Parę dni temu, a dokładnie dwudziestego siódmego stycznia, premierę miała ostatnia część trylogii o Donie Tillmanie - profesorze genetyki z zespołem Aspergera, który zakochał się w zwyczajnej, szalonej dziewczynie. Rosie całkowicie nie spełniała wymaganych kryteriów jako przyszła żona, ponieważ paliła papierosy, spóźniała się na spotkania, często piła alkohol i robiła setki innych "niedopuszczalnych" przez Dona rzeczy. Los w tak pokrętny sposób pokierował jednak ich życiem, że nie dość, że ta nietuzinkowa para została małżeństwem, to jeszcze spłodziła potomka, Hudsona. 

Finał Rosie opowiada właśnie o relacji między ojcem a synem, który podobnie jak kiedyś Don, nie potrafi odnaleźć się w towarzystwie. Rosie dostała lepszą ofertę pracy, a Don mógł wreszcie wrócić na stare śmieci, czyli na Uniwersytet Melbourne. Po ponad dziesięciu latach całą rodziną przeprowadzili się z powrotem do Australii, co z kolei kompletnie nie spodobało się Hudsonowi, nienawidzącemu jakichkolwiek zmian ani w życiu, ani w swoim tygodniowym harmonogramie.

Don, jako przykładny ojciec i osoba posądzona przypadkowo o rasizm, postanawia zrezygnować z pracy na uniwersytecie, a cały swój czas zainwestować w projekt "Hudson". Całkowicie skupia się na dobrym wychowaniu syna, chcąc jak najlepiej wprowadzić go do dorosłego życia, np. poprzez naukę jazdy na rowerze, rzucania i łapania piłki, czy pomoc w zdobyciu nowych przyjaciół. W międzyczasie Don stara się udowodnić, że Hudson nie ma autyzmu.

Cała ta zamiana wprowadza do życia rodziny chaos, którego efektem jest wiele komicznych sytuacji. Dlaczego? Ponieważ Don sam ma problem z radzeniem sobie z innymi ludźmi, a zamierza pomóc w tej kwestii równie nieogarniętemu synowi. Pytanie brzmi, jak to zrobić, skoro ani jeden, ani drugi nie potrafi zrozumieć emocji? Trzeba również pamiętać, że w młodym ciele zaczynają buzować hormony, a dorastanie to nie przelewki.

Finał Rosie, tak jak jej dwie poprzedniczki, przedstawia przepiękną historię bogatą w interesującą fabułę, doskonale wykreowanych bohaterów i niosącą ze sobą ważne przesłania. Mimo że język powieści jest dostosowany do intelektu Dona, a także osób, z którymi prowadza się na co dzień (ludzie nauki), książkę czyta się z niesamowitą lekkością, a przez tekst dosłownie płynie. Autor doskonale prowadzi narrację, ani minuty nie przynudzając i co chwila zaskakując zwrotem akcji. Podczas czytania nie da rady się nudzić - Don wpisał brak nudy w harmonogram, według jakiego skrupulatnie podąża i zawsze go przestrzega. :)

Książka oferuje nie tylko ciekawą historię, ale przede wszystkim skłania do refleksji. Czytelnik dostaje wiele momentów skupiających się na tym, jak ciężko wśród normalnych ludzi mają ci niepełnosprawni. Finał Rosie pokazuje, że w oficjalnie supertolerancyjnym środowisku w rzeczywistości trudno bywa być innym, czyli niewpasowanym, i że takie zachowanie na pokaz często podłapują dzieci. Okazuje się, że właśnie szkoła buduje największy dyskomfort. Rodzice i nauczyciele zamiast uczyć, wspierać i pokazywać, jak stawać się lepszym człowiekiem, podcinają skrzydła, własnymi wadami oraz uprzedzeniami zarażając swoje pociechy. 

Wartym wspomnienia są również wątki dotyczące relacji rodzic-dziecko, które autor doprowadził dosłownie na wyżyny doskonałości. Dawno nie czytałam równie realistycznego, dosadnego i przemyślanego podejścia do tych spraw w literaturze.

Finał Rosie bezapelacyjnie polecam, choć najpierw zachęcam do sięgnięcia po pierwszą (Projekt "Rosie" - recenzja) oraz drugą część (Efekt Rosie - recenzja). Czytanie bez znajomości początkowej fabuły byłoby możliwe, lecz wprowadziłoby lekki chaos, zwłaszcza podczas wspominania dawnych wydarzeń. Trylogia o Donie Tillmanie jest naprawdę piękną historią wartą poznania, skierowaną do każdego, czy to starszego, czy młodszego czytelnika. Ani przez sekundę nie zawodzi, a dodatkowo po lekturze potrzeba chwili, by pomyśleć nad przeczytanymi treściami, z których można wyciągnąć wiele interesujących, mądrych wniosków. Nawiązując do typowo telewizyjnego systemu oceniania, napiszę: trzy razy tak. :)

8,5/10

Finał Rosie
Graeme Simsion
Wydawnictwo Media Rodzina
Poznań 2021
Stron: 432


← Efekt Rosie


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu


 

W sieci kłamstw to debiut Agnieszki Baron, który zainteresował mnie połączeniem wątku kryminalnego, śledztwa dziennikarskiego oraz romansu, a to wszystko na terenach moich rodzimych Mazur. Jeśli jesteście ciekawi, jak potoczyła się historia i czy sieć kłamstw rzeczywiście została utkana, to zapraszam do dalszej recenzji. :)

Główną bohaterką jest Amanda Floks, kobieta, która z dnia na dzień dowiaduje się o niewierności męża, co z kolei kompletnie przekreśla ich wieloletni związek i powoduje utratę miłości oraz stabilności. Dodatkowo, Amanda zostaje nagle zwolniona z pracy jako tłumaczka we wrocławskim wydawnictwie. Nic (ani nikt) nie stoi więc na przeszkodzie wyruszenia na Warmię i Mazury z bratem, Maksem, dziennikarzem śledczym, w celu niesienia pomocy mentalnej przy pisaniu artykułu o defraudacji pieniędzy przez wielkie firmy rolnicze. To właśnie w małym miasteczku pod Olsztynkiem Amanda wpada na Grzegorza - tajemniczego prawnika bezpośrednio współpracującego z domniemanymi oszustami.

Podczas pobytu w północno-wschodnich rejonach kraju dochodzi do zaginięcia Maksa, bez którego Amanda nie zamierza wracać do Katowic. Za wszelką cenę próbuje odnaleźć brata, z każdym kolejnym krokiem odkrywając przerażające sekrety potężnych aglomeratów, a także wchodząc w bezpośredni kontakt z włoską mafią. 

Czy Amandzie uda się odnaleźć brata całego i zdrowego? Kim naprawdę okaże się Grzegorz? Co sprawi, że dawne sprawy z przeszłości wyjdą na światło dzienne, a starzy wrogowie znów rozpoczną swoje łowy?

Przyznam, że niesamowicie ciężko ocenić mi debiut Agnieszki Baron. W sieci kłamstw z jednej strony było naprawdę ciekawą lekturą pełną zwrotów akcji, zaskakujących momentów i przepełnionych dynamizmem sytuacji. Z drugiej strony w książce pojawiło się wiele utartych schematów, w których parokrotnie brakowało jakiejkolwiek logiki. Wkradł się chaos i niekonsekwentność, co czasami mocno biło po oczach. Bardzo podobał mi się motyw defraudacji pieniędzy przez firmy rolnicze i powolne odkrywanie kolejnych kart. Wplątanie jednak w fabułę wątku mafijnego to była moim zdaniem zbyteczna przesada, zwłaszcza jeśli wspomniana mafia działa głównie w warmińsko-mazurskich wioskach (i we Włoszech). 

