Recenzja [336] - Ku sprawiedliwości, ku Wierze

 
PREMIERA 18.10.2024

Anthony Ryan to szkocki pisarz, który ma na swoim koncie wiele bestsellerowych powieści. Swoją przygodę z pisaniem rozpoczął od kolekcjonowania odmów wydawniczych, co ostatecznie przerodziło się w wybranie ścieżki self-publishingu. Jednorazowo, ponieważ po ciepłym przyjęciu debiutu przez czytelników, nawiązał współpracę z wydawnictwem i od tamtego czasu w pełni może poświęcać się swojemu upragnionemu zajęciu. A przynajmniej tak o sobie pisze sam autor. :)

Pieśń krwi rozpoczyna trylogię Kruczego Cienia i skupia się na życiu Vaelina Al Sorny. Chłopiec jest synem sławetnego Lorda Bitew, a mimo to w wieku dziesięciu lat trafia do Szóstego Zakonu, w którym razem z rówieśnikami szkoli się na Brata pod czujnym okiem Mistrzów. Surowe kary, chłosta, pilna nauka stają się jego codziennością. Podobnie jak niebezpieczne próby, od których zależy jego dalsze życie.

Ciągłe wyzwania, nowo poznani ludzie, którzy okazują się zupełnie kimś innym, niż zakładał, a także to dziwne uczucie, które towarzyszy mu od zawsze. Coś, co pozwala mu być lepszą wersją samego siebie... 


Pieśń krwi to epikca fantastyka na naprawdę wysokim poziomie. Anthony Ryan powoli i dokładnie snuje opowieść, a robi to naprawdę genialnie. Spokojne momenty przesycone emocjami przeplata z takimi z wartką, dynamiczną akcją, dzięki czemu nie ma ani chwili na nudę. Pozwala poznać głównego bohatera (a także postacie drugoplanowe) niemal od dziecka, co sprawia, że czytelnik automatycznie zżywa się z Vaelinem, kibicuje mu i z wypiekami na policzkach śledzi jego dalsze poczynania. Rozdziały są okraszone niebezpieczeństwem, momentami grozą, jak również magią i nadzieją. Tajemnice wylewają się ze stron, podobnie jak marzenia, by je szybko rozwikłać. W każdym słowie czuć oddanie, przyjaźń, braterstwo i moc podążania zgodnie z własnym sumieniem.

W powieści czytelnik styka się z nowym uniwersum, a co za tym idzie - od podstaw poznaje hierarchię władzy, rozłożenie królestw, historię wykreowanego świata, przeszłe wojny oraz system magiczny. Choć o tym ostatnim w Pieśni krwi nie jest zbyt wiele. Raptem wspominki, które - ogromnie na to liczę - rozwiną się w Lordzie Wieży, czyli w drugim tomie. 

W Pieśni krwi autor mocniej skupia się na kreacji Vaelina. Przedstawia jego dzieciństwo i nastoletnie lata. Pokazuje, z jakimi problemami się mierzył i jakie los rzucał mu wyzwania pod nogi. Opisuje, jak z młodego chłopaka Vaelin wyrósł na potężnego, inteligentnego mężczyznę, którego imię niesie posłuch po całym królestwie. I przyznam bez bicia, że całkowicie to kupiłam. Nie pamiętam, w jakiej książce ostatnio aż tak mocno zżyłam się z głównym bohaterem, że po przeczytaniu pierwszej części niemal zaczęłam odliczać dni do poznania kolejnej.

Książka jest dość gruba, to znaczy liczy ponad 760 stron, przez co chwilami - dosłownie - ciężko ją czytać. W momentach zwątpienia posługiwałam się cudownym audiobookiem czytanym przez Marcina Przybylskiego, którego głos niejednokrotnie wywoływał ciarki na mojej skórze. Co się tyczy nowego wydania, zostało dopracowane do perfekcji. Mapy na wyklejce, ilustracje i zdobienia rozdziałów umiejętnie budowały klimat powieści.

Pieśń krwi to książka, którą polecę bez wahania, zwłaszcza freakom high fantasy. Gwarantuję, że historia zachwyci każdego lubiącego rozbudowane uniwersa, intrygujący system magiczny, a także motyw od zera do bohatera. Anthony Ryan wykreował historię, od której ciężko się oderwać, która porywa od pierwszego rozdziału i nie puszcza aż do ostatniego. Czytajcie, bo naprawdę warto!

9/10

Pieśń krwi
Anthony Ryan
Wydawnictwo Fabryka Słów
Warszawa 2024
Stron: 768

→ Lord Wieży

Za możliwość przeczytania dziękuję Wydawnictwu

1 komentarz: