Recenzja [50] - Między kartelem a federalnymi


Autorką Figurantki jest niepokorna polonistka, która kryje się pod pseudonimem Anieli Wilk. Kompletnie nie rozumiem tego ostatnio szalenie modnego fenomenu pisania pod przykrywką, bo i po co? Czy to oznacza, że autor wstydzi się własnego stylu/pomysłu? Cóż, to temat dobry na kolejną odsłonę dyskusji, a nie na recenzję - wszak nie nazwisko odgrywa największą rolę a treść powieści. 

Tytułową figurantką jest Alice Black, kobieta, która zanim zdążyła do końca się rozwieść, zanim sąd zdążył przejrzeć wysłane papiery rozwodowe, już musiała zająć się pochówkiem męża. Los postanowił pomóc Alice i rozwiązać problem nieudanego małżeństwa w sposób typowo naturalny: mężczyzna zginął w wypadku samochodowym. Wtedy też rozpoczęła się akcja książki. Alice zaczęła zmagać się nie tyle co z bólem po utracie ukochanego, lecz z kłamstwami, które po jego śmierci nagle wyszły na jaw. I wcale nie mam tu na myśli nieznaczącego romansu z sekretarką. Wraz z biegiem fabuły bowiem, okazało się, że Adam, bo tak nazywał się mąż Alice, prowadził nielegalne biznesy z kartelem narkotykowym, a teraz właśnie ten kartel zamierza wyrównać niezapłacone rachunki z nią, z niczego niespodziewającą się kobietą potrzebującej jedynie odrobiny wsparcia oraz dużego zadania w pracy.

W walce z przestępcami Alice pomaga wyszkolony agent federalny, Bruce. Mężczyzna twardy, zimny, przystojny - jakżeby inaczej - i z piekłem w oczach. Zaczyna się walka, a Alice lawiruje między dwoma frontami, raz przerażona, raz złudnie bezpieczna. Oczywiście, jak to bywa w romansach, między Alice a Bruce'em rodzi się nikła nić porozumienia, która kiełkuje w najmniej sprzyjających warunkach. Teraz największe znaczenie ma czas oraz odkrycie prawdy... A ta okaże się więcej niż zaskakująca.

Figurantka to książka, jaką czyta się szybko, bez skupienia i głębszych refleksji. Czytelnik zatapia się w pełnej akcji fabule, a momentami dostaje też fragmenty pełne gorącego romansu między bohaterami. Typowy sensacyjny romans, ot powieść bez zbędnych fajerwerków w brzuchu. Raczej miła dla oka lektura na poprawę parszywego dnia, niżeli historia suto kreowana emocjami.

Największym plusem książki Anieli Wilk jest zdecydowanie wątek sensacyjny. Z początku rozpoczyna się dość powoli, z czasem przyśpiesza, aż zaczyna sprintem finiszować przy mecie - działa proporcjonalnie do tempa czytania, które w ostatnich chwilach pędzi jak oszalałe. Podobało mi się także towarzyszące czytaniu poczucie niewiedzy, skrupulatnie uzupełnianie po każdym rozdziale. Podobnie jak fragmenty pełne strzelanin, pościgów czy ran i krwi - tu autorce należą się wielkie gratulacje, bo odwaliła robotę śpiewająco. Czytało się z zapartym tchem.

Finał w porównaniu z resztą książki został, według mnie, potraktowany nieco po macoszemu, bo opisanie głównego, ostatecznego motywu zajęło autorce raptem paręnaście stron, a budowanie relacji między bohaterami ponad dwieście. Rozumiem, że wtedy akcja goniła akcję i akcją poganiała, ale czułam się, jakby odebrano mi najlepszy walor powieści. Wszak to romans sensacyjny, a nie romans z wątkiem sensacyjnym.

Do bohaterów mam nieco mieszane uczucia, bo wydaje mi się, że oni też byli nieco pomieszani. Albo pomyleni. Emocjonalnie. Alice z jednej strony była poważną kobietą znającą swoje wady i zalety, a z drugiej przypominała naiwną nastolatkę objętą wiecznym pożądaniem. Bruce też. Agent federalny, nieprzestrzegający przepisów, mierzący się z groźnym kartelem w pojedynkę? Troszkę słabo to brzmi, przyznacie, prawda?

Ogólnie przyznam, że po opisie spodziewałam się zupełnie czegoś innego, a przeczytane treści nieco mnie zawiodły. Kiedy jednak nie będziecie niczego zakładać oraz lubujecie się bardziej romansach niż romansach sensacyjnych to znalazłam dla Was powieść idealną. Bo co jak co, ale wątki erotyczne są naprawdę gorące, a w towarzystwie lampki wina może nawet zapieką policzki. Figurantka to książka wybitnie trafna z tytułem - nie odegrała żadnej znaczącej roli w moim życiu, ale wbrew pozorom miło spędziłam przy niej wieczór.

5,5/10

Figurantka
Aniela Wilk
Wydawnictwo Burda Książki
Warszawa 2020
Stron: 352

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu:


TROCHĘ PRYWATY:
Dacie wiarę, że strzyknęła już pięćdziesiąta recenzja na Pomistrzowsku?! Szybko poszło, nawet trochę za szybko. Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy nagle mnie tknęło i postanowiłam założyć bloga z recenzjami. W ogóle dzięki, że jesteście, wchodzicie, czytacie i komentujecie. :) 


61 komentarzy:

  1. Nigdy nie czytałam powieści gatunku romans sensacyjny wiec trochę mnie to intryguje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, czy Ci się spodoba. Poza tym romans sensacyjny to nadal lepszy romans od zwyczajnego - przynajmniej sporo się dzieje. :)

      Usuń
  2. Wiadomo zatem na co się nastawić, biorąc tę książkę do ręki. Czeka już na mojej półce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawa recenzja. Zostawiam na coraz dłuższe noce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :) Dłuższe noce z pewnością będą idealnym wyborem na "Figurantkę". :)

      Usuń
  4. Wiem, że moja druga połówka chętnie przeczyta tę książkę. 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też nie rozumiem, dlaczego niektórzy autorzy ukrywają się pod pseudonimami. Wstydzą się tego, co napisali? A może myślą, że mają nieatrakcyjne imię bądź nazwisko? Połączenie romansu z sensacją to nie moja bajka, więc nie będę szukać tej książki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może? Ale czy nieatrakcyjne nazwisko powinno wpływać na odbiór fabuły? Trochę dziwnie, no, ale mody nie zmienisz. Co najwyżej trzeba przeczekać. :)

      Usuń
  6. Czyli to taka przeciętna książka, którą przyjemnie się czyta. Myślę, że mogłabym dać jej szansę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Taka książka na raz na poprawę humoru albo jak ma się ochotę poczytać coś niezobowiązującego. :)

      Usuń
  7. Ja też właśnie się zastanawiam nad tą modą na pseudonimy... Ale o ile sam pseudonim mogę zrozumieć (chęć ochrony prywatności w jakiś sposób), to większy problem mam z modą na pseudonimy zagraniczne, sugerujące, że książka jest zagraniczna... Od razu mam awersję do takiego autora. Ktoś kto nie jest na bieżąco z literackimi nowinkami, może się zdziwić. Ja osobiście czułabym się oszukana. I tak - mam wrażenie, że to jest strach przed ewentualną krytyką własnej twórczości oraz wstydzenie się jej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, właśnie, tutaj autorka przynajmniej nadała sobie nowe, polskie imię - okej, może faktycznie wstydziła się tego, co uczniowie o niej powiedzą? W końcu nauczycielka pisząca gorące romanse to ciekawa plotka na szkołę. :) Ale te amerykańskie cudaczki, to tego nie pojmuję. Chyba pogadamy sobie o pseudonimach na odsłonie dyskusyjnej. :)

      Usuń
  8. Jakoś nie zwróciłam wcześniej na książkę uwagi, choć opis wydaje się ciekawy. Jednak z tego co piszesz potencjał nie został w pełni wykorzystany:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autorka ma w planach drugą część, więc może wspomniany potencjał zostanie wykorzystany? Kto wie. :)

      Usuń
  9. Tak się złożyło, że dzisiaj jest to druga recenzja tej książki, którą czytasz. Równie, mało przekonująca, ale muszę przyznać, że zarys fabuły brzmi nawet ciekawie.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze możesz spróbować i wyrazić własną opinię - do tego zachęcam najmocniej. :)

      Usuń
  10. W książkach szukam przede wszystkim emocji, a takie bezkrytyczne czytanie - byle tylko - mnie nie kręci. To nie dla mnie i już zbyt wiele takich powieści za mną. Szkoda mi po prostu na nie czasu, który mogę spożytkować inaczej albo na jakąś bardziej przejmującą powieść.

    Myślę, że poruszenie tematu pseudonimu to strzał w dziesiątkę. Poszłabym nawet krok dalej i zagadałabym do autorów, żeby wydobyć z nich informacje (nawet bez podawania personaliów - zmyślnych czy nie). Czekam na wpis <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale żeś mi wspaniały pomysł podsunęła! Będę próbować, zobaczymy, jak to wyjdzie w praniu! Kurczę, oby tylko autorzy zechcieli podzielić się swoimi historiami. :)

      Usuń
    2. Myślę, że jest szansa :) Trzymam bardzo mocno kciuki <3

      Usuń
    3. Nie-dziękuję, żeby nie zapeszyć. :)

      Usuń
  11. Na ten moment nie jestem nią zainteresowana :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Gratuluję i życzę by kolejna 50-tka jeszcze szybciej stuknęła :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję! I oby, oby, ale zobaczymy, jak to wyjdzie w praniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. raczej nie dla mnie :P ale recenzja super! ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Czasami sięgam po takie czytadełka, więc niewykluczone, że powieść ta umiliłaby mi czas. Oczywiście pod warunkiem, że zabrałabym się za lekturę bez wygórowanych oczekiwań. Co do pisania pod pseudonimem, taka taktyka może dawać autorowi poczucie swoistego bezpieczeństwa, jeśli nie czuje się zbyt pewnie, by od razu ujawniać swoją tożsamość. No i ewentualnie otacza poniekąd danego twórcę aurą tajemniczości, zwłaszcza jak dodatkowo nie uświadczymy zdjęcia autora ani na okładce, ani wewnątrz książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez oczekiwań "Figurantka" na pewno będzie przyjemną lekturą na nudny wieczór. Ot tak, dla zabicia czasu i dla chwili relaksu. :) Co do pseudonimów to planuję utworzyć post dyskusyjny, na który serdecznie zapraszam. :)

      Usuń
  16. Sam pomysł na książkę intrygujący, szkoda, że rozczarowuje.

    OdpowiedzUsuń
  17. Raczej nie znajdę na nią czasu :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem w nastroju na tego typu książki - a czemu mnie! Zwłaszcza taki federalny u boku... :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ten federalny u boku był nawet niezły, choć czasami jego zachowanie bywało dziwne. :)

      Usuń
  19. Już miałam się niemiłosiernie rozpisać na temat tego wątku o pseudonimach, a tu dobrnęłam do końca akapitu i czytam, że to miejsce na osobny temat ;D To napiszę tylko, że podejrzewam takich autorów o bycie w szufladce wydawnictw. Piszesz komedie, Kowalska? To pisz dalej komedie, kto przeczyta twój romans? Albo czytelnicy przyzwyczaili się, że dany pisarz jest np. od kryminałów i kiedy napisze coś innego, co nawet na okładce ma informację, że jest np. thrillerem, to jest wielki oburz i zaniżanie oceny, bo napisał kiepski kryminał. Piję teraz konkretnie do chmielarzowej "Wyrwy", którą uważam za świetną książkę, a która wciąż zbiera cięgi na forach fanów kryminałów. Nosz...

    A ta z recenzji strasznie mi się skojarzyła z "Osaczoną". Aż sprawdzałam kilka razy, czy to na pewno nie ta sama autorka ;) To samo pseudo :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie głupie stwierdzenie - nie patrzyłam na pseudonimy przez pryzmat wydawców. To strasznie dziwne, że ludzie osądzają po pisanym gatunku, a nie po treści i stylu pisarza. Bez sensu, no, ale co zrobić? Na głupotę nie ma lekarstwa. :)

      Mówisz o "Osaczonej" Poli Roxy? Czy o jakiejś innej, bo już nie ogarniam. :P

      Usuń
    2. Dokładnie tak, o Poli Roxie (?) ;)

      Usuń
    3. Nie wiedziałam, że to pseudonim tej samej autorki. :)

      Usuń
    4. :) Nieporozumienie, chyba użyłam za dużego skrótu myślowego. W takim razie powinno być: "Aż sprawdzałam kilka razy, czy to na pewno nie ta sama autorka ;) Czy to nie to samo pseudo". Ale nie, to nie było to samo pseudo, więc tylko mi się wydawało :)

      Usuń
  20. Po pierwsze gratuluję już 50 recenzji! To naprawdę sporo!
    Po przeczytaniu recenzji mam raczej mieszane uczucia. Niby coś mnie interesuje, ale z drugiej strony tak jakoś coś mi mówi, żeby lepiej odpuścić. Jeżeli w jakiś cudowny sposób trafi na moją półkę to na pewno ją przeczytam, ale jakoś specjalnie o nią zabiegać nie będę.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Oby kolejna pięćdziesiątka przyszła równie szybko. ;) To prawda. "Figurantka" to typowa średniawka, która, jak się nawinie, to spoko, ale jak nie, to się za nią nie płacze. :)

      Usuń
  21. Tematyka książki raczej średnio mnie kusi a co do pisania pod pseudonimem powody są różne, może inspiracja autentyczną historią, może niepewność początkującego pisarza a może właśnie nazwisko. Kiedy jest trudne do zapamiętania lepiej pisać pod łatwiejszym pseudonimem, bo jednak autor chce być zapamiętany. Mi jedna osoba doradziła, że nie powinnam pisać pod swoim nazwiskiem "Ciężka" - bo będą się ze mnie śmiać. Olałam to, w końcu książka jest humorystyczna, a ja mam dystans do siebie.Na dodatek nazwisko wybrałam sama, biorąc sobie Ciężkiego za męża :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ważne nazwisko, ale treści, które sobą książka reprezentuje. Nie znam chyba nikogo, kto nie sięgnie po lekturę, bo mu się imię autora nie spodoba. :P No, ale to temat na oddzielną dyskusję, moja droga. Już niebawem pojawi się specjalny post, na który zapraszam już teraz. :)

      Usuń
  22. To chyba nie są do końca moje klimaty, mimo że planuję w sierpniu sięgnąć po coś lżejszego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co zamierzasz wybrać? Jaką lekką książkę? :)

      Usuń
  23. Też już wielokrotnie rozczarowała mnie jakaś książka, bo spodziewałam się czegoś innego... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego najlepiej się nie nastawiać. Chociaż czasami bardzo ciężko jest tego nie robić. :)

      Usuń
  24. O pisaniu pod pseudonimem podpytywałam się jednej autorki. Stwierdziła, że jest to dla niej ochronny parasol, przed krytyką itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, interesujące... Niedługo post dyskusyjny o pseudonimach! Aż się nie mogę doczekać rezultatów. :)

      Usuń
  25. Jeżu, ja kompletnie nie rozumiem dlaczego tak często w literaturze postać kobieca to z jednej strony normalna dorosła kobieta, a z drugiej nastolatka. Niby w każdej z nas jest nieco dziecka i to dobra wiadomość, ale mam wrażenie, że w wielu książkach jest to niesamowicie wyolbrzymione... xD
    Chyba jednak na razie powiem pass, bo mam na liście do przeczytania sporo niezobowiązujących (tych zobowiązujących w sumie też...) książek. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Ja trochę rozumiem pisanie pod pseudonimem. Różne są sytuacje rodzinne, jeszcze różniejsze zawodowe, czasami anonimowość daje ciut więcej przestrzeni na prywatność. Trochę z tego samego powodu niby nie tak trudno powiązać autora do bloga, ale jednak często nie figurujemy tam pod swoimi nazwiskami. Osobiście nie wstydzę się tego co piszę (a przynajmniej staram się pisać tak, by wstydzić się nie musieć), po prostu mam wrażenie, że w ten sposób zachowuję więcej prywatności...
      Taka luźna refleksja. ;)

      Usuń
    2. Aż za często, prawda? Jeśli już ktoś robi główną bohaterkę z kobiety, to niech się zachowuje jak dorosła. Chyba że autor/autora nie wie, jak powinna zachowywać się dorosła kobieta. Wtedy nie warto nawet próbować. :) Niby to pisanie pod pseudonimem jest okej, bo prywatność, bo odcięcie od znajomych, ale to wtedy znaczy, że autor się wstydzi własnego dzieła. I jak taki zwykły czytelnik ma sięgnąć po taką książkę? No, ale to temat na inną dyskusję. :)

      Usuń
  26. Widziałam duże zainteresowanie tą książką jednak się na nią nie zdecydowałam i nie żałuje decyzji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, jak wypadnie kontynuacja, którą autorka zamierza napisać. Może wtedy będzie lepiej. :)

      Usuń
  27. No jak bardziej romans niż romans sensacyjny, to ja zdecydowanie podziękuję. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam liczę, że druga część będzie bardziej sensacyjna niż romansowa. :)

      Usuń