Trochę o wyzwaniach czytelniczych

Ostatnimi czasy czytam więcej niż zwykle, czego nagła świadomość wywołała duże zdziwienie. No, bo jak to tak? Przecież pracuję więcej, obowiązków też przybyło, a doba - o ile mi wiadomo - nie zwiększyła ilości godzin. Wzięłam więc kawkę, usiadłam przed laptopem i zaczęłam szperać w necie, żeby poszukać powodu tej nienormalności. Bałam się, że Google stwierdzi, że to pierwsza oznaka hemoroidów, rak lub (najgorzej) początki choroby psychicznej o trudnej, łacińskiej, niemal nie do wymówienia nazwie.

I gdy tak sobie szperałam, w oczy rzuciło mi się Wyzwanie Czytelnicze na rok 2020. Postanowiłam podjąć temat.

Wielokrotnie zastanawiało mnie, po co ludzie potrzebują wyzwań? Jeżeli lubią czytać, robią to. Jeżeli chcą poszerzyć gatunki, zmienić autorów znanych na niepopularnych, czytać książki z mniejszą ilością stron niż zwykle albo wybrać książkę z cyfrą na okładce, czy co też oferują wyzwania - po prostu to robią. Właściwie czytelnicy mogą sięgnąć po lekturę, na jaką tylko w danej chwili mają ochotę, a jedyne, co ich ogranicza, to własna wyobraźnia.

Nie zrozumcie mnie źle. Sama parokrotnie uległam schematowi i postanowiłam przeczytać 52 książki - myślę, że kojarzycie najbardziej znane wyzwanie, o którym głośno w świecie i które oferuje nam portal LubimyCzytać. Aktualnie jednak zadaję sobie pytanie: dlaczego się przyłączyłam? Czułam wewnętrzną potrzebę pochwalenia się znajomym z ilości przeczytanych pozycji? Szukałam mobilizacji do czytania? A może po prostu fajnie przenosiło się książki z półki "in progress" na tą z napisem "done"?

A co jeśli zabraknie czasu/chęci/książek/przepali się żarówka i nastanie ciemność/literki będą zbyt małe (zbędne skreślić) i nie podołamy wyzwaniu? Czy spadnie na nas boska kara za dawanie złudnych nadziei i niedotrzymywanie obietnic? Nie. Nie spadnie. Nikogo tak właściwie nie obejdzie, że się przeczytało dziesięć książek zamiast tych 52. 

Wyzwania Czytelnicze nie mają żadnego głębszego sensu. Istnieją wyłącznie po to, by ludzie mieli zabawę i mogli się pochwalić "ukończonym zadaniem".

Moje słowa mogą brzmieć nieco nieprzyjemnie i negatywnie, ale serio nie jestem w stanie znaleźć żadnego pozytywu ewenementu Wyzwań Czytelniczych i faktu, czemu ludzie tak często i chętnie się zapisują.

Bardzo chętnie usłyszałabym, co Wy o tym sądzicie, bo może zdołacie przekonać mnie do odmiennego zdania - zaznaczam, że musicie użyć naprawdę dobrych, rozsądnych oraz twardych argumentów. Chciałabym też wiedzieć, jak się zapatrujecie na Wyzwania Czytelnicze, czy bierzecie udział i jak je traktujecie?

P.S. Odnośnie wstępu z góry - to nie choroba. A przynajmniej nie taka zagrażająca zdrowiu. :)

25 komentarzy:

  1. Może wyda Ci się to dziwne kochana, ale mnie wyzwania czytelnicze demotywują do czytania, ponieważ niestety wywołują one u mnie poczucie presji. Dlatego, nie biorę w nich udziału. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wręcz przeciwnie, wcale nie wydaje mi się to dziwne. Ba, nawet rozumiem i popieram. Czytanie to ma być dobra zabawa, mile spędzanie czasu, a nie bezsensowny Gallup na łeb na szyję. ;)

      Usuń
  2. Ja biorę udział w wyzwaniach na Granice.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu akurat tam? Czy wyzwania na Granicach są inne od reszty?

      Usuń
  3. Nigdy nie brałam udział w takim typowym wyzwaniu. Kiedyś tylko brałam udział w maratonach czytelniczych. Są krótsze i zazwyczaj sięgałam podczas nich powieści, które nie często czytam. Różne są kategorie podczas takich maratonów, a czasem ich nie ma w ogóle.

    Książki jak narkotyk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym się różni taki maraton od wyzwania? Bardzo mnie to interesuje. ;)

      Usuń
  4. Ja traktuję wyzwania czytelnicze jako zabawę - jeśli są trochę bardziej zaawansowane niż "przeczytam x książek". Bawi mnie, że muszę wyszukać coś, co nie tylko będzie mi odpowiadało, ale też spełni jakiś z góry narzucony warunek. Ale poza dwoma takimi każdego roku (magiczne maratony u BookRoast), raczej nie traktuję ich zbyt poważnie. Owszem, zaznaczyłam na Lubimy Czytać, że przeczytam 100 książek w tym roku, ale nie zamierzam czytać na wyścigi :)
    PS. że Google zawsze diagnozuje raka to wszyscy wiemy, ale czy tylko u mnie zawsze drugą najpopularniejszą odpowiedzią jest ciąża? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli widzę u Ciebie zdrowe podejście, choć nie do końca wiem, czemu chcesz przy czytaniu "spełniać narzucone warunki", ale okej, rozumiem - taka zabawa. :) I cieszy mnie to, że nie czytasz na wyścigi. Swoją drogą, powodzenia przy połknięciu 100 książek. :P

      U mnie to rak albo problemy sercowe. Nie spotkałam się jeszcze z ciążą. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Kilka lat temu wyzwanie 52 książki pozwoliło mi na nowo wykształcić sobie nawyk czytania. Aktualnie dalej lubię dużo czytać, ale na LC nie mam już zakładki 52 książki z dopiskiem aktualnego roku, ale co roku tworzę sobie półkę, która jest aktualnym rokiem. Mimo wszystko lubię wiedzieć ile książek przeczytałam w danym roku i porównywać to obie z poprzednimi latami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jedyna pozytywna rzecz, jaką słyszałam o wyzwaniach czytelniczych: powrót do czytania. Aktualnie również posiadam półki z rokiem wyłącznie w celach - tak jak u Ciebie - czysto analitycznych. Jako ścisłowiec badam tendencje czytania u homo sapiensa nazywanego czasami Ew. :P

      Usuń
  6. Nie za często biorę udział w wyzwaniach czytelniczych. W ubiegłym roku pierwszy raz przystąpiłam W 2019 przeczytam...książek. Ja w poprzednich latach czytałam ponad 100 tak w ubiegłym udało mi się poznać 60+ wyzwania nie ukończyłam.Świat się nie zawalił... tak wyszło. W tym roku dalej przystąpiłam do tego samego i podałam taką samą liczbę książek 85...Nie wiem czemu przystąpiłam do tego wyzwania...ot tak. Ja nie potrzebuję zachęty aby czytać...czytam bo kocham.Ale wyzwanie tak chyba dla kaprysu.Wiadomo jak wyzwanie się ukończy czuje się satysfakcje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 100 książek w rok? Wow, robi wrażenie, gratuluję. Ja swego czasu mocniej skupiłam się na pisaniu (mowa, naturalnie, o fanfiction), więc czytanie książek spadło na dalszy plan, przez co ledwo osiągałam pulę 20 książek rocznie. Wstyd. Ale postanowiłam w tym roku zrobić rachunek sumienia i się poprawić. :)

      Cóż, faktycznie, ukończenie wyzwania może być ździebko satysfakcjonujące. Szczególnie ukończenie wyzwania z wynikiem niemal osiągającym apogeum ludzkich możliwości. :P

      Usuń
  7. Ja jestem wyzwaniowym odmieńcem w porównaniu do przedmówców - uwielbiam brać udział w wyzwaniach i sama kilka prowadzę.
    To świetna zabawa, sięganie po książkę, która od dawna czeka a dzięki wytycznym w danym miesiącu mam lepszą motywację, by po nią sięgnąć. Uwielbiam to wyczekiwanie jaki będzie nowy temat/motyw, przeglądam półki... Ważne, by nie czytać na wyścigi, że muszę bo jak nie to kara będzie. Na luzie zabawa lepsza i faktycznie motywująca :)
    Aktualnie i tak biorę udział w małej liczbie wyzwań z uwagi na życie, był rok że miałam "na głowie" bodajże 13 wyzwań :)

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie rozumiem, co Cię powstrzymuje przed sięgnięciem po książkę bez wyzwania? Piszesz, że masz odpowiednią motywację... ale przecież i tak summa summarum chcesz przeczytać książkę i zapewne to zrobisz z wyzwaniem czy bez. :P

      13 wyzwań? Wow. I wszystkie udało Ci się zakończyć powodzeniem?

