Autorką Figurantki jest niepokorna polonistka, która kryje się pod pseudonimem Anieli Wilk. Kompletnie nie rozumiem tego ostatnio szalenie modnego fenomenu pisania pod przykrywką, bo i po co? Czy to oznacza, że autor wstydzi się własnego stylu/pomysłu? Cóż, to temat dobry na kolejną odsłonę dyskusji, a nie na recenzję - wszak nie nazwisko odgrywa największą rolę a treść powieści. 

Tytułową figurantką jest Alice Black, kobieta, która zanim zdążyła do końca się rozwieść, zanim sąd zdążył przejrzeć wysłane papiery rozwodowe, już musiała zająć się pochówkiem męża. Los postanowił pomóc Alice i rozwiązać problem nieudanego małżeństwa w sposób typowo naturalny: mężczyzna zginął w wypadku samochodowym. Wtedy też rozpoczęła się akcja książki. Alice zaczęła zmagać się nie tyle co z bólem po utracie ukochanego, lecz z kłamstwami, które po jego śmierci nagle wyszły na jaw. I wcale nie mam tu na myśli nieznaczącego romansu z sekretarką. Wraz z biegiem fabuły bowiem, okazało się, że Adam, bo tak nazywał się mąż Alice, prowadził nielegalne biznesy z kartelem narkotykowym, a teraz właśnie ten kartel zamierza wyrównać niezapłacone rachunki z nią, z niczego niespodziewającą się kobietą potrzebującej jedynie odrobiny wsparcia oraz dużego zadania w pracy.

W walce z przestępcami Alice pomaga wyszkolony agent federalny, Bruce. Mężczyzna twardy, zimny, przystojny - jakżeby inaczej - i z piekłem w oczach. Zaczyna się walka, a Alice lawiruje między dwoma frontami, raz przerażona, raz złudnie bezpieczna. Oczywiście, jak to bywa w romansach, między Alice a Bruce'em rodzi się nikła nić porozumienia, która kiełkuje w najmniej sprzyjających warunkach. Teraz największe znaczenie ma czas oraz odkrycie prawdy... A ta okaże się więcej niż zaskakująca.

Figurantka to książka, jaką czyta się szybko, bez skupienia i głębszych refleksji. Czytelnik zatapia się w pełnej akcji fabule, a momentami dostaje też fragmenty pełne gorącego romansu między bohaterami. Typowy sensacyjny romans, ot powieść bez zbędnych fajerwerków w brzuchu. Raczej miła dla oka lektura na poprawę parszywego dnia, niżeli historia suto kreowana emocjami.

Największym plusem książki Anieli Wilk jest zdecydowanie wątek sensacyjny. Z początku rozpoczyna się dość powoli, z czasem przyśpiesza, aż zaczyna sprintem finiszować przy mecie - działa proporcjonalnie do tempa czytania, które w ostatnich chwilach pędzi jak oszalałe. Podobało mi się także towarzyszące czytaniu poczucie niewiedzy, skrupulatnie uzupełnianie po każdym rozdziale. Podobnie jak fragmenty pełne strzelanin, pościgów czy ran i krwi - tu autorce należą się wielkie gratulacje, bo odwaliła robotę śpiewająco. Czytało się z zapartym tchem.

Finał w porównaniu z resztą książki został, według mnie, potraktowany nieco po macoszemu, bo opisanie głównego, ostatecznego motywu zajęło autorce raptem paręnaście stron, a budowanie relacji między bohaterami ponad dwieście. Rozumiem, że wtedy akcja goniła akcję i akcją poganiała, ale czułam się, jakby odebrano mi najlepszy walor powieści. Wszak to romans sensacyjny, a nie romans z wątkiem sensacyjnym.

Do bohaterów mam nieco mieszane uczucia, bo wydaje mi się, że oni też byli nieco pomieszani. Albo pomyleni. Emocjonalnie. Alice z jednej strony była poważną kobietą znającą swoje wady i zalety, a z drugiej przypominała naiwną nastolatkę objętą wiecznym pożądaniem. Bruce też. Agent federalny, nieprzestrzegający przepisów, mierzący się z groźnym kartelem w pojedynkę? Troszkę słabo to brzmi, przyznacie, prawda?

Ogólnie przyznam, że po opisie spodziewałam się zupełnie czegoś innego, a przeczytane treści nieco mnie zawiodły. Kiedy jednak nie będziecie niczego zakładać oraz lubujecie się bardziej romansach niż romansach sensacyjnych to znalazłam dla Was powieść idealną. Bo co jak co, ale wątki erotyczne są naprawdę gorące, a w towarzystwie lampki wina może nawet zapieką policzki. Figurantka to książka wybitnie trafna z tytułem - nie odegrała żadnej znaczącej roli w moim życiu, ale wbrew pozorom miło spędziłam przy niej wieczór.

