Kliknijcie w baner, żeby przenieść się na stronę zbiórki
Słuchajcie, moi drodzy Pomistrzowianie.

Dzisiaj nie przychodzę ani z nową recenzją, zapowiedzią czy dodatkiem w postaci postu dyskusyjnego czy Autorskich 10 min. Przychodzę z prośbą i nadzieją, że na świecie krążą jeszcze dobre dusze.

Źródło zdjęcia

Na zdjęciu widzicie Maciusia. Ten mały chłopiec szybko potrzebuje pieniędzy, które pomogą w przeprowadzeniu terapii genowej. Zbiórką zajęła się Femina domi. Oto co pisze na swoim blogu:

Maciuś to mały, niezwykle dzielny chłopiec, którego od szansy na terapię genową dzieli ponad 6 mln! Kwota jest ogromna i o tyle dramatyczna, iż zmieniono kryterium wagowe w Polsce dla dzieci z SMA. Obecnie terapia genowa jest możliwa jedynie dla maluchów, które nie przekroczą 13,5 kg. Maciuś ma już 13. 
Aby dołożyć parę cegiełek do tego wymarzonego dla chłopca celu, już wkrótce ruszą rozdania i licytacje, w których mam nadzieję weźmiecie udział. 
Przy tak ogromnej kwocie liczy się każda złotówka. Możecie - wpłaćcie. *

W zamian za pomoc pieniężną Femina domi organizuje rozdania książkowe we współpracy z wydawnictwami oraz innymi portalami. Pamiętajcie jednak, że chodzi tu o zwyczajną, ludzką pomoc, a nie nagrody.. Akcja powinna zostać bardziej rozgłośniona, ponieważ w przypadku Maciusia czas się kurczy, stąd mój post.

Pomóżcie, ile możecie. Nawet pięć złotych wiele wniesie!

Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, odsyłam do:

Adekwatnego postu na blogu Femina domi*


Instagrama

oraz najważniejsze

Strony, gdzie można wpłacać pieniądze

To jak? Pomożecie? Nawet głupie wklejenie baneru na Waszą stronę ma znaczenie!


*stamtąd pochodzi przytoczony cytat

 

Niedawno miałam przyjemność recenzować pierwszą część serii o Enoli Holmes, czyli Sprawę zaginionego markiza (kliknij, żeby przejść do postu). Detektywistyczne przygody siostry Sherlocka oraz klimat XIX-wiecznej Wielkiej Brytanii spodobały mi się do tego stopnia, że sięgnięcie po Sprawę leworęcznej lady wydawało się logicznym i oczywistym posunięciem. Ale czy udanym? 

Jeśli chodzi o fabułę książki, to przyznam, że dzieje się naprawdę sporo. Enola nadal przebywa w Londynie, ciągle próbując odnaleźć i odnowić kontakt z matką - kobiety wymieniają się zaszyfrowanymi wiadomościami na tablicach ogłoszeń przeróżnych periodyków, nawiązując do mowy kwiatów. W międzyczasie Enola otworzyła biuro pod szyldem doktora Ragostina, Naukowca Perdytorysty, i jako Ivy Meshle, asystentka doktora, zajmuje się poszukiwaniem osób zaginionych. To za dnia, bo nocami przeistacza się w Siostrę Uliczną przechadzającą się po najbiedniejszych dzielnicach i dobrodusznie pomagającą potrzebującym

Dokładnie w czasie jednego z takich spacerów Enola pod postacią Siostry zakonnej zostaje napadnięta i prawie zabita. Stanięcie oko w oko ze śmiercią potrafi skutecznie wyprowadzić z równowagi, przez co dziewczyna zamyka się w sobie. Na szczęście niesienie pomocy jest dla Enoli wartością ważniejszą niż własne dobre samopoczucie, dlatego kiedy natyka się na sprawę zaginięcia lady Cecily, nie poddaje się. Robi wszystko, by rozwiązać zagadkę.

Sprawie leworęcznej lady towarzyszą rozmaite przygody, podczas których Enola niejednokrotnie przemienia się w kompletnie inną osobę, a także zwinnie wymyka się spod sideł Sherlocka, skutecznie podążającego tropem siostry. Wydarzeniom akompaniują walki o emancypację kobiet oraz podburzanie tłumu robotników do wyjścia na ulicę i protestowania przed niesprawiedliwością pracodawców czy nierównym traktowaniem.

W książce poza głównym wątkiem, czyli sprawą zaginięcia lady Cecily, czytelnicy otrzymają również multum interesujących wątków pobocznych. Nie będzie więc ani chwili, w której powieje nudą. Prowadzona w sposób dynamiczny narracja urozmaici przygody Enoli, pozwalając dosłownie płynąć z fabułą, co w detektywistycznych powieściach jest rzadkością. Zwykle rozmowy, sytuacje czy rozważania przybliżające do rozwiązania zagadki to jedynie fragmenty mające doprowadzić do wyczekiwanego zakończenia. W Enoli nie występuje takie pojęcie, bo najwięcej emocji wzbudza właśnie sama droga do końca sprawy, podczas której zdobywa się poszlaki czy wyjaśnia motywy kierujące bohaterami. 

Właśnie, bohaterowie. Autorka ani trochę nie obniżyła poziomu pierwszej części. W Sprawie leworęcznej lady również poznajemy wielowymiarowych, charakternych bohaterów, którzy dodatkowo zyskują poprzez poznawanie ich przez pryzmat czternastolatki. Zawsze mówiło się, że dzieci lepiej potrafią odczytywać zamiary ludzi, choćby ci nie wiadomo jak bardzo się ukrywali, czego efekt otrzymujemy w książce.

Klimat XIX-wiecznego Londynu wstrząsa i zachwyca, zwłaszcza że Enola skutecznie przemieszcza się między klasami społecznymi. Raz kontaktuje się z baronami, damami i wielkimi panami, żeby innym razem spotkać się z pospólstwem, biedotą i służącymi. Dzięki temu powieść doskonale przedstawia ogromny kontrast między warstwami mieszkańców, co z kolei niesamowicie urozmaica lekturę.

Wartym wspomnienia jest również nagonka, jaką prowadzą na Enolę bracia Holmes. Mycroft ciągle zgrywa gburowatego mężczyznę traktującego kobiety jako słabą płeć, której jedynym zadaniem jest prowadzenie domu, rodzenie dzieci czy nauka języka francuskiego oraz dobrych manier. Sherlock z kolei całkowicie oddał się staraniom odnalezienia siostry, co wprowadza wiele radości do powieści. Patrzenie, jak nieogarnięty i chaotyczny detektyw znany na cały kraj nie potrafi poradzić sobie ze złapaniem czternastoletniej Enoli, wzbudza śmiech.

