Recenzja [116] - Wybór męża na drodze eliminacji



Rządzenie państwem nie należy do rzeczy łatwych, a dobre rządzenie państwem to rzecz niemal nieosiągalna. Poza charyzmą, cierpliwością, nerwami ze stali powinno się również posiadać zaufanego powiernika, osobę, która w trudnych chwilach wesprze dobrym słowem lub doradzi. Gorzej jeśli taka osoba nie znajduje się w pobliżu, ba, jeśli nawet jej nie znasz, a naród buntuje się coraz zapalczywiej, bo ma o tobie złe zdanie i wreszcie zamierza obalić twoją władzę. 

Brzmi przerażająco, prawda?

W identycznej sytuacji znalazła się główna bohaterka czwartego tomu serii Selekcja (Następczyni), Eadlyn Schreave. Jako pierworodna córka Maxona i Americi - znanych z poprzednich części - zgodnie z tradycją Eadlyn musi wstąpić na tron i jako królowa władać Illéą. Lud nie jest jednak przekonany umiejętnościami młodej, bo zaledwie osiemnastoletniej, dziewczyny, która przez całe życie mieszkała w pałacu, otoczona służbą oraz mającą wszystko na wyciągnięcie ręki. Mimo siejącemu zamęt narodowi Eadlyn uparcie nie odstępuje ojca na krok, codziennie ucząc się fachu bycia oddanym władcą. Skąd jednak ludzie mają to wiedzieć? I jak uspokoić coraz bardziej rozeźlony tłum?

Odpowiedzi wbrew pozorom są proste. Wystarczy urządzić Eliminacje, które nie dość, że odwrócą uwagę ludzi od aktualnych problemów społeczno-gospodarczych , to jeszcze zapewnią im rozrywkę i dadzą możliwość lepszego poznania przyszłej królowej. Problem polega na tym, że przyszła królowa nie jest zainteresowana posiadaniem męża, wierząc, że sama poradzi sobie ze sprawowaniem władzy i podejmowaniem najcięższych decyzji w kraju. 

Koniec końców do pałacu przyjeżdża aż 35 kandydatów chętnych do roli księcia małżonka.

Nie zamierzam Wam więcej zdradzać, bo właściwie zdradzę fabułę z ponad połowy książki. Przyznam szczerze, że sięgając po Następczynię, nie spodziewałam się kolejnych Eliminacji. Myślałam, że przeczytam o dalszych losach Americi, dowiem się więcej o rebelii i rebeliantach. Cóż, zawiodłam się. Zamiast tajemniczych ataków i wojennych planów otoczonych romantyczną historią miłosną dostałam dziewczyńskie wątki pełne tiar, sukienek i użalania się nad sobą. Na początku. Bo im dalej szłam, im Eadlyn lepiej zaczęła poznawać chłopców, tym ciekawiej się robiło. Mogłabym napisać, że czytałam historię o dorastaniu otoczonym próbami znalezienia prawdziwej miłości oraz o tym, co i ile jesteś w stanie zrobić dla własnego kraju i ludzi, za których odpowiadasz. 

Kiera Cass i w tej części nie zawodzi, bardzo zgrabnie operując językiem i kreśląc interesującą opowieść. Wciągnięcie się, to mogę zagwarantować.

Dużym minusem jest jednak przeczucie, że już się to czytało. Znowu wchodziło się między kandydatów, znów obstawiało wybranka - i choć odgrzewane kotlety są naprawdę smaczne, nie dorównują tym prosto z patelni. 

Szczerze mówiąc, nie wiem, co dalej pisać. Równie dobrze moglibyście przeczytać recenzje poprzednich części... Może więc podsumuję? Historia ciekawa, czasami wywołująca uśmiech, ale nie nastawiajcie się na oryginalność. Czytając Następczyni, czułam się, jakbym czytała Rywalki z różnicą, że zamiast 35  kandydatek, mamy kandydatów. Kropka.

Dodam jeszcze, że zamierzam sięgnąć po ostatni tom cyklu, po Koronę. Nienawidzę zostawiać niedokończonych serii - wyłączny powód. No, dobrze, końcówka książki również zaintrygowała mnie na tyle, by doczytać resztę. :)

7/10

Następczyni
Kiera Cass
Wydawnictwo Jaguar
Warszawa 2015
Stron: 360


Jedyna ↔ Korona

27 komentarzy:

  1. Od lat koleżanka namawia mnie bym po nią sięgnęła, ale nie mogę się przekonać. I chyba już tak pozostanie.
    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To lekka, przyjemna seria skierowana raczej do młodszych czytelniczek, więc całkowicie rozumiem Twoje podejście. Niemniej, ciekawe to było. :)

      Usuń
    2. Czasami jeszcze sięgam po seria dla młodszego czytelnika, ale to nie jest ten rodzaj.

      Usuń
    3. A po jakie najczęściej sięgasz? :)

      Usuń
  2. Mam raczej podobnie jak Agnieszka - nie planuję na razie czytać tej serii, ale nie mówię nie :) Pozdrawiam Ew !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie rozumiem. Ale jak już najdzie Cię ochota na tą serię, daj znać. :)

      Usuń
  3. Kompletnie nie mój gatunek. Szkoda że książka w pełni cię nie zadowoliła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale i tak przeczytam ostatni tom. Chcę wiedzieć, kogo wybierze. :)

      Usuń
  4. Raczej nie dla mnie, ale być może to coś dla mojej bliskiej koleżanki, która lubi takie klimaty. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubi, to poleć, bo nie jest zła ta seria. :)

      Usuń
  5. Ja jeszcze nie czytałam poprzednich części i na razie nie mam w planach tej serii.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kojarzę tę serię, ale jak na razie nie mam ochoty jej poznawać.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sporo słyszałam o tym cyklu i mam go w planach. Nie wiem jednak kiedy uda mi się po niego sięgnąć. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jest to jakiś wybitny cykl, więc spieszyć się zasadniczo nie trzeba. Ale pozwala na miłą odskocznię od rzeczywistości. :)

      Usuń
  8. Kusząca okładka,jednak serii nie czytałam, więc na razie odpuszczam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmm sama nie wiem... Może kiedyś...

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest seria, która nie miała prawa mi się spodobać, ale tak mnie urzekła, że po nocach szukałam ebooków, by wiedzieć co dalej i nie opuszczać świata. Jest po prostu urocza, przesłodzona i lubię za nią Cass.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, nie spodziewałam się, szczerze mówiąc, że Ci się ta seria spodoba. Ale to prawda, mimo że była mocno przesłodzona i odrobinę mery sue'owska, to i tak miło spędziałam czas podczas czytania. Zwłaszcza pierwszych trzech tomów. :P

      Usuń
  11. Mi historia Eadlyn bardziej przypadła do gustu, niż Maxona i Americi, zwłaszcza w ostatnim tomie, ale być może to dlatego, że, gdy ją przeczytałam, to nie miałam pojęcia, że to czwarty tom Selekcji i wzięłam ją za jednotomówkę :D

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? To jesteś jedną z niewielu osób, które znam i które tak twierdzą. Historia Eadlyn wydawała mi się takimi odgrzewanymi kotletami. :)

      Usuń
  12. Już tyle lat minęło, a ja wciąż nie ruszyłam tego tematu - i zapewne już nie ruszę, mimo tych wszystkich pozytywnych i (czasem) hurraoptymistycznych recenzji, z którymi przyszło mi się zderzyć :)

    OdpowiedzUsuń