PREMIERA 05.06.2024

Jaga Moder jest znana w internecie jako Legendystka, a od początku czerwca jako autorka Sądnego dnia. Fantasy mającej naprawdę wiele do zaoferowania. Książka zabiera czytelnika w polskie rejony, najpierw do Łodzi, ale zajdzie się również podróż do Krakowa, Warszawy, na tereny kaszub albo Gór Sowich. Każda wędrówka ma swój cel bezpośrednio związany z... legendami? 

Ale może zacznijmy od początku. :) 

Blanka Dunin, studentka z Krakowa, odwiedza rodziców w Łodzi, ponieważ od kilku dni nie ma kontaktu z bratem Teodorem. Chłopak razem z kolegami po napisaniu matury wyjechał do Osówki, by wędrować po górach i czerpać z życia, ile się w tym młodym wieku da. Sęk w tym, że brak jakiegokolwiek odzewu ze strony Teo nie należy do rzeczy zwyczajnych, dlatego Blanka się martwi. Dzwoni na policję, ale to niewiele daje. Postanawia więc pod wpływem chwili wstawić post gdzieś na forum w odmętach Internetu. Ku zdziwieniu, dostaje odpowiedź. Dziwną, całkowicie niespodziewaną i burzącą normalny świat dziewczyny.

Blanka postanawia spotkać się z autorem postu, który przedstawia się jako Sambor Fogiel i który ma dla niej dość nieciekawe informacje o bracie. I o rzeczywistości, ponieważ okazuje się, że świat legend pewnego dnia po prostu ożył, więc aktualnie można spotkać smoki, bazyliszki, wiedźmy, wąpierze, diabły czy anioły... 

Czy Blance uda się odnaleźć w tym szaleństwie? Czy pomoże bratu? Kim naprawdę jest Sambor i czy jest godny zaufania? 


Sądny dzień to naprawdę intrygująca historia. Książka dzieli się na pięć części, w których każda (mimo ciągłości fabularnej) dotyczy różnych spraw oraz coraz głębiej wchodzi w świat legend i klechd. I choć jedne części są ciekawsze od drugich, tak ostatecznie odbiór całości oceniam pozytywnie, mimo kilku mankamentów, ale o nich potem. Wróćmy do najważniejszej kwestii, czyli legend. Od samego początku widać, jak doskonale autorka zna się na temacie i widać, że siedzi w nim od lat. Każda przytoczona klechda zawierała wiele szczegółów, których zwyczajny laik po prostu nie zna (no, chyba że zrobi wybitny research), a co za tym idzie - czytanie o nich to był istny powiew świeżości na rynku wydawniczym.

Sambor Fogiel zasługuje na oddzielny akapit w mojej opinii, ponieważ to postać wyjątkowa. Tajemniczna, niezrozumiana, raczej nieprzyjacielska i stroniąca od innych, a jednak doskonale znająca się na swojej robocie, czyli na poszukiwaniu żywych legend i ich niszczeniu. Każdy fragment, który Jaga Moder mu poświęciła, czytałam z wielkim zaangażowaniem i gdyby nie występująca w nich często Blanka, z pewnością nie oderwałabym się od książki aż po ostatnią stronę.

Blanka z kolei to bohaterka działająca na mnie jak płachta na byka. Od początku irytowała mnie swoim zachowaniem, brakiem jakiejkolwiek pozytywnej cechy. Głównie chowała się za Samborem jak przestraszona owieczka, nie wykazując przy tym żadnej inicjatywny. Dopiero pod koniec, w ostatniej części, nie sprawiła, że miałam ochotę rzucić książkę gdzieś w kąt i zacząć krzyczeć z bezsilności. 

Styl autorki mocno przypominał mi styl Jakuba Ćwieka, podobnie jak prowadzenie dialogów czy wprowadzenie zabawnych lub nieco mrocznych postaci. Czasami miałam wrażenie, jakbym trzymała Kłamcę w rękach, co oceniam na plus, bo bardzo lubię tamtą serię. Ale wróćmy do meritum. W Sądnym dniu poza motywem czysto fantastycznym (ożywione klechdy) pojawia się też inne wątki, takie jak sprawa kryminalna czy powrót do przeszłości (jako takiej).

Na wspomnienie zasługuje również przepiękne wydanie, jakim obdarzyła czytelników nieoceniona Fabryka Słów. W Sądnym dniu pojawia się wiele ilustracji autorstwa Przemysława Truścińskiego, które podsycają klimat, a okładka jest zintegrowana i błyszcząca.


W kilku słowach podsumowania. Jaga Moder napisała dobre urban fantasy, ukazując tym samym ogromny potencjał. Powieść momentami jest mocno wciągająca, a przytaczane legendy niezwykle interesujące i doskonale angażujące. Nie do końca podobała mi się kreacja głównej bohaterki, a niektóre części były nudne (zwłaszcza pierwsza). Miałam też lekki problem z zaakceptowaniem tego, w jaki sposób (i jak szybko) Blanka dała się przekonać zupełnie obcemu facetowi w coś kompletnie irracjonalnego (w fakt, że legendy ożyły) i ruszyła z nim w podróż do Osówki. A jednak mimo wszystko czekam na kolejny tom. :)

6,5/10

Sądny dzień
Jaga Moder
Wydawnictwo Fabryka Słów
Warszawa 2024
Stron: 550


→ tom drugi

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

 
PREMIERA 04.06.2024

To, ile czekałam na kontynuację Żelaznego wilka (kliknij, żeby przejść do recenzji), wiem tylko ja. Może nie chodzi o sam czas, bo każdy czekał identycznie, chodzi o towarzyszącą temu niecierpliwość. Wielokrotnie przez dwa lata smętnie spoglądałam na regał i zastanawiałam się "kiedy", tak mocno pragnęłam poznać dalsze losy Juvy, wykrwawiaczki, czyli osoby polującej i zabijającej chorych na wilkowatość. Choroba przypomina zaawansowaną wściekliznę i można się nią zarazić, spożywając narkotyczne perełki krwi.

Juva razem z przyjaciółmi wykonuje swoją pracę, jednocześnie coraz bardziej wściekając się na Radę Naklavu z powodu bezczynności. Po zakończeniu Żelaznego wilka Juva (jak i całe miasto) liczą na poprawę sytuacji, na zanik wilkowatych, jednak zamiast spadku zarażonych choroba zaczyna przybierać na sile: ilość chorych wzrasta. Jaka jest tego przyczyna? Czy Juvie uda się odkryć prawdę?

W międzyczasie do Naklavu przybywa kapłan, który wśród ludności szerzy swój fanatyzm. Pokazuje święte obrazki przedstawiające podobizny "złych osób", dołącza do niego coraz więcej wyznawców, a ci najbliżsi muszą nosić na gardle gwóźdź...

Czy Juva powstrzyma wilkowatych? A może serce dziewczyny będzie skupiało się na czymś innym? A raczej na kimś innym? Na Grifie, który ją zdradził, okaleczył i zniknął?

Srebrne gardło to bardzo dobra kontynuacja cyklu Vardari. Historia wciąga od pierwszej strony i trzyma w napięciu aż do ostatniej, z czego zakończenie to istny rollercoaster emocji. Ostatnie rozdziały sprawiają, że mam powtórkę z rozrywki, to znaczy, że tak jak w przypadku Żelaznego wilka, tak i teraz będę z niecierpliwością wyczekiwać trzeciego tomu. 

Juva w tej części bardzo mocno się mota, jest niezdecydowana, przepełniona negatywnymi emocjami oraz zdaje się błądzić. Często znajduje się na rozdrożu, gdzie podjęcie właściwej decyzji niemal graniczy z cudem. Dzięki temu bohaterka wydaje się bardziej rzeczywista i jednocześnie bardziej irytująca - a przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie. Jak w pierwszym tomie niemal od razu zapałałam do niej sympatią, tak teraz mój entuzjazm nieco ostygł. Dopiero pod koniec, kiedy większość wątków się wyjaśniła, powróciły pozytywne odczucia. 

Strasznie w tej części brakowało mi Grifa, postaci tragicznej i tajemniczej, o której Siri Pettersen na razie niewiele zdradziła, a która już wkupiła się w serce czytelników. W ogóle całość jest niezwykle emocjonująca, a akcja wartka od pierwszych stron. Tu nie ma czasu na złapanie oddechu, tu pędzi się na łeb na szyję. 

Srebrne gardło to fantasy nie dla każdego, ponieważ jest brutalna oraz wyjątkowo krwawa. W książce pojawiają się motywy takie jak: mordercza choroba, fanatyzm religijny, tortury, przetrzymywanie wbrew własnej woli oraz śmierć. Fabularnie nie jest lekko. Ale kiedy już sięgnięcie po tę historię, to gwarantuję, że nie oderwiecie się aż do samego końca. Zostaniecie emocjonalnie stłamszeniu i rozbici, ale wierzcie mi - warto się poświęcić. :)

8/10

Srebrne gardło
Siri Pettersen
Dom Wydawniczy REBIS
Poznań 2024
Stron: 437

Żelazny wilk ↔ tom 3



Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu


 
PREMIERA 04.06.2024

Dalszy ciąg mojej fascynacji Bridgertonami uważam za niezwykle udany. Tym razem padło na Inną pannę Bridgerton, czyli trzeci tom serii o Rodzinie Rokesby, prequelu Bridgertonów. Historia kręci się wokół niezwykle wygadanej oraz ogromnie ciekawskiej panny Poppy Bridgerton, która pewnego pięknego poranka zostawia przyzwoitkę w miasteczku, a sama postanawia udać się na spacer wzdłuż brzegu morza. Zupełnym przypadkiem odnajduje jaskinię, a w niej ukrytą skrzynię. Zanim jednak Poppy uda się dowiedzieć, jakie skarby się tam kryją, dwóch morskich kamratów związuje ją i wrzuca do worka.

Poppy budzi się na statku, zamknięta w kajucie kapitana, którym okazuje się Andrew James. I który postanawia porwać dziewczynę. A raczej nie wypuścić jej na ląd dopóki, dopóty nie przybije na brzeg Portugalii, nie załatwi ważnych spraw i nie wróci, co może zająć - przy dobrych wiatrach - przynajmniej dwa tygodnie. 

Poppy czeka więc niezwykle dziwna i - mogłoby się wydawać - dość nudna podróż wśród nieznajomych mężczyzn i kapitana, który nawet przez moment nie zamierza jej wypuścić z kajuty... Jakie przygody czekają na dziewczynę, kiedy za oknem zamiast lądu będzie widać tylko niebieskie fale i błękit nieba?

Inna panna Bridgerton to niezwykle przyjemna, zabawna i lekka lektura. Historia porywa już od początku, dzięki barwnym, charakternym bohaterom, a ciekawość rośnie z każdą przeczytaną stroną. Autorka doskonale prowadzi narracje, sprawiając, że każdy leniwy moment przepleciony jest albo zwrotem akcji, albo wyjątkowo zabawnym fragmentem, dzięki czemu ani przez chwilę nie pragnęłam odłożyć książki gdzieś na bok.

Julia Quinn po raz kolejny wykreowała intrygujących, zawadiackich bohaterów. Poppy to postać, której nie da rady nie polubić, a kapitan Andrew ma w sobie coś takiego, co wywołuje rumieńce na policzkach. Ich relacja została poprowadzona w sposób niezwykle umiejętny. Nie znajduje się tutaj miłości od pierwszego wejrzenia, ale delikatną, najpierw dość skomplikowaną oraz przepełnioną nieufnością (wszak kapitan przetrzymuje Poppy wbrew jej woli) relację, która z biegiem czasu przeradza się w coś cieplejszego. I mnie to kompletnie kupiło. 

Na wspomnienie zasługuje dynamiczne zakończenie, od którego na kilometr biją groza i niebezpieczeństwo. Ostatnie strony czyta się w porywającym tempie, przewracając jedną stronę po drugiej w sekundę. Serio. Nie potrafiłam się oderwać od książki, a słowa dosłownie pożerałam wzrokiem.

Z minusów to przede wszystkim brak oryginalności. Historia jakich wiele, która wyróżnia się jedynie interesującymi bohaterami oraz czasem, w którym dzieją się wydarzenia (wiek XVIII). Sięgając po Inną pannę Bridgerton, nie powinno oczekiwać się fajerwerków czy motyli w brzuchu. Ot, przyjemna historia powstała w celu urozmaicenia oraz uprzyjemnienia dnia.

W kilku słowach podsumowania, Inna panna Bridgerton Julii Quinn to bardzo dobra książka, pełna lekkości, zabawnych momentów, kilku dynamicznych fragmentów i paru zwrotów akcji. Intrygujący bohaterowie zabierają czytelnika w morską podróż ku przygodzie, ku brzegom Portugalii. A podróż urozmaicają miłosnymi zagrywkami, od których uśmiech nie schodzi z twarzy. Ja polecam, ale czy sięgniecie? To zależy wyłącznie od was. :)

P.S. Zapomniałam wspomnieć, że mimo iż książka to trzeci tom serii, nie należy się przejmować kolejnością. Inna historia, inni bohaterowie, jedynie czasy oraz postacie drugoplanowe takie same.

7,5/10

Inna panna Bridgerton
Julia Quinn
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Poznań 2024
Stron: 392

Małżeństwo ze snu ↔ tom 4

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu





PREMIERA 08.01.2021

Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że sięgnę po książkę łączącą historię z romansem, kazałabym mu się puknąć w głowę i zmienić dostawcę leków. Dlaczego? Bo ja i powieści historyczne to dwa zupełnie odrębne światy. A przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie wsiąknęłam w świat Bridgertonów. 

Zaczęło się dość banalnie, czyli ktoś polecił mi serial na Netflixie. Chociaż słowo "polecił" nie jest tu do końca adekwatne, raczej mimochodem wspomniał coś przy rozmowie z inną osobą, a jedyne, co słyszałam, to tony zachwytów. Z początku trochę się podśmiewywałam, że to nie dla mnie, ale pewnego dnia z braku chęci do jakichkolwiek innych zajęć włączyłam serial. No, i po pierwszym odcinku przepadłam, a po dwóch dniach miałam już obejrzane dwa i pół sezonu. W oczekiwaniu na kolejne odcinki, postanowiłam sięgnąć po książki, by porównać ekranizację z oryginałem. 

Zanim jednak przejdę do konkretów, tym, którzy nie są w temacie, szybko przybliżę fabułę Mojego księcia, czyli pierwszego tomu serii o Bridgertonach autorstwa Julii Quinn. 

Historia kręci się wokół Daphne Bridgerton, której jedynym aktualnym zadaniem jest znalezienie sobie dobrego męża. Chadza więc po balach, podczas jakich matka zmusza ją do rozmów z wieloma kawalerami, co dziewczynie niezbyt się podoba. Nie lubi być w centrum uwagi. Jest jednak inteligentna i urocza, ale jakoś nie potrafi zwrócić uwagi panów (a przynajmniej nie tych, których uwagi by pragnęła).

Do czasu.

Do Londynu przyjeżdża książkę Hastings, co staje się największym wydarzeniem wśród socjety. Zwłaszcza że jest kawalerem. Sęk w tym, że Simon Hastings nigdy w życiu nie zamierza się żenić, o czym niestety żadna panna na wydaniu nie zamierza pamiętać. 