Zdradzę, że w tej części czytelnikom będzie dane poznać osobiście Watsona, co dla mnie - jako fanki Sherlocka - było ogromnym smaczkiem.

Sprawę leworęcznej lady zdecydowanie polecam fanom zagadek i tajemnic, zarówno młodszym jak i starszym. Druga część przygód Enoli Holmes porywa i zapiera dech w piersi, bawi i uczy, a także przedstawia wiele poważnych kwestii - głównie dotyczących widocznego podziału między społeczeństwem, występującego w tamtych czasach. Sprawa leworęcznej lady to udana kontynuacja, która osobiście spodobała mi się bardziej od poprzedniego tomu. Gwarantuję, że podczas czytania nuda Was nie dosięgnie, a szalone, niebezpieczne przygody Enoli pozwolą zakochać się w całej serii.

8/10

Sprawa leworęcznej lady
Nancy Springer
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2019
Stron: 256


Sprawa zaginionego markiza ↔ Sprawa złowieszczych bukietów


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


 PREMIERA 24.11.2020

Nie zamierzam ukrywać, że Na Święta przytul psa to mój pierwszy romans świąteczny w życiu. Muszę to zaznaczyć we wstępie, ponieważ nie posiadam żadnego porównania do innych powieści z tego podgatunku, wobec czego ocena może trochę odbiegać od realiów. Choć czy to ważne? Najważniejsze, że w historię Lizzie Shane zupełnie wsiąknęłam, nie zważając na czas, miejsce czy miliony obowiązków piętrzących się wyżej niż stos nieprzeczytanych książek.

Tą świąteczną opowieść poznajemy z dwóch perspektyw. Pierwsza należy do Bena Westa - radnego miasteczka Pine Hollow, opiekuna zastępczego swojej siostrzenicy Astrid, a także mężczyznę, którego mieszkańcy potocznie nazywają Grinchem lub Ebenezerem Scrooge. Ben od zawsze próbował zgrywać samodzielnego człowieka, który każdą propozycję pomocy traktował jako zarzut, że sobie nie radzi. Do tego stopnia pochłonęły go negatywne myśli, że nie potrafił cieszyć się z życia. Właściwie nie ma co oszukiwać, mężczyzna kompletnie się zatracił, bo na piedestał zawsze stawiał dobro Astrid i to, jak postrzegany jest w oczach innych rodziców. Ben pragnął zostać opiekunem idealnym, każdy kłopot wyolbrzymiając i traktując jako problem pokroju co najmniej wojny światowej.

Drugą perspektywę przywłaszczyła sobie Ally Gillmore, która na święta postanowiła przyjechać do dziadków i pomóc im w prowadzeniu schroniska dla zwierząt. Opuściła Nowy Jork, porzuciła zawód uznawanej fotografki, chcąc wrócić do korzeni i po raz pierwszy od śmierci rodziców spędzić typowo rodzinne Boże Narodzenie. Łudzi ogromną nadzieję na wpasowanie się do grupy, bo nie zamierza dłużej czuć się samotna oraz nikomu niepotrzebna.

Oczywiście, jak to w romansach bywa, musi pojawić się punkt zapalny. Coś, co sprawi, że bohaterowie na siebie wpadną i zaczną spędzać ze sobą czas. Wszak uczucia muszą wykiełkować, prawda? Tym ogniwem łączącym Ally i Bena jest wstrzymanie dotacji na schronisko przez radę miasta, a także Astrid, która marzy o posiadaniu pieska. 

Ally i Ben w trakcie walki o adopcję psów wplątują się w wiele przygód, o których powoli zaczyna plotkować całe miasteczko. Krótkie, przelotne rozmowy przeradzają się w długie pełne zwierzeń i emocji. Ale czy bohaterowie nasiąknięci negatywnymi uczuciami i brakiem wiary w siebie będą potrafili otworzyć się na drugą osobę? Czy dadzą szansę własnemu szczęściu? I przede wszystkim czy uda im się odnaleźć domy dla psiaków, których jedynym marzeniem jest znalezienie miłości człowieka?

Gdyby w Na Święta przytul psa nie pojawił się świąteczny klimat, książkę uznałabym co najmniej jako zwyczajny romans. Na szczęście mikołaje, śnieg, topniejące serca, parady i sam fakt zbliżającego się Bożego Narodzenia do tego stopnia mnie zauroczył, że na finiszu popłakałam się ze wzruszenia. Pierwszy raz w życiu beczałam nad książką. Serio. Bezgranicznie wczułam się w historię miłości Bena i Ally - realnych bohaterów z krwi i kości, którym jedyne, czego brakowało w życiu, to poczucia spełnienia. Kto by się spodziewał, że odnajdą je pośród tuzina niesamowitych psiaków, porzuconych przez głupotę ludzką.

Bardzo się cieszę, że historia budowania zaufania i pierwszych uczuć między bohaterami wypadła realistycznie. Nie było tu miłości od pierwszego wejrzenia albo tak popularnych ostatnio w książkach nienawiści, brutalnego seksu ani przemocy, porwań czy mafii. Na Święta przytul psa to romantyczna wersja normalnego spotkania dwóch pokrewnych dusz, które mogłoby zaistnieć w życiu codziennym. Autorka doskonale wykreowała swoich bohaterów, nadając im prawdziwe charaktery i wzbogacając je o duszę. Podobały mi się także przemiany wewnętrze, jakie musiały zajść u Bena i Ally, by chociaż mogli mówić o wspólnym szczęściu.

Jestem typową psiarą (słowo stworzone od kociary), dlatego niesamowicie urzekło mnie stawianie dobra zwierząt ponad własne. Oczywiście, momentami niektóre fragmenty dotyczące adopcji psów wydawały się nieco nierealne (bo jaka jest szansa, że po wklejeniu zdjęć do biuletynu oraz wzięcia udziału w paru paradach, mieszkańcy od razu pokusili się o adopcję dwunastu psów? Schronisko istniało od około dwudziestu lat, więc dlaczego wcześniej tego nie zrobili?). Historia miała chyba jednak na celu ukazanie specyficznego, świątecznego klimatu, kiedy to w ludziach uaktywnia się gen dobroci. A przynajmniej częściowo. 

W Na Święta przytul psa pojawiły się też inne, niemniej ważne, wątki, których poznanie zdecydowanie urozmaicało lekturę. Zwłaszcza moje serce zdobyła niewinność Astrid, dziesięcioletniej dziewczynki, starającej się pozbierać po śmierci rodziców i marzącej o posiadaniu pieska. Bo czy istnieje bardziej naturalna oraz szczera miłość niż dziecka do swojego pupila?