      Usuń
    2. W znacznej większości wyzwań miałam zaliczony każdy miesiąc :) Grunt to dopasować jedną książkę do wielu wyzwań :) Zapraszam Cię do zakładki W13 i W13/2, tam są wszystkie te wyzwania - to był najbardziej obfitujący rok

      Nic mnie nie powstrzymuje, często sięgam po książki, które właściwie można zaliczyć tylko do '52 książki", ale fajniej jest gdy można je do czegoś dopasować. Tak czytam niezależnie od wyzwań, tylko czasu jest mniej niż wymarzonych książek do przeczytania, więc chęci to jedno a wyzwania pomagają, by dobrać jakoś tę zapomnianą lekturę. Na przykład teraz czytam książkę wydaną w 2012, od dawna stała na półce, nijak nie mogłam się za nią zabrać i teraz moje własne wyzwanie (w właściwie dwa naraz) mnie zmotywowało - i dobrze bo książka jest super :)

      Motywujące są też nagrody - w wyzwaniach na granice.pl dwukrotnie wygrałam pudło z 52 książkami :) Do tego za punkty też kilka rocznie wymieniam :)

      Usuń
    3. Ale właściwie co to za "zabawa", skoro jedną książkę dopasowujesz do, dajmy na to, czterech kategorii paru różnych wyzwań? Chyba się to troszkę mija z celem, czyli przeczytaniem książek pojedynczo do każdego podpunktu, mam rację? :)

      Z tego, co piszesz, to wyzwania na granice.pl to raczej konkursy-losowanki. Chyba że przyznają nagrodę w postaci tylu książek każdemu, kto podoła? :P Wtedy może i ja się zapiszę. :P

      Usuń
    4. "Zabawa" jeszcze lepsza, bo nie jest łatwo dopasować jedną książkę do 5 czy 7 wyzwań za jednym zamachem - a regulaminy nie wykluczają takiego zabiegu. Nie trzeba czytać do każdego wyzwania osobnej książki.
      A co do granic - nie wiem czy każdy, ale Ci co podołali na pewno dostają punkty. Kilka osób w każdej kategorii (3) otrzymuje książki, ale nie jest to na zasadzie losowania - liczą się opinie.

      Usuń
    5. Nie do końca rozumiem, o co chodzi z tymi "punktami", ale wejdę na granice i przeczytam. :) Poza tym naprawdę cieszę się - mimo mojego negatywnego nastawienia do wyzwań - że Tobie sprawiają one przyjemność i, cóż, czerpiesz z nich korzyści. :)

      Usuń
  8. Ja osobiście polecam wyzwania czytelnicze na granice.pl. W zeszłym roku brałam udział i udało mi się zdobyć jedno z nagrodzonych miejsc. Ostatnio dotarła moja nagroda... 26 książek :)

    Carrrolina Blog-klik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, to jest jedyny dobry argument odnośnie brania udziału w wyzwaniach - nagroda. I to jaka. Gratuluję. ;)

      Usuń
  9. Nie biorę udziału w wyzwaniach, ale mam kilka argumentów na "tak".

    1. Pierwsze kroki: Wyzwania książkowe to doskonały sposób na stawianie pierwszych kroków w literackich światach. Czasem bywa tak, że chce się zacząć, ma się ochotę poczytać, ale zawsze znajdzie się coś lepszego, innego lub tłumacząc się brakiem czasu, odpuszczamy. Warto wziąć udział w takiej zabawie, żeby po prostu ruszyć coś w tym kierunku.