Relacja między głównymi bohaterami, czyli Amandą a Grzegorzem (właściwie Gregiem), nie zaskoczyła niczym pozytywnym. Spodziewałam się powoli kiełkującego, przemyślanego wątku miłosnego z racjonalnym podłożem psychologicznym, a dostałam bezgraniczną miłość od pierwszego wejrzenia. Oczywiście, wyjątkowo pięknej kobiety i niesamowicie przystojnego mężczyzny - nieatrakcyjni ludzie przecież nie przeżywają takich górnolotnych uczuć...

W sieci kłamstw pojawił się również wątek podążającego za główną bohaterką psychopaty, który próbował ją zabić. Ciekawy zabieg literacki, całkowicie niespodziewany, ale momentami pojawiały się totalnie niemożliwe, nielogiczne akcje. Przykładem może być fragment, kiedy wspomniany psychopata włamuje się do mieszkania Amandy, a za parę dni, znów próbując dokonać zemsty, nagle myli numery mieszkań? 

W książce można wyczuć duży potencjał. Historia potrafiła mnie do tego stopnia zainteresować, że nie zwracałam zbytniej uwagi na oczywiste braki. Agnieszka Baron postarała się podczas opisu krajobrazów miejscowości czy tradycyjnego jedzenia mazurskiego, oddając ich specyficzny klimat. 

Podsumowując, W sieci kłamstw jest debiutem, który znajdzie zarówno wielu zwolenników, jak i przeciwników. Polecam na spokojne dni, bowiem tocząca się w książce akcja to istna mieszanka wybuchowa. Nie ma chwili na nudę, a fabuła płynie naprawdę dynamicznie. Jeśli podczas czytania nie będziecie zwracać uwagi na nielogiczne fragmenty czy zbyt nieprawdopodobne, naciągane wydarzenia, miło spędzicie czas. :)

5/10

W sieci kłamstw
Agnieszka Baron
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2020
Stron: 386


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

 

Po przeczytaniu pierwszego tomu o Donie Tillmanie, czyli Projektu "Rosie" (recenzja tutaj), bez chwili przerwy sięgnęłam po kontynuację. Bill Gates stwierdził, że Efekt Rosie to niebywale inteligentna, zabawna i wzruszająca książka - nie można nie zgodzić się z powyższymi słowami. Jeśli chcecie dowiedzieć się dlaczego, koniecznie przeczytajcie dalszą recenzję. :)

Don i Rosie wydają się szczęśliwym małżeństwem. Przeprowadzili się z Melbourne do Nowego Jorku, gdzie wynajmują niewielkie lokum na Brooklynie. Don wykłada genetykę na Uniwersytecie Columbia, zaś Rosie kończy pisanie doktoratu z psychologii, jednocześnie zapisując się na studia lekarskie. Wszystko zaczyna się sypać, kiedy niespodziewanie Rosie oznajmia, że jest w ciąży. Ta zaskakująca wiadomość wywołuje u Dona panikę, więc zaczyna robić to, co najlepsze w takiej sytuacji: najpierw unika tematu, potem zajmuje się innymi, według niego, bardziej ważnymi sprawami, aż wreszcie postanawia przyswoić zagadnienie posiadania dziecka oraz  bycia ojcem. Niestety, w niesamowicie kreatywny, pokrętny i zabawny sposób, przez co w życiu Dona pojawia się multum nowych problemów. Przede wszystkim podejrzenie o pedofilię, kiedy idzie na plac zabaw poobserwować zachowanie dzieci w celu wysnucia interesujących wniosków. Skutkiem tego nieporozumienia okazuje się konieczność brania udziału w spotkaniach ze pracownikiem społecznym i psychologiem. 

W międzyczasie do mieszkania Dona i Rosie wprowadza się Gene - najlepszy przyjaciel, a zarazem największy wabik na kobiety wśród profesorów. Nowy współlokator, ciąża, piętrzące się problemy zawodowe, małżeńskie i zaburzenia kontaktów międzyludzkich sprawiają, że Don posuwa się do najgorszego czynu z najgorszych, bo wprowadzającego w życie chaos: zaczyna kłamać. 

Efekt Rosie to historia, która w przepiękny, zakręcony i niezwykle inteligentny sposób pokazuje zwyczajne problemy występujące w związkach. Z racji tego, że Don jest dość nietuzinkową postacią, te pospolite kłopoty mnożą się i potęgują w sposób wykraczający poza normalne rozumowanie, przeradzając się w przezabawne sytuacje oraz wzruszające chwile. Autor idealnie wplótł pojęcie ciąży, narodzin i fakt posiadania w niedalekiej przyszłości dziecka, a także nieporozumienia występujące między żoną a mężem w życie Dona, przerabiając to w istną feerię emocji. 

Książka jest doskonałym przykładem na to, że ludzie potrafią się zmieniać, choćby nie wiadomo jak zatwardziali byli w swoich przekonaniach. Don pod wpływem Rosie, Gene'a, George'a, Soni i paru innych osób małymi kroczkami zdobywa się na przeprogramowanie rozumowania, próbując rzeczywiście zaznajomić się i przy okazji nie pogubić w przyjętych przez społeczeństwo normach. 

W drugim tomie niesamowicie irytowała mnie postawa Rosie i robienie z Dona typowej ofiary - to jedyny minus powieści, przez który książka wypadła nieco gorzej w porównaniu z pierwszą częścią.  Dużym plusem z kolei było prowadzenie obserwacji, z jak wieloma na pozór łatwymi sytuacjami musi radzić sobie osoba z zespołem Aspergera.

Efekt Rosie jest rzeczywiście niesamowicie inteligentną, zabawną i wzruszającą książką, a historie i przesłania ukryte między wierszami powinien poznać każdy. Drugi tom trylogii o Donie Tillmanie polecam bez wahania i z całego serca, ponieważ otrzymacie coś więcej niż wciągającą fabułę oraz doskonale wykreowanych bohaterów. Dostaniecie możliwość wejścia w umysł osoby niepełnosprawnej, świeże spojrzenie na wiele wątków, śmiech przez łzy i łzy ze śmiechu, a przede wszystkim może książka pozwoli wam dosadniej zrozumieć, że to bez znaczenia, kim jesteśmy z zawodu, jaki mamy status społeczny, jaki kolor twarzy czy kogo kochamy. I tak na wiadomość o zastaniu przyszłą/ym matką/ojcem spanikujemy i będziemy próbowali uciekać, gdzie pieprz rośnie. :)

7,5/10

Efekt Rosie
Graeme Simsion
Wydawnictwo Media Rodzina
Poznań 2016
Stron: 440


Projekt "Rosie" ↔️ Finał Rosie


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu



Ludzi zwykle ciężko rozgryźć, ponieważ potrafią zaskoczyć nieprzewidywalnością. Często zmieniają zdanie, wpadają w skrajne emocje, a ich dobre nastawienie może nagle ulec zmianie po, na przykład, nieudanym kontakcie z wyjątkowo upierdliwym klientem. 

Don Tillman, genetyk na uczelni w Melbourne w Australii, może uchodzić więc za jednego z niewielu ludzi, których rozgryźć jest nadzwyczaj łatwo. Ma ustalony porządek dnia, jaki sumiennie przestrzega, tylko czasami nanosząc stosowne poprawki do harmonogramu w zależności od wystąpienia naprawdę nagłej sytuacji (zwykle za tymi zmianami stoi inny człowiek, który spóźnił się na spotkanie lub całkowicie je odwołał). Prowadzi Ujednolicony Program Posiłków, w każdy dzień tygodnia jedząc tę samą potrawę - to rozwiązanie posiada aż osiem zalet, m.in. standaryzację listy zakupów, minimalizację strat czy zdrową, zbilansowaną dietę zaplanowaną z dużym wyprzedzeniem. Ma zadowalającą pracę na uczelni, prowadzi badania genetyczne, posiada aż dwoje przyjaciół i co niedziele rozmawia z matką.

W rzeczywistości Don Tillman jest człowiekiem, którego rozgryźć jest niezmiernie trudno. Może i tworzy harmonogramy, nie potrafiąc żyć spontanicznie, ale wiele trudności przysparza mu kontakt z drugim człowiekiem. Nie potrafi prowadzić small-talku, nie zna ironii, nie rozróżnia sarkazmu, wszystko odbierając dosłownie. Przede wszystkim Don nie umie określać emocji rozmówcy, przez co często pakuje się w kłopoty lub wywołuje lawinę śmiesznych sytuacji. Zwłaszcza podczas kontaktu z kobietami.

Co więc nagle skłania Dona do utworzenia Projektu "Żona" w celu znalezienia odpowiedniej towarzyszki na resztę życie? Chyba ma już dość nieudanych randek, dlatego robi coś, co osoba pokroju Dona robi najlepiej: wprowadza do obiegu odpowiednie kwestionariusze, co chwila je ulepszając i uszczegóławiając. Teraz wystarczy tylko czekać aż idealna kandydatka na żonę znajdzie się sama.

W międzyczasie do gabinetu Dona przychodzi roztrzepana Rosie - barmanka, która prosi o pomoc w zidentyfikowaniu biologicznego ojca, tworząc tym samym nowy projekt. Czy poszukiwanie ojca wpłynie w sposób oczywisty na poszukiwanie żony?

Projekt "Rosie" to tom otwierający trylogię o Donie Tillmanie i zarazem niesamowicie wciągająca historia pełna zabawnych oraz wzruszających momentów. Czytelnicy z zapartym tchem śledzą losy głównego bohatera, często kręcąc z politowania głową nad wyborami Dona, a innym razem współczując mu braku umiejętności poprawnego zachowania się w społeczeństwie. 

Fabuła prowadzona jest w sposób dynamiczny, choć zawiera multum przemyśleń życiowych Dona, nierzadko wymienianych punktowo. Autor posługuje się misternym językiem, idealnie pasującym do intelektu bohatera oraz towarzystwa, w jakim się obraca (profesorowie, doktorzy czy psycholodzy). Dopiero nadejście Rosie, wkroczenie z buciorami zwyczajnej, nieco szalonej dziewczyny wprowadza ogromny chaos w uporządkowany system. Od tej chwili akcja nabiera rozpędu i obfituje w niesamowicie zabawne wydarzenia. Wiele razy popłakałam się ze śmiechu.

Projekt "Rosie" dodatkowo pokazuje funkcjonowanie osoby z zespołem Aspergera, jest więc wyjątkowo mądrą i nieszablonową propozycją. Nigdy nie czytałam równie oryginalnej książki, doskonale skupiającej się na uczuciach osób niejednokrotnie wykluczanych ze społeczeństwa z powodu swojej inności. 

Zdecydowanie polecam poznać Dona Tillmana w całej okazałości, bo będzie to spotkanie niezapomniane. Mogę zagwarantować doskonałą zabawę oraz niesamowicie emocjonującą przeprawę pełną wzruszeń. Projekt "Rosie" to przepiękna historia idealna do poduszki, podróży czy w przerwie między pracą dla każdego, bez względu na ulubiony gatunek literacki. Dlaczego? Bo zachwyci każdego. :)

8,5/10

Projekt "Rosie"
Graeme Simsion
Wydawnictwo Media Rodzina
Poznań 2013
Stron: 320

➝ Efekt Rosie


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu


 

Nie wiem, jak Wy, ale moje życie ostatnio pędzi jak szalone. Warto się więc chociaż na chwilę zatrzymać i odsapnąć. Chyba do podobnych wniosków doszła założycielka pewnego wydawnictwa, nadając mu iście spokojną nazwę.

Przystopujcie na parę sekund, a ja Wam opowiem o kolejnym niszowym wydawnictwie wartym uwagi...


Parę słów o + co wydają

Z tego, co przeczytałam, wynika, że wydawnictwo prowadzi jedna osoba: Anita Musioł - niesamowite, prawda? Założycielka zajmuje się wszystkim: od wyszukiwania książek, szykowania planów wydawniczych, po budżety, promocje oraz prawa publikacji i produkcję. 

Pauza specjalizuje się w wydawaniu literatury z wyższej półki i wyłącznie autorów zagranicznych. To tam czytelnicy znajdą znane i nagradzane książki z całego świata. Wydawnictwo istnieje od 2017 roku, a pierwsza powieść ukazała się już w styczniu 2018. Pauza ma na swoim koncie prawie 25 książek.


Wybrane tytuły

Przejrzałam listę publikacji wydanych nakładem Pauzy i wybrałam kilka, które mogłyby Was zainteresować. Jeśli klikniecie w okładkę, przeniesiecie się na stronę ze szczegółami. 



      

Co więcej?

Na stronie (a dokładniej podstronie O nas) pojawia się wiele filmików z YouTube'a, w których Anita Musioł opowiada, jak wygląda praca w wydawnictwie, jak przebiega proces wydawania książki, etc. Pojawiają się również rozmowy dotyczące literatury, więc z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Moim zdaniem to świetnie stworzony kącik okołoksiążkowy, pozwalający na miłe spędzenie czasu. Na Pauzę od rzeczywistości. :)



Kojarzycie Wydawnictwo Pauza? Czytaliście książki wydane ich nakładem?


Po dosłownym pochłonięciu części pierwszej Tir Alain, czyli Filarów Świata (kliknij, żeby przejść do recenzji), byłabym głupia, nie sięgając od razu po Światło i Cienie. Wyznam we wstępie, że i tym razem Anne Bishop wywarła na mnie ogromne wrażenie, pozwalając zupełnie wsiąknąć w magiczną krainę oraz poznać wspaniale wykreowanych bohaterów. 

Jeśli chcecie poznać więcej szczegółów, przez które nie mogłam spać po nocach, to zapraszam do dalszej recenzji. :)

Światło i Cienie rozpoczynają się stricte po wydarzeniach mających miejsce w pierwszej części. Lyrrze udaje się wreszcie odnaleźć Aidena, z którym postanawia wyruszyć w podróż po Sylvalanie w celu namawiania kolejnych klanów Fae do zejścia do świata ludzi i bronienia ciągle wyrzynanych wiedźm. Jako Bard i Muza próbują posłać pieśni do jak najodleglejszych zakątków, żeby ludzie dowiedzieli się, kim w rzeczywistości są Czarne Płaszcze. Trudo jednak jest szerzyć prawdę, skoro Tropicielka i Światły, główni rządzący Fae, niemal ostatecznie wypędzają ich z Tir Alainn, a ich słowa zamieniają w kłamstwa.

W międzyczasie czytelnicy poznają zachodnie krainy i zamieszkujące tam klany Fae, rodziny wiedźm czy wioski ludzi. Liam to młody baron, który po śmierci ojca dopiero co przejął władzę nad Willowsbrook. Mieszka w posiadłości wraz z matką i młodszą siostrą. Podczas spokojnego popołudnia przy herbacie dowiaduje się prawdy o podłości ojca oraz faktu posiadania przyrodniej siostry będącej wiedźmą. Czy Liam mimo uprzedzeń będzie potrafił zaakceptować nowego członka rodziny? Co ze zbliżającą się naradą baronów i mającym mieć wówczas miejsce głosowaniu dotyczącym losów kobiet całego kraju?

Ashk czuje w kościach, że źle się dzieje. Wpływy Czarnych Płaszczy docierają na zachód, wobec czego Pani Lasu będzie zmuszona do podjęcia odpowiednich kroków...

Światło i Cienie są idealną kontynuacją serii. Ilość pojawiających się wątków nie pozwala oderwać się od książki choćby na sekundę. Zwłaszcza, że autorka idealnie dawkuje pozyskiwanie przez czytelnika informacji, jedne wątki zakańczając, zaś inne coraz mocniej mutując i ostatecznie ich rozwiązanie przenosząc na trzeci tom (mam nadzieję). W drugim tomie akcja goni akcję i akcją popędza - głównie, ponieważ czasami pojawiają się fragmenty pełne spokoju, humoru czy wzruszeń. Światło i Cienie bogate są więc w szereg przeróżnych emocji nagminnie towarzyszących czytaniu.

Warto wspomnieć o realistycznie wykreowanych bohaterach, bez których historia byłaby doprawdy nijaka. Anne Bishop rewelacyjnie potrafi wzbudzić sympatię, a także sprawić, że nienawiść rośnie z każdym kolejnym słowem - wszystko zależy o tego, z czyjej perspektywy aktualnie poznajemy bieg wydarzeń. 

Doskonałym smaczkiem powieści było pokazanie, że mimo iż postawi się kobiety na najniższym piedestale, one i tak znajdą w sobie siłę, by wygrać. Autorka pokazuje, jak wyglądałby świat rządzony przez mężczyzn, gdzie "słabsza płeć" nie miałaby prawa głosu. Głosu? Co ja mówię! Nie miałaby prawa nawet żyć po swojemu! W książce kobiety muszą nosić specjalne popręgi na twarz, które mają za zadanie nauczyć je niewinności oraz pokory. Nie mają prawa czytać książek (chyba że mężczyzna wybierze im odpowiednie tytuły), chodzić do szkoły (mogą jedynie ukończyć dwie lub trzy podstawowe klasy, by umieć liczyć wydatki domostwa - za zgodą mężczyzny, oczywiście) czy pracować inaczej niż prowadząc dom, rodząc dzieci i zaspakajając seksualnie potrzeby mężów/kochanków. 

Podsumowując, Światło i Cienie to przepełniona magią powieść, obok której nie warto przechodzić obojętnie. Trzymająca w napięciu historia z niesamowicie wykreowanymi bohaterami i rzetelnie stworzonym światem. Polecam z całego serca tę przepiękną opowieść o walce z nieprawymi rządami, szerzeniu nadziei i ciężkich dążeniach kobiet, by móc żyć zgodnie z własnym życzeniem. Z racji tego, że Światło i Cienie są bezpośrednią kontynuacją, radzę najpierw zapoznać się z pierwszą częścią, czyli wspomnianymi we wstępie Filarami Świata

10/10

Światło i Cienie
Anne Bishop
Wydawnictwo Initium
Kraków 2020
Stron: 544


Filary Świata ↔️ część trzecia



 

Jakże niezmiernie się cieszę, pisząc te parę słów: dzisiaj obchodzimy pierwszą rocznicę powstania Pomistrzowsku! Tak, dobrze czytacie. Równo rok temu narodził się w mojej głowie szalony pomysł stworzenia bloga z recenzjami książek. Przyznam, że nie spodziewałam się, że pomysł ten przerodzi się w świetną przygodę pełną wyzwań, radości i możliwości poznania wielu cudownych osób. :)

STATYSTYCZNIE

Obiecałam w podsumowaniu rocznym, że statystyki przedstawię na rocznicę bloga, bo mojemu mózgowi musiały zgadzać się liczby. Oto jak prezentują się Wasze wejścia, komentarze i liczba obserwatorów na dzień 17.01.2021 (godz. 9:15). Dziękuję. ♥️


INSTAGRAMOWO

Szybko się zaaklimatyzowałam w książkowych środowisku (co głównie zawdzięczam Waszej otwartości) i po trzech miesiącach utworzyłam konto na Instagramie. A to, co się tam działo, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Na plus, oczywiście. Niedawno robiłam nawet rozdanie na pierwszy 1 tys. obserwatorów (połączone z mikołajkami). 

Klikając, przeniesiecie się na stronę IG

FACEBOOKOWO

Z okazji rocznicy postanowiłam iść o krok dalej i założyć fanpejdża Pomistrzowsku. Mam nadzieję, że zdążyliście zauważyć gadżet w bocznej kolumnie bloga. A jeśli nie, to zapraszam poniżej. Dodawajcie stronę do obserwowanych, żebym mogła też i Was znaleźć w tym odmęcie Internetu (ewentualnie podawajcie linki w komentarzach do Waszych fanpejdżów). 


INFORMACYJNIE

Skoro już jestem przy głosie, to wykorzystam sytuację, serdecznie Was namawiając do zadawania pytań autorom w Autorskich 10 minutach! Niebawem szykuje się rozmowa z Tomaszem Kamińskim, więc gorąco zachęcam do wzięcia czynnego udziału w cyklu. :)

Klikając, przeniesiecie się na odpowiednią stronę

Dziękuję, że ze mną wytrwaliście. ♥️


 

Prosiłabym o chwilę skupienia. Pomyślcie nad tym, ile z Was jako małe dzieci spało z zapaloną lampką albo prosiło mamę i tatę, żeby nie gasili światła na korytarzu? Miało koszmary pełne strasznych stworów wypełzających z szafy, które czekały aż rodzice zostawią Was z opiekunką, by... okazać się rzeczywistością! Wydaję mi się, że prawdopodobnie w ten sposób Joe Bellarini stworzył swój debiut - przypomniał sobie dawne czasy i stwierdził, czemu by nie wykorzystać starych mar sennych. Tak oto trafiła do czytelników jego książka Poradnik dla babysitterek. Polowanie na potwory rozpoczynająca zapewne dłuższą serię dla młodzieży.

Główna bohaterka to Kelly Ferguson, nieco roztrzepana nastolatka próbująca podążać za marzeniem. Zamierza pojechać na wspaniały obóz Miskatonic, który pozwoli jej stać się kimś lepszym: Kelly zamierza rozkwitnąć niczym przepoczwarczony motyl. Problem w tym, że obóz jest dość drogi (cztery tysiące dolarów), a jej rodzice mają pieniądze wyłącznie na niezbędne do życia sprawunki, dlatego dziewczyna łapie się niemal każdych prac, które legalnie może wykonywać trzynastolatka. 

Kelly nie przepada za dziećmi, ale zrobi wszystko, by wyjechać na Miskatonic. Podejmuje więc wyjątkowo dobrze płatną pracę babysitterki. Jej pierwszym klientem są państwo Zellman, którzy ruszają na firmową imprezę Halloweenową, zostawiając z Kelly ich paroletniego synka, Jacoba. Chłopiec opowiada niestworzone historie o potworach wychodzących z szafy, przez co boi się spać w swoim pokoiku. Pokazuje też Kelly mrożące krew w żyłach rysunki stworów nawiedzających jego koszmary, świadczące zapewne o wybujałej wyobraźni.

Nagle koszmary stają się rzeczywistością. Kelly zostaje świadkiem pojawienia się obrzydliwych, śmierdzących i strasznych potworów, które zasadzają się Jacoba! Ku przerażeniu, chłopiec zostaje porwany, a przecież państwo Zellman mają wrócić do domu już o pierwszej w nocy. Na szczęście wybawienie Kelly chwilę później podjeżdża pod dom na czerwonym skuterze. To Liz Le Rue, profesjonalna babysitterka, która bez wahania wierzy w bajeczki o potworach. Ba, nawet zawodowo zajmuje się ich zabijaniem.

W tę wyjątkowo chłodną noc Halloween Kelly zmierzy się z najgorszymi koszmarami, stanie twarzą w twarz ze śmiercią, a także obudzi w sobie wiele pokładów odwagi. Pozna nowych przyjaciół i przede wszystkim odkryję prawdę o babysitterkach. Pytanie, czy pozwoli to uratować Jacoba ze szponów najgorszego ze wszystkich istniejących potworów: Grand Guignola? Co zrobią Państwo Zellmann, jeśli Kelly nie sprowadzi chłopczyka na czas do domu?

Poradnik dla babysitterek. Polowanie na potwory to wyśmienita książka dla młodzieży, przepełniona akcją, dynamiczną narracją i wieloma twistami fabularnymi. Podczas czytania nie da rady się nudzić, bowiem autor co chwila zaskakuje czytelnika zabawnymi momentami albo strasznymi sytuacjami. Główny wątek prowadzony jest interesująco, tym bardziej że przeplata się z wieloma wątkami pobocznymi. W powieści pojawią się również typowe problemy nastolatków: pierwsze zauroczenia, imprezy czy starania, by wkręcić się do grupy popularnych uczniów. 

Samo pomysł stworzenia stowarzyszenia babysitterek profesjonalnie zajmujących się łapaniem i zabijaniem potworów był według mnie strzałem w dziesiątkę. W Polowaniu na potwory pojawia się wiele informacji o gatunkach, słabych czy mocnych stronach konkretnego rodzaju potwora, a także sposoby ich pokonania. Czytelnicy dostają strony żywcem powyrywane z poradnika, które wydawnictwo prześlicznie wkomponowało w książkę, upiększając wydanie do granic możliwości.

Bohaterowie to w głównej mierze dobrze wykreowani nastolatkowie. Żadna rozmowa nie wydała się sztuczna czy nielogiczna, co zdecydowanie zwiększa jakość powieści. Po raz kolejny czytelnik jest świadkiem, że niebezpieczne przygody zbliżają ludzi, zwłaszcza podczas walk. Pomysły wyjęcia potworów z szafy, uprowadzenia dziecka i uratowania świata są nieco oklepane i dość schematyczne, jednak wcale nie odbierały radości podczas czytania.

W kliku słowach podsumowania powiem, że Poradnik dla babysitterek. Polowanie na potwory jest historią wciągającą, emocjonującą i przede wszystkim godną polecenia. Myślę, że młodsi czytelnicy będą ukontentowani poznaniem wielowątkowego wymiaru powieści, a starsi zadowoleni z dynamicznej, prostej fabuły naciskającej na pracę wyobraźni u swoich pociech. 

7/10

Poradnik dla babysitterek. Polowanie na potwory
Joe Ballarini
Wydawnictwo Young
Białystok 2020
Stron: 330
Za możliwość przeczytania dziękuję Portalowi

 

Dlaczego Król Elfów nie znosił baśni to krótka historia opowiadająca o losach Cardana, bohatera serii Okrutny książę Holly Black. Szczerze mówiąc, sięgając po książkę, nie miałam pojęcia, że to swego rodzaju dodatek - dowiedziałam się dosłownie tuż przed czytaniem. Na szczęście nieznajomość głównego cyklu kompletnie nie przeszkadzała mi w zrozumieniu tej opowieści, choć z pewnością mogłam sobie parę elementów niechcący zaspojlerować.

Książka rozpoczyna się podróżą Cardana i Jude, czyli Króla Elfów i Najwyższej Królowej, do świata śmiertelników. Cardan pod wpływem rozmowy zaczyna wspominać swoje dzieciństwo i kolejne wydarzenia, przez które z typowego czarnego charakteru stał się tym dobrym. A przynajmniej przestał być diabolicznie złym.

Czytelnik przenosi się do czasów, kiedy Cardan był nieznośnym młodym królewiczem z wyjątkowo ciętym językiem. Nie przepadali za nim ani bracia, ani siostry, ani ojciec, ani tym bardziej matka, dlatego większość wolnego popołudnia spędzał w stajni na sianie. Tam też pewnego dnia spotkał przeraźliwie brzydką trollicę. Aslog z Zachodu, bo tak nazywała się potwora, wspomniała najpierw o niesprawiedliwym potraktowaniu jej przez królową Gliten, a kiedy książę dosłownie olał sprawę, wówczas opowiedziała zgoła inną historię. Bajkę o chłopcu z bardzo ostrym językiem, na którego rzucono klątwę, przez co zamiast serca w klatce piersiowej zakotwiczył kamień...

Od opowieści Aslog minęły kolejne lata, podczas jakich Cardan z wrednego chłopca przemienił się w znienawidzonego młodzieńca. Poznał też grupę przyjaciół - choć czy można nazwać tak druhów osoby, której na nikim ani niczym nigdy nie zależało? - skutecznie pomagających mu w spędzaniu czasu tak, jak lubił. Czyli w sprowadzaniu kolejnych kłopotów i wywoływaniu kłótni między mieszkańcami Elfhame.

Oczywiście, każde złe zachowanie musi kiedyś dobiec końca. W przypadku Cardana moment nastąpił w chwili, gdy znienawidzona śmiertelniczka zajęła jego myśli. Trzeba również pamiętać, że baśnie czasami ewoluują i to od odbiorcy zależy, jaki wyciągnie z nich morał...

Dlaczego Król Elfów nie znosił baśni to książka, której nie poświęca się zbyt wiele czasu. Jest stosunkowo krótka (niecałe dwieście stron) oraz w większości składa się z przepięknych, klimatycznych ilustracji, dlatego kolejne kartki dosłownie przekładają się same. Opowiedziana przez Holly Black historia była naprawdę dobra. Wydaje mi się jednak, że wyciągnęłabym z niej o wiele więcej, gdybym znała główną serię. Przez to, że czytałam bez jej znajomości, odniosłam wrażenie, że ominęło mnie wiele smaczków, które zauważyliby jedynie fani Okrutnego księcia. Bez problemu jednak zrozumiałam podstawowe założenia autorki i doprawdy miło spędziłam czas podczas czytania.

Z racji tego, że książkę stworzono wyłącznie by pełniła rolę dodatku, nie potrafiłam zupełnie zgrać się z bohaterami. Cardan momentami mocno mnie irytował, a niektórych jego decyzji kompletnie nie rozumiałam. Zaskoczył mnie też nagły przeskok między wydarzeniami (mowa o ostatnich rozdziałach), przez który poczułam się totalnie zagubiona. 

Jak wspomniałam powyżej, Dlaczego Król Elfów nie znosił baśni pojawiają się przepiękne ilustracje. Są one autorstwa Roviny Cai, która niemal idealnie wczuła się w klimat baśni, obdarzając jej czytelników grafiką obrazującą większość wydarzeń. Dzięki temu odbiór powieści stał się bardziej emocjonalny, a sama lektura zdecydowanie przyjemniejsza. Wielokrotnie łapałam siebie, że zamiast czytać, przeglądałam ilustracje, starając się wyłapać wszystkie detale. 

W ogólnym podsumowaniu powiem, że książka wypadła bardzo przyzwoicie. Dlaczego Król Elfów nie znosił baśni to była miła, lekka lektura na jeden wieczór. Niesamowicie klimatyczna i interesująca. Polecam, ale wyłącznie dla fanów. Nie powielajcie mojego błędu i nie sięgajcie po nią bez znajomości głównej serii. Owszem, zrozumiecie wszystko, ale również wiele sobie zaspojlerujecie, zwłaszcza jeśli w planach macie Okrutnego księcia. Dla osób znających już serię - nie wahajcie się sięgnąć, bowiem książka jest idealnym dopełnieniem całości. 

6,5/10


Dlaczego Król Elfów nie znosił baśni
Holly Black
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2020
Stron: 192


Za możliwość przeczytania dziękuję Portalowi

 

Według definicji słownika języka polskiego damą nazywa się kobietę wytworną, kobietę należącą do wyższego stanu. Pierwszą osobą, która przychodzi na myśl w przytoczonym kontekście, jest właśnie Beata Tyszkiewicz - polska aktorka filmowa i telewizyjna, działająca w latach 1956-2018. Starsi pewnie pamiętają ją z takich filmów jak Zemsta (1956, reż. Bohdziewicz), w której grała Klarę, czy Lalka (1968, reż. Has), gdzie wcieliła się w rolę Izabeli Łęckiej. Młodsi z kolei mogą kojarzyć postać pani Beaty z popularnym niegdyś programem emitowanym na TVN, Taniec z gwiazdami, kiedy to zasiadała w czteroosobowym jury. Myślę, że niezbyt się pomylę, twierdząc, że Beata Tyszkiewicz jest całkowitym odzwierciedleniem własnych słów znanych obu tym grupom:

Dama? Powinna pić, palić, przeklinać. I naturalnie oglądać się za mężczyznami

Anna Augustyn-Protas postanowiła mocniej zagłębić się w ten temat, co poskutkowało napisaniem książki Beata Tyszkiewicz. Portret damy. Autorka jednak już na samym wstępie zaznacza, że nie będzie to typowa biografia (wszak parędziesiąt lat powstała już autobiografia Tyszkiewcz), ale przedstawienie oraz utrwalenie obrazu stworzonego przez najbliższych. 

Innymi słowy, książka jest zbiorem wywiadów przeprowadzonych z dziennikarzami, znajomymi, przyjaciółmi i współpracownikami Beaty. Czytelnik poznaje więc wspomnienia z pierwszej ręki m.in. Krzysztofa Zanussiego, Daniela Olbrychskiego, Iwony Pavlović, Janusza Majewskiego, Krystyny Gucewicz, Juliusza Machulskiego, i wielu, wielu innych. Dotyczą one nie tylko pierwszego spotkania z Beatą czy wrażenia, jakie na nich wywarła ta piękna, inteligentna kobieta z wybornym poczuciem humoru. Dostaje się również całą paletę emocji oraz uczuć, które w połączeniu z zabawnymi i wzruszającymi opowieściami tworzą przepiękny portret prawdziwej damy. 

Autorka pomiędzy wywiady wplata również garstkę historii, omawiając dzieciństwo w pałacach czy dorastanie w jednym pokoju wraz z matką i bratem. W książce pokazanych jest wiele sprzeczności, jakie ostatecznie uformowały specyficzny, znany aktualnie obraz Beaty Tyszkiewicz. Pomiędzy stronami można też znaleźć kilkanaście przepięknych fotografii, często z zasobów prywatnych, oraz multum cytatów podkreślających indywidualny charakter aktorki czy jej wysublimowany humor, i płynącą z nich mądrość życiową. 

Sentencja, która sprawdziła się w moim życiu: "Nie wierz w nic, co napisane i powiedziane, wierz w połowę tego, co zobaczysz, a tak naprawdę wierz tylko w siebie".

Warto wspomnieć, że książka została ślicznie wydana, ma elegancką okładkę i delikatnie zdobione wnętrze. 

Beata Tyszkiewicz. Portret damy to bardzo przyjemna lektura z wnikliwymi wnioskami, intersującymi wspomnieniami oraz zabawnymi momentami. Czytelnik wsiąka w snutą opowieść, zachwycając się życiem i charakterem Beaty, marząc, by poznać tę kobietę osobiście. Anna Augustyn-Protas stworzyła pewnego rodzaju hołd dla twórczości aktorki, zbierając jej przyjaciół w jednym miejscu. 

Serdecznie polecam i to nie tylko stricte fanom Beaty. Portret damy jest książką, która uczy poprzez przedstawienie doświadczenia zdobytego przez innych, dodatkowo przekazując wiele ważnych wartości życiowych. Na stronach książki utrwalono kobietę pełną sprzeczności, damę i niedamę, bowiem kto w swojej torebce trzyma żelki, skarpetki i piersiówkę? Zdradzę, że Beatę Tyszkiewicz warto poznać w obu tych obliczach. 

7,5/10

Beata Tyszkiewicz. Portret damy
Anna Augustyn-Protas
Wydawnictwo Burda Książki
Warszawa 2020
Stron: 240


 

Dziś siódmy stycznia. Minął pierwszy tydzień nowego roku 2021, dlatego uważam, że nadeszła najwyższa pora na pożegnanie starego. Podobno dopiero całkowite zamknięcie jednej sprawy pozwala na oddanie się w stu procentach kolejnej. Nie wiem, na ile te słowa są prawdziwe, ale wolę nie ryzykować. :) Z tego powodu zapraszam Was na podsumowanie, w którym poza typowymi statystykami, wyłonieniem zwycięzców wśród książek, wplotę również odrobinę prywaty, a co!

PODSUMOWANIE ROKU 2020


1) Z matematycznego punktu widzenia

Przez dłuższy czas zastanawiałam się, jak ugryźć ten punkt. Pomistrzowsku powstało dokładnie 17 stycznia 2020, więc nie minął równy, kalendarzowy rok - liczby by się nie zgadzały, czego bardzo nie lubię... Na szczęście udało mi się zapisywać tytuły książek przeczytanych, zanim pokusiłam się o założenie bloga, dlatego zamiast pokazywania Wam, ile osób odwiedziło stronę, etc. (zrobię to w podsumowaniu pierwszego roku działania Pomistrzowsku, ale csii... ☺), skupię się wyłącznie na książkach.

Posługując się cudownymi możliwościami, jakie daje portal LubimyCzytać.pl, wiem, że w roku 2020 udało mi się przeczytać 88 książek. Jest to niesamowity przestrzał, ponieważ w poprzednich latach czytałam naprawdę niewiele. W przeliczeniu na ilość stron wyszło ich ponad 30 tysięcy - wow. Wyznam szczerze, że kompletnie nie spodziewałam się zobaczyć taką liczbę. 