Na Święta przytul psa Lizzie Shane zdecydowanie polecam. Fani romansów odnajdą w książce wszystko, co kochają. Powieść spodoba się także osobom niezbyt często sięgającym po gatunek (przykładem jestem ja). Na Święta przytul psa idealnie oddaje świąteczny klimat i pozwala poczuć ich magię oraz to, że każde życzenie może się spełnić. Nawet to najbardziej nielogiczne i niemożliwe. Wystarczy uwierzyć, dać szansę i poczynić pierwszy krok. Zróbcie więc pierwszy krok, sięgając po książkę - nie zawiedziecie się, gwarantuję. Aha, i Wesołych Świąt. :)

8,5/10

Na Święta przytul psa
Lizzie Shane
Dom Wydawniczy Rebis
Poznań 2020
Stron: 350

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu

 

Czwartą władza szóstej B przypisano do kategorii literatury młodzieżowej. Książka rzeczywiście opowiada historię młodych osób, ale moim zdaniem powinien przeczytać ją każdy, nie tylko młodzież. Powieść Adama Studzińskiego to nie kolejna głupiutka historia o miłości nastolatków, o pierwszych pocałunkach, kłótniach z rodzicami czy zawodach, lecz nietuzinkowa opowieść poruszająca temat wpływu mediów na życie zwykłego Kowalskiego, bogata w morał i w wiele celnych wniosków.

Historia rozpoczyna się całkowicie normalnie. Dzieciaki wracają po wakacjach do szkoły i z całych sił próbują znów wpaść w szkolny rytm. Melania i Smutny są przyjaciółmi i sąsiadami od przedszkola, więc nikogo nie dziwi, że trzymają się razem. Chociaż ich kompletnie różne upodobania mogłoby temu zaprzeczać. Dziewczyna na pierwszym miejscu postawiła naukę, zaś chłopak gada wyłącznie o grze komputerowej. Do ich paczki wkrótce dołącza Nowy, czyli Oskar, który przeniósł się do ich klasy wraz z początkiem roku.

Nauczycielka polskiego, a zarazem wychowawczyni klasy szóstej B, proponuje uczniom dodatkowe zajęcie pozalekcyjne: prowadzenie szkolnego portalu dziennikarsko-informacyjnego. Zgłasza się Nowy, a następnie do ekipy wkręca Melanię i Smutnego. 

Z początku teksty wrzucane do biuletynu wydają się nijakie, nieciekawe i kompletnie bez sensacji. Wyświetleń postów jest mało, więc statystyki kuleją. Dopiero kiedy nauczycielka polskiego, a zarazem opiekunka projektu, ulega wypadkowi, Nowy dochodzi do większego głosu. Posty zaczynają żyć własnym życiem, bo typowo clickbaitowe nagłówki przyciągają wzrok uczniów. Artykuły zyskują coraz większą popularność. Po jakimś czasie dochodzi nawet do typowo sponsorowanych reklam szkolnego sklepiku, którego właściciel w zamian nie szczędzi dzieciakom bułek ani słodyczy. 

Nowy popada w paranoję, nie ma co ukrywać. Teraz znaczenie ma jedynie skandal i statystyki, a pisanie prawdy umyka gdzieś na bok. Po co się wysilać, skoro przekręcenie raptem jednego słowa może kompletnie zmienić odbiór artykułu? Oczywiście, przez to nieszczere podejście Nowy przysparza sobie wiele kłopotów, ale wie, jak sprawić, by za pomocą mediów kłopoty rozwiązały się same. 

Skąd wiadomo, kiedy przekroczy się granicę i zwykłe posty nagle staną się atakiem na innych? Jak wielka jest moc mediów, że potrafi ona zniszczyć życie ludziom? Czy wreszcie niepotwierdzone oszczerstwa doprowadzą do katastrofy?

Jak wspomniałam na początku, Czwarta władza szóstej B jest książką przeznaczoną zarówno dla dorosłych, jak i młodzieży. Obie te grupy warto zapoznać z istnieniem władzy, jaką dają media. Z ich wpływem na ludzkie życie, na postrzeganie świata przez liczne grono odbiorców. Autor porusza niezwykle istotny temat, będący aktualnie na tapecie całej Polski. Pokazuje, że często wiele informacji niby skrupulatnie zbieranych przez dziennikarzy, to bujdy wyssane z palca, kłamstwa mające zamydlić oczy społeczeństwu. Od dawna już media przestały być bezstronne, a wszystkie artykuły, wywiady czy fakty przedstawiają w sposób korzystny dla samych siebie (zaznaczę z góry, że oczywiście, niektóre gazety czy programy nie należą do grona sprzedajnych świń, za przeproszeniem). Trzeba zastanowić się głębiej nad tematem i otworzyć klapki na oczach - każdy indywidualnie powinien przeanalizować daną sytuację przedstawianą przez konkretne media, czy istotnie prawdą jest to, co mówią/piszą. Tego właśnie działania stara się nauczyć w swojej książce Adam Studziński, pokazując postępowanie czwartej władzy na przykładzie dzieci, gdy to artykuły nie dotyczą superważnych tematów, choć i tak potrafią zniszczyć niejedno życie.

Poza istotnym tematem w Czwartej władzy szóstej B niewiele można znaleźć. Myślę, że autor stworzył fabułę wyłącznie na potrzeby ukazania prawdy dotyczącej kłamliwości mediów, a reszta wątków niekoniecznie go interesowała. Oczywiście, czytelnik znajdzie w książce historię Nowego (powody przeprowadzki), a także dowie się, kim jest Piernikowa Trucicielka, bowiem dzieciaki wplączą się akcję zdemaskowania seryjnej morderczyni. Pojawi się również parę typowo młodzieżowych konfliktów oraz problemów, jednak są to kwestie typowo poboczne.

Czwartą władzę szóstej B Adama Studzińskiego bardzo polecam. Ta krótka, bo zaledwie 160-stronnicowa, książka otwiera oczy na istotny problem władzy, jaką dają media. Warto usiąść, przeczytać i zastanowić się, ile z poznanych artykułów opublikowanych przez ulubione portale czy wiadomości przedstawionych przez oglądane programy to kłamstwo zrodzone np. z łapówki. Powieść to wciągająca historia na raz, bogata w bystre spostrzeżenia, których rodzice powinni uczyć swoje dzieci od najmłodszych lat. 

7/10

Czwarta władza szóstej B
Adam Studziński
Wydawnictwo Dreams
Rzeszów 2020
Stron: 160


Za możliwość przeczytania dziękuję Portalowi

 

Witam wszystkich serdecznie w pierwszej odsłonie nowego cyklu o chwytliwej nazwie AUTORSKIE 10 MINUT, który od dzisiaj na stałe zagości na Pomistrzowsku!