    2. Poszerzenie horyzontów: To chyba jedna z najprzyjemniejszych wypadkowych wyzwań, które skłaniają do sięgnięcia po nowe tytuły. Poszerzanie horyzontów związane jest z czytaniem według jakiegoś klucza, a wiadomo, że takich wytycznych – mniej lub bardziej fantazyjnych – może być wiele.


    3. Systematyczność: To ogromna zaleta wyzwań, które zakładają dzielenie się z innymi swoimi literackimi przeżyciami. Przeczytasz? Świetnie, ale napisz o tym dwa słowa. Świetna sprawa, szczególnie kiedy prowadzi się blog – od razu pojawia się taka wewnętrzna potrzebna pisania.

    4. Więcej: Nie zawsze więcej znaczy lepiej, ale czytając częściej, poznając kolejne historie, mamy szansę trafienia na większą liczbę perełek. Jednak to nie wszystko – często w wyzwaniach można, poza satysfakcją, zgarnąć książkowe nagrody. Jest motywacja? No jasne, że jest!

    5. Dodatkowo: Można dodatkowo wspomnieć o nagrodach, o poznawaniu nowych blogów, długich rozmowach o książkach, wejściu w świat ludzi, którzy chcą czytać, zarażają swoją pasją i oczywiście o wspaniałej atmosferze oraz ogromnej satysfakcji.

    Pisałam o wyzwaniach na blogu, ale w pozytywach :) Oczywiście można dyskutować, czy warto, czy nie warto. Jedno jest pewne: jak się ludziom podoba i jakoś im to pomaga, to nich robią :) Robimy w życiu tryliard rzeczy, które są bez sensu - ta przynajmniej jest niegroźna.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, przyznam szczerze, że jakoś nie przypisałam wyzwania czytelniczego do świeżynek, czyli osób, które raczej były na bakier z czytaniem, ale ich natchnęło i zamierzają nagle zmienić nawyki. Mój błąd. A ty, z kolei, masz rację, pisząc, że dzięki wyzwaniu mogą zmierzyć się z, dajmy na to, paroma gatunkami, skąd będa wiedzieć, które im się podobają, a które powinni omijać szerokim łukiem. :)

      Ładnie zakończyłaś wypowiedź. Mówię o "tryliardzie bezsensownych rzeczy", oczywiście. I tu się z Tobą zgodzę, że można dodać coś do listy "bezsensów", tym bardziej coś tak fajnego, jak czytanie.

      Podsumowując, wyzwania są fajne, kiedy robimy to dla samych siebie. Jeżeli próbujemy udowodnić innym, że potrafimy i się nadaremno spinamy, żeby wyrobić zamierzone efekty, wyzwania zdecydowanie tracą na wartości.

      Również pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. "Podsumowując, wyzwania są fajne, kiedy robimy to dla samych siebie." - w punkt :)

      Usuń
  10. Ja kiedyś tworzyłam nawet wyzwania, brałam udział w innych, ale jeśli mi nie szło, to bez problemu po prostu rezygnowałam i świat się nie walił. I robiłam to dla siebie. Organizowałam ABC czytania (czytanie pod konkretne literki), bo w jakiś sposób pozwalało mi to wyczytywać stosik wstydu :D W końcu jak nie miałam literki, pierw szukałam u siebie! :D
    Co do 52 książki w ciągu roku - co roku zapisywałam się do tej grupy, ale bardziej dlatego, że lubiłam atmosferę, bo i tak nie zdarzyło mi się przeczytać mniej niż te 52. Lubię natomiast ustawiać sobie ilość do przeczytania w ciągu roku - fajnie, że LC to wprowadziło, bo wcześniej miało to tylko GR z portali, z których korzystałam, a ich interfejs mnie irytował. Lubię widzieć, jak ten pasek i procenty rosną :D Ale jak nie przeczytam tyle, ile założyłam to nie pochłoną mnie ognie piekielne - po prostu paseczek nie dojdzie do końca, mówi się trudno i czyta się dalej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli widzę, że masz zdrowe podejście do wyzwań. Ile znam osób, które za wszelką cenę próbują zapełnić "ten paseczek", jak ładnie napisałaś. Tylko nie rozumiem, dlaczego tworzyłaś te wyzwania po to, by sięgnąć po książkę ze "stosiku wstydu". Czemu nie mogłaś tego zrobić, ot tak, po prostu? :P

      Usuń