Jeśli chodzi o czytane gatunki, to pewnie nie będziecie zaskoczeni, kiedy powiem, że zdecydowanie dominowała fantastyka (31 książek). Na drugim miejscu znalazła się literatura młodzieżowa (17), potem kryminał/sensacja/thriller (15) oraz romans/literatura obyczajowa (10). W pozostałe (15) wliczały się takie gatunki jak literatura faktu, biografie, literatura dziecięca czy literatura piękna. 

Wyszedł kompletny misz-masz. :)


2) W ujęciu jakościowym

Postanowiłam wyodrębnić pięć najlepszych tytułów, jakie udało mi się poznać w roku 2020. Dziwnym trafem wszystkie należą do fantastyki. :) Poza tym utworzyłam też kategorie: najgorsza książka roku, najlepszy debiut roku oraz odkrycie roku. Jeśli klikniecie na zdjęcia, przejdziecie do recenzji.

TOP 5 NAJLEPSZYCH KSIĄŻEK ROKU 2020

  


 NAJGORSZA KSIĄŻKA ROKU 2020

Debiut Pauliny Wiśniewskiej. Kompletnie nie rozumiem sensu istnienia tej książki ani faktu, dlaczego wydawnictwo postanowiło umieścić ją na półkach księgarni. 


DEBIUT ROKU 2020

Sylwia Bies pokazała, na co ją stać, w niesamowicie wciągającym thrillerze. Dodam, że zrobiła to w idealnym momencie, kiedy już traciłam wiarę w debiutantów. 


ODKRYCIE ROKU 2020

Największym odkryciem okazała się trylogia o Igorze Brudnym autorstwa Przemysława Piotrowskiego. Brutalne, mocne i zaskakująco intrygujące. 

 

3) Przez pryzmat bloga

Podsumowując działanie Pomistrzowsku w roku 2020, stwierdzam, że lepiej być nie mogło. Jestem niesamowicie wdzięczna za aktywność, jaką wykazujecie, chęci do rozmowy i za wiele pozytywnych słów. Dziękuję, że ciepło mnie przyjęliście do swojego grona. To tak we wstępie.  :)

W rozwinięciu pokrótce opowiem, co się działo na blogu. Przede wszystkim pojawiło się aż 85 recenzji książek. Mieliście również możliwość brania udziału w serii dyskusyjnej, czyli Trochę o... Powstało VII odsłon dotyczących przeróżnych tematów. 

Klikając tutaj, przeniesiecie się na podstronę ze wszystkimi odsłonami

Gdzieś w połowie roku powstał kolejny cykl dotyczący wydawnictw niszowych, czyli Wydawnictwa na czynniki pierwsze. Opublikowałam 6 postów, a dzięki nim mogliście zapoznać się z katalogiem takich wydawnictw jak: Afera, Pierwsze, Iskry, Smak Słowa, Białe Pióro oraz Lucky.

Klikając, przeniesiecie się na odpowiednią podstronę z postami cyklu

Niedawno z kolei pokusiłam się o stworzenie jeszcze jednego cyklu, w którym główną rolę odgrywają autorzy książek. Nazywa się Autorskie 10 minut. Na tę chwilę możecie przeczytać dwa mini-wywiady: jeden z Sylwią Bies (klik), a drugi z Adrianem Bednarkiem (klik). W przyszłości planuję bardziej rozszerzyć niektóre założenia - między innymi wplątując do zabawy Was. Przypominam, że powstała specjalna strona, na której możecie zadawać pytania autorom - kliknijcie tutaj, żeby poznać szczegóły!

Kliknijcie, żeby poznać szczegóły zabawy

Trzeci punkt zakończę, dziękując Wydawnictwom, Portalom i Autorom, którzy postanowili mi zaufać, nawiązując współpracę. Szczerze mówiąc, bywało różnie. Z jednymi kontakt przebiegł lepiej niż z drugimi (jak to w życiu bywa), ale dzięki temu pasek doświadczenie dostał parę nowych kresek. Poznałam też przemiłe osoby pełne pasji, co było bezcennym przeżyciem. :)


4) Od strony prywatnej

Prywatnie 2020 upłynął mi naprawdę szybko. Czas przeciekł mi przez palce do tego stopnia, że po styczniu nagle obudziłam się w grudniu. :) W przeciągu roku zdarzyło się naprawdę wiele przeróżnych rzeczy. Przede wszystkim wybuchła pandemia, przez którą normalne życie wywróciło się o 180 stopni. Tak właściwie sam fakt istnienia covida, na szczęście nie wpłynął na mnie jakoś znacząco (odpukać w niemalowane). Jedyne, co odczułam, to braki wywołane zmniejszoną ilością spotkań ze znajomymi czy faktem zamknięcia restauracji/pubów/kin, etc. Uwięzienie w domu sprzyjało jednak czytaniu i udzielaniu się na blogu. Ostatecznie nie mam więc na co narzekać. 

W 2020 poza założeniem Pomistrzowsku udało mi się również zmienić pracę. Dodam, że na o wiele lepszą i ciekawszą, która pozwala mi się rozwijać. :) Ponadto znalazło się też parę przykrych sytuacji, o jakich trochę ciężko mi pisać publicznie, dlatego zachowam je dla siebie - mam nadzieję, że się nie obrazicie? 

W minionym roku założyłam również Bookstagrama. Miał być jedynie dodatkiem do bloga, ale dostatecznie mocno się wkręciłam i zżyłam z wieloma osobami, by móc tak powiedzieć. Ponadto kilka razy przemeblowywałam mieszkanie (chłopak nie był zadowolony z faktu przenoszenia ciężkich mebli z jednego kąta na drugi :P), zakupiłam dwa dodatkowe regały, przybyło mi z dwieście nowych książek,  a także posiadłam wiele nowych kwiatów i tę samą ilość kwiatów zabiłam (nie mam ręki do roślin). 

I to chyba tyle?


5) W kilku (naprawdę) ostatnich słowach

Kończę już ten przydługi wywód, żeby nie zanudzać. Jeśli dobrnęliście do końca, to należą Wam się serdeczne gratulacje. I podziękowania. :) Odsyłam Was jeszcze na:

BOOKSTAGRAM,

na konto LUBIMYCZYTAĆ.PL

oraz tutaj 


A jak rok 2020 minął u Was? Opowiadajcie! Jestem strasznie ciekawa Waszych historii, przeżyć i podsumowań. :)


PREMIERA 13.01.2021

Veronica Roth to amerykańska pisarka, która zasłynęła z popularnej na cały świat trylogii Niezgodna oraz z cyklu Naznaczeni śmiercią. Niebawem, bo 13-stego stycznia, nakładem wydawnictwa Media Rodzina ma ukazać się polskie tłumaczenie kolejnej książki autorki. Wybrańcy są pierwszą częścią dylogii skierowanej do młodych dorosłych oraz zaczynającej się w miejscu, gdzie inne powieści kończą: śmiercią złego charakteru.

Brzmi intrygująco, prawda? :)

Tytułowymi Wybrańcami nazywa się piątkę dwudziestoparolatków (Mattew Weekes, Esther Park, Sloane Andrews, Albert Summers oraz Ines Mejia), którzy dziesięć lat temu pokonali największe zło znane do tej pory na Ziemi. Zabili Mrocznego, wykazując się przy tym ogromnym heroizmem oraz altruizmem, bowiem walka poza gigantyczną sławą przyniosła im również nowe lęki, koszmary i osobiste tragedie.

Powracające demony przeszłości zdają się zwłaszcza dopadać Sloane, z której to perspektywy poznajemy kolejne wydarzenia. Dziewczyna związała się z Mattem, jednym z Wybrańców, z którym - mogłoby się wydawać - wiedzie spokojne życie. Problem w tym, że Sloane nie potrafi uporać się z dziwnym, nagminnie towarzyszącym przeczuciem, że coś jest nie tak jak powinno. Zaczytuje się więc w ściśle tajnych aktach prowadzonych za czasów, gdy ona wraz z czwórką przyjaciół bezpośrednio uczestniczyli w projektach rządowych. Dodatkowo łyka tabletki uspokajające i nasenne, dzięki którym może przespać choć połowę nocy, a ponadto stara się odnaleźć własne miejsce na świecie. 

Niespodziewanie po dekadzie spokoju Ziemię zaczęły nawiedzać niespotykane zjawiska: pole uprawne i traktor na środku oceanu czy dziewczyna spadająca z klifu w górę! Sloane wyrusza więc z przyjaciółmi na stare miejsce po Wirze (ogromne tornado), gdzie agenci rządowi zbudowali tajemną bazę. Jak się okazuję, prowadzą tam testy dotyczące posługiwania się najprawdziwszą magią... A co jeśli przy okazji okaże się, że teoria o istnieniu wieloświatów jest prawdziwa i żeby przejść do innego wymiaru, wystarczy zrobić krok? Albo raczej prawie utonąć w rzece Chicago? 

Gdybym jednym zdaniem miała określić najnowszą książkę Roth, bez zawahania nazwałabym ją jednym z Wirów Mrocznego. Wybrańcy jak huragan wdarli się do mojego świata i zostali w nim, dopóty nie dobrnęłam do ostatniego słowa. Historia, którą przedstawiono w książce, zawiera to, co najlepsze w przeróżnych gatunkach literackich. Mamy elementy fantasy (magia i próby jej okiełznania), dużo momentów sciene fiction (połączenia światów powiązane z teorią strun), a przede wszystkim mocne aspekty rodem z thrillerów (zmagania wewnętrze bohaterów pełne sprzeczności oraz niewiadomych). Roth dodała również nieco romansu, walkę dobrych ze złym czy tuziny przepowiedni, co ostatecznie przełożyło się na fenomenalny odbiór powieści.

Wybrańcy to niesamowicie oryginalna historia pełna zwrotów akcji, bez powielonych schematów czy utartych szlaków. Czytelnik otrzymuje kompletnie nowe spojrzenie na wiele znanych (lub mniej znanych) zagadnień. Dodatkowo książkę interesująco urozmaicono poprzez dodanie między rozdziałami fragmentów korespondencji, artykułów z gazet dotyczących konkretnych wydarzeń, esejów z podręczników czy nawet paru wierszy z tomików poezji odrealistycznej. Zabieg ten świetnie wprowadza w stworzony przez Roth świat.

Poza nietuzinkową fabułą w Wybrańcach wielką wagę przyłożono do rzetelnego wykreowania bohaterów. Każda postać otrzymała indywidualny charakter, własne problemy i osobiste demony, dzięki czemu obiór powieści w pewnym momencie zaczyna być bardzo emocjonalny. Związujemy się ze Sloane, śledząc każdy jej ruch czy myśl, które - swoją drogą - czasami potrafią dosłownie rozłożyć na łopatki. :)

Wybrańcy to książka, od której wiele wymagałam i która idealnie te wymagania spełniła. Ani razu nie zwiodłam się podczas czytania, dlatego bez wahania napiszę: gorąco polecam! Gwarantuję, że po uszy wpadniecie w tę niebanalną, zachwycającą historię przepełnioną emocjami oraz wieloma naprawdę mocnymi twistami fabularnymi. Pozycja idealna dla każdego bez względu na wiek czy zamiłowanie do konkretnego gatunku literackiego. Zakończenie to był istny majstersztyk, ponieważ teraz jedyne, o czym marzę, to dorwanie kontynuacji. 

9,5/10*

Wybrańcy
Veronica Roth
Wydawnictwo Media Rodzina
Poznań 2021
Stron: 527


⟶ druga część


Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu


* nie dałam 10/10 wyłącznie dlatego, żeby mieć pole do popisu przy drugiej części, bo wyczuwam sztos. :)


 

Lekko spóźniona przychodzę z kolejnym podsumowaniem mojego czytelniczego miesiąca. Tym razem przyszła kolej na grudzień. 

Przyznam, że jak pierwsza połowa grudnia była naprawdę świetna w odniesieniu do ilości przeczytanych książek, tak w drugiej kompletnie poległam. Przedświąteczne zakupy, potem przygotowania, aż same Święta, potem parę dni w pracy i znów Sylwester to zaledwie garstka spraw pochłaniających mój czas. W rzeczywistości do książek usiadłam dopiero wczoraj, a do bloga - dzisiaj. Mam nadzieję, że u Was ostatnie dni grudnia prezentowały się spokojniej? :)

Zgodnie z obliczeniami udało mi się pochłonąć 8 książek. Były raczej cienkie, co w ogólnym rachunku dało 2393 stron. Trochę słabo, bo o 1458 stron mniej niż w listopadzie, but who's counting? :)


Co czytałam?


➝ Dorwałam trzeci tom serii o Enoli Holmes, czyli Sprawę złowieszczych bukietów (recenzja) Nancy Springer

➝ zagłębiłam się w przepiękną powieść dla młodszych, poznając świat Ikaboga od J.K.Rowling (recenzja)

➝ wyruszyłam na Polowanie na potwory wraz z Poradnikiem dla babysitterek Joe Ballarini (recenzja wkrótce)

➝ poznałam historię dziewcząt Macieja Adamczyka w jego Mokrych rzęsach dziewcząt

➝ dowiedziałam się co nieco o wierze i aniołach z Talii pełnej Jokerów Marka Pietrachowicza (recenzja wkrótce)

➝ wsiąkłam w historię pełną brutalności, porwań i pedofilów Mariusza Kaniosa, czyli Uczynkiem i zaniedbaniem (recenzja niebawem)

a przede wszystkim

➝ zanurzyłam się w przepiękny świat wykreowany przez Anne Bishop, dosłownie pochłaniając pierwszą część Tir Alainn, czyli Filary Świata (recenzja), a później drugą - Światło i Cienie (recenzja na dniach).


W grudniu na Pomistrzowsku pojawiło się Rozdanie mikołajkowe (kliknij, żeby przejść do postu). Bardzo dziękuję za tak duże zainteresowanie zarówno tutaj, jak i na Instagramie, gratuluję zwyciężczyni i liczę, że następny konkurs zostanie przyjęty z równie dużym entuzjazmem. :)

Kliknij w zdjęcie, żeby przejść do postu


Poza rozdaniem mogliście przeczytać mini-wywiad z Adrianem Bednarkiem w drugiej odsłonie cyklu Autorskie 10 minut. Swoją drogą, zapraszam na specjalnie utworzoną stronę (kliknij tutaj), gdzie będziecie mogli zadawać pytania autorom!

Kliknij w banner, żeby przejść do postu

 Opowiadajcie, jak minął Wasz grudzień! Ile przeczytaliście książek? Jak po Świętach? No, i oczywiście spóźnione, lecz szczere: Szczęśliwego Nowego Roku!