Trochę o debiutach


Ostatnio otrzymałam możliwość przeczytania debiutu pani Dubler Dobre ciastko (kliknij, żeby przejść do recenzji), która - bez owijania w bawełnę - była kompletnym niewypałem. Potem gdzieś w necie dorwałam pdfa z innym debiutem innego autora - znów porażka. I tak naszły mnie rozważania, czy każdy debiutant pisze szmelc i dopiero z czasem nabiera ogłady i uczy się pisarskiego kunsztu? Czy istnieją perełki napisane ot tak, za pierwszym razem? Aż wreszcie czy człowiek rodzi się z umiejętnością pisania, czy przychodzi ona z wiekiem?

Myślę, że każdy z nas przynajmniej raz trafił na powieść debiutancką. Chciałabym poznać Wasze wrażenia, odczucia, dlatego...

III ODSŁONĘ SERII DYSKUSYJNEJ, CZYLI
TROCHĘ O DEBIUTACH

Nie miałam okazji przeczytać zbyt wielu debiutów, przyznaję. Poznając pióro jakiegoś znanego autora, często gnana ciekawością zaglądałam do jego pierwszej książki. W celach czysto porównawczych, oczywiście. I wiecie co? Rzadko kiedy się zawodziłam. Możliwe, że wyrobiłam sobie już o danym pisarzu opinię i mimowolnie próbowałam udoskonalić jego debiut. A możliwe też, że po prostu pisarz ten od początku świetnie władał słowem. :)

Wracając.

Każdorazowo, gdy sięgam po debiut, czuję dziwną ekscytację i strach. Niezwykle interesuje mnie, jak autor, którego nazwiska jeszcze nie słyszałam, poradzi sobie z opowiadaniem historii. Jednocześnie boję się, że owa historia będzie tak kiepska, że jedyne, co będę mogła o niej powiedzieć to: marnotrawstwo czasu. 

Dodam tylko, że rozumiem, jak ciężko musi być początkującym pisarzom. Jak ciężko jest wybić się z tłumu miliona nazwisk i zostać zapamiętanym, ale poza małym pomysłem trzeba również posiadać umiejętności. I taki drobny szczegół, acz niezwykle istotny: trzeba umieć prowadzić historię w sposób intrygujący i zachęcający, tak, by czytelnik nie rzucił książką w kąt albo co stronę nie ziewał. Przydałoby się najpierw przed wysłaniem "dzieła" do wydawnictw przejrzeć treści i zastanowić się, czy ja, jako czytelnik, bym to przeczytał. Rozumiem, że tacy autorzy muszą być podnieceni zakończeniem książki, nad którą zapewne pracowali miesiącami albo latami (rozumiem, szanuję i gratuluję), ale jeśli nie są czegoś pewni, powinni skorygować treści oraz zaczerpnąć opinii kogoś niepowiązanego. A nie od razu rzucać się na pożarcie ostrzącym zęby czytelnikom (pomijam fakt wydawnictw - aktualnie mam wrażenie, że wydawane jest dosłownie wszystko).

No, i w tym miejscu rodzi się pytanie: sięgać po debiut czy sobie darować? Dać szansę komuś nowemu albo olać sprawę i zaczytywać się w książkach znanych autorów, którzy raczej nas nie zawiodą?

A jak to wygląda u Was? Chętnie sięgacie po książki świeżynek? Znacie jakieś godne polecenia tytuły? Czy zwykle omijacie je szerokim łukiem, pozostawiając "przyjemność" poznania innym, a po autora sięgacie, gdy wyrobi renomę? 

Zapraszam do dyskusji i jak zwykle przypominam o minimalnych trzech zdaniach!

35 komentarzy:

  1. Ja zazwyczaj nie patrzę czy to debiut konkretnego autora, czy nie. Jeśli podoba mi się opis albo okładka, bądź też słyszałam już o niej coś dobrego to zazwyczaj sięgam po taką pozycję. Chociaż muszę przyznać, że ostatnio trafiłam na taką książkę (po fakcie okazało się, że to debiut), która była nudna jak flaki z olejem, nie dałam rady jej skończyć.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja... dla m nie to nie ma znaczenia - książka ma mnie zainteresować :)

      Usuń
    2. Faktycznie, jeśli patrzy się przez pryzmat opisu i treści, to rozumiem. Ale nie macie tak, że jak dowiecie się, że to debiut (załóżmy, że w momencie rozpoczynania czytania), nie oceniacie książki przez jego pryzmat? Nie jesteście bardziej surowe albo pobłażliwe? :)

      Usuń
  2. Przeczytałam mnóstwo debiutów, również polskich autorów. Różnie to bywa: raz już ten pierwszy skok na głęboką wodę zachwyca, innym razem dopiero któraś tam z kolei książka jest warta uwagi. Rzadko daję autorom drugą szansę, kiedy ich debiutancka powieść w ogóle mnie nie ruszyła, ale widząc jakiś potencjał, nie mam problemu z powrotem do twórczości pisarza (może to zatem kwestia doskonalenia warsztatu?). Myślę, że nauczyć się pisać może każdy, ale dobrą historię trzeba mieć już w sobie. Przez pewien czas miałam do czynienia z redakcją takich surowych tekstów i przyznaję, że wiele z nich da się "uratować" odpowiednią obróbką. Inne... cóż, myślę sobie, że nawet gówno przekształcone w majestatyczny pomnik wciąż będzie gównem.

    Reasumując, chętnie czytam debiuty, bo zawsze mam nadzieję, że trafię na coś świeżego, nieoklepanego - na "TO COŚ". Sparzyłam się wielokrotnie, ale wcale mi to nie przeszkadza - to takie ryzyko wpisane w wyprawę po skarby :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, nie każdy debiut jest sobie równy, ale mam wrażenie, że tych dobrych jest znacznie mniej niż złych. Poza tym chyba nie powinno się "ratować" tekstów, prawda? One powinny być dobre już przed wydaniem. Bo po co wydawać, jak Ty to świetnie ujęłaś, "majestatyczne gówno"? ;P

      Usuń
  3. Ja nie jestem fanką debiutów, szczególnie polskich autorów, więc rzadko po nie sięgam. Dla mnie Dobre ciastko nie było najgorsze...czytałam znacznie słabsze debiuty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Czytałaś gorsze? O matulu, współczuję!

      Usuń
  4. Ja bardzo lubię czytać debiuty i zawsze cieszy mnie wiadomość o kolejnym. Szczególnie tym z polskiego rynku wydawniczego. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? I ani razu się nie sparzyłaś? :O

      Usuń
  5. Osobiście lubię sięgać po debiuty, bo wiem, że każdy gdzieś tam zaczynał i wiadomo, że początki są ciężkie. Wiele historii czytam z bólem, bo widzę, że coś jest nie tak, ale jeśli jest coś, co mnie choć trochę interesuje w danej pozycji – daję szansę do końca. Warto później z perspektywy spojrzeć na daną opowieść, bo można dostrzec coś więcej niż jakieś błędy po drodze. Chociaż przyznam, że czasem uniemożliwiają one dalszą lekturę, takie są okropne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie głównie denerwuje nie do końca wyrobiony styl autora, taki zwykły, momentami dziwny. Może to niby powiew świeżości, ale mam wrażenie, że wraz z kolejnymi książkami na koncie, autorzy zdecydowanie się kształtują, nabierają pewności pióra. I umiejętności. A te błędy, o których wspominasz, często rzeczywiście uniemożliwiają dalsze czytanie. Gryzą w oczy i wżerają się w sumienie. :P

      Usuń
  6. Myślę, że nie każdy debiut musi być kiepski, ale... (być może tym komentarzem wsadzę kij w mrowisko) Mam wrażenie, że to częsta "przypadłość" współczesnych polskich autorów, oczywiście nie wszystkich. A wynika to moim zdaniem z faktu, że dziś przy odpowiednich środkach finansowych, właściwie każdy może wydać książkę. Niektóre książki - takie odnoszę wrażenie - są wydawane dla samego wydania, bo "fajnie" jest mieć jakąś książkę na koncie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Są debiuty dobre, a nawet świetne, tylko ciężko je odnaleźć wśród, za przeproszeniem, wydawanego chłamu. Trafiłaś w sedno, Natalio. Wydawnictwa powinny robić większe czystki, a nie wydawać wszystko na jedno kopyto, byleby tylko kasa dzwoniła w portfelu. Powoli zaczyna się robić drugi Wattpad, gdzie ciężko będzie przekopać się przez stertę - jak to świetnie stwierdziła Matka Puchatka - majestatycznego gówna, co by trafić na perełkę. A chyba tak nie powinno być.

      Usuń
  7. Nie boję się debiutów, powiem więcej - nie za bardzo rozumiem założenia, że skoro debiut, zapewne będzie słaby, bo autor dopiero się uczy. Często też spotykam się ze zdziwieniem (tak było np. przy "Osaczonej"), że kurczę, jak to możliwe, że książka jest taka fajna, skoro to debiut? Przecież taki autor może pisać od lat, tworzyć opowiadania, pracować jako copywriter czy choćby prowadzić własny blog. Może mieć swój styl wypracowany od lat, więc ta pierwsza książka, którą wyda, będzie opierać się na jego wieloletnim dorobku. Czemu z założenia musi być słaba?

    To takie moje rozkminki, które dręczą mnie od lat. Kiedyś może w końcu sama wydam książkę i każda kolejna (którą też oczywiście wydam, po olbrzymim sukcesie pierwszej ;D) będzie pisana w takim samym stylu. Nie sądzę, żebym nauczyła się pisać zupełnie inaczej, skoro od lat skrobię w ten sam sposób ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim przypadku się zgodzę, ale ile jest takich debiutantów-copywriterów? Bloggerów już więcej, ale nie porównujmy opowiadań blogowych do książek (chociaż znam wiele przypadków, że takie opowiadanie blogowe było znacznie ciekawsze od wielu papierowych wydań). Po prostu człowiek się parzy, ilekroć sięga po debiut, bo jednak większość jest przeciętna. Mimo że autor ma wyrobiony styl - historia po prosu może nie porywać. I myślę, że styl wraz z kolejnymi książkami/opowiadaniami na pewno ewoluuje. Może tego nie dostrzegasz, ale na pewno osoby czytające Twoje teksty z pewnością dostrzegają różnicę. Jeśli masz jakieś opowiadania sprzed paru dobrych lat, przeczytaj. Na 100% zauważysz zmianę. :)

      Usuń
  8. Lubię czytać debiuty i poznawać nowyh autorów. Niektóre są lepsze, inne trochę gorsze, ale większość mi się podobała, można przymknąć oko na małe niedociągnięcia. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę, że nie trafiłaś na same gnioty i że znalazły się dobre debiuty. :)

      Usuń
  9. A mnie nie robi różnicy czy to debiut czy nie. Moim zdaniem jeśli ktoś nie potrafi pisać, to nie potrafi i już. I nie nauczy się pisać choćby wydał 200 książek. Czytałam wiele beznadziejnych debiutów i wiele debiutów wspaniałych. Ot dziś rano skończyłam słuchać audiobooka "Metro 2033" Glukhovskiego - to jego debiutancka powieść i jest tak dobra, że to był już drugi raz gdy ją czytałam. Z kolei w poniedziałek skończyłam czytać "Misję 100" Kass Morgan - też debiut - i książka była tragiczna. Tutaj nie debiut jest problemem, tylko autor. Pani Morgan po prostu nie ma tak dobrego pióra jak Pan Glukhovsky i tyle. Dlatego nie bój się debiutów, bo naprawdę jest na rynku sporo świetnych. Musisz po prostu trafić na odpowiedniego pisarza :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwykle ludzie się uczą w trakcie ciągłego powtarzania czynności. Nabierają warsztatu, budują słownictwo i lekkość pióra. Z założenia. :) Myślę więc, że po tym 200 książkach, styl autora naprawdę by urzekał. I po Twojej wypowiedzi sądzę, że masz rację - debiut zależy od autorów. No, i trochę od wydawnictwa. Nadal nie rozumiem, czemu godzą się wydawać gnioty... Ale to już temat na inną odsłonę dyskusji. :P

      P.S. Metro mam dopiero w planach, więc zobaczymy, jak to wyjdzie. :)

      Usuń
    2. O, jeśli masz w planach to już nie mogę się doczekać Twojej recenzji!

      Usuń
    3. Ja już też zacieram rączki na samą myśl! :)

      Usuń
  10. Mi się zdarza, że dopiero po przeczytaniu dowiaduję się, że sięgnęłam po debiut 😁 Różnie to z nimi bywa, ale nie wydaje mi się, żeby 'debiut' miał mnie odstraszyć. Jak ktoś umie pisać to od początku powinien dawać radę, choć oczywiście z czasem może się poprawić. A zdarza się, że pisarz po wielu książkach nadal nie daje rady mnie zaciekawić
    Pozdrawiam
    subjektiv-buch.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli Ty również uważasz, że głównym problemem jest autor. To kompletnie zrozumiałe i prawdziwe. :P Pytanie brzmi, czy najpierw wybrałabyś książkę znanego autora (choć go wcześniej nie czytałaś) czy debiutancką powieść nieznajomego?

      Usuń
  11. Ja, sięgając po książkę autora, którego nie znam, nie sprawdzam specjalnie czy to debiut, czy jego pięćdziesiąta powieść ;). Jeśli jednak dostaję wprost taką informację (np. w blurpie) to zwracam na to uwagę. Ktoś wyżej wspomniał, że problemem rynku książki jest to, że dostajemy ogrom szmelcu i zdarza się, że debiuty są po prostu kiepskie. Zgadzam się z tym, teraz praktycznie każdy może wydać książkę, stąd często pierwsze (które bywają zarazem ostatnimi) publikacje różnych autorów są po prostu złe, jak wspomniane przez Ciebie "Dobre ciastko" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym cechuje się to zwracanie uwagi, o którym wspominasz? Patrzysz łagodniej na książkę? Szukasz na siłę plusów? A może wręcz przeciwnie - od razu spisujesz powieść na straty?
      I przez ten ogrom szmelcu tracimy czas, który moglibyśmy wykorzystać o niebo lepiej, czyli czytając coś dobrego, sensownego, z wielowątkową fabułą. :)

      Usuń
    2. Na pewno się nastawiam się wtedy na niekoniecznie dobrą książkę, może nie spisuję jej od razu na straty, ale nie nastawiam się pozytywnie ;). Dzięki temu bywam zaskoczona tym, jak dobry okazuje się dany debiut :).

      Usuń
    3. Lepiej w tę stronię niż w drugą: nastawić się na coś wspaniałego, a tu totalna klapa. Twój sposób jest o zdecydowanie lepszy, bo przynajmniej nie popsujesz sobie humoru. :P

      Usuń
  12. Prowadzac bloga trafilam na kilku ciekawych debiutantów. Chociazby Falcon Kasi Wycisk. Książka nie bez wad, ale wciagajaca,albo, mocni przez mnie promowany, Aremil Iluzjonistow,oryginalne podejście do iluzji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszałam o "Falkonie" wiele dobrego, co było zaskakujące. Ale w sumie o "Dobrym ciastku" również słyszałam trochę dobrego, a tutaj ogromny zawód. Chyba polscy debiutanci mnie nie urzekają... Ale dam im jeszcze szansę, żeby nie było! :)

      Usuń
  13. Różnie bywa z tymi debiutami. Przeczytałam ich kilkanaście i moje wrażenia są skrajnie różne - od całkowitych porażek, przez rozczarowania częściowe, po świetne perspektywy. Różnica między zagranicznym debiutem, a polskim jest dosyć oczywista - skoro przetłumaczono ten debiut to znaczy, że w innym kraju już się sprawdził i zyskał grono wielbicieli. Przy rodzimych autorach to my jesteśmy grupą, na której testuje się potencjał, stąd też więcej niewypałów. Przyznam szczerze, że czytam debiutantów chętnie, z jednej strony jestem bardziej wyrozumiała, ale z drugiej absolutnie bezlitośnie nie omijam żadnego mankamentu. Wierzę, że takie podejście daje niezbędną odpowiedź autorowi co warto poprawić, bo moim zdaniem pisać też trzeba się nauczyć. ;) W 99% spotykam się z bardzo pozytywnym odbiorem, tylko raz skończyło się to obrazą majestatu.
    Z szacunku do własnego czasu od sierpnia nie recenzuję książek jednego z wydawnictw, z którym wiem, że nie jest mi po drodze, a (nie)stety wydaje ono głównie pozycje napisane przez debiutantów.

    PS Naprawdę trafiają się wyjątkowe debiuty, również w produkcji krajowej. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wiem, o jakie wydawnictwo chodzi... Sama nie miałam z nim styczności, ale spróbuję sięgnąć po niektóre egzemplarze wydane pod ich szyldem i zobaczymy. Postanowiłam również się zmusić i czytać więcej debiutów, toteż zobaczymy, co wyjdzie w praniu. :) Masz jakieś debiuty warte polecenia?

      Usuń
    2. Z zagranicznych pokochałam "Buntowniczkę z pustyni" Alwyn Hamilton (osobiście wciąż nie wierzę, że to debiut!), a z polskich... Szczerze polubiłam książkę pani Adeliny Tulińskiej, bardzo ciekawie też pisze pan Michał Matuszak. Bardzo, bardzo pozytywnie oceniałam też debiut, a jeszcze lepiej drugą książkę ("Winda") pani Magdaleny Knedler, ale to już mocno inna literatura. ;)
      To są takie książki, przy których byłam poważnie zaskoczona, że to są debiuty!

      Usuń
    3. Zerknęłam na Twoje propozycje i seria Adeliny Tulińskiej również mnie wydała się ciekawa. Jak tylko będę miała okazję, postaram się sięgnąć. :)

      Usuń
    4. Pisałam o jednej z jej książek u siebie. Nie była bezbłędna, ale była naprawdę dobra, a jak na debiut... Pf! Jedyne co mi tam naprawdę szwankowało to korekta, ale brak dostępu do profesjonalnej korekty to niestety bolączka wielu debiutantów.
      Tak mi się jeszcze przypomniało, że z fantastyki mocno ostatnio chwalono "Ucznia nekromanty". Nie czytałam, ale bardzo wiele osób chwaliło. ;)

      Usuń
    5. Słaba korekta to już całkowicie wina wydawcy. Wiadomo, że debiutantów nie stać na wydawanie książki po jak najlepszej okazji dla autora, więc w tym przypadku wydawnictwa często troszkę oszukują, by samemu dużo zarobić. Nie wszystkie, wiadomo, ale pewnie znaczna większość. Tylko wydając, czyli podpisując się pod książką, powinni dołożyć wszelkich starań, by nie wypuścić na rynek żadnego szmelca...

      Ten "Uczeń nekromanty" to również debiut?

      Usuń