się w niego dostatecznie wierzy i z całych sił dąży do jego spełnienia.

W Czerwonej tygrysicy czytelnicy odkryją nowe terytoria, ponieważ bohaterowie wyruszą na podbój Królestwa Dregońskiego. W związku z tym w fabułę wkroczą nowe postacie, które zaopatrzono w intrygującą przeszłość oraz dano im naprawdę świetny kawał charakteru. 

Ogromnie podobał mi się motyw rewolucyjny, który w drugim tomie ewidentnie nabrał rozpędu. Mam nadzieję, że w następnej książce autorka pójdzie właśnie tym śladem. Ponadto w Czerwonej tygrysicy pojawił się naprawdę uroczy, owiany romantyzmem wątek miłosny między Anastazją a Złotoustym, mimo że momentami ich relacja, czy raczej postępowanie wobec siebie, skutecznie łamało mi serce. 

Czerwona tygrysica Amelie Wen Zhao jest dobrą kontynuacją, choć nieidealną. Doskonale sprawdzi się u nastoletnich czytelników, ponieważ ma w sobie ten urok, magię i czar, dzięki którym ciężko oderwać się od lektury. Polecam zwłaszcza za motyw rebeliancki, zaskakujące zakończenie, oryginalny pomysł stworzenia powinowactwa oraz niesamowicie uroczą, słodko-gorzką relację między Aną a Ramsonem. 

7/10

Czerwona tygrysica
Amelie Wen Zhao
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2022
Stron: 406

Dziedzictwo krwi ↔ tom 3



PREMIERA 12.04.2022 

Graham Masterton to nagradzany brytyjski pisarz, autor przynajmniej kilkudziesięciu horrorów, stąd kompletnie nie rozumiem, dlaczego natrafiłam na jego nazwisko dopiero teraz? Ludzie cienia są nie tylko trzecim tomem cyklu Wirus (którego części powiązane są wyłącznie nazwiskami głównych śledczych), ale przede wszystkim moim pierwszym kontaktem z Mastertonem. :)

Jak wspomniałam wyżej, Ludzi cienia przypisano do cyklu jako część trzecią, lecz w rzeczywistości książkę można czytać bez znajomości poprzednich tomów. Główna fabuła to zupełnie świeża sprawa, a jedyne połączenie z Wirusem i Dziećmi zapomnianymi prze Boga, jakie znalazłam, są postacie detektyw sierżant Dżamili Patel oraz detektywa Jerry'ego Pardoe. 

Historia kręci się wokół zagadkowych zniknięć zupełnie przypadkowych ludzi. Pewnie niektóre nazwiska nadal tkwiłyby na liście osób zaginionych, gdyby w opuszczonej, lodnyńskiej fabryce nie odkryto kości. I to nie byle jakich kości, ale takich oblepionych pozostałościami mięsa, jakby ktoś je... obgryzł.

Do śledztwa wkracza Dżamila Patel i Jerry Pardoe, znani i szanowani specjaliści od przypadków fatalnych. Wraz z biegiem dochodzenia na jaw wychodzą coraz nowsze informacje, które zamiast przyśpieszyć poszukiwania kultu i porwanych, znacznie je spowalniają, sprawiając, że detektywi kręcą się wokół jak psy za ogonem.

Czy detektywom uda się złapać napastników? Kim okażą się wyznawcy pogańskiego bożka? I, najważniejsze, jeśli w grę rzeczywiście wchodzą siły nadprzyrodzone, a Dżamila i Jerry staną oko w oko z diabłem?

Ludzi cienia Grahama Mastertona opisałabym słowami: mocny, brutalny horror pełen obrzydliwych scen, nieznający słowa cenzura. Intrygująca zagadka kryminalna, lawirowanie detektywów między ślepymi zaułkami śledztwa, trafianie na mylące poszlaki czy znajdowanie kolejnych, poturbowanych zwłok to z pewnością wyzwanie dla każdego zapalonego czytelnika kryminałów.

W fabułę autor wkręcił świetny motyw kultu religijnego (wiarę w pakistańskie bóstwo), gdzie wierzący w celu zadowolenia boga, musieli składać ofiary z ludzi, a następnie je... zjadać. Z tego też względu lektura z pewnością skierowana jest do dorosłych czytelników o mocnych nerwach. Uwierzcie mi na słowo, ponieważ w moim przypadku (a zaznaczę, że jestem osobą niedelikatną i brutalne, obrzydliwe fragmenty zwykle nie robią na mnie żadnego wrażenia) znalazło się kilka momentów, podczas czytania których zrobiło mi się wręcz niedobrze; wówczas książka została na chwilę odłożona na bok, a ja musiałam "odpocząć" od czytanych treści. 

Książkę Mastertona owija specyficzny, mroczny klimat, zwłaszcza podczas fragmentów poświęconym wyznawcom Balai. Dodatkowo w Ludziach cienia pojawiło się kilka zwrotów akcji potrafiących wstrząsnąć, już o samym zaskoczeniu nie wspominając.

Na plus zasługuje również fakt, że nie trzeba czytać poprzednich dwóch części, czyli Wirusa i Dzieci zapomnianych przez Boga. Ludzie cienia opisują oddzielną sprawę, więc czytelnicy, rozpoczynając od środka cyklu, nadal będą na bieżąco. W książce znalazło się raptem parę napomknięć do przeszłych wydarzeń, ale bardzo łatwo było się domyślić, o co chodziło i w żaden sposób owe wspomnienia nie zdradziły ich fabuły (zaznaczę, jeśli ktoś ma w planach poznać tom pierwszy i drugi). 

Bardzo skomplikowana zbrodnia kryminalna (główny wątek) została moim zdaniem zbyt szybko rozwiązana. Trochę za łatwo poszło. Czasami miałam wrażenie, jakby autor specjalnie naprowadzał naszych bohaterów, niemalże pod nos podtykając im dowody. Znalazło się też kilka naciąganych sytuacji (bo jaka jest szansa, że - spojler! - dziewczyna detektywa zostanie porwana przez wyznawców kultu i akurat ją oszczędzą?). Sprawiły one, że gdzieś od połowy książkę czytałam z lekkim przymrużeniem oka. Przestałam zwracać uwagę na pojawiający się od czasu do czasu brak logiki w postępowaniu bohaterów. 

Mimo kilku mankamentów w ostatecznym rozrachunku Ludzi cienia Grahama Mastertona polecam. To ciężka, mocna i wyjątkowa ohydna książka, idealna dla osób lubujących się w tego typu literaturze. Wątek kryminalny sprawdził się, choć pojawiły się w nim braki, lecz motyw kultu religijnego zdecydowanie przeważa szalę na plus. Bardzo polubiłam też główną parę detektywów i choćby dla ich przekomarzań czy złotych myśli warto sięgnąć po książkę. Aha, no, i oczywiście dla klimatu prosto z pakistańskiego piekła! :)

6,5/10

Ludzie cienia
Graham Masterton
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2022
Stron: 344


Dzieci zapomniane przez Boga ↔ tom 4?



Cześć!

Z okazji dzisiejszego dnia dziecka przychodzę ze specjalnym GIGA ROZDANIEM! Zainteresowani? :)

Niedawno, bo 6-ego maja premierę miała wyjątkowa książka. Pusty horyzont A.C. Cobble'a to czwarty tom cyklu o Beniaminie Ashwoodzie, piwowarze, który od pierwszej wyprawy skradł moje serce. I bardzo chciałabym, żeby ten odważny, brawurowy bohater skradł również Wasze serca, dlatego dzięki uprzejmości wydawnictwa Fabryka Słów, mam do rozdania aż cztery piękne, jeszcze pachnące świeżością tomy Benka!

Jak wygrać?

→ bądź obserwatorem bloga Pomistrzowsku

→ zgłoś się w komentarzu

→ odpowiedz na pytanie:

Spontaniczna wyprawa w nieznane. Tak czy nie? Dlaczego?

→ napisz kilka słów w komentarzach pod ostatnimi postami :)


Rozdanie obywa się równocześnie na blogu, facebooku i instagramie, a trwa od dzisiaj, tj. 01.06. do 07.06.2022 do godziny 24. Zwycięzców ogłoszę w ciągu tygodnia od zakończenia. Wysyłka paczkomatem wyłącznie na terenie Polski. 

I tyle! To jak? 

Są tu jakieś zainteresowane "dzieciaki"? :)


Edit:

Serdecznie gratuluję 

MARCIE 

Kochana, napisz do mnie na priv i podaj dane do wysyłki! 

A pozostałym dziękuję za udział w rozdaniu! Niedługo kolejne, więc stay tuned! ;*