5,5/10

Figurantka
Aniela Wilk
Wydawnictwo Burda Książki
Warszawa 2020
Stron: 352

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu:


TROCHĘ PRYWATY:
Dacie wiarę, że strzyknęła już pięćdziesiąta recenzja na Pomistrzowsku?! Szybko poszło, nawet trochę za szybko. Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy nagle mnie tknęło i postanowiłam założyć bloga z recenzjami. W ogóle dzięki, że jesteście, wchodzicie, czytacie i komentujecie. :) 


Źródło

Jako zagorzała fanka rocka nie mogłam przejść obojętnie obok książki autorstwa gitarzysty Iron Maiden, jednego z mainstreamowych zespołów heavymetalowych wszech czasów! Wydawnictwo SQN szykuje dla swoich czytelników świetny materiał, po który z pewnością sięgnę! Łapcie parę słów o książce*, a jeśli jesteście chętni, to kliknijcie w baner - przeniesie Was na stronę z fragmentem autobiografii!

Adrian Smith. Jeden z najwybitniejszych gitarzystów wszech czasów. Członek kultowego zespołu Iron Maiden i...zapalony wędkarz!
„Wędkowanie zawsze było dla mnie ucieczką od wiecznego pośpiechu i ciągłego hałasu ciężkiego grania. Reszta zespołu zawsze mówiła, ze jestem szalony, ale może teraz po przeczytaniu tej książki zrozumieją, jakie to…ekscytujące!”
Książka najpierw zaskakuje. Potem zaskakuje jeszcze bardziej. A na sam koniec zaczynamy rozumieć, co Adrian Smith ma na myśli:)

PREMIERA 16.09.2020


Zamierzacie przeczytać? Lubicie rock czy gustujecie w innych gatunkach muzycznych? :)


*Przytoczone słowa pochodzą stąd X.



Niedawno, bo pierwszego lipca, premierę miał ostatni tom trylogii Truly Devious, czyli Ręka na ścianie. Zaznaczę we wstępie, że w poniższej recenzji może znaleźć się kilka spojlerów dotyczących poprzednich części, więc jeśli ktoś ich nie czytał ma dwie opcje do wyboru. Pierwsza: przeczytać. :) Druga: zerknąć na recenzje Nieodgadnionego (klik) oraz Znikającego stopnia (klik), które mogą nieco rozjaśnić sytuację.

W Ręce na ścianie akcja toczy się bezpośrednio po zakończeniu poprzedniego tomu. Stevie jako pierwszorzędny młodociany detektyw, oczywiście, nadal próbuje rozwikłać zagadkę porwania Iris i Alice Ellinghamów, ale w międzyczasie stara się również odkryć prawdę związaną z aktualnymi wydarzeniami. Odnalezienie mordercy Hayesa, Ellie oraz Fenton i poznanie jego motywów to nie lada gratka. Ponadto jako nastolatka dalej mierzy się z własnymi problemami, które dziwnym trafem kręcą się głównie wokół chłopaka, Davida.

Podczas gdy Stevie lawiruje między kłamstwem a prawdą, w szkole dochodzi do kolejnego wypadku. Uczniowie więc w dużym pośpiechu zostają ewakuowani z Akademii, ponieważ poza ewentualnym zabójcą zagraża im również zew natury. Nadciąga ogromna śnieżyca, przez co drogi staną się nieprzejezdne, a... Stevie utknie z mordercą, stając z nim twarzą w twarz?

Fabuła prowadzona jest na dwóch różnych płaszczyznach, ponieważ albo zatapiamy się w przeszłości, w latach 30. XX w., albo pozostajemy w teraźniejszości. Zabieg ten rewelacyjnie wpływa na klimat powieści. Nagłe zderzenie z bohaterami z początków powstania Akademii daje porządnego kopa emocjonalnego, ponieważ czytelnikowi dane jest dojrzeć szczegóły, których Stevie, choć ładnie zbierająca dowody, nie jest w stanie przedstawić w stu procentach. Wtedy też okazuje się, że George Marsh, Flora Robinson, Leo Holmes Nair, a nawet sama Iris Ellingham kryją więcej niż mogłoby się wydawać, a sprawa porwania Alice nabiera rozpędu.

W poprzednich częściach zakochałam się bez mała, bo były cudowne, dlatego finał trylogii miał wysoko postawioną poprzeczkę. I wiecie co? Bez wątpienia podołał. Ręka na ścianie to rzeczywiście idealne zwieńczenie trylogii, ponieważ czytelnik otrzymuje więcej niż pierwotnie zakładał. W książce pojawiają się nowe, nieznane do tej pory motywy, co wprawia w zachwyt i niesamowicie wciąga. Dawno już nie dałam się tak mocno porwać przygodzie, a każdą stronę pochłaniałam dosłownie w sekundę.

Maureen Johnson dopięła fabułę na ostatni guzik, rozwiązując i zakańczając każdy wątek, nawet ten najbardziej błahy, o którym zapomniało się, że istniał. Tutaj nikt nie grał przypadkowej roli, co mnie osobiście zachwyciło. Bardzo ciężko jest dokładnie zaplanować oraz rozpisać charaktery bohaterów, żeby wyszli realnie, a ich zachowania bezpośrednio wpływały na wydarzenia, a w Ręce na ścianie nie dość, że się udało, to jeszcze wypadło całkowicie naturalnie.

Największym atutem powieści bezapelacyjnie jest atmosfera pełna tajemniczości, która towarzyszy od pierwszej do ostatniej strony. Czytelnik żyje w ciągłym zawieszeniu, tuła się i krąży między wątkami, starając się zebrać je w całość i rozszyfrować zagadkę przed Stevie. Przyznam, że mi się nie udało, bo bardziej zajęta byłam aktualnymi wydarzeniami. Nie zastanawiałam się zbytnio, co przyniosą kolejne rozdziały, bo jedyną towarzyszącą mi myślą było: co dalej? O, matko, co dalej?! 

Jedyną rzeczą, do której mogę się przyczepić, to literówki. Znalazłam ich sporo i choć nie wpływały na odbiór powieści, troszkę przeszkadzały.

Ogromnym smaczkiem powieści były wycinki artykułów z gazet, dających wiele światła na niektóre sprawy. Podobne dodatki doskonale urozmaicają książkę i pozwalają mocniej się wczuć w wykreowany świat.

Rękę na ścianie, jak i całą trylogię, polecam bez wahania. Historia spodoba się każdemu, nawet najbardziej wymagającemu czytelnikowi - daję gwarancję jakości. Zwroty akcji, klimat, niesamowici bohaterowie i wciągająca fabuła to zaledwie niewielki kawałek tortu, a wisienek znalazłem więcej niż jedną! Pozwólcie sobie wkroczyć do Akademii Ellinghama i odkryć skrywane przez lata tajemnice, a z pewnością nie pożałujecie. Naprawdę gorąco polecam!

10/10

Ręka na ścianie
Maureen Johnson
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa 2020
Stron: 384



Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu


Co powiecie na historię, w której wejdziemy w sam środek wojny między Japonią a resztą świata? W czasy rozbiorów Polski, kraju, jakiego aktualnie nie ma na mapach? W bitwę, gdzie niczego nieświadomi żołnierze oddają życie za pomysły panujących? Zgasić słońce. Szpony smoka Roberta J. Szmidta łączą ogrom przeróżnych wątków tworzących nietuzinkową, alternatywną wersję odbudowy Polski. Tutaj Piłsudski idzie w parze ze smokami i rządzącą nimi boginią Amaterasu

Zaskoczeni, prawda? :)

Zgasić słońce dzieli się na trzy części: Nalot, Niewola oraz Szpieg, i choć książka opowiadana jest z paru perspektyw, główna rola należy do Andrzeja Horodyńskiego, zwyczajnego żołnierza koalicji państw Europejskich, służącego pod admirałem Makarowem, dowódcą olbrzymiego pancernika, Pietropawłowska.

Pierwsza część rozpoczyna się najazdem zjednoczonej floty na Tokio. Rozkazy mówią jasno: miasto trzeba zrównać z ziemią. I tak też się dzieje. Horodyński kolejno opisuje wydarzenia prowadzące do podbicia największego miasta Imperium Wschodzącego Słońca, czemu towarzyszy akcja, jeszcze raz akcja i zwroty tejże akcji. 

Dopiero w Niewoli i Szpiegu dane czytelnikowi jest chwilę odsapnąć od dynamicznej narracji, co nie znaczy, że wieje nudą! W tych częściach poznamy Józefa Piłsudskiego, który przedstawi jasny plan pozbycia się zaborców z ziemi polskiej i odzyskania suwerenności przez Polskę, w czym właśnie ma pomóc sojusz z Japonią. Ponadto otrzymamy możliwość dokładniejszego zajrzenia w mentalność Japończyków, ich wierzeń oraz ogromnego znaczenia, jakie w ichniejszej kulturze posiada słowo hańba. Smoki nagle przestaną być legendą, a do urzeczywistnienia marzeń wystarczy zaledwie krok. Zanim jednak to nastanie, Polaków czeka ciężka praca. Horodyński dostanie swoje pięć minut w wielowymiarowym planie, a skutki, które wywoła, nie śnią się nawet Amaterasu - bogini potrafiącej przewidywać przyszłość. 

Zgasić słońce to fantastyka na wysokim poziomie, będąca alternatywną wersją wydarzeń z początków XX. wieku. Szmidt oferuje cudowny powiew świeżości, który spodoba się niejednemu. Bo jak tu nie pokochać powieści łączącej prawdziwe postacie historyczne z mitycznymi smokami czy bogami?

Czytelnicy zmierzą się z całą paletą uczuć i kakofonią emocji, gwarantuję. Z bohaterami będzie łatwo się zżyć, chociaż po dokładniejszym poznaniu niektórzy przestaną wydawać się tacy idealni jak na początku - czyli identycznie jak to bywa w prawdziwym życiu. Panujący w książce realizm jest ogromną zaletą, mimo zestawienia z wątkami należącymi typowo do kanonu fantasy.

Spory problem miałam z nazewnictwem i zwrotami należącymi stricte do wojskowego slangu. Jako całkowity laik nie potrafiłam wyobrazić sobie niektórych sytuacji, szczególnie tych mających miejsce na podniebnej linii frontu, gdzie pancerniki i krążowniki walczyły ze smokami, zrzucały bomby o dziwnych nazwach, a admirałowie oraz oficerowie wydawali często niezrozumiałe rozkazy.

Największym plusem jest zdecydowanie ukryty przekaz, który niesie ze sobą opowiedziana historia. Rozbudowana charakterystyka bohaterów wpływa na trudności związane z wyborem strony, po jakiej zamierza się stanąć. W Zgasić słońce to ciągle towarzysząca niepewność zdaje się odgrywać najważniejszą rolę. Czytelnicy walczą z podjęciem decyzji między wyrządzeniem zła bądź większego zła. Pojawiają się rozterki emocjonalne, co niesamowicie wpływa na klimat powieści.

Zgasić słońce. Szpony smoka polecam każdemu, kto interesuje się historią, lubuje w smokach, legendach, kusi go alternatywny bieg specyficznych wydarzeń oraz świruje na punkcie wątków typowo wojennych. To pozycja, obok której nie warto przejść obojętnie, a zaskakujący finał rozłoży na łopatki każdego.

8/10

Zgasić słońce. Szpony smoka
Robert J. Szmidt
Wydawnictwo SQN
Kraków 2020
Stron: 448


Za możliwość przeczytania dziękuję

Myślę, że świetnym wydawnictwem, które chciałabym Wam pokazać i rozłożyć na czynniki pierwsze, jest Afera. Zapytacie, co w nim niezwykłego? Już śpieszę z wyjaśnieniami!

Parę słów o + co wydają

Afera szczyci się wydawaniem literatury czeskiej. Rzadko które wydawnictwo wybiera konkretny kraj, którego książki zamierzają publikować w - uwaga! - innym kraju, dlatego jest to moim zdaniem godne pochwały. Z tego, co piszą o sobie, starają się wydawać tytuły czeskich, nagradzanych oraz popularnych autorów. Znajdziemy tam współczesną prozę, reportaże, obyczajówki oraz powieści humorystyczne, czyli do wyboru do koloru. 


Najbardziej popularne

Jak już wspomniałam, sięgają po popularnych autorów, np. Jan Balabán, Bianca Bellová, Tereza Boučková, Jiří Březina, Roman Cílek i wielu, wielu innych. W zakładce popularne znalazłam parę tytułów objętych terminem bestsellerów:
Roznegliżowane Iva Procházková
Saturnin Zdeněk Jirotka
Truchlin Vojtěch Matocha
czy → Jezioro Bianca Bellová.


Zapowiedzi

Nakładem Afery niedługo ukażą się takie książki jak: (kliknijcie na okładkę, aby przenieść się na stronę zapowiedzi)

    


Co więcej?

Wydawnictwo Afera wydaje również książki związane dosłownie z językiem czeskim. Przemknęły mi książki o tym, jak nie popełnić językowych gaf, będąc za granicą, albo lektury typowe dla osób zainteresowanych krajem, jego zwyczajami, etc.

Strona internetowa: https://www.wydawnictwoafera.pl

I jak? Znaliście wcześniej to wydawnictwo? Czytaliście książki czeskich autorów?

Inspiracją dla człowieka może być wszystko: zdjęcie, słowo, kolor, piosenka, ubranie, nawet wyjątkowo udziwniony pluszowy miś. A co jeśli inspiracją zostanie seryjny morderca? Wtedy z pewnością otrzymujemy mieszkankę wybuchową, podczas czytania której nie mamy prawa się nudzić. Z chęcią więc i nieukrywaną ciekawością sięgnęłam po Inspirację Adriana Bednarka, pierwszy tom cyklu o Oskarze Blajerze. 

Co mogę napisać we wstępie? Pierwsze, co przychodzi mi na myśl to: dużo się działo, a drugie - zaskakujące zwroty akcji. Ponad parusetstronicowa książka opowiada głównie o losach Oskara Blajera, młodego chłopaka, który przeżył więcej niż niejeden doświadczony glina. Przede wszystkim zmaga się ze śmiercią matki - w tragedii towarzyszy mu ojciec, wraz z którym pracuje w sklepie monopolowym. Po tragicznych wydarzeniach postanowił rzucić plany o studiach, a dalsze marzenia wysłać w eter i pomóc ojcu w biznesie, który ledwo przędzie. Oskar hobbistycznie i w ramach terapii pisze kryminalne opowiadania na Wattpadzie, pomagające w bólu po stracie rodzica. Często poszukuje inspiracji do tworzenia kolejnych wypocin. A co inspiruje pisarza najmocniej? Oczywiście, niewyjaśnione zabójstwo nastolatki.

Aneta Borkowska staje się ofiarą brutalnego morderstwa, która wstrząsa miastem. Szczególnie że jej zwłoki znalazł sam dziadek pokrzywdzonej. To właśnie na pogrzebie Anety pojawia się Oskar szukający inspiracji i to właśnie na tym pogrzebie Oscar poznaje przepiękną, dwudziestoletnią Luizę, dziewczynę z wyższych sfer. Luiza, ucieleśnienie marzeń, ku zdziwieniu również okazuje chłopakowi zainteresowanie, co prowadzi do wielu, ale naprawdę wielu, dziwnych i nieco niebezpiecznych sytuacji.

Oskar zdaje się nie widzieć świata poza Luizą, jednak kolejne morderstwa nastolatek psują tę idylliczną wręcz sielankę. W mieście pojawia się seryjny zabójca, który budzi u Oskara demony z przeszłości. Chłopak kluczy między prawdą a kłamstwem, a nowe dowody stawiają jedynie więcej pytań. 

Bo w Inspiracji nic nie jest takie, jakie się wydaje.

Wielowątkowość, dynamizm narracji i niespodziewane zwroty akcji to trzy największe plusy Inspiracji, tworzące naprawdę niebanalną historię. Czytelnik zostaje porwany w sidła słów Bednarka, z których - potwierdzona informacja - ciężko się potem wydostać. Inspiracja to kawał dobrej literatury kryminalnej, w której typowe schematy zostały ograniczone do minimum, a momenty pełne zaskoczenia opanowane do perfekcji. 

Przyznam szczerze, że rzadko kiedy czytam kryminały, ponieważ często są oklepane i już na początku wiadomo kto zabił. W Inspiracji zabieg rozprawienia się z mordercą oraz odkrycia jego tożsamości autor stawia na kompletnie innym piedestale. Tutaj nie jest ważne kto, ale dlaczego i po co. Już na początku otrzymujemy poszlaki, które bohater bardzo zwinnie, bez żadnej naiwności łączy w całość. Pozostaje mu jednak najtrudniejsze, czyli zmierzenie się z osobistymi problemami, odnalezienie w sobie dostatecznej siły, ale głównie wybrnięcie z patowej sytuacji bez ranienia najbliższych, co w ogólnym rozrachunku może okazać się niemal niemożliwe.  

Finał tomu pierwszego to sztos. Wybaczcie za kolokwializm, ale innym słowem nie potrafię nazwać tego, co Oscar urządził na koniec. 

Co by jednak nie było zbyt kolorowo, przyczepię się do narracji. Wspominałam wcześniej o jej dynamizmie, co gwarantowało wsiąknięcie w fabułę. Przeszkadzało mi za to przeskakiwanie między narracją jednoosobową (oczami Oskara) a trzecioosobową (ofiary, świadkowie, morderca). Nie przepadam za podobnymi zabiegami, które traktuję jako pójście na łatwiznę - jeśli już autor decyduje się na konkretny typ, powinien ostać w tym postanowieniu do końca. 

Chciałabym również zaznaczyć, że w książce pojawiają się brutalne momenty pełne krwi, tortur i seksu (niekoniecznie tego za obopólną zgodą), więc to wybór dla raczej starszego czytelnika o wytrzymałych nerwach. 

Podsumowując, Inspiracja jest książką godną polecenia. Fanom gatunku spodobają się nowe kierunki, które obrała fabuła i nietrącanie stereotypami. Dostajemy tu oryginalną historię pełną rozterek miłosnych, psychologicznych i typowy wybór między złem, mniejszym złem a dobrem. Osobom stroniącym od kryminałów również polecam, bo warto przeczytać interesującą powieść z rozbudowanymi bohaterami oraz nietuzinkową akcją nierzadko wywołującą dreszczyk.

7,5/10

Inspiracja
Adrian Bednarek
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2020
Stron: 512

→ Obsesja


Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

11-sty lipca 2020 zapamiętajcie jako szczególny dzień, ponieważ pierwszy raz w historii Pomistrzowsku przychodzę do Was z konkursem! Dlaczego? Ponieważ zarówno na blogu (ponad 50 obserwatorów) jak i na Instagramie (ponad 500 obserwatorów) dobrze się dzieję, za co niezmiernie dziękuję. Niech to rozdanie będzie swego rodzaju podziękowaniem! ♥️

Nie przedłużając, łapcie parę nudnych (i tych ciekawszych) zasad:

Regulamin rozdania konkursowego

1) Organizatorem konkursu jestem ja, czyli właścicielka bloga i Instagrama Pomistrzowsku - oświadczam, że nie ponoszę żadnych korzyści materialnych z organizowanego konkursu. 

2) Nagrodami w konkursie są książki widniejące na zdjęciu powyżej, a wygrać mogą aż dwie osoby. Za zajęcie pierwszego miejsca otrzymuje się dwie wybrane przez siebie książki, za zajęcie drugiego - jedną. Jeśli wybór książek przez zwycięzców pokryje się tytułem, osoba, która zajęła pierwsze miejsce, ma pierwszeństwo. Wówczas osoba z drugiego miejsca musi zdecydować się na inną, dostępną z listy książkę. Zastrzegam sobie prawo do dodania w trakcie konkursu kolejnego, trzeciego miejsca, jeśli zgłosi się dużo uczestników.

3) Konkurs przeprowadzany jest jednocześnie na blogu i na Instagramie (link), zwycięzcy więc będą wybrani spośród zgłoszeń ze wszystkich mediów. Proszę jednak o zgłoszenie się tylko raz: albo na blogu, albo na Instagramie. Osoby, które zgłoszą się w obu tych miejscach, zostaną automatycznie usunięte z udziału w konkursie. 

4) Rozdanie konkursowe trwa od dnia dzisiejszego, tj. 11.07. do 31.07.2020 do godziny 24. Wyniki opublikuję w przeciągu 3 dni od zakończenia konkursu.

5) Nagrodę konkursową wysyłam na własny koszt wyłącznie na terenie Polski. 

6) Jeśli któryś ze zwycięzców w przeciągu 5 dni od publikacji wyników nie poda adresu do wysyłki, nastąpi ponowne rozstrzygnięcie. 

7) Dane osobowe są przechowywane i przetwarzane wyłącznie na potrzeby konkursu. 

8) Chcesz wygrać?

zaobserwuj bloga i/lub Instagrama (nie dotyczy osób należących do obserwatorów)

→ odpowiedz w komentarzu na pytanie konkursowe:

Gdybyś był książką to jaką i dlaczego?


→ biorąc udział na Instagramie, wrzuć post konkursowy na 24h na swoje Instastory i oznacz mnie, a w komentarzu poza odpowiedzią na pytanie konkursowe oznacz dodatkowo 3 osoby.

9) Zwycięzców wybieram ja według własnego uznania. 



I co, proste prawda? :) 

Nie pozostaje Wam nic innego, jak wziąć udział i się dobrze bawić! Mam nadzieję, że uczestników pojawi się całkiem sporo - wszak starałam się dobrać książki tak, by znalazł się tam przynajmniej jeden tytuł z każdego gatunku. Każdy więc znajdzie coś dla siebie. Pamiętajcie, że im więcej osób weźmie udział, tym większe prawdopodobieństwo, że następny konkurs nastąpi szybciej i że będzie ich więcej. :)

Trzymam kciuki za Was i Wasze pomysły. Powodzenia!


Niedawno miałam przyjemność zapoznać się z piórem Stefana Dardy; przeczytałam pierwszą część Czarnego Wygonu, która bardzo mi się spodobała. Zapragnęłam więc sięgnąć po kolejną książkę autora, żeby sprawdzić, jak poradzi sobie z kompletnie inną przygodą. Wybór padł na jednotomową powieść o intrygującym tytule Jedna krew.

Co w trawie piszczy? Co szura na cmentarzu? 

Jedną krwią nazywa się starodawną klątwę, która dotyka osób urodzonych ze związku kazirodczego. Jak się okazuje, poza podobnym DNA, co przecież skutkuje wieloma chorobami lub niepełnosprawnościami, można również otrzymać po śmierci dar drugiego życia. A raczej nieżycia. Aktywacja następuje w przeciągu paru dni od zgonu, a zainfekowany musi posilić się świeżą krwią żywego człowieka - w ten sposób też dochodzi do przekazania klątwy dalej. I koło się zamyka. Trąci trochę wampirami, prawda? W książce jednak ani razu nie pada to mroczne słowo, gwarantuję.

Skoro już mniej-więcej przybliżyłam znaczenie tytułu, teraz wolno mi przejść do sedna. Historia, choć opowiadana z wielu różnych perspektyw, w głównej mierze należy do Wieńczysława Pskita. Najpierw dokładnie poznajemy wydarzenia z lat 80., kiedy Wieńczyk był młodym, jedenastoletnim chłopcem. Już we wstępie spotyka go nieszczęście, bo jego ukochana kuzynka Nika zostaje potrącona przez samochód i umiera. Wraz z rodzicami więc jedzie na pogrzeb do niewielkiej beskidzkiej wioski, Żernicy, a tam dzieją się rzeczy niepojęte. Bo jak logicznie wytłumaczyć nagłe ocknięcie się Niki w trumnie i jej próbę ataku kuzyna, albo ojca Wieńczyka i wujka, którzy bez wyjaśnienia odcinają dziewczynie głowę? 

Dziesięciolatek nie wie, jak sobie poradzić z obrazami z przeszłości, co owocuje wieloma dziwnymi zachowaniami w przyszłości. 

Po wielu latach Wieńczysław musi zmierzyć się z kolejną stratą. Tym razem umiera wujek Marian, ojciec Niki, a jego żona Grażyna niespodziewanie przepada bez śladu. Wieńczyk razem z matką znów pojawia się w Żernicy, chcąc odnaleźć ciotkę. A tam tylko jedna rzecz jest pewna: jedna krew burzy się w żyłach po śmierci i każe szukać wiecznego ukojenia. 

Stefan Darda wspaniale spisał się w kolejnej powieści grozy, chociaż historia z Żernicy i Ustrzyk mniej mną zawładnęła niż ta ze Słonecznej Doliny. Ani razu się nie przestraszyłam, mimo że poruszane wątki wchodziły lekko na psychikę i wywoływały dreszcze. Niesamowity był klimat i panująca między stronami atmosfera: coraz gęstsza, pełna napięcia, przejmująca duchota poprzetykana gdzieniegdzie powiewami świeżego powietrza, które łapało się głośnymi haustami - tak właśnie, moi drodzy, działały tu zwroty akcji. 

Samych wątków w Jednej krwi znajdziemy niewiele, za to życiorysy bohaterów, ich relacje między sobą, poznawanie myśli i badanie charakterów, towarzyszyły niemal na każdym kroku. I nie mówię tu wyłącznie o głównych bohaterach, ci poboczni również otrzymywali własne pięć minut, dzięki czemu  można było lepiej się z nimi zżyć, ergo wczuć w opowieść. Grażynka, Iwona, Sławka, Irena, Wielichowski to zaledwie kilka historii, choć głębokich i trzymających w napięciu.

Jedyne, na czym się trochę zawiodłam, to sama końcówka. Osobiście uważam, że Darda mógł zakończyć książkę przed epilogiem, który... Cóż, wiadomo, że zaskoczył, ale też dał czytelnikom więcej pytań niż odpowiedzi. Nie przepadam za podobnymi zabiegami (no, chyba że czeka na mnie kontynuacja). 

W kilku słowach podsumowania: jestem na tak, chociaż jeśli to wasz pierwszy kontakt z autorem, sięgnijcie najpierw po jego Czarny Wygon. Jedną krew polecam na wieczór pod kocem i burzą za oknem, co zdecydowanie pomoże mocniej wczuć się w niewyobrażalną atmosferę powieści. 

7/10

Jedna krew
Stefan Darda
Wydawnictwo Videograf
Chorzów, 2020
Stron: 416

 Za możliwość przeczytania dziękuję


To, co czytelnik otrzymuje w drugiej części trylogii Truly Devious, czyli Znikający stopień, to doskonałość sama w sobie. Maureen Johnson z podobnym zaangażowaniem co w pierwszej części ("Nieodgadniony" - recenzja tutaj) oraz smykałką do suspensów prowadzi historię, klucząc ścieżkami przepełnionymi tajemnicami i łamigłówkami. 

Po wydarzeniach z Nieodgadnionego przerażeni rodzice zabierają Stevie do domu, która z rozżaleniem opuszcza Akademię i przyjaciół, chociaż nadal nie porzuca sprawy Ellinghamów. Znaleziona na łóżku Ellie, dziewczyny w pokrętny sposób związanej z morderstwem Hayesa, puszka z różnorodnościami rzuca nowe światło na śledztwo. Stevie dochodzi do wniosków, na które nie udało się wpaść nikomu innemu. Tylko jak ma zbadać ten trop, skoro od szkoły dzielą ją tysiące kilometrów?

Na pomoc rusza Edward King, ukierunkowany własnymi motywami oraz znienawidzony przez Stevie kandydat na prezydenta. Przekonanie rodziców Stevie, którzy ślepo zapatrzeni w polityka zrobią dlań wszystko, zajmuje mu maksymalnie pięć minut. Stevie jeszcze tego samego dnia ląduje w Akademii Ellinghama, ale pod warunkiem sprawowania pieczy nad synem Kinga, Davidem, który po wyjeździe Stevie (prawie-dziewczyny) oraz zaginięciu Ellie (chyba-przyjaciółki) zrobił się niemożliwie krnąbrny. 

Stevie po powrocie wpada w wir nauki, śledztwa oraz zbierania świeżych dowodów zarówno pod siebie jak i pod profesor Fenton zamierzającą napisać książkę o wydarzeniach sprzed lat. Ponadto użera się z Davidem, odnajduje nowe, tajemne przejścia, a przede wszystkim... rozwiązuje sprawę?

Ciężko stwierdzić, czy Znikający stopnień był lepszy od Nieogadnionego. Podczas czytania bawiłam się równie cudownie. Normalnie z wypiekami na policzkach śledziłam historię, poczynania Stevie i dochodzenie do prawdy. Tu nic nie było stuprocentowo pewne, a zwroty akcji, które zaserwowała nam autorka, potrafiły serio zaszokować. Ogrom wątków, jakie dostaliśmy, podsycają, testując cierpliwość czytelnika. 

W Znikającym stopniu poznajemy paru nowych bohaterów, a tym ledwie wspomnianym w poprzedniej części teraz mamy okazję przyjrzeć się bliżej. Bardzo podobały mi się też wstawki z wydarzeń z 1936 bądź 1938 roku oraz fragmenty z przesłuchań świadków - dzięki tym zabiegom można lepiej wczuć się w fabułę i samemu stworzyć profile podejrzanych, co zapewnia dodatkową zabawę.

Najbardziej urzekający okazał się klimat powieści i sposób prowadzenia narracji (raz dynamiczny, raz spokojny, co idealnie wpasowuje się w akcję). Dostaliśmy spojrzenie z wielu perspektyw, które niby coś rozświetlają, ale tak zawile, że w sumie nie wiadomo. Tajemnice, ciągłe błądzenie po omacku albo lawirowanie między kłamstwem a prawdą są jedynie wierzchołkiem góry lodowej, wierzchołkiem panującej w książce atmosfery. A wiecie, co jest największym zaskoczeniem? List Nieogadnionego - ten wątek pozostawi po sobie jedynie opadniętą koparę. :)

Kakofonia emocji, jaka pojawiła się po finalnych wydarzeniach Znikającego stopnia, pozostała ze mną na parę dni. Wiem, że muszę sięgnąć po kolejną część i wiem, że zrobię to wkrótce! Czy te słowa nie są idealnym poleceniem książki? Jeśli nie, to powiem inaczej: tylko głupiec odmówiłby sobie przyjemności wkroczenia do Akademii Ellinghama, a przecież wiem, że Wy głupcami nie jesteście. To jak, kiedy zaczynacie czytać? :)

9,5/10*

Znikający stopnień
Maureen Johnson
Wydawnictwo Poradnia K
Warszawa, 2019
Stron: 400

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Wydawnictwu





*dałabym 10/10, ale czuję w kościach, że trzecia część będzie tak cudowna, że nie mogłabym jej przyrównać do pozostałych. Muszę mieć więc pole do manewru. :)

Wydaję mi się, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że przemoc domowa poza aktami fizycznymi obejmuje również sferę psychiczną. To ona jest najbardziej obciążona i to z nią występują największe problemy w przyszłości. Bo siniaki i rany znikną, a myśli czy wyobrażenia zakorzeniają się coraz mocniej i mocniej, sprawiając, że pozbycie się ich z czasem staje się wręcz niemożliwe. Maltretowana kobieta i dzieci, które często towarzyszą domowym kłótniom, zostają spaczone i zamiast próbować uciekać z toksycznego środowiska, ze strachu przed konsekwencjami starają przyzwyczaić się do tortur. Najlepiej w milczeniu.

Z takim oto trudnym i brutalnym tematem mierzy się Jess Ryder w thrillerze Zmyślenie.

Historię poznajemy z perspektyw dwóch kobiet, w teraźniejszości i przeszłości. Pierwsza z nich, Stella, wraz z partnerem Jackiem przeprowadzają się z Londynu do małego miasteczka, gdzie udało im się kupić ogromny dom przy plaży. Właściwie Stelli się udało, bo Jackowi nie za bardzo podobają się codzienne, długie i wyczerpujące dojazdy do pracy. I właściwie nie dom, a ruderę nadającą się wyłącznie do kompletnego remontu. Wtedy też między bohaterami pojawiają się zgrzyty i niedomówienia, które zaogniają się w chwili, gdy odwiedza ich niespodziewany gość. Pobita, przerażona Lori puka nocą do drzwi i błaga o pomoc i schronienie. Stella, nie bacząc na konsekwencje, przyjmuje całkiem nieznaną kobietę, ewidentnie zmaltretowaną przez męża. Wbrew przeczuciu Jacka Lori zadomawia się na dłużej, co bezpośrednio wpływa na związek Stelli i na jej dalsze wybory.

Wspomnę też, że w kupionym domu znajdował się kiedyś squat dla kobiet maltretowanych i że mury wchłaniają historię.

Drugą bohaterką jest Kay - młoda, dwudziestoletnia dziewczyna, która wpadła w wieku szesnastu lat, matka Abigail. Czuje się jak nieudacznica, co również na każdym kroku podkreślają jej rodzice. Do czasu, kiedy na drodze Kay staje Foxy, przystojny mężczyzna, który poza Kay nie widzi świata. Szybko między nimi powstaje uczucie, a to z kolei prowadzi do ślubu. Problem polega na tym, że Foxy okazuje się nieco innym człowiekiem niż pierwotnie się wydawał, i ciągle ma kłopot z zaakceptowaniem pasierbicy. Mogę zdradzić, że Kay wiele wycierpi, nim zrozumie, w jakie bagno się wpakowała.

To, co przedstawiłam, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Zmyślenie jest niesamowicie rozbudowaną historią, pełną zwrotów akcji i rozbudowanych wątków. Fenomenalne emocje wprowadza również trochę mroczny, trochę niepewny klimat, towarzyszący przez całą opowieść. Podczas czytania czułam się dziwnie bojaźliwie, bo każda kolejna strona przynosiła nowe rewelacje w stu procentach oddziałujące na wyobraźnie. W pewnym momencie po prostu przerwałam, bo musiałam ochłonąć, i dopiero po dniu wróciłam - tak mocno oddziaływała na mnie atmosfera i lekko straszny wydźwięk książki.

Bardzo ciężko czyta się o przemocy domowej, szczególnie jak się jest kobietą i/lub matką. Osoby o słabych nerwach niech się jednak nie martwią, w książce nie ma brutalnych, szczegółowych opisów, co nie znaczy, że wyobraźnia nie podsuwa lekko chorych obrazów. To niedopowiedzenia są tutaj najbardziej wymowne. 

Jeśli chodzi o kreację bohaterów, to autorka naprawdę się postarała. Stworzyła żywe, myślące osoby pełne wad oraz zalet, z indywidualnym charakterem. Przyznam, że przez połowę książki Stella niesamowicie mnie irytowała swoją naiwnością, a każda jej głupia myśl aż otwierała nóż w kieszeni (trochę nietrafiony dobór słów zważywszy na tematykę Zmyślenia). Dopiero pod koniec nieco przejaśniło się jej w głowie, a ja wreszcie mogłam zacząć ją zdzierżać. 

Jak wspomniałam wcześniej, Zmyślenie oferuje czytelnikowi wiele rozbudowanych wątków. Dodam, że te wątki świetnie przeplatają się między sobą, tworząc zwartą całość. Niesamowicie podobało mi się, na przykład, nawiązanie do przeszłości Stelli - jej rodzice prowadzili rodzinę zastępczą. Otrzymacie tu całkiem nowe spojrzenie na temat: nie ze strony opiekunów, ale ich rodzonego dziecka. Nieco pokrzywdzonej, trochę odrzucanej i odstawianej w kąt dziewczynki. 

W paru słowach podsumowania: Zmyślenie jak najbardziej polecam. Przede wszystkim za cudownie stworzony klimat, niemal wylewający się z każdej kartki, za wielowątkowość oraz za scenę finałową. To, co rozegrało się na ostatnich stronach... Nie da rady opisać słowami, jak bardzo zostałam pochłonięta przez historię i jak bardzo się jej poddałam. Osoby chętne przeczytać ostrzegam przed rollercoasterem emocji i przed nagminnym poczuciem lęku - ale czy nie tak powinien prezentować się idealny thriller psychologiczny?

7,5/10

Zmyślenie
Jess Ryder
Wydawnictwo Burda Książki
Warszawa 2020
Stron: 400

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu: