PREMIERA 15.02.2024

Colorado Kid to książka Stephena Kinga, która po raz pierwszy została wydana w 2005 roku, a w Polsce w 2006. Po ponad 18 latach fani autora otrzymali odświeżone wznowienie historii przenoszącej na wyspę Moose-Lookit w stanie Maine, gdzie na jednej z plaż wiele, wiele lat temu znaleziono zwłoki mężczyzny oznaczonego pierwotnie jako NN. W trakcie śledztwa udało ustalić się, że pochodzi on z Kolorado, stąd przewrotna nazwa trupa: Colorado Kid. 

Fabularnie czytelnicy poznają dwoje starszych, wyjątkowych dziennikarzy prowadzących wyspową gazetę oraz ich najmłodszy narybek: młodą stażystkę, Stephanie. Na stronach kartek mężczyźni snują leniwą, ale jakże intrygującą opowieść o śledztwie sprzed lat. O zaniedbaniach, o zbiegach okoliczności i o niewyjaśnionych i zakrawających o niemożliwe postępowaniach zamordowanego przed śmiercią. A im dalej posuwają się we wspomnieniach, tym cała tajemnica Colorado Kida staje się bardziej... tajemnicza.

Co tak naprawdę stało się wiele lat temu? Kim był NN? Kto go zamordował i dlaczego?

Colorado Kid to krótka - licząca zaledwie sto pięćdziesiąt stron - i treściwa książka. Historia jest dość inna od tych zwykle wychodzących spod pióra Stephena Kinga, co nie znaczy, że gorsza. Pełno w niej niedopowiedzeń, czytelnik prawie co stronę stawia kolejne pytania, na które zdaje się brakuje odpowiedzi, a jednak mocno wciąga. 

Nowe wydanie posiada dość sporej wielkości czcionkę, a i akapity nie są ściśnięte, przez co przez książkę dosłownie się płynie. Mi starczyły dwa dni spokojnego snucia się przez historię, by dotrzeć do końca, ale wydaje mi się całkowicie możliwym zakończyć czytanie po jednym dniu. Choć nie oczekujcie cudu, ponieważ mnie akurat końcówka mocno zawiodła.

W Colorado Kidzie pojawia się wiele intrygujących motywów. Elementy kryminalistyczne zgrabnie nachodzą i łączą się z tymi psychologicznymi. Bohaterowie ze strony na stronę coraz lepiej próbują wgłębić się w myśli zamordowanego, próbują zrozumieć jego poczynania, a także motywy zbrodni oraz ustalić dokładny przebieg ostatnich dni jego życia. Buduje to dość specyficzny, owiany niewiadomą klimat powieści. 

Czy książka jest warta przeczytania? Moim zdaniem tak, chociaż z jej lektury bardziej ucieszą się fani autora niż osoby, które po raz pierwszy zamierzają zetknąć się z twórczością Stephena Kinga. Colorado Kid to interesująca opowieść, leniwie snuta przez starszych mieszkańców wyspy. Historia żyje swoim własnym życiem, łączy w sobie zagadkę i śmierć, co idealnie nadaje się do pobudzenia wyobraźni. Mi się podobało, choć oczekiwałam więcej.

6,5/10

Colorado Kid
Stephen King
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Warszawa 2024
Stron: 150

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu




PREMIERA 21.02.2024

Po zaskakujących i brutalnych wydarzeniach z tomu pierwszego, Alex Aster zabiera czytelnika na jeszcze większy, jeszcze szybszy rollercoaster. W Nightbane fabuła niemal gna na łeb na szyję, momentami w ogóle nie pozwalając odetchnąć i nagminnie rzucając Isli Crow, głównej bohaterce, kłody pod nogi. W kontynuacji Lightlarku miłość przeplata się z nienawiścią, moc rośnie, a mrzonki o nadchodzącej wojnie okazują się prawdą...

Isla jest dzielna. Odkąd poznała prawdziwe oblicze Grima, władcy Mrocznych, a także fakt, że została perfidnie oszukana i zdradzona przez najbliższych, nie potrafi się do końca pozbierać. A jednak codziennie wstaje z podniesioną głową, by choć w minimalnym stopniu ogarnąć powstały wskutek złamania klątw chaos. Nigdy nie czuła się dobrze w skórze władczyni, a teraz poza Dzikimi musi także sprawować pieczę nad garstką Gwiezdnych, co okazuje się niezwykle trudnym zadaniem. Do tego dochodzi praca nad kontrolowaniem nowo poznanych mocy oraz ciężkie próby przywrócenia sobie wymazanej pamięci.

Na szczęście towarzyszy jej Oro, król Lightlarku, którego dobre uczynki, oddanie i przyjaźń są niczym miód na jej skołatane serce. Jest on ogromną podporą Isli, zwłaszcza w chwilach zwątpienia czy bezradności.

Czy dziewczynie uda się odzyskać pamięć? Jak skończy się wojna z Mrocznymi? Czy Isla odnajdzie się w roli dobrej władczyni dwóch królestw? A co z buntownikami pragnącymi obalić monarchię?

Nightbane to bardzo dobra kontynuacja, a jednak nieidealna. Historia mocno wciąga w swój namiętny, magiczny i mroczny świat, a jednak po przeczytaniu połowy książki czułam się kompletnie wyczerpana. Fabuła tak pędziła, że ledwo nadążałam z ogarnianiem mających tam miejsce wydarzeń. Czasami w rozdziale, który zajmował parę stron, zdarzyło się więcej niż w pięciu rozdziałach innej książki. Trochę brakowało mi fragmentów spokojnych, odprężających i takich, by się bardziej wczuć. A przynajmniej takie odczucia trafiły mnie z początku, bo końcówka dosłownie mnie sponiewierała, więc nie mam absolutnie na co w niej narzekać. W drugiej połowie zdarzały się chwile, gdy bezwiednie otwierałam buzie w szoku albo wydawałam z siebie bliżej nieokreślone dźwięki typu: "o, aww, cooo?" i wiele, wiele innych. :)

Alex Aster bez dwóch zdań potrafi budować napięcie i zdecydowanie po mistrzowsku umie bawić się emocjami (nie tylko bohaterów, ale również czytelników). Punkty zwrotne w fabule to chleb powszedni, a są na tyle dobrze wplecione w fabułę, że się ich nie spodziewa. 

W Lightlarku największy problem miałam z kreacją Isli Crown, osoby jawiącej się ponad miarę. W tej części autorka również nie zrezygnowała z takiego zabiegu, dając dziewczynie większą władzę, niemal niepokonane moce i umiejętności, a także sprawiając, że dla świata Isla jaśniała niczym słońce - tak mocno była potrzebna wszystkim ludziom. 

Nightbane to magiczna opowieść, którą - mimo kilku wad - polecę bez wahania. Dynamiczna historia, niebanalni bohaterowie oraz motyw przeklętych królestw z pewnością znajdą wielu zwolenników. Podobnie jak stworzony przez Alex Aster wyjątkowy, namiętny trójkąt miłosny między Dziką, Słonecznym a Mrocznym. Ogromnie podobał mi się również wątek utraty pamięci przez Islę i trudne próby towarzyszące jej odzyskaniu - wspomnienia nawiedzające bohaterkę były napisane niemal idealnie i znajdował się w nich Grim! :) 

W ogólnym podsumowaniu: świetne romantasy, od którego ciężko się oderwać i którego zakończenie sprawi, że jedyne, o czym będziecie marzyć, to trzeci tom. U mnie to właśnie ono podbija ocenę w górę! 

8/10

Nightbane
Alex Aster
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2024
Stron: 480

Lightlark ↔ 3 tom

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu
 
PREMIERA 24.01.2024

Strażniczka perły to kolejny tom serii Opowieści ze świata zorzy. Po wydarzeniach z Silli mija kilka miesięcy, podczas których świat zaczyna wracać do normy. Kutik przeniosła się na Tlate Hiin, gdzie razem z Arim, jego siostrą i matką wiedzie spokojne i poukładane życie. Ma tam przyjaciół oraz kreśli szczególne plany na przyszłość, ponieważ rozpoczyna nauki na wróżbitkę u Sii. 

Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie pewne tragiczne zdarzenia. Na świecie pojawiają się Ptasierze, białe ptaki niewiadomo skąd. Z początku wyłącznie przyglądają się poczynaniom ludzi oraz rozumnych zwierząt, lecz z czasem zaczynają być agresywne. Zaczynają dziobać, a każda osoba ugryziona momentalnie zapada w tajemniczą śpiączkę. Kutik musi zakasać rękawy i wyruszyć po lekarstwo aż do Aralin, miasta wróżbitów. 

Czy Kutik uda się odnaleźć antidotum i uratować Uśpionych? Dlaczego Ptasierze z dnia na dzień zrobiły się agresywne? Czym jest tajemnicza, tytułowa perła?


Strażniczka perły to kontynuacja, która trzyma poziom. W historii zróżnicowane przygody przeplatają się z nietuzinkowymi bohaterami, dzięki czemu całość wzbudza wiele emocji. Książka raz doprowadza do śmiechu, innym razem daje ogrom nadziei, by ostatecznie zgnieść ją jak robaka, a smutek staje się jedynym towarzyszącym czytelnikowi uczuciem. 

Świat zorzy to świat, w jakim mogłabym zamieszkać. Mimo notorycznego zimna i niezbyt zróżnicowanej diety, samo przebywanie wśród postaci, które pokochało się od pierwszych stron, a także rozmawianie z niedźwiedziami, wilkami czy panterą byłoby wystarczającą nagrodą. Wspólne oczekiwanie na pojawienie się Zorzy, na możliwość wywróżenia z niej dalszej przyszłości albo ciągle poczucie działającej wokół magicznej aury brzmi jak bajkowe marzenie. I tak też się czułam, wertując kolejne stronice powieści. Jak serdecznie przywitany gość zaproszony na najciekawszą zabawę wśród najbliższych. 


Tak, jak w pierwszym tomie, tak tutaj też króluje niesamowity klimat. Bohaterowie pięknie go tworzą, a przy tym są tak indywidualni oraz wielobarwni jak tylko najbardziej można. Dzięki czemu Strażniczka perły staje się opowieścią nietuzinkową, intrygującą i po kres wciągającą. 

W książce znajdzie się wiele ilustracji autorstwa Mariusza Andryszczyka, które dodatkowo wprawią czytelnika w doskonały nastrój i pozwolą poczuć wszechobecną, zimową atmosferę. 

Podsumowując, Strażniczka perły to interesująca książka naprawdę warta polecenia. Z pewnością zadowoli młodszego i starszego czytelnika, a czas, który poświęci on na przeczytanie, absolutnie nie uzna za zmarnowany. Główna bohaterka ma łeb na karku - choć popełnia błędy jak każdy człowiek - a do tego podczas podróży zbuduje trwałe, przepiękne relacje z innymi osobami. Sprawi to, że Strażniczka perły ostatecznie stanie się powieścią bardzo wartościową i poruszającą warte zapamiętania sprawy. 

9,5/10

Strażniczka perły
Karolina Lewestam
Wydawnictwo Agora Dla Dzieci
Warszawa 2024
Stron: 328


Za możliwość przeczytania dziękuję

PREMIERA 31.01.2024

Grady Hendrix to amerykański pisarz, dziennikarz i autor wielu horrorów. Jak sprzedać nawiedzony dom to najnowsza powieść Hendrixa, która w polskim tłumaczeniu ukazała się zgoła niedawno, bo pod koniec stycznia. Sam tytuł zabrzmiał tak oryginalnie, że nie potrzebowałam więcej - bez wahania sięgnęłam po książkę. I wiecie co? Od razu przepadłam.

Fabularnie czytelnik poznaje Louise: pracowitą, zawsze poukładaną i umiejącą postawić na swoim kobietę. Wychowuje ona sama pięcioletnią córkę, Poppy, i za wszelką cenę próbuje przy tym nie popełnić identycznych błędów co jej matka. W ogóle gdyby mogła, to Louise chętnie zapomniałaby o przeszłości. A jednak nie może, ponieważ niespodziewanie dowiaduje się o tragicznej śmierci rodziców. W związku z tym zostaje zmuszona do powrotu w rodzinne strony, do miasta i domu, którego szczerze nienawidzi.

Gdy dociera na miejsce, okazuje się, że wiele spraw dość mocno się pokomplikowało. Dziwnym trafem wszystkie związane są z jej młodszym bratem, Markiem. Osobą, którą Louise wyjątkowo gardzi. Ale wystarczy tylko załatwić kilka spraw, w tym sprzedać dom, by mogła wrócić do Poppy i swojego poukładanego, doskonałego życia. 

Tylko jak sprzedać dom, który okazuje się nawiedzony? Czy to w ogóle możliwe? 

Zręcznie wymyślona fabuła, mistrzowsko wykreowani bohaterowie z krwi i kości oraz błyskotliwa, zabawna, ale momentami mrożąca krew w żyłach historia to zaledwie kilka powodów, dzięki którym pokochałam się z twórczością Grady'ego Hendrixa. Jak sprzedać nawiedzony dom już od pierwszych stron powaliło mnie swoją oryginalnością oraz wyjątkowym dopracowaniem. Podczas czytania odniosłam wrażenie, że autor stworzył plan, który skrupulatnie i bez żadnych odstępstw realizował. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Całość totalnie zagrała, a przy tym sprawiała wrażenie, jakby działa się w rzeczywistości, tak prawdziwe się wszystko wydawało. 

W Jak sprzedać nawiedzony dom pojawiają się dwa aspekty, o których muszę wspomnieć i które kompletnie zmiotły pozostałe. W pozytywnym tego słowa znaczeniu, oczywiście. Pierwszy dotyczy stworzenia bohaterów. Louise, Mark, ich rodzice oraz inne, poboczne postacie otrzymali własny, niekwestionowany przydział cech charakteru. Posiadali zalety i mnóstwo wad, a przy tym często się gubili, popełniali błędy oraz robili wszystko, by sprawiać wrażenie jak najbardziej żywych. Autor dla każdego wymyślił realistyczną przeszłość, a także doskonale budował relacje i stwarzał konflikty. Umiejętność godna pozazdroszczenia.

Drugim aspektem była wspaniale zbudowana, gęsta atmosfera. Towarzyszyła mi ona niemal przez całą książkę, dzięki czemu czułam, że czytam horror. Czułam lęk, lekką niepewność podszytą obawą przed dalszymi wydarzeniami. Znalazło się też parę momentów, gdzie miałam ochotę uciec. Motyw nawiedzonego domu okupowanego przez opętane laleczki wywarł na mnie piorunujące, mocne wrażenie - nigdy w życiu nie kupię żadnej lalki. Serio.

Najsłabszym elementem Jak sprzedać nawiedzony dom było zakończenie. Po doskonałym wprowadzeniu i intrygującym środku historii oczekiwałam wielkiego bum. Czegoś, co wstrząśnie moim światem, co zmiecie mnie z podłogi. Końcówka ostatecznie okazała się tylko niezła. Zabrakło mi wszechobecnej grozy i tego upiornego uczucia, które towarzyszyło mi za każdym razem, gdy Louise przekraczała próg domu rodziców. 

Podsumowując, Grady Hendrix stworzył naprawdę dobrą, wartą polecenia książkę. Już dawno nie wsiąkłam aż tak w historię jak w Jak sprzedać nawiedzony dom. Genialni bohaterowie, gęstniejąca co stronę atmosfera i opętane laleczki to coś, w co warto iść, jeżeli lubi się horrory. 

8/10

Jak sprzedać nawiedzony dom
Grady Hendrix
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Poznań 2024
Stron: 407


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu