Recenzja [51] - Naga prawda o porno


Pornografia - każdy ogląda, nikt nie mówi o niej głośno. Nikt, poza Danielem Wołyńcem, który postanowił poświęcić temu dość kontrowersyjnemu tematowi ponad pięćset stron i przekształcić je w książkę o niezwykle chwytliwym tytule: Man size. Jeśli więc u was, tak jak i u mnie, gen hazardzisty czasami wychodzi na prowadzenie i chcecie założyć się, że nie wiecie wszystkiego o porno, to zapraszam do przeczytania recenzji.

Man size dzieli się na trzy Vol., które można traktować jako swego rodzaju wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Książka złożona jest z fragmentów czysto teoretycznych oraz fabularnych. W rozdziałach teoretycznych autor porusza wiele nieznanych dla laików treści związanych z pornografią. Rzuca nieczęsto używanymi wyrazami, tłumaczy, jak kręci się biznes pornograficzny,  opowiada o jego podłożu, pokazuje parę statystyk, czyli innymi słowy: próbuje jak najlepiej wyedukować czytelnika. 

Mimo interesujących dywagacji, moim zdaniem mocniej na wyróżnienie zasługują fragmenty fabularne. Autor (Danny), czyli nasz główny bohater, przeprowadza się do Ameryki w prostym celu: zamierza napisać scenariusz, opchnąć go i zostać znanym na cały świat scenarzystą. Problem polega na tym, że życie zwykle nie jest usłane różami, a kłopoty spotykają człowieka na każdym kroku. Danny więc wskutek zrządzenia losu znajduje się w złym miejscu o złej porze - ląduje na samym środku planu filmowego i to nie byle jakiego, bo takiego niegrzecznego, oznakowanego jako XXX, czyli pornograficznego! I wiecie co? Producenci obsadzają go w roli aktora nieseksualnego porno!

Największym osiągnięciem Danny'ego-boya nie wydaje się jednak gra przysłowiowego statysty w filmie dla dorosłych, ale późniejsza chryja, która z tego wynikła. Zwykły szaraczek, osoba, której jedyną wypowiedzią przed kamerą były dwa słowa, zostaje nagle hitem Internetu. Otrzymuje przywarę życiowego losera - a jeśli już zostanie przyklejona do ciebie etykietka, nie tak łatwo ją zerwać...

Man size nie należy do książek łatwych, mimo prostego, mocno slangowego stylu autora, przesiąkniętego kolokwializmami i przekleństwami. Wnikliwe wnioski przebijają się przez pełne humorystycznych momentów fragmenty, co dodaje powieści niesamowitego, nietuzinkowego klimatu. Autor umiejętnie wtrąca angielskie zwroty, które choć z początku nieco utrudniają czytanie, to po głębszym wsiąknięciu w historię stają się jej nieodzowną naturą. 

Wyznam, że wątek fabularny podobał mi się zdecydowanie bardziej od teoretyzowania, a już szczególnie od podawania wyjaśnień terminów czy dokładnego omawiania rodzajów porno. Niemniej, nauczyłam się wielu nowych, nieznanych do tej pory, pojęć, typu fluffer - osoba zajmująca się przygotowaniem aktorów męskich do pracy, czyli jeśli aktor miał problemy z erekcją, fluffer pomagał nastawić niezastąpione narzędzie na stan gotowości. 

Man size to lektura zaskakująca, niecodzienna i zdecydowanie oryginalna. W Polsce, jak i na świecie, mało żyje autorów niebojących się poruszać trudnych tematów związanych z biznesem pornograficznym. Książkę polecam, choć to osoby interesujące się łamaniem przyjętych schematów, wyszukiwaniem idiotyzmów u społeczeństwa oraz wytykaniem wszechobecnej hipokryzji wydadzą się lekturą najbardziej zachwycone. Man size to książka, w której stawia się męskość pod znakiem zapytania. 

6/10

Man size
Daniel Wołyniec
Wydawnictwo Novae Res
Gdynia 2019
Stron: 544

Za możliwość przeczytania bardzo dziękuję Autorowi.

56 komentarzy:

  1. Mnie ta książka nie interesuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. "Man size" to lektura dla dość wąskiego grona czytelników. :)

      Usuń
  2. Odpuszczam, tym razem nie dla mnie. Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka na pewno ciekawa, chociaż jak dla mnie właśnie ze względu na te fragmenty teoretyczne. Szkoda, że są te fragmenty fabularne, bo mnie ten element akurat zniechęca do sięgnięcia po nią. Jeśli już ktoś pokusił się o przełamanie tabu i ruszenie tematu od strony teoretycznej, to chętnie bym właśnie poczytała więcej na ten temat. Wychodzą z założenia, że fabularnego porno w literackiej postaci mamy pod dostatkiem na rynku. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie, nie zrozumiałaś mnie chyba. We fragmentach fabularnych otrzymujemy historię życia Danny'ego - nie ma to związku ze scenami typowo pornograficznymi. Autor opowiada o poznanych ludziach, zarówno tych, z pornobiznesu, jak i tych, co do tego pornobiznesu go doprowadzili. Otrzymujemy rzetelną historię, jak zwyczajny człowiek stał się gwiazdą Internetu i to nie w dobrym znaczeniu tego słowa. Autor pokazuje, jak wygląda kręcenie porno od wewnątrz, co mnie bardzo zainteresowało. :)

      Usuń
    2. Ach! Faktycznie źle zrozumiałam! Sądziłam, że historia życia Danny'ego jest całkiem sfabularyzowana. :) W takim razie chętnie sięgnę po tę książkę. Muszę sobie zapisać tytuł. :)

      Usuń
    3. Cóż, może to ja trochę niezrozumiale napisałam w recenzji, ale bardzo mnie cieszy, że się zdecydujesz. Myślę, że książka jest typowo w Twoim klimacie i szczerze mówiąc, troszkę mnie ciekawiło, jak będziesz się zaopatrywać na "Man size'a". :)

      Usuń
  4. Raczej nie planuję czytać tej książki. 😊

    OdpowiedzUsuń
  5. Na ten moment raczej nie planuję tej lektury 😉

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka może i ciekawa, chociaż niestety nie dla mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, jak pisałam, książka jest skierowana do wybiórczego grona czytelników. :)

      Usuń
  7. "Pornografia - każdy ogląda, nikt nie mówi o niej głośno" - ee, nie :) Ja nie oglądam, bo to nudne jak diabli. Kiedyś widziałam kilka, ale ziewałam, bo w każdym ten sam scenariusz: on ją niby cy minuty rozgrzewa, a potem do końca ona go obsługuje i udaje, że ją to niemiłosiernie rajcuje. Tzn. ja rozumiem, że tu wszystko jest udawane (poza ruchami, chodzi mi o emocje), ale nudzi mnie to. Wszystko pod faceta, a co dla kobiety? ;) Ciekawy był tylko film "Piraci" z 2005 roku. Można go obejrzeć na YT z powycinanymi scenami ;)

    A książki nie przeczytam, bo to nowares, a nie dlatego, że taka a nie inna tematyka. Wydaje mi się, że nie dowiedziałabym się z niej nic nowego, ale kto wie. Może bym się zdziwiła ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdziwię Cię trochę (i ciutkę zaspojleruję), bo autor twierdzi dokładnie to samo: w pornosach to kobieta odgrywa główną rolę. Faceta czasami nawet nie widać na ujęciach, poza wiadomo czym. Niemniej, do roli kobiety należy rozgrzać widza. :) Ja to bym kiedyś obejrzała pornomusical - na samą myśl chcę mi się śmiać, jakby to mogło wyglądać. :P

      A czemu nie sięgniesz po Novae Res? Nie rozumiem? Chętnie wysłucham. :)

      Usuń
    2. No właśnie nie jestem zdziwiona ;) I nie dziwne, że nudzą mnie filmy, gdzie rolą kobiety jest rozgrzanie widza. Oglądałam kilka takich reżyserowanych przez kobietę i to był w końcu porządny pornos, z dobrym seksem. A nie jakieś łupu cupu bez polotu. Chłopy się naoglądają i potem będą dalej beznadziejni w łóżku :)

      Nowaresy to drukarnia, a nie wydawnictwo. Płacisz i masz książkę - w sensie płaci twórca, za sam fakt, że go "wydadzą". Jeśli nie zechce cię żadne wydawnictwo, można zgłosić się do nich, zapłacić i sru! Gotowe! Wmawiają osobom pragnącym być pisarzami, że zrobią im super duper promocję, biorą kasę za redakcję, korektę etc., a w rzeczywistości mają tego bidoka w nosie. Oni pieniądz zgarnęli, więc już są do przodu, a człowiek zostaje ze stertą książek niezredagowanych (i często zwyczajnie kiepskich), które może najwyżej rozdać znajomym albo spróbować wyprosić recenzje u blogerek. Nie wszyscy tak mają, to w sumie dobry pomysł na wydanie się, jeśli masz już wyrobione nazwisko. Jeśli nie... Duża szansa na wydanie kasy w błoto.

      Ale głównie bojkotuję nowaresy za chamskie potraktowanie blogerki (https://natemat.pl/104977,wydawnictwo-grozi-blogerce-sadem-za-to-ze-zrecenzowala-ksiazke-czyli-jak-firmy-wciaz-nie-rozumieja-internetu). Niech się bujają :)

      Usuń
    3. Nigdy nie oglądałam pornosów reżyserowanych przez kobietę i w zasadzie dla kobiety, co brzmi naprawdę interesująco. Muszę zerknąć i bardziej wybadać temat. :) Trochę mi rozjaśniłaś w głowie (nie po raz pierwszy zresztą, szczegolnie jeśli mowa o wydawnictwach). Nie wiedziałam, że Novae Res to bardziej drukarnia, ale z jednej strony dają szansę młodym autorom, których nazwiska nie są znane. Szkoda tylko, że tracą trochę na promocji, ale może teraz sytuacja wygląda jakoś inaczej?

      Jeśli chodzi o potraktowanie blogerki w ten sposób, to tego kompletnie nie rozumiem. Zamiast krzyczeć i grozić sądem wystarczyłoby podkulić ogon, przeprosić i się poprawić - wszak konstruktywna krytyka jest rzeczą dobrą. :)

      Usuń
  8. Chyba po nią nie sięgnę. Raczej nie mój klimat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami warto otwierać się na nowe rzeczy. :P

      Usuń
  9. Wydawnictwo trochę mnie odstrasza, ale tematyka jest na tyle ciekawa, że może jednak się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I kolejna osoba, którą odstrasza wydawnictwo? Dlaczego? Naprawdę nie rozumiem. :)

      Usuń
    2. Nie lubię wydawnictw vanity, a to parę lat temu szczególnie źle zasłynęło próbą zastraszenia blogeki, która wystawia negatywną recenzję jej książki.

      Usuń
    3. Hm, nie wiedziałam, że istnieje nawet taka nazwa, ale faktycznie takie wydawnictwa vanity są naprawdę niezłą podpuchą. Ale może teraz jest nieco inaczej? Może bardziej zwracają uwagę na promocję? Przynajmniej trochę? A ta historia z recenzentką to faktycznie wstyd z ich strony.

      Usuń
    4. Mam wrażenie, że gorzej, bo jest ich więcej, a poziom coraz gorszy. Już kij z tą promocją, ale poziom redakcji i korekty bywa naprawdę żenujący. I nic dziwnego, jedno z takich wydawnictwo daje książki do korekty i redakcji własnym autorom, a ci siłą rzeczy nie wiedzą jak się za to zabrać, skoro piszą tylko dla tego wydawnictwa.

      Usuń
    5. Tak mnie to zainteresowało, że aż postanowiłam stworzyć o wydawnictwach typu vanity kolejną odsłonę serii dyskusyjnej. :)

      Usuń
  10. Latem lubię takie lekkie historie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. hehehe, jestem ciekawa skąd autor zyskał taką wiedzę o tej branży ;P na pewno jest to książka wyróżniająca się, ale na razie chyba nie do końca wpasowuje się w moje klimaty ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Już chyba podobna tematyka sprawia, że mam przesyt. Widziałam ksiązkę w zapowiedziach, ale chyba zrezygnuję. Niemniej jednak dobrze, że wypadła oryginalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest romans ani nic z tych rzeczy, to literatura piękna, w której pełno ukrytego dna i ważnych lekcji życiowych. :)

      Usuń
  13. Lubie ksiażki, które poruszają kontrowersyjne tematy wiec może się skuszę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się i ciekawa jestem Twojej opinii. :)

      Usuń
  14. Już wiem ze nie przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja się jeszcze zastanowię nad tą książką. Nie będę jej skreślać. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to rozumiem! Napisz mi co i jak, i czy jednak się zdecydowałaś. :)

      Usuń
  16. Nigdy wszystkiego nie wiemy do końca, nie znamy pewnych tematów z autopsji...Może się skuszę, tym bardziej,że przyjaciółka właśnie czyta coś podobnego, byłby temat do dyskusji.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno po przeczytaniu "Man size" znajdziesz wiele tematów do rozmów, to mogę zagwarantować. To prawda, co mówisz, że nikt nigdy nie wie niczego do końca.

      Usuń
  17. To nie książka dla mnie. Oj nie, nie, nie. Odpuszczę sobie.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Osobiście nie wstydzę się czytać i oglądać pornografii, dlatego w wolnej chwili rozejrzę się za powyższą książką. Martwią mnie jedynie te angielskie zwroty, ponieważ nie znam tego języka (w szkole miałam niemiecki) i przez to mój odbiór lektury może być utrudniony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście autor pomyślał o osobach nieznających dostatecznie angielskiego i dodał tłumaczenia. Zazwyczaj po zwrocie angielskim od razu pisze wyjaśnienie polskie, dlatego spokojnie, z pewnością zrozumiesz. :)

      Usuń
  19. Trudny temat. Widzę, że jednak nie zbyt udany skoro 6/10?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temat został bardzo dobrze poprowadzony, a punkty odjęłam za aspekty mające miejsce w książce, np. za trochę nudne fragmenty teoretyczne. :)

      Usuń
  20. Hmm... Pornosy od podszewki, jak widać takie książki też są potrzebne, jeśli dobrze napisana to może być ciekawa lektura - dobrze że obok teori pojawia się też jakas fabuła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością książka zaskoczy i pozwoli spojrzeć na pornografię z innej perspektywy, tej mniej znanej przez społeczeństwo. Fabuła świetnie urozmaica powieść. :)

      Usuń
  21. Ja jednak na razie odpuszczę sobie tę książkę, a jeśli zdecyduję się po nią sięgnąć, to raczej w dalszej przyszłości. :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Chyba nie ciągnie mnie do tej książki. Myślę, że problemem nie jest tu sama pornografia, bo uważam, że wszystko jest dla ludzi, ale... chyba zupełnie nie przekonuje mnie zarzucanie czytelnika definicjami. Nie przeczę, że kusi mnie odmienność i ten absurdalny sznyt, ale mimo wszystko odpuszczę tym razem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem. Faktycznie, w książce przewija się sporo definicji, które wielokrotnie mnie zainteresowały. W końcu czegoś się nauczyłam, co jest po części świetnie. Nie ma co czytać na siłę, szczególnie jeśli nie odnajdujesz się tematycznie. :)

      Usuń
  23. Czytałam i też zdecydowanie bardziej podobał mi się wątek fabularny. Ogólnie miło wspominam tę książkę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, bo była taka niepodobna do książek, które zwykle czytam. :)

      Usuń