Tak, jak wspomniałam w poście wyjaśniającym (kliknij, żeby przejść), założenia cyklu są niebywale proste, niemniej pozwolą one choć trochę lepiej zaznajomić się z autorami. Warto bowiem wiedzieć, czyje książki się namiętnie czyta, i kto konkretnie kryje się za imieniem i nazwiskiem na okładce. Wiadomo też, że ciężko poznać kogoś bliżej po paru wypowiedzianych słowach, dlatego niech te słowa staną się jak najbardziej szczere! Człowiek pod presją czasu wypowiada pierwsze, co mu przyjdzie na myśl, dopiero potem kombinuje. 

Stąd pomysł na cykl, w którym autorzy zmierzą się z 6 pytaniami w 10 minut!

Autorką rozpoczynającą cykl, zgadzając się na wzięcie udziału w zabawie, jest Sylwia Bies. Oświęcimianka z urodzenia i wyboru. Polonistka, styliska paznokci, nauczyciel zawodu, miłośniczka książek i dalekich podróży. 

Autorka dwóch thrillerów: Fikcji oraz Kobiety w kapeluszu, niedawno mającej swoją premierę. 

Facebook Sylwii Bies: https://www.facebook.com/sylwia.bies.autor/
Instagram: https://www.instagram.com/sylwia.bies.autorka/



To jak? Chcecie zobaczyć, jak Sylwia Bies poradziła sobie z pytaniami? To zapraszam!



1) Trzy ulubione książki

Miniaturzystka Jessie Burton, Kieszonkowy atlas kobiet Sylwii Chutnik i Żmijowisko Wojciecha Chmielarza.

2) Dwie najczęściej odwiedzane strony internetowe związane z książkami

Portal LubimyCzytać.pl oraz księgarnia internetowa TaniaKsiążka

3) Jeden gatunek literacki czytany najrzadziej

O miejsce na podium biją się erotyki i fantastyka. Czytałam ze trzy tomy Harry'ego Pottera, do erotyku nie miałam ani jednego podejścia. W najbliższym czasie chyba się to nie zmieni ;)



1) W książce byłabyś czarnym czy białym charakterem?

Oczywiście, że białym ;)

2) Fikcja czy Kobieta w kapeluszu?

Fikcja

3) Twoja przyjaciółka jest początkującą pisarką. Przeczytałaś jej książkę i uważasz, że jest okropna. Powiesz jej prawdę czy skłamiesz?

Zrobiłabym wszystko, by udzielić jak najbardziej dyplomatycznej odpowiedzi.


I koniec, moi drodzy Państwo! Myślę, że odpowiedzi Sylwii Bies zaskoczyły nie tylko mnie oraz że wzbudziły serię kolejnych pytań. Pewnie zastanawiacie się, czemu Sylwia wybrała Fikcję, albo dlaczego Harry Potter jej do siebie nie przekonał... No, cóż, można tu wiele gdybać, a i tak się nie dowiemy. :)

Bardzo dziękuję Sylwii za wzięcie udziału i czekam w  komentarzach na Wasze wrażenia po pierwszej odsłonie cyklu Autorskie 10 min. Pamiętajcie, że jeśli macie jakieś ciekawe pytania, które chcecie zadać autorom, możecie się nimi podzielić, a ja na pewno je zadam. 

Do następnego!

 

Kathryn Croft to brytyjska pisarka, autorka wielu thrillerów znajdujących się na listach bestsellerów. Możecie kojarzyć ją z takich tytułów jak np. Córeczka, Nie ufaj nikomu czy Nie pozwól mu odejść. Znając nazwisko i połączone z nim pozytywne opinie, nawet chwili nie wahałam się przed sięgnięciem po nowość na rynku. Zwłaszcza że jesienna aura za oknem sprzyja czytaniu dreszczowców.

Powrót jest historią wciągającą, emocjonującą oraz poruszającą niezwykle ważny temat. Poznajemy Farrah, kobietę z przeszłością, którą każdy normalny człowiek nazwałby wyrodną matką. W końcu kto po urodzeniu ukochanej córeczki, po wielu poronieniach i lękach, po dostaniu szansy od życia decyduje się porzucić urocze maleństwo? Farrah dokonuje wyboru i po paru pierwszych miesiącach po urodzeniu Kayli ucieka od córeczki i męża, Aidena - ślad po kobiecie ginie.

Jakiś czas później Aiden pozbierał się już z pierwszego szoku, kiedy opuściła go ukochana żona, zostawiając zupełnie samego z noworodkiem. Udało mu się nawet ułożyć życie z nową wybranką, Nicole, z którą razem wychowują Kaylę. Rodzinna idylla zostaje nagle przerwana, gdy po dwóch latach Farrah postanawia odzyskać córkę. Prosi najpierw o spotkanie swoją dawną przyjaciółkę, a potem wplątuje się w wiele akcji, momentami nieciekawych i niebezpiecznych.

Aiden podchodzi septycznie do próby odnowienia kontaktu Farrah z córką, lecz Nicole wyjątkowo sprytnie i miłosiernie pomaga kobiecie. Problem w tym, że Farrah jeszcze nie wie, co ją czeka i że karma to nieznośna przyjaciółka niedająca o sobie łatwo zapomnieć. Wraca w najmniej spodziewanym momencie, przez co na jaw wychodzą demony z przeszłości, a na pozór spokojni oraz opanowani ludzie zmieniają się w prawdziwe bomby zegarowe - tylko czekać aż wybuchną. 

Pytanie brzmi: ile człowiek jest w stanie przeżyć i poświęcić, kiedy w grę wchodzi dziecko? 

Powrót to zaskakująca oraz trzymająca w napięciu lektura. Autorka bardzo zwinnie prowadzi narracje, a wydarzenia przedstawiono logicznie, dzięki czemu historia summa summarum okazuje się spójna. W książce nic nie dzieje się bez przyczyny, co z jednej strony jest realistyczne, a z drugiej nieco naciągane. Wszak w życiu nie każde wyzwanie, przygoda czy zdarzenie jest w stanie odnaleźć konkretne wytłumaczenie.

Muszę przyznać, że bohaterów wykreowano nad wyraz zmyślnie. Podobało mi się, że żadnemu nie przypisano albo dobrej, albo złej etykiety. Czytelnik nigdy nie był pewny, czego się spodziewać. Tym bardziej że każdy (Farrah, Aiden, Nicole czy nawet mała Kayla) otrzymał indywidualny charakter i własną historię. 

Wartym wspomnienia jest również zaskakująca akcja i mnóstwo twistów fabularnych. Końcówka wypadła świetnie, ponadto zwieńczenia niektórych wątków kompletnie się nie spodziewałam, a to istotnie spory plus.

Cudownie, że Croft wplotła w książkę niezwykle trudny temat dotyczący depresji poporodowej. Dokładnie przedstawiła emocje dopadające świeżo upieczoną matkę, a wiele dziwnych, wręcz nienaturalnych, zachowań trafnie wyjaśniła. Wątek depresji był moim zdaniem strzałem w dziesiątkę, bo nie dość, że urozmaicił historię, to jeszcze nauczył wielu interesujących kwestii. Jako przyszła matka chciałabym wiedzieć, co może mnie czekać lub czego się spodziewać, a także jak skutecznie prosić o pomoc. Zdradzę, że w Powrocie znajdujemy jeden z najcięższych scenariuszy, którego przytoczenie skutecznie otwiera oczy - trzeba pamiętać, aby o problemie rozmawiać, a nie zamiatać go pod dywan.

Podsumowując, Powrót to książka niezwykła, ponieważ oprócz wciągającej fabuły i realistycznych bohaterów z sercem i rozumiem, wysnuwa konstruktywne wnioski o depresji poporodowej. Powrót jest lekturą wartościową, obok której nie wolno przejść obojętnie. Kiedy więc nadarzy się okazja, sięgnijcie. Zdecydowanie polecam, bo na tych zaledwie trzystu pięćdziesięciu stronach otrzymacie coś o wiele więcej niż opowieść o stracie, miłości rodzica, porzuceniu oraz o walce, jaką skłonny stroczyć jest rodzic, by odzyskać dziecko. Otrzymacie przede wszystkim wiedzę - a to wartość fundamentalna.

8,5/10

Powrót
Kathryn Croft
Wydawnictwo Burda Książki
Warszawa 2020
Stron: 368


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu:


Warcraft to popularna na cały świat seria gier komputerowych stworzonych przez Blizzard Entertainment, o istnieniu których wiedzą nie tylko gamerzy. W miarę zyskiwania przez gry uznania pokuszono się o stworzenie dodatków w postaci książek, komiksów i mang, a później filmów, figurek i miliona innych rzeczy przynoszących zysk. Przyznam, że sama nigdy w World of Warcraft nie grałam, jednak jako fanka fantastyki mocno ciekawił mnie wykreowany przez Blizzarda świat. Kiedy więc w ręce wpadła mi książka Przez Mroczny Portal, której fabułę osadzono właśnie w Warcrafcie, nie mogłam się oprzeć. 

Draenor, świat rządzony głównie przez orków, rozpada się. Brakuje roślinności, wody wysychają, a życie zdaje się całkowicie znikać. Wskutek wielu zbiegów okoliczności Ner'zhul, stary szaman mający wiele za uszami, postanawia ponownie zebrać Hordę (zjednoczone klany orków z całego Draenoru) i znaleźć nowy dom. Nowy świat. By to uczynić, potrzeba kilku potężnych artefaktów, ale żeby je skompletować, należy naprawić i posłać oddział przez Mroczny Portal wprost do Azeroth. 

Azeroth to równoległy świat zamieszkały przez ludzi, elfy oraz krasnoludy, który dopiero co powoli staje na nogi. Odbudowuje się po najeździe Hordy podczas Drugiej Wojny, co jest wspominane nie raz, nie dwa. Swoje na pozór spokojne życie wiedzie tu Turalyon, władający Światłością palladyn, Alleria Bieżywiatr, czyli elf-tropiciel, a także Khadgar - młody-stary mag. 

Nie trzeba długo czekać, by doszło do pierwszego starcia między Hordą a Przymierzem (zjednoczone rasy Azeroth) oraz do poznania przyszłych planów Ner'zhula. Orkowie ze wszelkich sił starają się zdobyć artefakty, by móc opuścić Draenor i zawładnąć innymi krainami, zaś ludzie robią wszystko, by powstrzymać wroga. W międzyczasie wychodzą na jaw od dawna skrywane sekrety, a tłumione uczucia zdają się osiągać apogeum. To podczas walk okaże się, kim są prawdziwi przyjaciele, i że wrogowie mogą marzyć dokładnie o tym samym, co sojusznicy.

Przez Mroczny Portal jest historią opowiadaną z dwóch perspektyw, przez co podjęcie decyzji o wyborze konkretnej strony staje się trudniejsze. Poznajemy wydarzenia z różnego punktu widzenia, co z kolei wpływa na stosunek wobec bohaterów. A ci nigdy nie są albo biali, albo czarni. 

Książka fabularnie, niestety, nie sprostała moim oczekiwaniom. Mimo że przygody bohaterów wydawały się interesujące, a czytanie o nich potrafiło wciągnąć, tak nie dowiedziałam się niczego nowego. Każdy opowiedziany wątek przewinął się gdzieś w innych lekturach, przez co Przez Mroczny Portal wypadł mało oryginalnie. Magiczne artefakty, walka między dwoma zupełnie różnymi stronami, portale do odległych światów, zwariowani szamani opanowani przez chęć władania resztą, niespełniona miłość, zdrady czy nawet koniunkcje astralne - nic nie zaskoczyło.

Bardzo za to przypadły mi do gustu nazwy czy imiona bohaterów. Autorzy (a raczej twórcy gier) pokusili się o nietuzinkowość, kiedy wymyślili: Allerię Bieżywiatr, Grommasza Piekłorycza, Tagar a Łamigrzbieta, klan Szpikożerców, Uthera Przynoszącego Światło, etc. 

Przekonywująco wypadły sceny walk, które były przedstawione mocno obrazowo. Osoby, które zechcą sięgnąć po lekturę, powinny spodziewać się tuzina latających głów, oderwanych kończyn, mnóstwa krwi czy strzał latających po niebie i zwykle trafiających do celu. Z jednej strony urozmaiciło to opowieść, ale z drugiej pod koniec czytania czułam lekki przesyt - wszak ile można pisać o tym samym?

W paru słowach podsumowania: World of Worcraft. Przez Mroczny Portal to książka, którą powinno się traktować z przymrużeniem oka. Ciekawa fabuła nie zaskakuje oryginalnością, ale pozwala przyjemnie odskoczyć od rzeczywistości. Skierowana raczej do prawdziwych fanów serii, chociaż osoby, które nie znają świata czy poprzednich wydarzeń, nie muszą się przejmować, bowiem książka wszystko dokładnie tłumaczy i wyjaśnia. 

5,5/10

World of Warcraf. Przez Mroczny Portal
Aaron Rosenberg, Christie Golden
Wydawnictwo Insignis
Kraków 2019
Stron: 360


Za możliwość przeczytania dziękuję Portalowi


Autorskie 10 minut to cykl, który w założeniu ma Wam urozmaicić życie, a autorom nieco je skomplikować. Wszak czasem dla własnych Czytelników trzeba się nieco bardziej wysilić.  Oczywiście, żartuję. To nie będzie lekki wysiłek, a żmudna, ciężka praca bez chwili oddechu i grama odpoczynku. ;)


Główne założenia

Zabawa z założenia jest bardzo prosta, zaledwie dwuetapowa. Autor w przeciągu dziesięciu minut musi odpowiedzieć na sześć pytań. Skąd taki pomysł? Ano stąd, że podobno kiedy w grę wchodzi walka z czasem, ludzie mówią pierwsze rzeczy, jakie przyjdą im do głowy. A te okazać się mogą niezwykle intrygujące. 


Zasady

Istnieją dwie rundy, każda po trzy pytania.

Pierwsza runda nazwana została Trzy, dwa, raz i jest typową wyliczanką. Autor zmierzy się z pytaniami pokroju: "trzy ulubione książki, dwa najgorsze gatunki literackie, jeden ulubiony pisarz", etc. (naturalnie, w każdej grze będą one zmieniane, żeby nie było za łatwo). 

Druga runda, czyli Orzeł czy reszka, brzmi jeszcze prościej niż poprzednia. Tutaj autor ma wybór. Pytanie brzmi, między czym a czym? :)


Pytania zadajecie Wy w specjalnie do tego przygotowanych postach. Należy pamiętać, żeby były one skonstruowane w sposób pasujący do danej rundy, bo inaczej zostaną odrzucone. Żeby przejść do takiego postu, wystarczy kliknąć na nazwisko autora, do którego chcecie skierować pytanie. Lista autorów chętnych do wzięcia udziału w zabawie znajduje się poniżej ↓

LISTA AUTORÓW

-

Oczywiście, pytania mogą należeć do jakiejkolwiek dziedziny, ale jeśli będą wulgarne, to zostaną przeze mnie usunięte - zaznaczam, by później nie było problemów. Dopóki nazwisko autora widnieje na "Liście autorów", dopóty można zadawać pytania i możecie ich nawymyślać dowolną ilość. :) 


Jeśli jesteście ciekawi poprzednich odsłon cyklu, zapraszam tutaj ↓ 
(kliknijcie na nazwisko autora, by przejść do postu)
12) Ewelina Stefańska



→ Przykładowe pytania rundy I:

Dwie ulubione książki. 
Trzy najczęściej odwiedzane strony internetowe związane z książkami. 
Jeden gatunek literacki czytany najrzadziej.

→  Przykładowe pytania rundy II:

W książce byłabyś czarnym czy białym charakterem? 
Twoja przyjaciółka jest początkującą pisarką. Przeczytałaś jej książkę i uważasz, że jest okropna. Powiesz jej prawdę czy skłamiesz? 
Wolałby Pan napisać książkę w ulubionym gatunku literackim, która by się Panu podobała, choć czytelnicy uważaliby ją za gniot, czy bestsellerową książkę w znienawidzonym gatunku, której by się Pan wstydził, ale przyniosłaby ogromny zysk?


Zapraszam do zabawy i powodzenia! :)


Przyznajcie się, ilu z Was spotkało się z taką sytuacją: czytacie książkę, kończycie ją i nagle dowiadujecie się, że ma więcej tomów? Albo że tomy nie zostały przetłumaczone na polski, a Wy nie znacie języka oryginału?  

Mi osobiście trafiło się to zbyt wiele razy i z tego względu postanowiłam stworzyć kolejny post, czyli...


VII ODSŁONĘ SERII DYSKUSYJNEJ, CZYLI
TROCHĘ O NIEDOKOŃCZONYCH SERIACH


Przyznam bez ogródek, że nienawidzę znajdować się w sytuacji wspomnianej powyżej. Zwłaszcza kiedy książki pochłoną mnie do tego stopnia, że jedyne, o czym jestem w stanie myśleć, to dalsza fabuła. Niestety, jak to w życiu bywa, czasami ma gorzki smak, a doczytanie ulubionej serii nie jest pisane. 

Powody mogą być różne.

Przede wszystkim wydawnictwa z tylko dla siebie znanej przyczyny postanawiają dalej nie wydawać kolejnych tomów cyklu - często nawet nie informując czytelników, co według mnie jest bardzo niesprawiedliwe. Osobiście nie należę do osób znających inne języki na poziomie pozwalającym przeczytać (i zrozumieć!) całą książkę, ergo doczytanie serii staje się niemożliwe. Teoretycznie wystarczy nauczyć się języka, ale drodzy Państwo, jakie jest prawdopodobieństwo, by dla często jednej książki uczyć się czasów, przypadków, odmian oraz słówek?

To ten prostszy powód, który mimo wszystko da się rozwiązać.

Drugim, i najgorszym, jest blokada autorska. Autor po prostu nie potrafi dalej wymyślić/zmusić się do pisania/wejść ponownie w stworzony świat/milion innych powodów, przez co seria dalej nie powstanie. A na to nie ma lekarstwa.

Pisząc ten post, chciałabym się dowiedzieć, jak u Was wygląda podobna sytuacja? Co robicie? Próbujecie dorwać książkę w oryginalne czy odpuszczacie? Co sądzicie o wydawnictwach, które postanawiają nagle przestać dalej wydawać cykl? Wiadomo, że to wyłącznie ze względów finansowych, ale czy jeśli się coś zacznie, nie powinno się doprowadzić do końca?

Pamiętajcie o regulaminowych trzech zdaniach, klawiatury w dłoń i napiszcie mi, co sądzicie. :)

 

Co byście zrobiły, wy, kobiety, żony, matki, kiedy z dnia na dzień dowiedziałybyście się, że za śmierć znajomej w ciąży jest podejrzany wasz mąż? Ukochany, przyjaciel, powiernik i ojciec waszego dziecka? Najpewniej chciałybyście z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić, co nie okazuje się wcale proste, bo mąż nagle znika, pozostawiając za sobą miliony pytań bez odpowiedzi...

W identycznej sytuacji świat stawia Grace, główną bohaterkę książki Jean Hanff Korelitz Od nowa. Znana terapeutka, do której przychodzą małżeństwa w separacji z prośbą o uratowanie związku, ludzie z problemami psychicznymi lub mierzącymi się ze stratą najbliższych, a także debiutująca pisarka, której książka może okazać się bestsellerem. Grace to kobieta sukcesu, spełniona żona Jonathana, pediatry onkologa widniejącego w spisie Najlepszych Lekarzy magazynu New York, oraz matka dwunastoletniego, utalentowanego chłopca, Henry'ego. W życiu zdaje się niczego jej nie brakować - no, może czasami przyjaciół, od których się kompletnie odcięła. 

Pewnego dnia jednak dochodzi do brutalnego zamordowania Malagi Alves, matki kolegi ze szkoły Henry'ego. Wówczas kolejne wydarzenia zdają się opadać na Grace lawinowo, ze wszelkich sił próbując ściągnąć ją na dno. Jonathan znika bez śladu, uprzednio wciskając Grace historyjkę o konferencji w Ohio, a do niej zaczynają przychodzić detektywi i wypytywać o męża. Koleżanki odwracają się plecami w potrzebie, gazety nie szczędzą, prześcigając się wzajemnie w wymyślaniu coraz to nowszych nagłówków. Wydanie książki oraz praktyka terapeutyczna wiszą na włosku, a serce Grace powoli rozsypuje się na miliony kawałków.

Na jaw wychodzą kłamstwa męża, jego dziwne poczynania, zagrywki i romanse. Grace próbuje nie oszaleć, dlatego z całych sił nie pozwala sobie poznać faktów. Ucieka od rzeczywistości i wraz z synem chowa się w starym domku letniskowym w Connecticut. Tragedia, jaka spotkała kobietę, wydaje się nie do opisania. Próbuje się z nią zmierzyć, nieco nieudolnie, chociaż w życiu zawodowym sama zajmowała się podobnymi przypadkami u innych ludzi. Pojawia się pytanie, czy rady udzielane obcym rzeczywiście okażą się przydatne w prawdziwym życiu? Czy mogła wiedzieć wcześniej, w trakcie pierwszego spotkania, randki czy seksu, że jej mąż okaże się tym, kim media w zaskakująco brutalny sposób dowodzą, że jest? 

W Od nowa Grace mierzy się z trudną rzeczywistością, która w zaskakująco łatwy sposób pokazuje, jak słaba psychicznie jest znana i szanowana terapeutka. Przyznam bez ogródek, że w trakcie czytania kompletnie się z główną bohaterką nie polubiłam. Co więcej, ogromnie irytowało mnie jej podejście do sprawy, bo zamiast drążyć i poznać prawdę, choćby nie wiadomo jak bolesną, ona uciekała. Za każdym razem, kiedy inny bohater próbował przemówić jej do rozumu, oczernić Jonathana czy ukazać jego prawdziwą twarz, Grace zamykała się w sobie. Nie pozwalała dopuścić do siebie żadnego krytycznego zdania dotyczącego męża, przez co wychodziła na totalną idiotkę i ignorantkę. Wielokrotnie próbowałam postawić się na jej miejscu, ale za każdym razem dokonałabym zupełnie odmiennego wyboru. Ta nieporadność u Grace bardzo mnie mierziła i przez to książka całościowo wypadła średnio w mojej ocenie.

Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że autorka bardzo przedłużała opowieść. To, co się działo, dało radę przedstawić na stu stronach, a Jean Hanff Korelitz jakimś cudem zrobiła z nich prawie pięćset. Z racji tego, że książka w pewnym sensie została stworzona z perspektywy Grace (choć pisana narracją trzecioosobową), czytelnik poznaje - ze szczegółami -  jej każdą, najdrobniejszą myśl, każde wspomnienie. Często nic niewnoszące do głównej fabuły. 

Sam motyw zniknięcia męża bardzo mi się podobał. Dało się poczuć ogromną niewiedzę i złość, że człowiek, z którym żyło się wiele lat, z którym miało się dziecko, to tak naprawdę zupełnie obca osoba. Jonathana poznaje się jednak wyłącznie ze wspomnień i rozmów z rodziną, przyjaciółmi czy współpracownikami. Ciekawy zabieg, szczerze mówiąc, z jakim do tej pory nigdy się nie spotkałam. 

Książka to opowieść pełna głębokiej emocjonalności. Niemal w każdym zdaniu czuło się ból zranionej, oszukanej kobiety. Od nowa pokazuje, że choćby nie wiadomo jak dobrze umie się odczytywać ludzi, jeśli chodzi o osobę, którą kochamy, te umiejętności całkowicie wyparowują. Patrzymy wówczas na ukochanego przez mglistą zasłonę, a we własnej głowie przedstawiamy go w samych superlatywach, nie zauważając żadnych wad. Oczywiście, do czasu aż staną się tak wielkie i wyraźne, że niemożliwe do przeoczenia. Wówczas może dojść do wielu tragedii, a nawet najstabilniejszy człowiek może łatwo się pokruszyć.

Od nowa w mojej ocenie nie wypadła ani źle, ani dobrze. Parokrotnie podczas czytania nudziłam się, ale także wiele razy pochłaniałam zdania z ogromnym zainteresowaniem - zwłaszcza zakończenie, kiedy prawda wyszła na jaw. Książka jest rozbudowaną propozycją, thrillerem psychologicznym dosłownie wydrążającym dziury w psychice. Sięga najgłębszych odmętów związanych z przywiązaniem do drugiego człowieka i dosadnie ukazuje, że najbliższa osoba często okazuje się tą najmniej rozumianą i poznaną. Najlepiej będzie, jeśli sięgniecie i sami zdecydujecie, bo wydaje mi się, że Od nowa może mieć tylu przeciwników, ile zwolenników. 

5/10

Od nowa
Jean Hanff Korelitz
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2020
Stron: 472


Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu

 

Symbole, sztuka, lustro - co łączy te trzy z pozoru różne słowa? Jak się okazuje, naprawdę sporo. Symbole gęsto występują na obrazach, pełniąc funkcję ukrytych przez artystę słów czy nawet całych historii skierowanych do odbiorcy. Obrazy to sztuka, a sztuką jest stworzenie dwóch identycznych dzieł, które ustawione naprzeciwko będą swoim odbiciem. Staną się lustrem...

To odrobinę pokrętne spojrzenie na sztukę jako lustro przedstawia hiszpański pisarz, Luis Montero Manglano, w swojej książce pt. Muzeum luster. Autor zabiera czytelników wprost do Madrytu, gdzie pokusza się na zasponsorowanie biletów wstępu do Muzeum Narodowego Prado. Pozwala podziwiać kunszt, kreskę i kolory znanych dzieł, a także zgubić się w korytarzach molochu wśród kulturalnych zabytków, gdzie można odnaleźć... trupy? 

Muzeum luster to thriller opowiadający historię prawie nie z tej ziemi. Choć z początku wydaje się zadziwiająco normalna. Na dwusetną rocznicę powstania Prado władze muzeum organizują Międzynarodowy Konkurs Kopistyczny, na który zapraszają jednych z najbardziej utalentowanych artystów na świecie. Między innymi szansę (jedyną) otrzymuje główna bohaterka, Judith - młoda, zagubiona kobieta o sporych zapędach do alkoholizmu, ale całym sercem kochająca malować. Choć do odkrycia swoich prawdziwych talentów czeka ją jeszcze daleka droga. 

Konkurs Kopistyczny, jak sama nazwa wskazuje, polega na odtworzeniu znanego obrazu w sposób niemalże identyczny. Najlepiej tak, aby i oryginał, i kopia były niemalże własnymi odbiciami lustrzanymi. Judith wraz z piątką innych uczestników ma więc ciężki orzech do zgryzienia, jednak marzenia o nagrodzie potrafią napędzać do pracy jak nic innego.

Nagle w Muzeum dochodzi do brutalnych zabójstw, których sceneria w zadziwiający sposób przedstawia... obrazy. Oszpecone, poharatane ciała morderca układa, starając się jak najwierniej odtworzyć historie namalowane na płótnach. Wszędzie też przewija się specyficzny symbol, jakiego prawdziwe znaczenie może dojrzeć jedynie Guillermo - chłopak dziwnym trafem ciągle znajdujący się w centrum tych przerażających wydarzeń.

A całość została okraszona motywem wyjętym wprost z legend, w których to znaczenie mają: Król w Tysiącu Kawałkach, Czerwony Kaczor, Kolorowy Inkwizytor czy Pletorycy - członkowie tajnego bractwa. W historii można się zagubić, podobnie jak w samym muzeum. Chociaż do tej pory nie wiadomo, czy odnalezienie wyjścia okaże się dobrym rozwiązaniem.

Pokusiłabym się na stwierdzenie, że Muzeum luster jest powieścią wybitną. Nie przypominam sobie, żebym w bliższej lub dalszej przeszłości czytała równie przemyślaną, logiczną, zaskakującą i wciągającą książkę. Towarzyszące czytelnikom intrygujące wydarzenia nie pozwalały oderwać się choćby na sekundę, zwłaszcza że fabuła została przedstawiona lawinowo. Odkrycie odpowiedzi na jedną tajemnicę, tworzyło kolejną, co z kolei rodziło jeszcze więcej pytań. Czytelnik ciągle czuł się nienasycony, non stop chciał więcej, jakby był na głodzie narkotykowym. 

Autor doskonale wykreował bohaterów, nadając im indywidualne charaktery i osobiste historie. Każda postać dostała własny sekret, osobiste demony przeszłości, a także wzbudzała w czytelnikach różne, momentami nawet skrajne, odczucia. Nie wiadomo, czy ufać, lubić, nienawidzić, podejrzewać czy współczuć, co ostatecznie nazwałabym idealnym rollercoasterem emocjonalnym. Podobało mi się też ukazanie bohaterów żyjących w XIX w. (akcja momentami wędrowała do roku 1820) - tutaj ludzie okazali się realistyczni: ich wygląd, sposób wyrażania się poprowadzono wiarygodnie.

W Muzeum luster świetnie ukazano sztukę, co niesamowicie mnie cieszy. Tłumaczenia dotyczące życiorysu artystów, znaczenia obrazów czy symboliki były wyczerpujące - autor albo ma ogromną wiedzę w tym temacie, albo zrobił naprawdę imponujący research przed napisaniem książki.* W obu przypadkach należą mu się wielkie gratulacje.

Na wspomnienie zasługują również obrazowo przedstawione zbrodnie. Ktoś musiał mieć wyobraźnię wykraczającą poza ramy, żeby wpaść na coś takiego... i zero sumienia. Ponadto na końcu książki Wydawnictwo dodrukowało specjalną galerię sztuki, wstawiając oraz dokładnie pokazując obrazy, których skopiowanie podjęli się uczestnicy Konkursu Kopistycznego. Bardzo udany zabieg urozmaicający lekturę. Niemal co chwila tam zaglądałam, by sprawdzić, czy bohaterowie wspominający o kolorystyce, kresce albo występujących tam elementach mówili prawdę.

Podsumowując, Muzeum luster to intrygująca wycieczka po korytarzach muzeum, którą najserdeczniej polecam. Mogę obiecać, że wpadniecie w wir wydarzeń, wielokrotnie zostaniecie zaskoczeni, a towarzyszące emocje niejednokrotnie przepłyną przez całe swoje spectrum. Dopracowana w najmniejszych szczegółach książka nie zawiedzie najbardziej wymagającego czytelnika, a interesujący temat (i dosadnie obrazowe zbrodnie) sprawi, że koło Muzeum luster nie da rady przejść obojętnie. Z pewnością wrócę jeszcze do książki, co możecie uznać za jedno z najważniejszych punktów polecających. :)

9,75/10**

Muzeum luster
Luis Montero Manglano
Dom Wydawniczy Rebis
Poznań 2020
Stron: 472


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu



*dowiedziałam się, że niektóre tłumaczenia zobrazowanych historii albo symboliki zostały wymyślone - przedstawiono je jednak tak realistycznie, że nie powiem Wam dokładnie które, bo nie mam bladego pojęcia.

** zabrakło 0,25 punktu, ponieważ ociupinę zabrakło mi większej dozy brutalności w zakończeniu - ale nie przejmujcie się, to tylko moja spaczona psychika :)


Tak, jak obiecałam, na Pomistrzowsku pojawi się nowy cykl, który w założeniu ma Wam urozmaicić życie, a autorom nieco je skomplikować. Wszak czasem trzeba się dla własnych Czytelników nieco bardziej wysilić. Oczywiście, żartuję. To nie będzie lekki wysiłek, a żmudna, ciężka praca bez chwili oddechu i grama odpoczynku. ;)

A teraz zupełnie na serio:

Główne założenia

Zabawa z założenia jest bardzo prosta, zaledwie dwuetapowa. Autor w przeciągu dziesięciu minut musi odpowiedzieć na sześć pytań. 


Zasady

Pierwsza runda, czyli trzy pierwsze pytania, nazwana została Trzy, dwa, raz i jest typową wyliczanką. Autor zmierzy się z pytaniami pokroju: "trzy ulubione książki, dwa najgorsze gatunki literackie, jeden ulubiony pisarz", etc. (naturalnie, w każdej grze będą one zmieniane, żeby nie było za łatwo). 

Druga runda, czyli Orzeł czy reszka, brzmi jeszcze prościej niż poprzednia. Tutaj autor ma wybór. Pytanie brzmi, między czym a czym? :)


Coś więcej?

Pytania z pierwszego postu cyklu będą całkowicie wymyślone przeze mnie. Jeśli chodzi o dalsze, tutaj wkraczacie Wy, moi drodzy. Będziecie mieli szansę zadać poważne lub trochę mniej poważne pytania autorom, by poznać ich najbardziej szczere odpowiedzi - podobno kiedy w grę wchodzi walka z czasem, ludzie mówią pierwsze rzeczy, jakie przyjdą im do głowy. A te okazać się mogą niezwykle intrygujące

Zaznaczam, że to zaledwie pierwotne założenia. Zobaczymy, jakie zainteresowanie wzbudzi Autorskie 10 minut i co z tego wszystkiego wyniknie. 


To jak, drodzy Autorzy, kto się odważy i weźmie udział? A wy, Czytelnicy, pomożecie mi nieco utrudnić życie ulubionym Autorom? :)