Wskutek zbiegu okoliczności książę i Daphne po cichu zawierają niezwykle intratną umowę. Simon ma udawać jej adoratora, dzięki czemu upieką dwie pieczenie na jednym ogniu. On będzie miał spokój od niezwykle irytujących i nachalnych panien (oraz ich matek), a Daphne zyska w oczach innych mężczyzn. W końcu wzbudziła zainteresowanie w samym księciu, a to już coś. 

Jak potoczą się losy tej niezwykłej pary? Czy uda im się doprowadzić plan do końca? A co jeśli prawda wyjdzie na jaw?


Mój książę to lekka książka, napisana przyjemnym stylem, przez którą dosłownie się płynie. Historia jest wciągająca, bohaterowie sympatyczni (nie tylko dla oka), a do tego pojawia się wiele naprawdę zabawnych momentów czy rozmów, dzięki którym uśmiech sam ciśnie się na usta. Te prawie pięćset stron pochłonęłam w trzy dni (byłoby szybciej, gdyby nie noworodek w domu) i ani razu nie miałam ochoty odłożyć książki. Ba, bywały momenty, w jakich bezwiednie zastanawiałam się, co dalej poczną bohaterowie.

Podobała mi się relacja między Simonem a Daphne, ponieważ jej pierwszym fundamentem była przyjaźń. Owszem, pojawiło się też skrywane, często racjonalnie odganiane pożądanie, a jednak tę dwójkę połączyły głównie śmiech i szczerość. Przynajmniej na początku, bo im dalej w las, tym autorka zapewniła im cały rollercoaster emocji oraz mnóstwo kłód pod nogi. W Moim księciu wyróżnia się również relacja między Daphne a jej starszymi braćmi, którzy zrobią wszystko, byleby chronić siostrę. Uważam to za nadzywczaj urocze.

Książka nie była jednak całkowicie idealna. W porównaniu do serialu zabrakło mi tutaj pobocznych wątków. Historia w stu procentach skupiła się na Daphne i księciu, inne sprawy pozostawiając gdzieś hen, hen w tle. A czasami miałam ochotę na pewną nutkę dynamizmu, wręcz dramatyzmu, z zupełnie innej strony. Jak to w życiu bywa, kilka fragmentów zostało przeinaczonych albo całkowicie pominiętych w serialu, ale to zaledwie drobnostki. Mogę z ręką na sercu stwierdzić, że ekranizację oddano naprawdę wiernie.

Nie mogę jeszcze nie wspomnieć o jednym aspekcie. A mianowicie największym zaskoczeniem (mowa o fabule) był dla mnie brak świadomości seksualnej u młodych kobiet. Dopóki nie zostały wydane za mąż, ich wiedza była - oględnie mówiąc - mikroskopijna. Chociaż po zamążpójściu też mogły niewiele rozumieć; wszystko zależało od tego, co im przekazały matki w przeddzień ślubu. Szczerze mówiąc, dla mnie to byłoby kompletnie nie do pojęcia i jeśli w tamtych czasach rzeczywiście tak było, to ogromnie współczuję kobietom. Zwłaszcza jeśli zawierały ślub z rozsądku, a nie z miłości. Wtedy podczas nocy poślubnej mogłyby się co najmniej... zdziwić. 

Podsumowując, Mój książę to przyjemna, lekka i zabawna historia romantyczna, którą polecę każdemu, kto ma ochotę na ucieczkę do pięknych, przepełnionych nadzieją krain. Powieść jest raczej jednowątkowa (skupia się na relacji między dwójką głównych bohaterów), przez co w żaden sposób nie jest skomplikowana, jest idealna na rozluźnienie i odprężenie, zwłaszcza jeśli w głowie kotłuje się zbyt wiele myśli. Opowiada o silnych więzach rodzinnych, prawdziwej miłości oraz o honorze, który często bywa zgubny i może prowadzić nawet do śmierci. To jak? Czujecie się już przekonani? :)

7/10

Mój książę
Julia Quinn
Wydawnictwo Zysk i S-ka
Poznań 2021
Stron: 488

→ Ktoś mnie pokochał


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu