W serię Wehikuł czasu wchodzą książki uznawane za klasyki gatunku science-fiction. Liczy ona już kilkanaście tytułów, z których udało poznać mi się już cztery (m.in. Ziemia trwa George'a R. Stewarta - recenzja; Osę Erica Franka Russella - recenzja; Rój Hellstroma Franka Herberta - recenzja), a o jednym chciałabym wam dzisiaj szerzej opowiedzieć.
Umierając, żyjemy Roberta Silverberga po raz pierwszy wydano w 1972 roku. Książkę nominowano do nagród Hugo oraz Nebula, czemu wcale się nie dziwię, ponieważ mimo małej objętości (liczy ledwo ponad 260 stron), powala unikatową specyfiką, dobitnie wchodzi w psychologię postaci, będąc niemal jedyną w swoim rodzaju. Zacznijmy jednak od początku.
Umierając, żyjemy to historia opowiedziana oczami Davida Seliga, czterdziestokilkuletniego mężczyzny żydowskiego pochodzenia, parającego się nietuzinkową, lecz kontrowersyjną pracą: zarabia na studentach potrzebujących gotowych esejów na zaliczenie przedmiotów. To jednak nie jedyna rzecz wyróżniająca go z tłumu. David bowiem potrafi czytać w myślach, ba! potrafi lawirować między całymi wspomnieniami czy odczuciami drugiego osobnika (w głowach pszczół, ptaków i innych zwierząt również bywa).
Sęk w tym, że przez swoją nadnaturalną umiejętność David nie potrafi zbudować relacji z innym człowiekiem. Nie umie rozmawiać bez wcześniejszego przetrzepania myśli, przez co często wychodzi na dziwoląga. Brakuje mu wrażliwości społecznej, co w większości przypadków przyczynia się do powstania wielu konfliktów, w wyniku których David wychodzi na empatycznie upośledzonego.
Co się jednak stanie, kiedy moc czyniąca go ponadprzeciętnym, nagle zacznie zanikać? Czy David poradzi sobie bez wspomagania, z którym żył od dzieciństwa?
Książki Roberta Silverberga nie nazwałabym literaturą łatwą, którą połyka się w jeden wieczór. Nie. Umierając, żyjemy to wielowarstwowa opowieść skupiająca się na tematach trudnych: począwszy od typowo psychologicznych rozważań natury egzystecjonalnej czy socjologicznej, poprzez naukowe dywagacje obejmujące procesy zachodzące na Ziemi, kończąc na polityce i gospodarce Ameryki. Autor prowadzi czytelnika oczami Davida Seliga, próbując w główną fabułę wpleść dające do myślenia hipotezy.
Zawsze staram się pisać szczerze, subiektywne recenzje, dlatego nie mogę pominąć kwestii, że chyba nie do końca udało mi się zrozumieć ostateczne przesłanie powieści (a przynajmniej na sto procent nie wyłapałam wszystkich jej warstw). Książka była trudna, a czytanie momentami wyjątkowo ciężkie, przez co bywały dni, w których kończyłam po jednej, maks dwóch stronach.
Czy polecam? Tak, ale Umierając, żyjemy z pewnością nie jest lekturą dla wszystkich. To niełatwa, powieść poruszająca wiele skomplikowanych tematów, w której główna akcja jest zaledwie dodatkiem do pojawiających się tez czy poruszanych dywagacji psychologiczno-polityczno-naukowych. Najlepiej będzie jeśli sami zadecydujecie, nie sugerując się moją oceną wystawioną na podstawie niecałkowitego zrozumienia.
Na zakończenie przyrównam Umierając, żyjemy do Małego Księcia Antoine'a de Saint-Exupery'ego. Dlaczego? Bo kiedy czyta się Małego Księcia w podstawówce jako lekturę widzi się w niej wyłącznie ciekawe przygody. Dopiero czytając w późniejszym wieku, dostrzega się jej bogactwo intelektualne i multum ukrytych przekazów, a przy tym całe jej piękno. I myślę, że identycznie będzie z książką Silverberga. Sięgnę więc po nią za kilka lat, gdy będę na innym etapie życia, by wtedy spróbować odkryć jej niebanalność.
6,5/10
Umierając, żyjemyRobert SilverbergDom Wydawniczy RebisPoznań 2022Stron: 264
Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu
Nie czytam książek z tego gatunku, ale taka umiejętność i ukazanie, jak może ona wpływać na relacje z ludźmi musi być bardzo ciekawa. Z drugiej strony pokazanie tego od drugiej strony, czyli radzenie sobie w sytuacji, kiedy nagle takie dar nam jest odebrany, też musi być ciekawe...o ile jest dobrze napisane;)
OdpowiedzUsuńNiestety, gatunkowo książka zupełnie nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ta książka ma tyle warstw, że też mam poczucie, że nie do wszystkich dotarłam i z pewnością nie da się jej przeczytać za jednym posiedzeniem - za bardzo oddziałuje na umysł.
OdpowiedzUsuńTo miałaś zagwozdkę z tą książką 😉
OdpowiedzUsuńPowoli zapoznaję się z tą serią. Też mam za sobą już kilka tytułów. Za ten na pewno zabiorę się za jakiś czas, mimo tego, że nie tylko u ciebie, lecz także w innych recenzjach były wspomniane wady książki :D
OdpowiedzUsuńAutor znany - powtórzę się, ale jeszcze w czasach istnienia starego - mojego bloga - coś tam czytywałem :-) . Tytuł sobie zapisuję :-) . Pozdrawiam już niedzielnie w sumie ;-) .
OdpowiedzUsuńOj raczej nie dla mnie ta lektura.
OdpowiedzUsuńDo takich książek trzeba mieć odpowiedni nastrój.
OdpowiedzUsuńPóki co sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńWolę obecnie znacznie lżejsze powiastki, dlatego tym razem spasuję.
OdpowiedzUsuńRaczej mnie ta pozycja niestety nie przekonuje.
OdpowiedzUsuńOgólnie to nie jest mój ulubiony gatunek książek, ale ostatnio zaczęłam wychodzić ze swojej czytelniczej strefy komfortu, więc może się z nią zapoznam i sama wyrobię sobie o niej zdanie ;)
OdpowiedzUsuńRównież wracam czasem do książek i dostrzegam w nich to, na co nie byłąm wcześniej gotowa :)
OdpowiedzUsuńWydaje się być intrygujące...
OdpowiedzUsuńTo chyba jedna z tych książek, do których trzeba dojrzeć i wtedy dopiero można pojąć jej sens.
OdpowiedzUsuńChyba niespecjalnie dla mnie jest ta książka, ale może kiedyś?
OdpowiedzUsuńMam ochotę zmierzyć się z tą powieścią, bo widzę, że jest nie lada wyzwaniem. Zobaczymy jak mi pójdzie :)
OdpowiedzUsuńLubię książki, które na różnym etapie życia odbiera się zupełnie inaczej, do takich zawsze warto wracać.
OdpowiedzUsuń